tag:blogger.com,1999:blog-54010811259462114712024-02-21T07:20:35.043+01:00Fundamenty Michał KułakowskiAnonymoushttp://www.blogger.com/profile/17059212973651445750noreply@blogger.comBlogger50125tag:blogger.com,1999:blog-5401081125946211471.post-2133346106652656822017-09-07T22:16:00.001+02:002017-09-23T12:38:44.899+02:00Tym, którzy zawsze są [NOWY E-BOOK]<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;">
<a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEjgfupo5pAf9sqlH9bpgXx3_V1nXPQR96d-v8ODW6nhUjvQiWBh2AMSL0qFSB-eXyEbXDnFU5NADp-hQP6goXAFqWxMcjIuXTnYaHYdKRTcQblN-h2NIT0mENK8Yd12B_VqPZpcUhUph6c/s1600/ok%25C5%2582adka.jpg" imageanchor="1" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" data-original-height="708" data-original-width="501" height="640" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEjgfupo5pAf9sqlH9bpgXx3_V1nXPQR96d-v8ODW6nhUjvQiWBh2AMSL0qFSB-eXyEbXDnFU5NADp-hQP6goXAFqWxMcjIuXTnYaHYdKRTcQblN-h2NIT0mENK8Yd12B_VqPZpcUhUph6c/s640/ok%25C5%2582adka.jpg" width="449" /></a></div>
<br />
<div style="text-align: justify;">
<span style="font-size: large; font-weight: bold;"><br /></span></div>
<div style="text-align: justify;">
<b><span style="font-size: large;">Życiowe zmiany, praca, formalności związane z rozpoczęciem studiów... Sporo tego było. Ale w końcu się udało. Wczoraj skończyłem składać e-booka z kolejnym opowiadaniem. Opowiadaniem - jak na mnie - nietypowym. Zapraszam na <i>Nawet z narażeniem życia</i>!</span></b></div>
<br />
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<a name='more'></a><div style="text-align: justify;">
Dźwięk syren. Założę się, że duża część z nas słyszy go przynajmniej raz dziennie. To odgłos, można by powiedzieć, zupełnie naturalny, na stałe wpisany - szczególnie w miejską - rzeczywistość. Im częściej go słyszymy, tym rzadziej zwracamy na niego uwagę. Przecież to norma.</div>
<div style="text-align: justify;">
Ale czy kiedykolwiek zastanawialiście się, co tak naprawdę kryje się za tym dźwiękiem? Każdy pędzący wóz strażacki, każda jadąca na sygnale karetka to kolejna ludzka tragedia. Ból. Cierpienie. Łzy. Krzyki rozpaczy. Błagania o pomoc.</div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
Te słowa nie robią wrażenia, prawda? Raczej prawda. Z własnego doświadczenia wiem, że pewne rzeczy najlepiej rozumie się w momencie, gdy zobaczy się je na własne oczy. Wtedy te słowa nie są już puste. Kryją się za nimi różne obrazy. Obrazy, które raz zobaczone, czasami bardzo trudno wymazać z pamięci.</div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
Wypadki, pożary i inne nieszczęścia zdarzają się na świecie codziennie. Są też na świecie ludzie, którzy codziennie (lub prawie codziennie) wychodzą z domów, aby z tym wszystkimi tragediami walczyć. Zapobiegają, chronią, w razie potrzeby - ratują. Strażacy, policjanci, ratownicy medyczni i wielu, wielu innych.</div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
Każdy z nich ma swoje rodziny, marzenia, plany na przyszłość. Jednak kiedy przychodzi wezwanie, potrafią przedłożyć nad to wszystko dobro drugiego człowieka. Człowieka, którego zazwyczaj nie znają, który jest im zupełnie obcy. Są gotowi nieść pomoc w każdej chwili, w każdych warunkach. Są gotowi zapłacić za to najwyższą cenę.</div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
I to właśnie tym ludziom w całości postanowiłem poświęcić moje kolejne opowiadanie. Chciałem jednak pokazać ich nie tylko jako bohaterów, ale przede wszystkim - jako ludzi. Mających uczucia, lęki, momenty zawahania, osobiste problemy. Żadna z tych postaci - jak zresztą w moich pozostałych tekstach (przynajmniej taką mam nadzieję) - nie jest wyidealizowana. Boją się, mają wątpliwości czy warto, nie zawsze przestrzegają procedur, są momentami chamscy, niekulturalni. Mają zupełnie takie same cechy, przyzwyczajenia jak inni ludzie.</div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
Prace nad e-bookiem trwały dłużej, niż pierwotnie zakładałem. Złożyło się na to wiele czynników. Jedyne co mi pozostaje to przeprosić Czytelników, którzy czekali na zapowiedziane przeze mnie opowiadanie.</div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
Pojawiły się też pewne problemy z publikacją. Niestety od kilku dni nie działa serwis, z którego korzystałem publikując <i>Nic o mnie nie wiecie, I nie cieszy się z niesprawiedliwości </i>oraz pierwszą część <i>Fundamentów</i>. Na razie <i>Nawet z narażeniem życia</i> możecie pobierać za pośrednictwem Dysku Google. Wkrótce na blogu pojawią się linki do pobierania z Beezar.pl oraz rw2010.pl.</div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
Niektórzy po przeczytaniu tego wpisu powiedzą, że to o czym napisałem to puste frazesy przeładowane patosem. Dla kogoś kto nie ma pojęcia o pracy służb, kto nie widział ich pracy z bliska może się tak wydawać. Jednak wyjątkowo pozwolę sobie na koniec przytoczyć ostatnią stronę e-booka. Bardzo smutną stronę...</div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
<i>Kiedy zaczynałem pracować nad tym opowiadaniem, nie planowałem, że e-book będzie miał jeszcze jedną stronę. Rzeczywistość pisze jednak różne scenariusze...</i></div>
<div style="text-align: justify;">
<i>25 maja na białostockich Dojlidach doszło do tragedii, jakiej w szeregach podlaskich strażaków PSP nigdy nie było. Ogniomistrz Przemysław Piotrowski i ogniomistrz Marek Giro tego dnia pełnili służbę w Jednostce Ratowniczo - Gaśniczej nr 1 w Białymstoku. Przed godziną 19 ratownicy zostali wezwani do dużego pożaru hali magazynowej. Po przybyciu na miejsce zdarzenia rozpoczęli prowadzenie rozpoznania wewnątrz budynku. W pewnym momencie pod jednym z nich załamał się podwieszany sufit. Strażak spadł wprost w płomienie z wysokości kilku metrów. Jego kolega, z powodu panującej wewnątrz wysokiej temperatury, nie dał rady wydostać się na zewnątrz. Obaj ratownicy zginęli na służbie. Obaj osierocili małe dzieci... Obaj zostawili rodziny...</i></div>
<div style="text-align: justify;">
<i>Jednak sytuacji gdy ukochana żona, ukochany mąż, najlepsza na świecie mama, najlepszy na świecie tata nie wraca do domu ze służby jest w Polsce znacznie więcej. A przecież miało jej, go tylko trochę nie być...</i></div>
<div style="text-align: justify;">
<i>Rodzinom funkcjonariuszy służb mundurowych, który zginęli na służbie, od lat pomaga Fundacja „Dorastaj z nami”. To właśnie ona prowadziła niedawno zakończoną zbiórkę na rzecz najbliższych strażaków z Białegostoku.</i></div>
<div style="text-align: justify;">
<i>Ten e-book, tak jak pozostałe, jest całkowicie darmowy. Jednak jeżeli Ci się spodobał i byłabyś/byłbyś skłonna/skłonny za niego zapłacić lub jeżeli po prostu chcesz zrobić coś dobrego dla innych - wejdź na stronę dorastajznami.org i przekaż, choćby najmniejszą, darowiznę. Każda kwota się liczy. Każdy - także Ty - może pomóc wywołać uśmiech na twarzach ludzi, którzy stracili swoich najbliższych, gdy ci dbali o nasze bezpieczeństwo.</i><br />
<br />
<b>Aktualizacja 23.09.2017: </b>E-book <i>Nawet z narażeniem życia </i>można pobierać już z serwisów Beezar.pl oraz rw2010.pl (wymagana bezpłatna rejestracja). Linki poniżej:<br />
<br />
<h3 style="text-align: center;">
<span style="font-size: large;"><a href="http://beezar.pl/ksiazki/nawet-z-narazeniem-zycia" target="_blank">Pobierz całkowicie za darmo z Beezar.pl</a></span></h3>
<h3 style="text-align: center;">
<a href="http://www.rw2010.pl/go.live.php/PL-H6/przegladaj/SMTY1OA%3D%3D/nawet-z-narazeniem-zycia.html?title=Nawet%20z%20nara%C5%BCeniem%20%C5%BCycia" target="_blank"><span style="font-size: large;">Pobierz całkowicie za darmo z rw2010.pl</span></a></h3>
</div>
