środa, 1 lutego 2017

Fundamenty - Rozdział XIX

– Dobrze – rozpoczął Czachor. – Tak więc od początku. Co robiłeś w nocy z dziewiątego na jedenastego lipca?
Do Artura, Wojciechowskiego i młodego Strzelińskiego dołączył adwokat Zygmunt Michalski. Był to starszy człowiek z nieco siwiejącymi włosami i krótko przystrzyżoną szarawą bródką. Na nosie miał okrągłe okulary w cienkich oprawkach, które dodawały mu nieco powagi. Mówił spokojnie i rzeczowo. Widać było, że jest profesjonalistą. Podobno był to jeden z współpracowników posła, kiedy tamten był jeszcze adwokatem. Komisarz nie obawiał się jednak zbytnio mecenasa, mimo iż domyślał się, że ten należy do miejscowej prawniczej elity. Jego plan po raz kolejny zadziałał. Wzbudził w chłopaku pożądany strach. Wiedział, gdzie powinien uderzyć. Czego będzie bał się najbardziej. A tacy skurwiele jak on, boją się najbardziej ujawnienia ich chorych fascynacji. Wystarczy odpowiednio wykorzystać sytuację, a powiedzą i zrobią wszystko, byleby uniknąć ogromnego wstydu i długotrwałej, jak i nie dożywotniej, stygmatyzacji, zresztą bardzo słusznej, ze strony społeczeństwa. Czachor obawiał się tylko trochę późniejszych oskarżeń o wymuszanie zeznań, ale patrząc na Macieja Strzelińskiego i jego "szczerą chęć współpracy" ryzyko było niewielkie, o ile nie znikome. Zresztą wiedział, że to on dźgnął ojca nożem. Nie miał ku temu żadnych, nawet najmniejszych, wątpliwości. Oczywiście, zgodnie ze swoją naturą, zamiast zeznań "skruszonego" przestępcy, wolałby mieć twardy dowód rzeczowy, ale nie zawsze było to możliwe i takie proste.
– Byłem w domu – zaczął powoli opowiadać syn posła. – Oglądałem film.
Ciekawe jaki... – pomyślał ze złością komisarz.

– Czyli rozumiem, że byłeś jednak tej nocy w domu?
Siedzący obok chłopaka, adwokat już chciał coś powiedzieć, ale jego klient mu na to nie pozwolił.
– Tak – odparł krótko.
– Całą noc?
Zastanowił się chwilę.
– Nie. Koło drugiej wyszedłem.
– Dlaczego?
Milczał. Spuścił wzrok. 
– Dlaczego wyszedł pan z domu? – powtórzył pytanie komisarz.
– Mój klient nie musi odpowiadać na to pytanie – poinformował Michalski, w charakterystycznym urzędowym tonie.
– Lepiej będzie jak odpowie – wtrącił Przemek, próbując jednocześnie posłać dyskretne spojrzenie Strzelińskiemu.
– Więc jak? –  dopytywał Czachor.
– Pokłóciłem się z ojcem. – Z trudem wypowiadał każde słowo.
– O co się pokłóciliście?
– Nie... Nie pamiętam.
– Jak to?
– No po... po prostu. Nie pamiętam – stwierdził kategorycznie, po czym dodał: – Wiecie panowie... to był dla mnie taki ss... stres... Nie pamiętam... Naprawdę.
Coś tu się nie klei – zauważył komisarz. Uznał jednak, że na razie nie jest to najbardziej istotne.
– Rozumiem. – Postanowił pozostawić ten wątek. – Co się stało potem?
– Potem...– Przełknął ślinę. –  Jja nnie wiem jak to się stało... Naprawdę...– W jego oczach pojawiły się łzy. Artur wątpił jednak, aby były to łzy skruchy. Wyrażały one raczej paniczny strach młodego Strzelińskiego.
– Co się stało?
– Nnnawet nnie wwwiem kkiedy – jąkał się. – Wwwziąłem nóż i... – zawiesił głos.
– Czy dźgnąłeś swojego ojca, Krzysztofa Strzelińskiego, nożem? – Postanowił mu nieco pomóc.
– Tttak. – W tym momencie wybuchnął płaczem.
Adwokat Michalski skrzywił się na twarzy. Pewnie nie do końca takiego rozwoju wypadków oczekiwał.
– Ale ja nie chciałem! Naprawdę! To był wypadek! – Szlochał. – Błagam! Ja nie chcę! Nie chcę iść do więzienia!
Czachor teraz jeszcze bardziej utwierdził się w swojej opinii o chłopaku. Podczas przesłuchania ani razu nie zapytał o swojego ojca. W ogóle go to nie interesowało. Był patologiczną, egoistyczną jednostką, pozbawioną chyba jakiejkolwiek empatii. Jedyne co go w tej chwili przejmowało, to konsekwencje, które może ponieść.
– Co zrobił pan potem?
– Wyszedłem z domu. – Przerwał na chwilę swój lament.
– Dokąd?
– Nie pamiętam. – Tłumaczył łamiącym się głosem. – Byłem chyba w jakimś klubie.
– Jakim?
– Nie pamiętam. – Znów się rozpłakał. – Ale błagam! Ja naprawdę nie chciałem! Zlitujcie się! Błaaaagam! – Ukrył twarz w dłoniach.
Na twarzy mecenasa rysował się coraz większy grymas.
– Możemy zrobić przerwę? – zapytał zniecierpliwiony.
Czachor zastanowił się chwilę. Tak, trzeba było zrobić przerwę. Znowu dać mu czas. Teraz to nie miało najmniejszego sensu. Co chwila musieliby wysłuchiwać, że to był wypadek, że on tak nie chciał, że nie może iść do więzienia. Zdecydowanie, to nie miało sensu.
– Dobrze – odpowiedział, podnosząc się z krzesła. 

