wtorek, 31 stycznia 2017

Fundamenty - Rozdział XVIII

Od kilkudziesięciu minut znajdowali się w przestronnej sali konferencyjnej. Powoli zaczynał doskwierać im brak klimatyzacji. Mimo pootwieranych na oścież okien Czachor czuł kropelki potu na czole. Starał się dyskretnie sprawdzić, czy jego koszula również "odczuła" już skutki lipcowej temperatury. 
– Kurwa, mogliby się ruszyć trochę – odezwał się zniecierpliwiony podkomisarz.
Czekali na prokurator Cieślak i podinspektora Górskiego. Rzeczywiście trochę się spóźniali. Było już w pół do dziewiątej. Artur uznał jednak, że może to i dobrze. Musieli dać czas młodemu Strzelińskiemu. Chciał, aby chłopak przemyślał sobie dokładnie, w jakiej sytuacji się znalazł, żeby trochę ochłonął. Wiedział, że syn posła jest przerażony. Najwyraźniej nie spodziewał się takiego obrotu sprawy. Trzeba było to umiejętnie wykorzystać. Człowieka przestraszonego, wyprowadzonego z równowagi łatwiej było nakłonić do współpracy. Kluczem do sukcesu było pokazanie mu w jak beznadziejnej sytuacji się znalazł i że jedynym z niej wyjściem będzie właśnie współpraca z policją. 
– Jezu, jak tu gorąco – westchnęła Klaudia, sięgając po stojącą na stoliku butelkę wody.
– Ty to masz chociaż szansę zostać miss mokrego podkoszulka –  próbował zażartować Przemek. –  A my?

Dziewczyna popatrzyła na niego krzywo z lekką nutą dezaprobaty. W tym momencie otworzyły się drzwi. Do pomieszczenia wszedł naczelnik wydziału wraz z panią prokurator oraz dwoma innymi mężczyznami ubranymi w galowe mundury policyjne. Jeden z nich był wyraźnie starszy od drugiego. Miał stopień inspektora. Czachor domyślił się, że jest to zapewne suwalski komendant.
– Dzień dobry, panowie – przywitał się donośnym głosem.
Na jego widok wszyscy wstali. Komisarz poszedł w ich ślady. Inspektor przypominał mu nieco wyglądem Dembowskiego. Byli mniej więcej w tym samym wieku, obaj podobnej postury. Temu z Suwałk brakowało tylko charakterystycznego czarnego wąsa, który nosił pod nosem naczelnik z Komendy Wojewódzkiej. 
– Siadać, siadać. –  Machnął na zebranych ręką.
Zrobił kilka kroków, po czym zatrzymał się w miejscu jakby nad czymś myślał. Po chwili podszedł do Czachora, który zdążył już usiąść.
– Witam, panie komisarzu. – Wyciągnął swoją dosyć sporą dłoń w kierunku Artura. – Jerzy Stępień, komendant – przedstawił się.
– Artur Czachor. Miło mi.
Inspektor patrzył na niego jeszcze przez moment, jakby zastanawiał się, czy powinien coś jeszcze powiedzieć, po czym bez słowa znów się odwrócił i zajął miejsce obok Cieślak.
– No dobrze – odchrząknął Górski. – Wszyscy już chyba są, więc możemy zaczynać. Wojciechowski. –  wywołał podkomisarza.
– Tak... – Przemek podniósł się z miejsca i wyszedł na środek.
Naczelnik z powrotem usiadł obok komendanta, dając znak, aby policjant zaczynał.
– Myślę, że zaczniemy od sprawy ugodzenia nożem posła Strzelińskiego. – Spojrzał w kierunku przełożonych. Ci pokiwali tylko głowami. – Tak więc, w niedzielę około drugiej w nocy, żona Krzysztofa Strzelińskiego Dorota Strzelińska–Małecka znajduje swojego męża ugodzonego nożem. Poseł trafia w dosyć poważnym stanie do szpitala, gdzie przechodzi operację. Pani Strzelińska twierdzi, że w feralną noc ich syna, Macieja Strzelińskiego, nie było w domu, bo nocował u kolegi. Nie potrafi jednak podać jego nazwiska. Z garażu znika także porsche cayenne Strzelińskich, którym ich syn przyjeżdża dzisiaj rano na spotkanie z asystentem posła, Pawłem Teodorczykiem.