Anonymoushttp://www.blogger.com/profile/17059212973651445750noreply@blogger.com0tag:blogger.com,1999:blog-5401081125946211471.post-8740657490585599452017-06-15T14:41:00.001+02:002017-06-15T14:44:22.436+02:00Fundamenty - Rozdział XXXIV <span style="font-size: large;"><span class="Apple-tab-span" style="white-space: pre;"> </span>Dwie godzinki i jestem – pomyślał z entuzjazmem, jednocześnie zgłaśniając samochodowe radio. Musiał przyznać, że nawet trochę stęsknił się za Białymstokiem. Tutaj brakowało mu nie tylko kolegów, z którymi w większości znał się już dosyć długo, ale też tego tempa charakterystycznego dla większego miasta. Nie żeby lubił być wzywany na zdarzenia, ale jakoś trudno było mu się odzwyczaić od tego rytmu pracy, kiedy non–stop był w ruchu, kiedy liczył się czas.</span><br />
<span style="font-size: large;">W Suwałkach większość czasu, jak do tej pory, spędził za biurkiem, żmudnie przeglądając zgłoszenia o zaginięciach. Wziął udział w kilku przesłuchaniach, nawet zatrzymał dwie osoby. Ale nic poza tym. Wszystko toczyło się powoli, na spokojnie. Nikt nie stał im nad głowami i nie oczekiwał szybkich postępów. W pewnym sensie było aż za wolno i za spokojnie. Wprawdzie działo się tak ze względu na charakter sprawy, ale komisarzowi jednak czegoś brakowało. Tego dreszczyku emocji, ciągłego napięcia. W Białymstoku nie miał czasu na rozmyślanie o swoich problemach. Tam musiał cały czas działać, szukać, jeździć, rozmawiać. Tutaj natomiast, wydawało mu się, że miał zbyt wiele czasu, co sprawiało, że sam zaczynał przytłaczać się różnymi niepotrzebnymi myślami.</span><br />
<span style="font-size: large;">Ale nie teraz. Teraz był tylko on, muzyka płynąca z radia i droga, na której musiał się maksymalnie skupić. Innymi rzeczami będzie się martwił kiedy indziej.</span><br />
<a name='more'></a><br />
<span style="font-size: large;">– Jest 14.30, pora na fakty – zapowiedział głos prezentera radiowego, a tuż po chwili rozległ się charakterystyczny dżingiel.</span><br />
<span style="font-size: large;">Komisarz próbował przypomnieć sobie, kiedy ostatnio słuchał, oglądał albo czytał jakieś wiadomości. Chyba dosyć dawno. Wcześniej, zanim tutaj przyjechał starał się być na bieżąco z informacjami o rzeczach dziejących się na świecie. Teraz jednak to nieco zaniedbał. No cóż, nigdy nie przysłuchiwał się zbytnio wiadomościom w radiu, którego słuchał w samochodzie, a wieczorami miał ciekawsze zajęcia niż oglądanie wieczornych serwisów. Miał...</span><br />
<span style="font-size: large;">– Fakty zaczynamy od pilnej informacji z przed chwili – oznajmił z podekscytowaniem prowadzący. – Po dzisiejszej deklaracji przewodniczącego Rady Europejskiej, że Unia zaostrzy procedery bezpieczeństwa przy przyjmowaniu uchodźców do krajów członkowskich, doszło do serii eksplozji w centrum Brukseli. Łączymy się z naszym korespondentem Tomaszem Rybickim. Tomku, co dzieje się teraz w stolicy Belgii?</span><br />
<span style="font-size: large;">– Sytuacja w Brukseli jest dosyć napięta – mówił dosyć szybko, starając się przekazać jak najwięcej. – Z moich informacji wynika, że doszło do eksplozji w różnych częściach miasta, między innymi w okolicach odwiedzanego przez turystów Atomium. Służby wstępnie potwierdzają wersję o zamachu terrorystycznym. Zamknięto ulice w centrum, nie kursuje komunikacja miejska.</span><br />
<span style="font-size: large;">– Czy wiemy coś o ofiarach? – pytał prezenter.</span><br />
<span style="font-size: large;">– Jak na razie ciężko jest mówić o ofiarach zamachów, ponieważ na miejscu wciąż trwa akcja ratunkowa. Wydarzenia miały najprawdopodobniej najtragiczniejszy przebieg na jednej ze stacji metra, gdzie jeden z zamachowców zdetonował ładunek wybuchowy.</span><br />
<span style="font-size: large;">– Czy jest już jakaś reakcja władz Belgii, Unii Europejskiej na dzisiejsze wydarzenia?</span><br />
<span style="font-size: large;">– Wciąż czekamy na oficjalne stanowisko. Premier Belgii zapowiedział konferencję prasową na godzinę piętnastą. Tymczasem na ulicach pojawiły się uzbrojone oddziały policji i wojska. Nieoficjalnie mówi się, że Belgia miałaby przyłączyć się do nalotów na terytorium tak zwanego Państwa Islamskiego.</span><br />
<span style="font-size: large;">– Dziękuję ci, Tomku. Przenosimy się na Wiejską, gdzie nie milkną komentarze po wydarzeniach z Brukseli. W Sejmie nasza dziennikarka Justyna Dobosz. Justyno, co mówią nasi politycy?</span><br />
<span style="font-size: large;">– Przed chwilą rozmawialiśmy z premierem Eugeniuszem Baranem – relacjonowała dziennikarka – który zapewnił, że nie mamy się czego obawiać.</span><br />
<span style="font-size: large;">– Na chwilę obecną – Komisarz usłyszał w radiu głos Barana. – w Polsce nie ma zagrożenia terrorystycznego. Polskie służby współpracują ze służbami krajów Unii Europejskiej, wymieniają się z nimi informacjami. Polacy naprawdę mogą czuć się bezpiecznie.</span><br />
<span style="font-size: large;">– O komentarz do słów Eugeniusza Barana poprosiliśmy posła Dobrej Zmiany Piotra Rudnickiego, kandydata tej partii na urząd premiera w przyszłorocznych wyborach.</span><br />
<span style="font-size: large;">– Po raz kolejny – mówił Rudnicki przejętym głosem – została obnażona słabość i bezbronność Unii Europejskiej. Pan premier twierdzi, że możemy czuć się bezpiecznie. Jednocześnie, szanowni państwo, zgadza się na przyjęcie islamskich uchodźców do naszego kraju. Polska przez wieki była ostoją chrześcijaństwa i to właśnie stawia nas, jako cel dla terrorystów z Państwa Islamskiego. Natomiast przy dzisiejszym kształcie polityki Unii Europejskiej nie możemy i nie powinniśmy czuć się bezpiecznie.</span><br />
<span style="font-size: large;">– Dziękuję Ci, Justyno. Jeżeli pojawią się kolejne informacje o zamachach w Brukseli podamy je w najbliższych faktach. A teraz informacje dla kierowców...</span><br />
<span style="font-size: large;">Czachor w tym momencie czuł złość. Ogromną złość. Nienawidził terrorystów. Pomimo, że chrześcijaństwo jest religią, które każe miłować każdego bez wyjątku, do terrorystów żywił ogromną nienawiść. Nie potrafił zrozumieć ludzi, którzy mordują innych w imię jakiś chorych, wybujałych idei. Najbardziej nie mógł znieść tego, że w imię tych popieprzonych idei giną niewinni ludzie, którzy znaleźli się w złym miejscu o złej porze. To było chyba najstraszniejsze.</span><br />
<span style="font-size: large;">Jedziesz sobie spokojnie autobusem, tramwajem, metrem do pracy. Patrzysz przez okno. Słuchasz muzyki. Zastanawiasz się co przyniesie dzień. I w pewnym momencie cię już nie ma. Twoje ciało zostaje rozerwane na kilka, kilkanaście, a może i na setki czy tysiące kawałków. I nie ma już ani ciebie, ani twoich planów, marzeń. Wszystko przez to, że jechałeś do pracy. Tak, to było najgorsze. Cierpienie niewinnych. Coś czego nie dało się zrozumieć.</span><br />
<span style="font-size: large;">Co do uchodźców, komisarz miał mieszane uczucia. Z jednej strony wiedział, że są wśród nich ludzie, którzy rzeczywiście potrzebują pomocy. Z drugiej jednak, miał świadomość, że większość z nich to zwykli nielegalni imigranci, których należało bezwzględnie deportować. Szlag go trafiał, kiedy widział w telewizji młodych mężczyzn ze smartfonami w rękach, których pierwszą rzeczą, jaką robili po zejściu na ląd było szukanie miejsca, gdzie mogliby naładować telefon. To było jeszcze nic. Po chwili pokazywano kanclerz Niemiec podstarzałą Erikę Schultz, która tłumaczyła o konieczności pomocy biednym i bezbronnym uchodźcom oraz o potrzebie wysłania europejskich sił lądowych do Syrii. Tego nie rozumiał zupełnie. Ci tchórze, którzy są młodzi, zdrowi i zdolni do walki, spieprzają z własnego kraju, a żołnierze z Polski i innych krajów członkowskich mają tam jechać i walczyć za nich? To już brzmiało absurdalnie. Artur zawsze we wszystkim starał się szukać złotego środka. W swoich poglądach politycznych nie był ani na lewo, ani na prawo. Był po środku. Uważał, że tak samo należy podejść do kwestii imigrantów z krajów Bliskiego Wschodu. Pomóc, ale nie załatwiać ich sprawy za nich (jeżeli ktoś miałby już to robić, to co najwyżej powinni być to Amerykanie, którzy zdestabilizowali swoimi działaniami przed laty tamtejszy region). Poza tym, w pierwszej kolejności trzeba było myśleć o bezpieczeństwie swoich obywateli.</span><br />