– No to chyba go mamy – stwierdził Maciek, który już od jakiegoś czasu obserwował przesłuchanie.
– Nie do końca – odpowiedział mu Czachor. – Wiemy kto i mniej więcej jak, ale nie wiemy dlaczego.
– A chuj z tym. – Machnął ręką podkomisarz. – Przyznał się. Co za różnica, gdzie potem polazł? –  Spojrzał przez lustro weneckie do wnętrza sali. Młody Strzeliński rozmawiał teraz ze swoim adwokatem. – Byle by tylko nas nie podpierdolił.
– Nie zrobi tego – uznał Artur.
– Chuj. – Wojciechowski kolejny raz machnął dłonią. – Młody, masz coś? – zwrócił się do aspiranta.
– Na pierwszy rzut oka żadnych powiązań ze światem przestępczym. Bilingi zacząłem przeglądać. Raczej nic ciekawego.
– Bank?
– Jeszcze do tego nie doszedłem.
– Komputer – zasugerował Czachor.
Popatrzyli na niego zdziwieni.
– Komputer. Co Strzeliński robił w komputerze?
– W zasadzie to nie wiem. Pan Zbyszek jeszcze się nie odzywał. Ale co to ma za znaczenie?
– Widziałeś w jakim stanie był komputer, który znaleźliśmy w gabinecie? To na nim chłopak wyładował całą swoją złość. Być może to tutaj mamy odpowiedź na pytanie "dlaczego?".
– Ja tam stawiam na to – zaczął Wojciechowski – że gnojek pokłócił się z ojczulkiem o te porno. Pomyślcie, rok do wyborów, a gówniarz mu tak bruździ. Może nie wytrzymał i powiedział chłopakowi dobitnie, co o tym sądzi. A on, jak to frustrat, wkurwił się i zrobił o kilka rzeczy za dużo.
– Trzeba będzie przesłuchać tego Strzelińskiego – stwierdził Artur.
– I tak nic nie powie. – Przemek wzruszył ramionami. – Po co mu taki syf? Lepiej powiedzieć, że to zamach ze strony wrogów politycznych. Jeszcze się nie zdziwię, jak chujek zbije na tym niezły kapitał. – Wyjął telefon z kieszeni. – Jest prawie wpół do pierwszej. –  Spojrzał na godzinę, po czym odblokował ekran i coś sprawdził. – Dzwonili ze szpitala. – Popatrzył na kolegów. – Co robimy? Ja chyba pojadę pogadać z tym Strzelińskim... Artur jedziesz ze mną?
Zastanowił się chwilę. Na razie kontynuowanie przesłuchania nie miało sensu. Zresztą przydałby się w końcu jakiś dowód. Zeznania zawsze można było łatwo odwołać. 
– Wiesz co...–  Zamyślił się na chwilę. – Może ja podejdę, zobaczę co z tym komputerem, co?
– Jak chcesz. To młody, te rachunki bankowe obczaisz, ok?
– Ok.
– Dobra. To ja się zbieram. – Ruszył w głąb korytarza.
Czachor został sam z aspirantem. Przez chwilę w milczeniu obserwował Macieja Strzelińskiego. Teraz to adwokat coś mu tłumaczył. Widać było, że stara się uspokoić roztrzęsionego chłopaka. Komisarzowi nie było mu go jednak wcale żal. To nie był człowiek, który zrobił coś niechcący, pod wpływem emocji, który żałował swoich czynów. To był przebiegły, zboczony gnojek. Ciekawe, czy jest świadomy co czeka go w pudle – zastanawiał się Artur. Prędzej czy później i tak się dowiedzą. Wtedy będzie miał przesrane. Nie. Będzie miał przejebane. Po prostu w chuja przejebane.
– Za co miałby was podpierdolić? – odezwał się Król.
– Za pendrivy –  odpowiedział. odwracając się od szyby.
– Mały szantażyk? – Uśmiechnął się nieco.
– Aha. –  Pokiwał głową. Cały czas się nad czymś zastanawiał.
– I myślisz, że nie odwoła zeznań?
– Nie – stwierdził z przekonaniem. – Jest zasrany. Jak każdy taki gnój. Prędzej będzie wolał trafić do paki za usiłowanie zabójstwa niż za te skurwysyństwo.