– Przepraszam. – Prokurator podniosła rękę. – Skąd wiedzieliście, że Maciej Strzeliński ma spotkać się z tym... Jak mu tam było?
– Teodorczykiem – podpowiedział Przemek.
– Z Teodorczykiem. Skąd wiedzieliście? – Uniosła dłoń na znak, aby jej nie przerywać. – I od razu drugie pytanie. Dlaczego w ogóle go zatrzymaliście?
Podkomisarz posłał porozumiewawcze spojrzenie Arturowi, a następnie odpowiedział:
– Asystent poinformował nas o tym, że Maciej Strzeliński zadzwonił do niego i chce się z nim spotkać. A zatrzymaliśmy go, głównie dlatego, że przed nami uciekał. 
– Dlaczego uciekał? – dopytywała prokurator.
Wojciechowski wydawał się być coraz bardziej poirytowany.
– Jeszcze tego nie wiemy – odparł, starając się zachować spokój. –  Podejrzewamy jednak, że może mieć coś wspólnego z atakiem na swojego ojca. Do tego w jego pokoju zabezpieczyliśmy pendrivy z pornografią dziecięcą.
Cieślak skrzywiła się, słysząc o znalezisku dokonanym w domu posła.
– Czyli jak na razie nie macie żadnych dowodów na to, że chłopak ma z tym cokolwiek wspólnego?
– Na nożu znaleźliśmy odciski palców – włączyła się Klaudia. – Jedne z nich należą do pani Strzelińskiej. Pozostałe najprawdopodobniej do pozostałych domowników. Chłopaki pobiorą zaraz od młodego Strzelińskiego odciski do analizy. Poza tym nie było śladów włamania.
– To jeszcze o niczym nie świadczy – odpowiedziała jej z nieskrywaną wyższością w głosie.
Czachor zaczynał coraz bardziej rozumieć Przemka. Ta baba była po prostu wredna.
– Myślę, że więcej będziemy mogli powiedzieć po przesłuchaniu chłopaka – stwierdził po chwili podkomisarz.
– A co ze Strzelińskim? – zapytał naczelnik.
– Jeszcze nie mamy żadnego sygnału ze szpitala. Mieli zadzwonić, gdyby można było już go przesłuchać.
– Czyli nie mamy żadnych konkretów – uznała Cieślak. – Tylko wasze domysły.
Po chwili dodała nieco ciszej:
– Ciekawe, kto się tylko będzie z tego wszystkiego tłumaczył...
– Spokojnie, pani prokurator – wtrącił komendant. – Wszystko bierzemy w razie czego na siebie.
– Oby...
– Dobrze – przerwał tę wymianę zdań Górski. – Czyli w tej sprawie to by było na tyle. Szkielet.
– Szkielet. – Wojciechowski pokiwał głową.
– Zapytam dla pewności. –  Prokurator weszła mu w słowo. – Nie łączymy tych spraw?
– Na razie nie – odpowiedział podkomisarz. W jego głosie można było usłyszeć nutę irytacji. – Na chwilę obecną traktujemy to jako dwie różne sprawy bez żadnego związku, gdyż nic nie przemawia za tym, aby było inaczej. Sekcja zwłok wykazała, że znalezione na działce Strzelińskiego kości należą do młodej kobiety w wieku do trzydziestu lat. Wstępnie przyjmujemy, że doszło do zabójstwa. Patolog znalazł ślady, mogące świadczyć o zadaniu ciosów nożem, a także uraz w okolicach potylicy. 
– Dane osobowe? – zapytała typowym sobie tonem Cieślak.
Wojciechowski popatrzył na nią ze złością, po czym wziął głęboki oddech lekko wzdychając.
– Jesteśmy na etapie identyfikacji – odparł beznamiętnie, spoglądając na przeciwległą ścianę sali konferencyjnej.
– Czyli mam rozumieć, że nie macie żadnych – Położyła szczególny nacisk na ostanie słowo. –  tropów?
– Owszem mamy – powiedział z przekorą. – Sprawdzamy poprzedniego właściciela działki oraz kobietę, która mieszka obok.