<span style="font-size: large;">– Utrudnienia także na krajowej "ósemce". – Głos prezentera przerwał jego przemyślenia.</span><br />
<span style="font-size: large;">Tylko nie tutaj, błagam – wzdrygnął się na samą myśl o konieczności stania w korku rozgrzanym samochodem bez nabitej klimatyzacji.</span><br />
<span style="font-size: large;">– Na wylocie z Suwałk, w kierunku Białegostoku, doszło do zderzenia dwóch samochodów osobowych – poinformował prowadzący. – Jedna osoba została ranna. W tej chwili ruch w tym miejscu odbywa się wahadłowo.</span><br />
<span style="font-size: large;">– Kurwa – Artur zaklął na głos.</span><br />
<span style="font-size: large;">Spojrzał na zegarek, a następnie na schowek, w którym wiózł materiał do badań pobrany od siostry Ewy Kwiatkowskiej. Mimo wszystko powinien zdążyć do osiemnastej.</span><br />
<span style="font-size: large;">Miał tego nie ruszać. Zostawić to. Oddać akta temu skurwielowi i zapomnieć, że w ogóle o czymś takim słyszał. Ale skoro odwiedził Emilię Zalewską, wytłumaczył o co chodzi, pobrał wymaz, to musiał już to sprawdzić. Mógł ją wprawdzie oszukać. Powiedzieć, że jednak to nie ciało jej siostry zostało znalezione w Bachmatówce, że musi nadal czekać. Ale jeżeli to była właśnie ta sprawa... Musiał to sprawdzić, nie mógł zrobić inaczej.</span><br />
<span style="font-size: large;">Nadal nie wszystko do końca rozumiał. Dlaczego mężczyzna z czarnego bmw tak bardzo chciał mu pomóc? Co się za tym wszystkim kryło? Czy fakt, że sprawę prowadzili przed laty Dembowski i Stępień miał tutaj jakieś szczególne znaczenie? Najbardziej obawiał się odpowiedzi na to ostatnie pytanie. Co jeśli jego obecny przełożony z Białegostoku i suwalski komendant celowo nie doprowadzili do wyjaśnienia sprawy zaginięcia Kwiatkowskiej? Jeszcze bardziej martwiła go kolejna niewiadoma – dlaczego mieliby to zrobić.</span><br />
<span style="font-size: large;">Zanim zdążył wyjechać za obszar zabudowany już utknął w ciągnącym się korku. Uchylił bardziej szybę, chociaż to i tak nie wiele dało. Było praktycznie bezwietrznie, a temperatura na słońcu wynosiła teraz zapewne w okolicach czterdziestu stopni. Na szczęście płynąca z radia muzyka w jakimś stopniu umiliła mu czas oczekiwania na możliwość przejazdu. Po okołu dwudziestu minutach powolnej jazdy, a w zasadzie toczenia się, dostrzegł migające lampy radiowozów i wozów strażackich.</span><br />
<span style="font-size: large;">Patrząc po uszkodzeniach samochodów, które brały udział w wypadku, uznał, że nic poważnego się nie stało. Wyglądało na to, że jeden z pojazdów wyjechał drugiemu z polnej drogi. Kierowca najprawdopodobniej chcąc uniknąć zderzenia wykonał gwałtowny manewr skrętu i po zahaczeniu o auto, które nie ustąpiło pierwszeństwa, znalazł się w przydrożnym rowie.</span><br />
<span style="font-size: large;">Kolor jednego z samochodów wydawał mu się niepokojąco znajomy. Marka i model też. Zastanowił się chwilę. Nie spojrzał na rejestrację. Nie miał pewności, ale coś mu jednak mówiło, żeby się zatrzymać. Zjechał na pobocze. Włączył światła awaryjne i ruszył w kierunku, stojącego przy jednym z radiowozów, policjanta z drogówki.</span><br />
<span style="font-size: large;">– Co tutaj się stało? – zapytał, pokazując policyjną legitymację.</span><br />
<span style="font-size: large;">Funkcjonariusz przyjrzał się jej uważnie, będąc nieco zdziwionym.</span><br />
<span style="font-size: large;">– Nic poważnego, komisarzu – odparł niepewnie.</span><br />
<span style="font-size: large;">Czachor zdążył kątem oka rzucić na rejestrację pojazdu. Pamiętał końcówkę. Zgadzała się. To nie mógł być przypadek.</span><br />
<span style="font-size: large;">– Do którego szpitala zabrali kobietę z żółtego suzuki?</span><br />
<span style="font-size: large;"><br /></span>
<br />
<h2 style="text-align: center;">
<span style="font-weight: normal;"><span style="font-size: large;">Rozdział XXXV</span></span></h2>
<span style="font-size: large;"><br /></span>
<span style="font-size: large;"><span class="Apple-tab-span" style="white-space: pre;"> </span>Będąc jeszcze pod wpływem silnych emocji, wpadł do poczekalni na SORze. Podbiegł do pierwszej zauważonej pielęgniarki i wyciągając odznakę, zapytał drżącym głosem:</span><br />
<span style="font-size: large;">– Komisarz Czachor, policja. Przywieziono do was kobietę z wypadku. Małgorzata Sobczyk. Co z nią?</span><br />
<span style="font-size: large;">Kobieta zmierzyła go spokojnym wzrokiem, jak gdyby takie pytania nie robiły na niej najmniejszego wrażenia. Nic w tym dziwnego, musiała na nie zapewne odpowiadać po kilkanaście, a może nawet kilkadziesiąt razy dziennie.</span><br />
<span style="font-size: large;">(...)</span><br />
<span style="font-size: large;"><br /></span>
<i><span style="font-size: large;">Czasem nawet pozornie niegroźny wypadek, może przerodzić się w wielką tragedię. Czy tak będzie tym razem? Jak nagłe i niespodziewane wydarzenie wpłynie na życie komisarza? <b>Dowiecie się wkrótce! Bowiem już w lipcu ukaże się e-book "Fundamenty: Tożsamość". </b></span></i><br />
<span style="font-size: large;"><i><b><br /></b></i>
<i><b>Jednak bądźcie cały czas czujni! Z końcem czerwca/początkiem lipca pojawi się e-book z nowym opowiadaniem. Będzie szybko, niebezpiecznie i dramatycznie. A to wszystko w scenerii jednego z podlaskich, mogłoby się wydawać spokojnych, miast. </b></i></span>Anonymoushttp://www.blogger.com/profile/17059212973651445750noreply@blogger.com0tag:blogger.com,1999:blog-5401081125946211471.post-57035500458965305152017-05-25T11:59:00.000+02:002017-06-15T14:44:55.151+02:00Fundamenty - Rozdział XXXIII<span style="font-size: large;"><span class="Apple-tab-span" style="white-space: pre;"> </span>Czachor wyjął puszkę napoju energetycznego z automatu, ustawionego na szpitalnym korytarzu, po czym przysiadł się do Maćka. Policjant wyglądał na nieco zestresowanego. Nic dziwnego. Niecodziennie przesłuchiwany dostaje wymiotów i traci przytomność. Taka sytuacja wiązała się też z toną papierów, które trzeba było potem wypełnić.</span><br />
<span style="font-size: large;">– Nie martw się – pocieszył go komisarz. – Zdarza się.</span><br />
<span style="font-size: large;">– No wiem – odparł aspirant, cały czas będąc nieco przygnębionym. – Ale trochę się boję, rozumiesz... – Ściszył głos, upewniając się, że nikt nie słyszy ich rozmowy. – Przemek trochę go postraszył. A co jeśli okaże się, że facet ma coś z sercem? – Spojrzał szczerze zaniepokojony na komisarza.</span><br />
<span style="font-size: large;">– Spokojnie. – Uśmiechnął się przyjacielsko.</span><br />
<span style="font-size: large;">Otwierając swoją puszkę, uważał, żeby nie dotknąć palcami miejsca, z którym za chwilę zetknął się jego usta. W końcu znajdowali się w szpitalu, gdzie przecież było pełno zarazków – pomyślał. Po chwili jednak znowu zaczął podświadomie robić sobie wyrzuty za swoją przesadną ostrożność.</span><br />
<span style="font-size: large;">– Gość był na kacu – kontynuował, kiedy otworzyły się drzwi, prowadzące na szpitalny oddział ratunkowy. – I co? – Popatrzył pytająco na Przemka, który się w nich pojawił.</span><br />
<a name='more'></a><br />
<span style="font-size: large;">– Nic mu nie będzie. – Machnął lekceważąco ręką. – Lekarz powiedział, że to efekt nagłego odstawienia alkoholu.</span><br />
<span style="font-size: large;">Maciek odetchnął z ulgą, podnosząc się z plastikowego krzesełka zamontowanego na ścianie.</span><br />
<span style="font-size: large;">– Zostawią go jeszcze na obserwację – dodał Wojciechowski. – Myślę, że jutro, najwcześniej pojutrze, będziemy mogli dokończyć przesłuchanie. A co w ogóle o tym sądzisz, Artur? – zwrócił się się do komisarza.</span><br />