Artur zapukał do pomieszczenia techników.
– Proszę! – Usłyszał znajomy głos Klaudii.
– Dzień dobry – przywitał się, widząc oprócz niej, siedzącego w końcu pomieszczenia pana Zbyszka.
– Dobry, dobry... Komisarzu, tak? Dobrze pamiętam? – Uśmiechnął się mężczyzna.
– Tak. – Zbliżył się do technika. – Patrzył już pan na ten komputer? – Wskazał ręką na rozebrane urządzenie.
– Tak, tak. – Mężczyzna pokiwał głową. –  W zasadzie to już miałem do was z tym iść. Tak prawdę mówiąc, to nie przejrzałem go dokładnie, ale zainteresuje was pewnie co robił w chwili, gdy doszło do napaści. Udało mi się przywrócić stronę internetową, którą miał wtedy otwartą. – Włączył zabezpieczony w domu Strzelińskiego monitor.
Na ekranie ukazała się witryna internetowa banku. 
– Robił jakiś przelew, ale nie dokończył... – Wytężył wzrok, wpatrując się w dane wyświetlone na stronie. – Dla Joanny Przybysz. Na dziesięć tysięcy.
Serce Czachora zabiło mocniej. 
– Joanny Przybysz? – Postanowił się upewnić.
– Tak.
Myślał teraz intensywnie. Joanna Przybysz. Poseł Strzeliński. Kłótnia z synem. Przelew.
Musiał sprawdzić jeszcze jedną rzecz.
– Dziękuję, panie Zbyszku – powiedział dosyć cicho, pospiesznie wychodząc z pomieszczenia.