– Co to za kobieta? 
– W wiosce jakieś pięć lat temu doszło do zaginięcia młodej kobiety Pauliny Wiśniewskiej. Wiemy, że Wiśniewska miała konflikt z Joanną Przybysz, kobietą, o której wcześniej wspominałem. To dosyć zawiła historia, ale być może coś z tego wyniknie.
– Dobra. – Kobieta machnęła ręką. – Teraz skupcie się na Strzelińskich. – Rozejrzała się po zebranych, a po chwili dodała: – Tylko tak, żeby nie było z tego żadnych kłopotów.  
– Co dalej? – zapytał komendant Stępień. – W sensie z tym posłem–  doprecyzował.
– Przesłuchamy chłopaka –  zaczął Wojciechowski. – Przyjrzymy się bilingom, kontom bankowym, różnym powiązaniom i jak wszystko dobrze pójdzie to do końca tygodnia zamkniemy sprawę. Ma pani dla nas te papiery, o które prosiliśmy?–  zwrócił się do prokurator.
– Tak. – Cieślak otworzyła teczkę, którą przez cały czas trzymała na kolanach. Wyjęła z niej kilka dokumentów i wręczyła je Przemkowi.
– Dziękuję – Uśmiechnął się do niej szeroko, nie kryjąc przy tym złośliwości i ironii.
– Mam pytanie – odezwał się policjant, który do tej pory milczał. Czachor zastanawiał się właśnie, kim może być. – Co mogę przekazać mediom?
Rzecznik – uznał komisarz.
– Bez zbędnych szczegółów, Mariusz – powiedział powoli inspektor. – Powiedz, że mamy podejrzanego, ale na razie nie mów, że to syn posła, ok?
– Rozumiem. 
– O szkielet raczej nie będą cię pytać, bo to się jeszcze chyba nie rozeszło – kontynuował komendant. –  Ale jakby co, to mów, że sprawy w żadnym wypadku się nie łączą. Nie potrzebujemy kolejnych sensacji – stwierdził, po czym podniósł się z krzesła. – To co? – Klasnął energicznie w dłonie. –  Do roboty, chłopaki.

Czachor i Wojciechowski obserwowali chłopaka przez lustro weneckie. Nadal był przestraszony. Cały czas rozglądał się dookoła siebie albo trzymał wzrok wbity w blat stołu, przy którym go posadzono. Był chudy i nawet całkiem wysoki, co sprawiało, że jego ciało wyglądało dosyć nieproporcjonalnie. Miał długą, wąską, pociągłą twarz. Pomiędzy drobnymi oczyma sterczał niezgrabny nos, pokryty w kilku miejscach śladami po trądziku. Kiedy komisarz pomyślał sobie, że ma przed sobą pedofila, zwykłego skurwysyna i to na dodatek wyglądającego jak jakiś patałach, miał ochotę mu przywalić. Po prostu przypierdolić prosto w ryj. Nie miał szacunku do takich ludzi. W ogóle. Uważał, że to co robią jest wprost niewybaczalne. Gdyby tylko mieli możliwość zostania z nim sam na sam, bez jakiekolwiek obawy, że ktoś ich zauważy... Wypadki przecież się zdarzały. Nawet na komendach policji. 
– Idziemy – rzucił komisarz, ruszając do drzwi pokoju przesłuchań.
Dał znak funkcjonariuszowi, że może wyjść. Usiedli na przeciwko Macieja Strzelińskiego. Obaj świdrowali go przez dobre kilka sekund wzrokiem. Ten jednak na nich ani razu nie spojrzał. Bał się. Cholernie się bał. Artur widział drżenie jego ciała, słyszał ten niespokojny oddech. Przemek wstał, aby włączyć kamerę.
– Jest godzina – Czachor spojrzał na zegarek, kiedy Wojciechowski z powrotem do niego dołączył. –  dziesiąta siedemnaście, 5 lipca 2016 roku. Przesłuchiwany Maciej Strzeliński. Przesłuchanie prowadzą: komisarz Artur Czachor, podkomisarz Przemysław Wojciechowski.  
Zamilkł. Chciał, aby chłopak poczuł się jeszcze bardziej niepewnie.