<span style="font-size: large;">– Szczerze, to nie mam pojęcia co o tym myśleć – przyznał. – Gość wygląda na nieźle przestraszonego. Pytanie tylko, co go tak przestraszyło. Z jednej strony, może to być rzeczywiście efekt przymusowej abstynencji. Z drugiej, obawa przed pójściem za kraty. – Delikatnie wzruszył ramionami. – Tylko też pytanie, czy boi się więzienia za fajki, czy za zabójstwo żony.</span><br />
<span style="font-size: large;">– Jak dla mnie to mógł to zrobić – stwierdził Przemek, kiedy wyszli na zewnątrz.</span><br />
<span style="font-size: large;">– Mógł – przytaknął mu Czachor. – Ale mógł też to zrobić ktoś inny – dodał. – Na razie to nawet nie mamy pewności, czy doszło w ogóle do przestępstwa.</span><br />
<span style="font-size: large;">– Fakt. – Podkomisarz wsiadł do samochodu.</span><br />
<span style="font-size: large;">– To co teraz robimy? – zapytał, siedzący z tyłu, Maciek, kiedy Wojciechowski wyjeżdżał z parkingu.</span><br />
<span style="font-size: large;">– Ty młody – Odwrócił się na chwilę do aspiranta. – poprzeglądasz zgłoszenia o zaginięciach. Ja poszukam jeszcze czego się da o poprzednim właścicielu działki i jego synu. Właśnie, Cielak coś tam wspominała, że już jest wstępny termin przesłuchania tego gościa z Australii – poinformował kolegów. – A ciebie, stary – Popatrzył na Czachora. – odstawiam na parking przed komendą i masz jechać do pensjonatu się przespać.</span><br />
<span style="font-size: large;">Po co on znowu zaczyna temat? – pomyślał z irytacją komisarz. Przecież już wszystko było ok. No może prawie wszystko. W zasadzie już o tym nie myślał. Jednak nadal potwornie bolała go głowa i nachodziła go ogromna senność. Może rzeczywiście powinien na dzisiaj skończyć... Z drugiej strony, gdyby pojechał do pensjonatu znowu zaczęłyby go zapewne dręczyć wyrzuty sumienia z powodu jego wczorajszego zachowania. Kiedy był w pracy, mógł przynajmniej od tego jakoś uciec. Gdy zostanie sam ze sobą, to na pewno wróci.</span><br />
<span style="font-size: large;">Widząc niepewność na twarzy Artura, Wojciechowski dodał:</span><br />
<span style="font-size: large;">– Bez żadnego gadania, stary. Wyglądasz jak śmierć. Jeszcze nam jakiś podejrzany na zawał zejdzie – zaśmiał się. </span><br />
<span style="font-size: large;">– Na pewno? – Spojrzał na Przemka.</span><br />
<span style="font-size: large;">W porządku gość z niego – pomyślał o podkomisarzu. Widział, że ten się o niego martwi, chce pomóc. Choć nie był przekonany czy tego potrzebuje, był mu za to wdzięczny. Tak po prostu, po koleżeńsku wdzięczny.</span><br />
<span style="font-size: large;">– Na sto procent – potwierdził. – W końcu jesteś tutaj też na wakacjach, nie? Musisz mieć trochę wolnego.</span><br />
<span style="font-size: large;">Żart o "wakacjach" nie był do końca trafiony. Mimo to Czachor nie wziął go do siebie. Nie miał już na to siły. Powieki same mu się zamykały. Chyba rzeczywiście potrzebował chwili odpoczynku, wyciszenia. Takiej chwili obojętności na otaczający go świat.</span><br />
<span style="font-size: large;">Pożegnał się z kolegami, podziękował Przemkowi za zrozumienie i ruszył w kierunku swojego forda.</span><br />
<span style="font-size: large;">– Stary.. – Zza pleców dobiegł go głos podkomisarza.</span><br />
<span style="font-size: large;">Obrócił się. Wojciechowski szedł szybkim krokiem ku niemu. Sam. Maciek najwyraźniej wszedł już do budynku komendy. </span><br />
<span style="font-size: large;">– Poradzisz sobie? – zapytał. – Może ktoś cię jednak odwiezie? Samochodowi nic się nie stanie jak jedną noc postoi na parkingu. Gdzie jak gdzie, ale tutaj jest naprawdę bezpiecznie – zaśmiał się, spoglądając z troską na Czachora.</span><br />
<span style="font-size: large;">Było mu go żal. Nie miał doświadczenia. Fakt, spierdolił sprawę. Ale nie temu, że był chamem czy jakimś tam burakiem. Po prostu nigdy nie robił takich rzeczy. To było widać. Widać też było, że mu cholernie zależało. Nie był pewien czy sytuacja rzeczywiście wygląda aż tak źle, jak opisywał to komisarz. Może Małgorzatka nawet się nie obraziła... W to jednak wątpił. No cóż, najwyżej zadzwoni do niej, pogada – myślał. Skoro Czachor pomaga im, wprawdzie nie do końca z własnej woli, ale jednak pomaga, w prowadzeniu sprawy, to czemu on miałby mu nie pomóc. Obawiał się, że przyjedzie do nich jakiś ważniak z Białego, który będzie cały czas próbował nimi dyrygować i wsadzać nos w nieswoje sprawy. Zamiast tego, przysłali im kulturalnego, koleżeńskiego, profesjonalnego faceta, znającego się na swojej robocie, który pod każdym względem był w porządku i ani myślał nimi sterować. To sprawiało, że pomimo odmienności charakterów, Wojciechowski darzył go sympatią. </span><br />
<span style="font-size: large;">– Nie – odparł komisarz. – Dam radę. – Uśmiechnął się niewyraźnie.</span><br />
<span style="font-size: large;">– Nie wyglądasz najlepiej – stwierdził ostrożnie. – Może jednak...</span><br />
<span style="font-size: large;">– Nie – powtórzył nieco głośniej Artur. – Wszystko jest ok. Może tylko rzeczywiście przydałoby się trochę przespać.</span><br />
<span style="font-size: large;">– No dobra. Jakbyś czegoś potrzebował, to dzwoń.</span><br />
<span style="font-size: large;">Po chwili namysłu dodał:</span><br />
<span style="font-size: large;">– A tam... no z Małgorzatką to się nie przejmuj. – Próbował go pocieszyć. – Na pewno wszystko da się naprawić... O ile jest w ogóle taka potrzeba. Może ona nawet się w ogóle nie obraziła, stary. Prześpij się, a potem zadzwoń do niej albo podjedź i pogadajcie – poradził. – Dasz radę.</span><br />
<span style="font-size: large;">– Mhm. – Czachor pokiwał powoli głową, nie wiedząc co powinien odpowiedzieć Przemkowi. – Dzięki jeszcze raz za wszystko. – Wyciągnął rękę w jego stronę.</span><br />
<span style="font-size: large;">– Nie ma o czym mówić. – Uścisnął mu mocno dłoń. – Trzymaj się, stary. – Poklepał go na pożegnanie po ramieniu, po czym odszedł w kierunku wejścia do komendy.</span><br />
<span style="font-size: large;">Artur stał jeszcze przez chwilę na parkingu. Wziął głęboki oddech. Letnie gorące powietrze przez nozdrza powędrowało do jego płuc, opuszczając je następnie wraz z powolnym wydechem. Wsiadł do swojego poczciwego forda mondeo, którego wnętrze zdążyło się już solidnie nagrzać. Zamknął na chwilę oczy. Nie myślał o niczym. Nawet zapomniał na chwilę o natarczywie pulsującym bólu głowy. Ponownie wziął głęboki wdech. Następnie powoli wypuścił powietrze, otwierając oczy.</span><br />
<span style="font-size: large;">– Dasz radę – powiedział na głos, po czym uruchomił silnik. </span><br />
<span style="font-size: large;"><br /></span>
<span style="font-size: large;"><span class="Apple-tab-span" style="white-space: pre;"> </span>Nie pamiętał nawet momentu, w którym znalazł się w swoim pokoju. Musiał być tak bardzo zmęczony, że zasnął, gdy tylko położył się na łóżku. Teraz jednak czuł się zdecydowanie lepiej. Ból głowy już niemal całkowicie ustąpił, a po porannym znużeniu nie zostało ani śladu. Tylko te nieprzyjemne odczucie w okolicach klatki piersiowej. Nie ból, nie ucisk – coś trudnego do opisania. Po prostu, coś nieprzyjemnego. Spojrzał na, leżący na szafce obok, telefon. </span><br />
<span style="font-size: large;">Powinien to zrobić. Nie wysyłać żadnego tandetnego sms'a z przeprosinami, ale zadzwonić, porozmawiać. Usłyszeć jej słodki głos, nawet jeżeli miałoby się to stać po raz ostatni. Miał świadomość tego, że to być może koniec, że wszystko popsuł, że Małgosia mu nie wybaczy. Wiedział, że jeżeli tak się stanie, to będzie to tylko jego wina. I był gotowy się z tym pogodzić. Kochał ją, chciał z nią być, ale może życie miało dla niego inny plan.</span><br />
<span style="font-size: large;">Może tak już miało być, że będzie sam. Może nie powinien starać się tego zmieniać. Ale chyba teraz po raz pierwszy czuł lęk przed samotnością. Wcześniej zupełnie mu nie przeszkadzała. Wręcz przeciwnie, życie w pojedynkę uważał za ogromną zaletę. Teraz jednak myślał inaczej. Ona wszystko zmieniła. Pokazała mu, że świat może wyglądać zupełnie inaczej. </span><br />