– Stan pana posła już się nieco poprawił – tłumaczył doktor Korzeń Wojciechowskiemu. –  Przenieśliśmy go na oddział. Myślę, że może pan z nim porozmawiać. – Zatrzymali się przed drzwiami sali chorych. Przemek nigdzie nie widział już Doroty Strzelińskiej.
– Dziękuję. – Uśmiechnął się, naciskając klamkę.
– Tylko nie za długo – dodał lekarz, odchodząc z powrotem.
Pamiętaj, trzeba być grzecznym i kulturalnym – powtarzał sobie podkomisarz, wchodząc do pomieszczenia. W małej sali z pomalowanymi na jasnożółtawy kolor ścianami stało tylko jedno łóżko. Leżał na nim, podpięty do kroplówek i jakiejś aparatury, poseł Krzysztof Strzeliński.
– Dzień dobry – przywitał się Przemek. – Podkomisarz Przemysław Wojciechowski, Komenda Miejska Policji w Suwałkach.
– Aaa – ożywił się mężczyzna. – Witam. Witam, pana. Strzeliński. Krzysztof. – Podniósł się nieco, wyciągając w jego kierunku dłoń.
Policjant uścisnął ją ze skrywaną niechęcią. Usiadł na stojącym przy łóżku krześle i wyjął swój notatnik.
– Chciałbym z panem porozmawiać o tym co się stało...
– Też bym z panem chętnie o tym porozmawiał, ale niewiele pamiętam.
– Rozumiem, ale proszę postarać się sobie cokolwiek przypomnieć. Nawet najmniejszy szczegół może nam pomóc w ujęciu sprawcy. – Nie mógł na razie zdradzić, że prawdopodobny sprawca siedzi już na komendzie.
– Tak, tak... – westchnął. – Nie żebym coś do pana miał... –  Znów się do niego nachylił. – ale wy go za Chiny nie złapiecie – powiedział konspiracyjnym tonem. – A jak złapiecie, to nie tego co trzeba. – Machnął ręką. – Oglądał pan ten film... Ten taki o specsłużbach? Widział pan, jak to wszystko działa?
Jeszcze chujku ze mnie debila próbujesz robić – pomyślał ze złością podkomisarz.
– Proszę dać mi jednak szansę – Z trudem wysilił się na uśmiech. – Proszę powiedzieć, co pan pamięta.
– Siedziałem w swoim gabinecie – zaczął powoli. – Wie pan, taki azyl do pracy po godzinach. Ludzie śmieją się, że my nic nie robimy, ale to nie do końca tak jest. Czasem naprawdę trzeba, jak to mówią, zarwać nockę – wyjaśnił.– No i w zasadzie w pewnym momencie film mi się urwał. –  Skrzywił się nieco.
– Pamięta pan mniej więcej, o której?
Poseł pokręcił przecząco głową.
– Ma pan może jakiś wrogów? Kogoś kto chciałby to zrobić? – Musiał zadać standardowe pytania, choć wiedział, że w tym przypadku nie ma to zbyt wielkiego sensu.
– Pełno. – Uśmiechnął się, jakby był z tego dumny. – Zawsze chcieli nas zniszczyć.
– Kto?
– Jak to kto? Ten nieudolny, bojący się prawdy rząd.
Och tak –  Przemek był już nieźle zirytowany.
– Ma pan kogoś konkretnego na myśli?
– Wie pan, trudno poznać personalia tych agentów, ale zleceniodawca jest jeden i ten sam. Polski rząd Koalicji Demokratycznej na czele z Eugeniuszem Baranem.
– Rozumiem. – Pokiwał głową. – A jak układają się pańskie relacje z synem?
– Z Maćkiem? Dobrze – odpowiedział bez chwili zawahania. –  Złoty chłopak.
Bardzo – stwierdził z przekorą podkomisarz.
– Jest może tutaj? – zapytał poseł.
– Nie. Właściwie chcielibyśmy z nim porozmawiać, ale nie wiemy gdzie jest. – Spojrzał na mężczyznę, uważnie obserwując jego reakcję.
Ulga? Możliwe.
– Hmm... – Zastanowił się. – Pewnie u kolegi jakiegoś zabalował.
Na pewno – niemal pokręcił głową z dezaprobatą. W momencie kiedy miał zadać kolejne pytanie, poczuł wibrujący w kieszeni telefon. Spojrzał na wyświetlacz.
– Przepraszam na chwilę. –  Uśmiechnął się przepraszająco, wstając z krzesła i ruszając do drzwi.
– Co tam? – odebrał.
– Gdzie jesteś? – zapytał Czachor.
– W szpitalu.
– Kończ i wracaj na komendę.
– Ale o co chodzi? – Zdziwił się.
– U Strzelińskiego jesteś?
– Mhm – potwierdził.
– Jak przyjedziesz, to wszystko ci wytłumaczę.

=> Rozdział XX

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Szablon wykonała Shalis dla WioskaSzablonów przy pomocy AlexOloughlinFan, subtlepatterns.