– Maciek, tak? – zwrócił się do niego, siląc się na subtelny uśmiech.
Młody Strzeliński pokiwał niemrawo głową.
– Wiesz dlaczego się tutaj znajdujesz? – zapytał łagodnym głosem.
– Nie – odparł po chwili.
– Dlaczego przed nami uciekałeś?
Milczał.
– Dlaczego uciekałeś? – powtórzył pytanie.
– Nie wiem.
– Jak to nie wiesz? – wtrącił się podkomisarz.
– No tak po prostu...
– Co tak po prostu? – naciskał Wojciechowski. – Przecież przedstawiłem się, że jestem z policji. Jeżeli ktoś ucieka przed policją, to musi mieć coś na sumieniu.
– Masz coś na sumieniu, Maciek? –  ciągnął Czachor.
Chłopak nie odpowiadał. Jego zdenerwowanie jednak wyraźnie rosło. Oddech stawał się coraz bardziej ciężki, na czole pojawiły się spore krople potu.
– Mogę prosić jeszcze o wodę? – spytał, patrząc na stojącą przed nim pustą szklankę, a tuż obok niej pustą półlitrową butelkę.
Policjanci popatrzyli po sobie.
– Jasne – uśmiechnął się Artur. – Pan podkomisarz zaraz przyniesie nową butelkę.
Wojciechowski wyszedł z pokoju. Komisarz nic nie mówił. Cały czas obserwował młodzieńca. 
– Proszę bardzo. – Przemek postawił przed chłopakiem kolejną butelkę.
Ten odkręcił ją i drżącymi rękoma nalał wodę do szklanki. Następnie powoli podniósł ją do ust, ulewając przy tym kilka kropel na blat stołu.
– Widzę, że się strasznie denerwujesz – zaczął na nowo Czachor. – Rozumiem. Wielu ludzi tak na nas reaguje. Chciałbym cię jednak zapewnić, że z naszej strony nie spotka cię żadna krzywda. Chcemy tylko z tobą porozmawiać.
– O czym?
– Co robiłeś w nocy z soboty na niedzielę?
– Byłem w klubie.
– Sam?
Zawahał się.
– Sam – stwierdził z kiepsko udawaną pewnością siebie.
– Mhm – Komisarz pokiwał głową. – Słyszałeś, co przytrafiło się twojemu ojcu?
Podniósł gwałtownie głowę, po raz pierwszy spoglądając wprost na nich.
– Eee... Nie.
– Nie? Przecież w całej Polsce o tym mówią – podkomisarz zakwestionował jego odpowiedź.
– Nie oglądam telewizji.
– Ja też. – Czachor  uśmiechnął się do niego. – Strasznie manipulują tam informacjami, prawda? – Próbował znaleźć z nim wspólny język.
– Nie wiem... – Znowu spuścił wzrok. – Nie oglądam...
Nie udało się – stwierdził z małym rozczarowaniem Artur. Zresztą, czego on mógł się spodziewać po tym chłopaku. To, że nie interesuje się w ogóle działaniami ojca i światem polityki było raczej do przewidzenia.
– Dobrze – powiedział powoli. – Gdzie spędziłeś wczorajszą noc? Gdzie się przespałeś?
– W hotelu – odparł po chwili namysłu. –  Po imprezach często tak robię. Matka strasznie się czepia, jak wracam pijany.
– W którym hotelu? – zapytał Przemek.
– W Przystani.
– To chyba suwalski hotel, prawda?
– Tak.
– Tak więc zapytam jeszcze raz za kolegę. Gdzie spędziłeś wczorajszą noc?
– Przecież panu mówię...
Podkomisarz spojrzał na Artura.
– Maciek – zwrócił się do niego komisarz. – Wiemy, że wczorajszej nocy nie spędziłeś w Suwałkach. –  Patrzył na niego, uważnie obserwując jego reakcję.
Dalej niepokój i strach. Ale jakby większy. Jakby to, że nie spędził wczorajszej nocy w mieście miało go pogrążyć. Musiał przyznać, że nieco się zdziwił takim zachowaniem. Owszem spodziewał się tego, ale nie w takim stopniu.
Po dłuższej chwili ciszy Strzeliński dosyć ceremonialnie oświadczył:
– Nic więcej nie powiem bez adwokata.