<span style="font-size: large;">I o dziwo, jemu właśnie podobała się ta wersja świata. Ich wspólnego świata. Nie chciał go porzucać. Zdążył się już do niego przyzwyczaić, wtulić w niego tak mocno, tak jak zdarzało mu się to robić z Małgosią. Nie był przygotowany na rozstanie. Nie chciał go. Trudno mu było sobie wyobrazić życie bez niej, bez tych jej ciepłych czułych słówek, bez tych długich spacerów, tych wszystkich chwili wspólnego śmiechu, tych wszystkich chwil wspólnego milczenia. Ale jeżeli będzie musiał... Tak, zrobi to. Odejdzie i spróbuje nawet nie oglądać się za siebie. Spróbuje... Bo będzie to cholernie trudne. </span><br />
<span style="font-size: large;">Kiedy tak o tym wszystkim myślał, o tych wspólnie spędzonych chwilach, z jednej strony zrobiło mu się jakoś cieplej, przyjemniej, z drugiej jednak miał ochotę się rozpłakać. Po prostu, rozpłakać się jak małe dziecko.</span><br />
<span style="font-size: large;">Ale, dosyć – pomyślał. – Zawsze byłeś twardy. Teraz też taki musisz być. Niezależnie od tego, co się wydarzy. Niezależnie od tego, jak bardzo będzie ci trudno.</span><br />
<span style="font-size: large;">Wziął smartfona do ręki. Jego dłonie były już całe spocone. Czuł pulsującą w tętnicach, w szybszym niż zazwyczaj tempie, krew. Wszedł w listę kontaktów i zjechał do litery "M". Przez chwilę się jeszcze zastanowił. Ułożył sobie w głowie plan, ogólny schemat rozmowy. Powtórzył go kilkakrotnie, po czym wybrał numer. Z bijącym sercem wsłuchiwał się w kolejne sygnały oczekiwania. </span><br />
<span style="font-size: large;">– Przepraszamy – odezwał się głos automatycznej sekretarki. – W tej chwili...</span><br />
<span style="font-size: large;">Rozłączył się. Od razu spróbował ponownie.</span><br />
<span style="font-size: large;">– Przep...</span><br />
<span style="font-size: large;">Jeszcze raz. Chwila oczekiwania i znowu to samo. Odczekał kilka minut, które wydawały mu się teraz wiecznością.</span><br />
<span style="font-size: large;">– Przepraszamy. – Znów usłyszał w słuchawce telefonu formułkę.</span><br />
<span style="font-size: large;">Może oddzwoni – pomyślał, samemu nie do końca w to wierząc. Jeżeli nie, to trudno. Tak widocznie miało być i tyle. Było miło, fajnie, ale wszystko się kończy. Każde zdanie trzeba kiedyś zakończyć i postawić na końcu kropkę. Najwyraźniej, to był już ten moment.</span><br />
<span style="font-size: large;">Starając się nie myśleć o dziennikarce, włączył telewizor. Na Eurosporcie akurat trwała transmisja Tour de France. Przegapił ostatnio kilka etapów, ale nadal całkiem nieźle orientował się w sytuacji na trasie wielkiego tour'u. Liderem, po pamiętnym górskim etapie, pozostawał Hiszpan Alberto Contador. Ekipa Christophera Froom'a po incydencie z udziałem Brytyjczyka wycofała się z wyścigu. Czachor uważał, że w zasadzie dobrze zrobili. Skoro organizatorzy nie potrafili zapewnić ich czołowemu zawodnikowi bezpieczeństwa, to drużyna rzeczywiście powinna spakować się i wyjechać, pokazując im jeszcze na pożegnanie, oczywiście w przenośni, dumnie uniesionego fucka. Z drugiej strony, to było strasznie niesprawiedliwe. Chłopak miał talent, miał szansę wygrać tegoroczną edycję, a przez wybryk jakiegoś nastoletniego gówniarza musiał z tego wszystkiego zrezygnować. Najlepszym rozwiązaniem byłoby w tej sytuacji niebranie pod uwagę różnicy czasowej powstałej pomiędzy dwoma zawodnikami wskutek "wypadku" Froom'a. Chociaż to też mogłoby być krzywdzące dla El Pistolero, który być może bez względu na incydent, zyskałby kilka sekund nad rywalem. No cóż, taki był ten sport. Piękny i emocjonujący, ale też nie zawsze do końca przejrzysty i sprawiedliwy. Artur miał tylko nadzieję, że sprawca całego zamieszania zostanie przykładnie ukarany, a brytyjska ekipa wytoczy mu proces o odszkodowanie.</span><br />
<span style="font-size: large;">Dzisiejszy etap natomiast nie zapowiadał się pasjonująco. Płasko. Z przodu ucieczka czterech, nieznanych, nikomu zawodników. Taki etap przejściowy pomiędzy Pirenejami a Alpami, nie dający szans żadnemu z polskich zawodników. Po jakichś dwudziestu minutach rozpoczęła się przerwa na reklamy. </span><br />
<span style="font-size: large;">Komisarz nie miał jakoś ochoty na dalsze oglądanie. Wstał i zaczął przechadzać się w tę i z powrotem po pokoju. Cały czas, pomimo ogromnych chęci, nie mógł przestać o niej myśleć. Spróbował zadzwonić jeszcze raz. Dalej nic. </span><br />
<span style="font-size: large;">Spojrzał na zegarek. Dochodziła dopiero druga. Małgosia była pewnie jeszcze w pracy, a on jej niepotrzebnie przeszkadzał. Powinien zaczekać do wieczora. Tylko czym teraz miał się zająć? Spojrzał na buty do biegania. Niestety widoczna za oknem z daleka ciemnogranatowa chmura, już swoją wyrazistą barwą ostrzegała przed aktywnością fizyczną na świeżym powietrzu w ciągu najbliższych kilku godzin. Co miał zatem zrobić? Jeżeli zostanie sam w tym nie za dużym pokoju, to te wszystkie myśli go przytłoczą. Jego wzrok powędrował w kierunku szuflady szafki nocnej.</span><br />
<span style="font-size: large;">Dokonał szybkich obliczeń. Dwie godziny. Wyszłoby gdzieś na czwartą. Ktoś jeszcze powinien tam być – stwierdził. Zresztą wolał to załatwić w porze, kiedy jest tam nieco luźniej. Nie chciał się nikomu tłumaczyć. Przynajmniej nie teraz, kiedy cała ta sprawa była nadal dosyć wątpliwa. Wybrał numer.</span><br />
<span style="font-size: large;">– Cześć, Marian – przywitał się. – Artur Czachor z tej strony...</span><br />
<span style="font-size: large;"><br /></span>
<h3>
<span style="font-size: large;"><a href="http://fundamenty-kulakowski.blogspot.com/2017/06/fundamenty-rozdzia-xxxiv.html">=> Rozdział XXXIV</a></span></h3>
Anonymoushttp://www.blogger.com/profile/17059212973651445750noreply@blogger.com0tag:blogger.com,1999:blog-5401081125946211471.post-90162889999695788062017-05-06T15:00:00.001+02:002017-05-25T12:05:55.490+02:00Fundamenty - Rozdział XXXII<span style="font-size: large;"><i style="font-size: large;">Rozdział może zawierać elementy nieodpowiednie dla osób poniżej 18. roku życia.</i></span><br />
<span style="font-size: large;"><i style="font-size: large;"><br /></i></span>
<span style="font-size: large;"><span class="Apple-tab-span" style="white-space: pre;"> </span>– No dobrze, rozumiem, że zatrzymaliście Szymańskiego, bo próbował uciekać. Do tego w piwnicy jego domu znaleźliście trochę kartonów z papierosami pochodzącymi z przemytu – mówiła prokurator Cieślak.</span><br />
<span style="font-size: large;">– Trochę... – szepnął Przemek, kręcąc z irytacją głową i jednocześnie spoglądając z ukosa na kobietę.</span><br />
<span style="font-size: large;">– Ale chyba macie coś jeszcze? – Odwróciła wzrok w kierunku podinspektora Górskiego. Jego wyraz twarzy wskazywał na to, że próbuje sobie ułożyć teraz w głowie wszystkie informacje, o których przed chwilą się dowiedział.</span><br />
<span style="font-size: large;">Naczelnik nie wiedząc, co powinien jej odpowiedzieć, spojrzał znacząco w kierunku trójki siedzących naprzeciwko niego policjantów. Maciek i Przemek również popatrzyli po sobie. Tylko Czachor wydawał się być w ogóle niezainteresowany tym, co działo się wokół niego. </span><br />
<span style="font-size: large;">Siedział ze spuszczoną głową i tylko od czasu do czasu zerkał na akurat mówiącą osobę. Cały czas myślał o wczorajszym wieczorze. Próbował przestać, skupić się. Ale po prostu nie potrafił. </span><br />
<span style="font-size: large;">Miał wrażenie, że wszystko zepsuł. Definitywnie zniszczył. Kiedy wyszedł wczoraj od Małgosi, czuł się jak skończony kretyn. Przecież to musiało ją straszliwie zaboleć. Wiedział, że chciała to z nim zrobić już od jakiegoś czasu. Nie robiła jednak ze względu na niego. Czekała. Dawała mu szansę na pozbycie się tych jego pieprzonych obaw i lęków. Czemu on do cholery musiał taki być? Miał już trzydzieści jeden lat. Chyba każdy w jego wieku miał to już za sobą. Tylko nie on. Czuł się teraz jak taki palant, takie kompletne zero. Nawet jak mu się już coś udawało, to i tak musiał to, prędzej czy później, spieprzyć. Jak on to mógł w ogóle spieprzyć?</span><br />
<a name='more'></a><br />
<span style="font-size: large;"><span class="Apple-tab-span" style="white-space: pre;"> </span>Kiedy wsiadł wczoraj do samochodu spojrzał w lusterko. Czemu ty, kurwa, musisz taki być? – zapytał na głos sam siebie. Popatrzył jeszcze raz na swoje odbicie, a następnie kilkukrotnie uderzył z całej siły w kierownicę.</span><br />
<span style="font-size: large;">– Ty jebany debilu! Ty pierdolony jebany debilu! – krzyczał.</span><br />
<span style="font-size: large;">Gdyby ktoś go wtedy zobaczył, uznałby go pewnie za jakiegoś wariata. I chyba by się zbytnio nie pomylił. Bo tylko skończony wariat, mógłby zrobić coś takiego. Wyjść w taki momencie. Powiedzieć: "Sorry, muszę już iść. Taka praca" i wyjść. Po prostu wyjść. Zostawić ją tam samą. Taką rozpaloną, taką piękną, zmysłową. Kogoś, kto był tam tylko dla niego. To tak, jakby wykopać skrzynkę ze złotem, a następnie ją zostawić. Tak mógł zrobić tylko wariat. </span><br />
<span style="font-size: large;">Jadąc na komendę próbował się uspokoić. Wmawiał sobie bezskutecznie, że wcale się na niego nie zezłościła, że zrozumiała, że nie było jej przykro. Ale czy gdyby on był na jej miejscu, to czy jemu nie byłoby przykro? Gdyby ktoś go tak potraktował... Rozpalił namiętność, a potem gwałtownie ją zgasił, jak gdyby nigdy nic. Jadąc na Pułaskiego cały czas o niej myślał. O tym jak bardzo ją zranił. Zastanawiał się, co teraz robi. Kiedy pomyślał, że może przez niego płakać... </span><br />
<span style="font-size: large;">Zawsze starał się być w porządku w stosunku do innych ludzi. Dzisiaj miał jednak wrażenie, że nie zachował się ani trochę w porządku. Zachował się jak ostatni prosiak, cham, buc. Z drugiej jednak strony, gdyby nie pojechał porozmawiał z synem Szymańskiego przez resztę nocy dręczyłyby go zapewne podobne wyrzuty sumienia. </span><br />
<span style="font-size: large;">Chłopak od ponad dziesięciu lat przechodzi ogromny dramat, a on kazałby mu czekać do rana... Kiedy wysiadał z samochodu wydawało mu się, że czego by nie zrobił i tak byłoby źle. Po prostu miał takie popieprzone życie...</span><br />
<span style="font-size: large;"><span class="Apple-tab-span" style="white-space: pre;"> </span>– Artur wczoraj przesłuchał syna Szymańskich – odezwał się po chwili ciszy Wojciechowski.</span><br />
<span style="font-size: large;">Komisarz na dźwięk swojego imienia wyrwał się z odrętwienia. Nie wiedząc jednak do końca o czym mowa, spojrzał pytająco na Przemka.</span><br />
<span style="font-size: large;">– Mamy już może protokół? – zapytała Cieślak.</span><br />
<span style="font-size: large;">Podkomisarz szturchnął Czachora w ramię. Ten otworzył usta chcąc coś odpowiedzieć, ale nadal nie wiedział, czego od niego oczekują. Bolała go strasznie głowa. Pulsujący ból przeszywał okolice skroni. Chciało mu się spać. Co chwila ziewał, przymykając oczy. Do tego wydawało mu się, że dzisiaj jest niemiłosiernie gorąco. Słowa docierały do niego jak przez mgłę. Poczuł, że jest cały spocony. Co chwilę wycierał dłonie o materiał spodni. Miał wrażenie, że za chwilę albo zwymiotuje, albo zemdleje. </span><br />
<span style="font-size: large;">Do pensjonatu wrócił wczoraj dobrze po drugiej. Przez większą część nocy nie dał rady zasnąć. Cały czas myślał o Małgosi. Udało mu się zdrzemnąć dopiero około piątej nad ranem. Nie trwało to jednak zbyt długo, gdyż wpadające przez okno promienie letniego słońca skutecznie utrudniały mu odpoczynek. Na śniadanie zjadł tylko połowę bułki z marmoladą, ponieważ po przebudzeniu męczyły go mdłości. Spróbował nawet napić się kawy, jednak po dwóch, z trudem przełkniętych, łykach musiał zrezygnować, gdyż miał wrażenie, że w przeciwnym razie zwróciłby zjedzoną przed chwilą bułkę. Zastanawiał się nawet, czy nie zostać dzisiaj w pensjonacie. </span><br />
<span style="font-size: large;">Przespałby się jeszcze trochę, potem pojechałby do miasta, kupiłby ogromny bukiet róż i poszedłby ją przeprosić. Nawet na kolanach, jeżeli trzeba by było. Był gotowy zrobić wszystko, byleby tego nie kończyć. Obawiał się jednak, że jego wczorajsze zachowanie mogło już wszystko definitywnie przekreślić. </span><br />
<span style="font-size: large;">Ostatecznie jednak zdecydował się pojechać na komendę. Miał tutaj przecież pracować. Pracować, a nie biegać za kobietami – powtarzał. – Jeżeli nie będzie już chciała, to trudno. Może nie jest dla ciebie – próbował sobie wmawiać. </span><br />
<span style="font-size: large;">Nie potrafił już jednak. Nie potrafił przejść obok tego obojętnie. Nie umiał o niej zapomnieć. Cały czas, mimo usilnych prób skupienia się tylko na pracy, o niej myślał. Łudził się, że jeszcze nic nie jest skończone, że wszystko można jeszcze naprawić. </span><br />
<span style="font-size: large;">– Z miny pana komisarza wnioskuję, że nie mamy – stwierdziła charakterystycznym sobie tonem prokurator. </span><br />
<span style="font-size: large;">– Znaczy... – odezwał się w końcu. </span><br />
<span style="font-size: large;">Próbował się teraz maksymalnie skupić. Musisz to zrobić – mówił sobie. – Ktoś czeka na prawdę, na sprawiedliwość. Tak, musiał to zrobić. Dla tych ludzi. Jego osobiste problemy nie mogły sprawiać, że ktoś, być może nigdy, nie dowie się, co stało się z jego ukochaną osobą. Był policjantem. Miał służyć ludziom. Służba wymaga poświęceń i wyrzeczeń. I to właśnie musiał w tym momencie zrobić. Zapomnieć o tych wszystkich swoich problemach. Choćby na chwilę. Do czasu, kiedy wyjdzie z komendy. Tak. Musiał to zrobić.</span><br />
<span style="font-size: large;">Cieślak popatrzyła na niego z zainteresowaniem.</span><br />
<span style="font-size: large;">– Prosimy, komisarzu – zachęciła go, jakby nawet się uśmiechając, bez nuty właściwej jej ironii i poczucia wyższości.</span><br />
<span style="font-size: large;">– Chłopak... – Otworzył notatnik. – Karol Szymański, osiemnaście lat – przeczytał. – W 2005 roku, czyli wtedy kiedy zaginęła jego matka Katarzyna Szymańska, miał siedem lat. Jest przekonany, że w dniu zniknięcia między kobietą, a jej mężem Pawłem Szymańskim doszło do dużej kłótni. </span><br />
<span style="font-size: large;">– Ale z tego co rozumiem – przerwała mu – to w tym domu cały czas dochodziło do jakichś awantur.</span><br />
<span style="font-size: large;">– Owszem – odpowiedział po chwili namysłu. – Ale według Karola Szymańskiego tego dnia, to jest 14 marca, kłótnia miała szczególnie burzliwy przebieg. Chłopak ostatni raz widział matkę, kiedy ta odprowadzała jego i jego siostrę Marzenę Szymańską do ich pokoju na górnej kondygnacji budynku. Katarzyna Szymańska miała być wówczas zakrwawiona, z podbitym okiem, a jej ubranie miało być poszarpane, co jednoznacznie wskazuje na to, że doszło do rękoczynów.</span><br />
<span style="font-size: large;">– Jeżeli chłopak mówi prawdę – wtrąciła Cieślak.</span><br />
<span style="font-size: large;">– Zeznał także – kontynuował. Nie chciał się wdawać z tą kobietą w żadną dyskusję. Nie teraz. – że słyszał później kilkukrotnie głośny huk.</span><br />
<span style="font-size: large;">– Nasza ofiara nie miała chyba ran postrzałowych? – Spojrzała na niego pytająco.</span><br />
<span style="font-size: large;">– Nie potrafił jednak określić, jakiego rodzaju był to huk – odparł komisarz. – Być może był to odgłos padającego na ziemię ciała bądź uderzenia jakimś narzędziem.</span><br />
<span style="font-size: large;">– Poza tym, kula mogła nie naruszyć kości – zauważył Przemek.</span><br />
<span style="font-size: large;">– No ale technicy przecież przesypali ziemię przez sito, tak? – zapytała protekcjonalnym tonem.</span><br />