Policjanci wymienili spojrzenia.
– No cóż... – westchnął Artur. – Masz takie prawo. Zróbmy sobie zatem przerwę.
Wojciechowski wyłączył kamerę. Pora na plan "B" – uznał komisarz. Spojrzał na chłopaka. Czuł do niego ogromną niechęć. Gdyby tylko mógł...
Nie wychodzili pokoju. Młody Strzeliński popatrzył na nich pytająco. Czachor uśmiechnął się tajemniczo, kiedy Wojciechowski wstał, aby na moment zniknąć za drzwiami. Po chwili wrócił, kładąc na stół worek z zabezpieczonymi w pokoju chłopaka pendrivami. Ten niemal podskoczył z wrażenia.
– To nie moje – zaprzeczył kategorycznie.
– Ale co? – Zaśmiał się Przemek.
– Te pendrivy. – Cały się teraz trząsł, z trudem wypowiadając pojedyncze słowa.
– Wydaje mi się, czy jesteś czegoś zdenerwowany? –  drażnił się z nim podkomisarz.
– To nie tak... – odparł po chwili zastanowienia, ciężko dysząc.
– No ale co? – dopytywał się ze złośliwym uśmieszkiem na twarzy.
– No te te... – jąkał się.
– Te pirackie gry?–  Bawił się z nim.
Chłopak wydawał się być nieco zdezorientowanym. Pewnie właśnie rozważał w myślach, czy przypadkiem nie dał się im sprowokować.
– Maciek – odezwał się Czachor – nikt nie musi o tym wiedzieć. Wystarczy, że my obaj wiemy, co jest na tych pendrivach. Ja cię nawet rozumiem. Te małe dziewczynki są takie rozkoszne, takie słodkie, takie niewinne, prawda? – Patrzył wprost na niego.
Zauważył, jak Strzeliński bierze coraz głębsze wdechy. Jego źrenice wydawały się poszerzać.
– Prawda? – powtórzył podkomisarz.
– Prawda – wydał z siebie coś w rodzaju stęknięcia. – Ale wy to rozumiecie. Rozumiecie, prawda?
– To zależy – odpowiedział, nie spiesząc się, komisarz. –  Możemy zrozumieć, możemy też nie zrozumieć. Zawrzyjmy umowę. – Spojrzał na niego. Udało mu się przykuć jego uwagę. –  Zadzwonimy po twojego adwokata. Kiedy przyjedzie, opowiesz nam, co się zdarzyło w twoim domu w nocy z soboty na niedzielę. Jeżeli będziesz z nami w stu procentach szczery, proces za to –  Wskazał na leżące na stole pendrivy. – odbędzie się za zamkniętymi drzwiami. Żadnych kamer, żadnej publiczności. Pełna dyskrecja.
Chłopak zastanowił się chwilę.
– A nie dałoby się... tak... No wiecie panowie... Tak w ogóle? –  Patrzył na nich wyczekująco.
– Niestety. – Artur pokręcił przecząco głową. – Nie możemy wyrzucić dowodów do kosza. To już niestety trafiło do akt. Ale myślę, że sędzia będzie dla ciebie dość łaskawy, jeśli wypełnisz warunki naszej umowy. Może nawet skończy się na zawiasach. – Po raz kolejny uśmiechnął się do niego mimo całego wstrętu i  obrzydzenia, które teraz czuł. 
Bycie miłym dla osób takich, jak ten skurwiel, to było coś okropnego. Miał tylko nadzieję, że nie udało mu się jeszcze nikogo skrzywdzić. Słysząc te jego westchnienie, miał ochotę zepchnąć te jego pierdolone dupsko z krzesła wprost na podłogę, a potem kopnąć kilka razy te skurwysyńskie cielsko, żeby na koniec je opluć. 
– To jak? –  Znów wysilił się na uśmiech.
Chłopak milczał przez dłuższą chwilę. Musiał się intensywnie zastanawiać. Rozważać w tym swoim zakutym łbie wszystkie za i przeciw.
– Powiem jak było – odparł po cichu.

=> Rozdział XIX


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Szablon wykonała Shalis dla WioskaSzablonów przy pomocy AlexOloughlinFan, subtlepatterns.