<span style="font-size: large;">– Mógł ją przecież postrzelić z wiatrówki – Bronił się podkomisarz. – Śrut rozpada się wtedy na drobniutkie kawałeczki. Wówczas są marne szanse, żebyśmy go znaleźli.</span><br />
<span style="font-size: large;">– Jak zwykle za dużo "może", "mógł" i tym podobnych – stwierdziła z wyższością prokurator.</span><br />
<span style="font-size: large;">Czachor odniósł wrażenie, że jej głos działa dzisiaj na niego dzisiaj wyjątkowo drażniąco. Cały czas starał się jednak pamiętać, aby nie wdać się z nią ani nikim innym w żadne słowne potyczki, dopóki nie będzie to konieczne.</span><br />
<span style="font-size: large;">– Przy szkielecie znaleźliśmy empe trójkę – odezwał się Górski. – Pokazałeś ją chłopakowi? – zwrócił się do Artura.</span><br />
<span style="font-size: large;">– Pokazałem mu zdjęcia empe trójki i ubrań, które miała na sobie ofiara. Chłopak jednak twierdzi, że matka nie miała takiego urządzenia – przyznał. – A co do ubrań, to nie potrafił określić, czy należały do zaginionej.</span><br />
<span style="font-size: large;">– Czyli nie mamy nic, oprócz paru kartonów z papierosami – podsumowała beznamiętnie Cieślak.</span><br />
<span style="font-size: large;">Artur poczuł, że coś się w nim gotuje. Jak to, kurwa, nic? – pomyślał ze złością. To po co wczoraj przyjeżdżał tutaj wieczorem, siedział do późna i być może przy okazji spierdolił najpiękniejszą rzecz jaka mu się w życiu przytrafiła? Po to, żeby te wredne babsko powiedziało teraz coś takiego?! Przecież nawet nie zdążyli przesłuchać głównego podejrzanego. Więc co niby mogli takiego mieć?! Rozumiał, że zeznania kogoś, kto w chwili zdarzenia miał siedem lat, to nie jest jakiś niezbity dowód, ale... Nie powinna była tak mówić. Miał ochotę coś jej odpowiedzieć. Zapytać co ona, niby zrobiła, co ona ma. </span><br />
<span style="font-size: large;">Działo się z nim chyba coś niedobrego. Zawsze panował nad swoimi emocjami. Nigdy ich przecież nie okazywał na zewnątrz. Teraz jednak z trudem powstrzymał się od wygarnięcia tej bezczelnej wrednej pizdowatej babie tego, co niej sądził.</span><br />
<span style="font-size: large;">– Myślę, że teraz powinniśmy przesłuchać Pawła Szymańskiego – odparł ze spokojem, biorąc przy tym głęboki oddech.</span><br />
<span style="font-size: large;">Musisz nad sobą panować – powtarzał w myślach. – Nie daj się sprowokować. Nie pokazuj, że coś jest nie tak. Innym nic do tego.</span><br />
<span style="font-size: large;">– Dobrze – odpowiedziała po chwili. – Ale wiecie, że jeżeli nie dacie mi czegoś nowego, to będziecie musieli go wypuścić? Żaden sąd za kilka karto...</span><br />
<span style="font-size: large;">– Wiemy – przerwał jej zirytowany komisarz, jednocześnie podnosząc się z krzesła. </span><br />
<span style="font-size: large;">Popatrzyła na niego ze zdziwieniem. Czachor przez chwilę nawet zastanawiał się nad wdaniem się z prokurator w dyskusję, ale ostatecznie z tego zrezygnował. Ktoś tu musi być mądrzejszy – pomyślał. W tym samym momencie odwrócił się i bez słowa ruszył do drzwi.</span><br />
<span style="font-size: large;">– Idziecie? – zapytał z nieskrywanym zniecierpliwieniem, kiedy chwycił za klamkę.</span><br />
<span style="font-size: large;">Spojrzeli po sobie nieco skonsternowani zachowaniem komisarza.</span><br />
<span style="font-size: large;">– Idziemy – odparł po chwili Przemek, wstając energicznie.</span><br />
<span style="font-size: large;">Chyba tylko on go rozumiał... </span><br />
<span style="font-size: large;"><span class="Apple-tab-span" style="white-space: pre;"> </span>Czachor szybkim krokiem pokonywał kolejne metry wąskiego korytarzyka, prowadzącego do pokoju przesłuchań. Tego cholernego, pieprzonego, wąskiego w chuj korytarzyka. Ile razy już nim szedł odkąd tutaj przyjechał? Kilka. I co z tego wynikło? Które z przesłuchań przyczyniło się do tego, żeby zrobili chociaż krok naprzód w tej cholernej sprawie. Cały czas błądzili. Babrali się w jakiś brudach.</span><br />
<span style="font-size: large;">Owszem, udało im się złapać pedofila i kobietę, która "użyczała" mu dziecka, znajdującego się pod jej opieką. Przy okazji pewnie narazili się grupie najporządniejszych, najuczciwszych, najsprawiedliwszych i najbardziej prawowitych obywateli w tym kraju. I pewnie przy bliższej, bądź dalszej okazji się o tym dobitnie przekonają. Zresztą, nawet tej sprawy nie udało im się do końca zamknąć. Przybysz i młody Strzeliński trafili do aresztu, ale poseł – człowiek, który finansował chore fantazje swojego zboczonego synalka, nadal pozostawał na wolności. Nie złożono nawet wniosku o uchylenie immunitetu. Komisarz miał niepokojące przeczucie, że ten drań po prostu się im wywinie.</span><br />
<span style="font-size: large;">Echo jego kroków brzęczało w bolącej niemiłosiernie głowie. Oddychał ciężko. Wszystko go drażniło. Zapach. Kolor ścian. Te wąskie przejście. W pewnym momencie, nie wiedząc nawet do końca kiedy, uderzył pięścią z całej siły w ścianę. </span><br />
<span style="font-size: large;">Był wciekły. Miał już dosyć tego miejsca. Chciał wracać. Z powrotem do Białegostoku. Pieprzyć to – myślał teraz. Przyjechał tu wczoraj w wolnym czasie. Spierdolił taki piękny moment w swoim życiu. A na koniec usłyszał, że nic nie robi, że nic nie ma. Wszystko to brał do siebie. Słowa prokurator Cieślak odbierał tak, jakby były wymierzone wprost w niego, w jego osobę, jak gdyby chciała mu dopiec, zrobić na złość. Wredna suka – pomyślał o kobiecie. Wszystko było mu już obojętne. Najlepiej niech sami go stąd odeślą. Niech wypierdolą na zbity pysk. Jak Szymański się nie przyzna, to nawet nie będzie ruszał sprawy od tego kutasa z czarnego bmw. „Nie – myślał – koniec tego. Koniec tego angażowania się. Koniec starania się. Jak coś im się nie podoba, to niech się pierdolą.”</span><br />
<span style="font-size: large;">– Ej, ej, ej! – Poczuł, że ktoś ciągnie go za ramię.</span><br />
<span style="font-size: large;">Przemek. Weszli do jakiegoś, pustego akurat, pomieszczenia, w którym stało tylko biurko z jasnego drewna i trzy zwyczajne, najprostsze krzesła. Zapewne było to miejsce, w którym również odbywały się przesłuchania. Czachor spojrzał na podkomisarza wzrokiem wściekłego mordercy. Po chwili jednak wyraz jego twarzy złagodniał. Nie chciał, żeby wszyscy wiedzieli o jego problemach. Nie chciał być też niemiłym dla Przemka. On go doskonale rozumiał. Grali w jednej drużynie. Kłótnia z nim, to było coś, czego potrzebował teraz najmniej.</span><br />
<span style="font-size: large;">– Co jest, stary? – zapytał z troską.</span><br />
<span style="font-size: large;">– Nic. – Westchnął, odwracając wzrok. – Wszystko jest ok.</span><br />
<span style="font-size: large;">Już miał ruszyć do drzwi, kiedy poczuł, że Wojciechowski znowu łapie go za ramię.</span><br />
<span style="font-size: large;">– Przecież widzę. Co się stało? – naciskał.</span><br />
<span style="font-size: large;">– Nic – odburknął, odwracając się do wyjścia.</span><br />
<span style="font-size: large;">– Stary, kurwa. – Zatrzymał go w progu. – Rozumiem, że Cielak cię wkurwiła, ale nie musisz się tak zachowywać. Ja ci przecież nic nie zrobiłem.</span><br />
<span style="font-size: large;">Zastanowił się przez chwilę. Powiedzieć mu? Zwierzyć się? To było do niego niepodobne. Nigdy nie mówił nikomu o swoich problemach. To były jego i tylko jego problemy. Ale też nigdy nie pokazywał, że je ma.</span><br />
<span style="font-size: large;">– No co jest? – dopytywał się.</span><br />
<span style="font-size: large;">– Spieprzyłem. – Cofnął się, zamykając za sobą drzwi, tak aby nikt ich nie słyszał. – Spieprzyłem to wszystko. Rozumiesz, kurwa? – Spojrzał mu prosto w oczy. W pewnym momencie poczuł się tak, jakby miał się za chwilę rozpłakać.</span><br />
<span style="font-size: large;">– Chodzi o Małgorzatkę? – Nieco uśmiechnął się Przemek. – Słuchaj, stary, laski czasem tak po prostu mają... – próbował bagatelizować. </span><br />
<span style="font-size: large;">– Nic, kurwa, nie rozumiesz – niemal krzyknął. – Spieprzyłem to. Kurwa jebana mać, spieprzyłem! – oddychał ciężko. </span><br />
<span style="font-size: large;">Miał wrażenie, że głowa mu za chwilę eksploduje. Próbował zebrać myśli. Wciąż zastanawiał się, czy powinien w ogóle o tym komukolwiek mówić. Odczuwał jednak dziwną obawę, że sam sobie z tym nie poradzi. To było po prostu śmieszne. Idiotyczne. Radził sobie z widokiem zmasakrowanych zwłok, z widokiem martwych, niczemu winnych dzieci, a nie potrafił poradzić sobie z takim czymś. Próbował się opanować, uspokoić. Dzisiaj jednak nie potrafił tego zrobić. W ogóle.</span><br />
<span style="font-size: large;">– Byłem u niej – zaczął powoli. – Weszliśmy do mieszkania. Zaczęliśmy się całować. Rozebrałem ją. Ona mnie. Było... Było... – Poczuł ukłucie z lewej strony klatki piersiowej. – tak... tak... zajebiście. Zajebiście, rozumiesz? </span><br />
<span style="font-size: large;">Przemek patrzył na niego nieco zdziwiony, wyczekując dalszej części opowieści.</span><br />
<span style="font-size: large;">– I wtedy – kontynuował Artur – zadzwonił telefon. Pierdolony telefon. Raz. Drugi. W końcu odebrałem. Dzwonił dyżurny. Chciał, żebym przyjechał pogadać z tym chłopakiem. No i rozumiesz, co ja, kurwa, zrobiłem? Jak ostatni palant, ubrałem się i wyszedłem. Zostawiłem ją tam samą. Rozumiesz, kurwa?</span><br />
<span style="font-size: large;">Podkomisarz powoli wypuścił powietrze z ust.</span><br />
<span style="font-size: large;">– Dzwoniłeś do niej potem, pisałeś? – zapytał po chwili namysłu.</span><br />
<span style="font-size: large;">– Nie – odparł.</span><br />
<span style="font-size: large;">– To zrób to – odpowiedział szybko. – Nie wiem... Kup bukiet róż. Przeproś ją po prostu. Wytłumacz to wszystko.</span><br />
<span style="font-size: large;">Ale ty jesteś debilem – powiedział komisarz w myślach sam do siebie. – Nawet idioto, nie zadzwoniłeś przeprosić. Jesteś po prostu jebanym idiotą.</span><br />
<span style="font-size: large;">– I tak na przyszłość – zaczął ostrożnie Przemek – to... to nie przyjeżdżaj. Chłopak zaczekałby do rana. Naprawdę, nic by się nie stało... – Popatrzył na niego, jak gdyby obawiał się jakiegoś wybuchu z jego strony.</span><br />
<span style="font-size: large;">"Zaczekałby do rana. Nic by się nie stało" – powtórzył ze złością komisarz. – Czyli nawet ty jesteś przeciwko mnie... – pomyślał o stojącym przed nim podkomisarzu. – Ciekawe czy tak byście mówili, gdybym nie przyjechał. Ciekawe co by powiedziała ta wredna jędza...</span><br />
<span style="font-size: large;">– Może... – odezwał się znowu, odczuwając jednocześnie ulgę, że jego poprzednie słowa nie wywołały u komisarza jakiegoś kolejnego napadu wściekłości. – Może wziąłbyś dzisiaj wolne, co? Spałeś w ogóle? Nie wyglądasz najlepiej.</span><br />
<span style="font-size: large;">– Dam radę – odparł niemal od razu i wyszedł z powrotem na korytarz.</span><br />
<span style="font-size: large;">Mijając próg dodał po cichu, tak że nikt go nie słyszał:</span><br />
<span style="font-size: large;">– Jakoś muszę...</span><br />
<span style="font-size: large;"><br /></span>
<span style="font-size: large;"><span class="Apple-tab-span" style="white-space: pre;"> </span>Pod salą czekał już na nich Maciek. Po pani prokurator nie było ani śladu. I niech potem spróbuje coś jeszcze powiedzieć – pomyślał nadal zdenerwowany komisarz. </span><br />
<span style="font-size: large;">Szymański był wewnątrz. Siedział, nerwowo rozglądając się po pokoju. Czyli masz coś na sumieniu, pijaczku – uznał Czachor, a po chwili sam siebie zganił. Nie mógł tak myśleć. Dla niektórych ludzi sam widok policjantów jest stresujący, a co dopiero zatrzymanie. Był zły, ale nie powinien się wyładowywać na tym człowieku, czegokolwiek by tamten nie zrobił. Musiał zachować profesjonalizm. Coś co do tej pory przychodziło mu z, niespotykaną u większości jego kolegów, łatwością. Przemek, podobnie tak jak jego partner z Białegostoku – Borowski, bywał zbyt porywczy. Czym innym było odgrywanie złego gliny, a czym innym zwykła przysłowiowa jazda bez trzymanki. Czachor natomiast zawsze zachowywał obojętność. Nie pokazywał, po czyjej stronie stoi. Interesowała go tylko prawda. To co naprawdę się wydarzyło. Suche fakty. Zero emocji. </span><br />
<span style="font-size: large;">Czasem oczywiście trzeba było coś zagrać. Powiedzieć do podejrzanego: "Słuchaj ja cię nawet rozumiem. Nie mam nic do ciebie. W zasadzie, to gramy do jednej bramki. Obaj chcemy, jak najszybciej to wszystko zakończyć". Ale nigdy nie pozwalał sobie na przekraczanie jakichkolwiek granic. Nigdy nie zastraszał. Jeżeli przeklinał, robił to z umiarem. Uważał, że tak po prostu należy się zachowywać w oficjalnej sytuacji, którą było przesłuchanie, z którego sporządzano protokół. Inne zasady gry oczywiście obowiązywały poza komendą, tak jak na przykład w przypadku rozmowy z tym świrem Teodorczykiem. Jednak nawet wtedy Artur pilnował, aby nie zrobić kroku za daleko. </span><br />
<span style="font-size: large;">Doszedł do nich Przemek. Przez chwilę w milczeniu obserwowali Szymańskiego. Dopóki nie masz dowodów, gość jest niewinny – powtarzał sobie komisarz, obserwując grubawego mężczyznę, który właśnie ocierał wielką tłustą dłonią pot z czoła. – Jesteś zły, ale to są twoje prywatne sprawy. Teraz jesteś w pracy.</span><br />
<span style="font-size: large;">Popatrzył pytająco na podkomisarza.</span><br />
<span style="font-size: large;">– Pójdę z Maćkiem – powiedział, czując na sobie jego wzrok.</span><br />
<span style="font-size: large;">– Mogę iść – odparł pospiesznie komisarz.</span><br />
<span style="font-size: large;">Nie chciał, aby jego poranne zachowanie doprowadziło do odsunięcia go na boczny tor. Zresztą, i tak już się na nim znajdował... W końcu go tutaj odesłali.</span><br />
<span style="font-size: large;">– Młody musi się uczyć. – Zaśmiał się delikatnie Wojciechowski, jak gdyby próbując rozładować napiętą atmosferę. – Ty się poprzyglądaj i powiesz potem, co o tym sądzisz, ok? </span><br />
<span style="font-size: large;">– Ok... – odpowiedział niemal bezgłośnie.</span><br />
<span style="font-size: large;">– Dobra. Młody, idź do środka. Ja za chwilę do ciebie przyjdę.</span><br />
<span style="font-size: large;">Kiedy aspirant zniknął za drzwiami pokoju przesłuchań, Wojciechowski zwrócił się do wpatrującego się w lustro weneckie komisarza:</span><br />
<span style="font-size: large;">– Słuchaj – zaczął pewnie – nie możesz tego robić w takim stanie...</span><br />
<span style="font-size: large;">– Ok – przerwał mu Czachor. – Przecież mówię, że rozumiem.</span><br />
<span style="font-size: large;">– Najlepiej by było, gdybyś... Gdybyś urwał się dzisiaj z roboty. Naprawdę nie ma sensu, żebyś w takim stanie...</span><br />
<span style="font-size: large;">– Dam radę – odparł ze stanowczością w głosie.</span><br />
<span style="font-size: large;">Przemek otworzył usta, tak jakby miał mu coś odpowiedzieć, ale najwyraźniej w ostatniej chwili zrezygnował i także ruszył w stronę pokoju.</span><br />
<span style="font-size: large;">– Powiesz potem co o tym sądzisz – dodał.</span><br />
<span style="font-size: large;">– Mhm... – wybąknął smętnie, kiedy podkomisarz zniknął za drzwiami. </span><br />
<span style="font-size: large;">Przesłuchanie rozpoczęło się od standardowych formułek. W tym czasie Czachor wyciągnął swojego smartfona. Odblokował ekran. Po chwili namysłu wszedł w sms'y. Utworzył nową wiadomość. Jako adresatkę dodał Małgorzatę. Powinien był to już zrobić wczoraj. Zadzwonić, wytłumaczyć wszystko. Teraz jednak nie czuł się na siłach, aby prowadzić rozmowę. Musiał coś napisać. </span><br />
<span style="font-size: large;">Tylko co? – zastanawiał się. Zastygł z gotowymi do pisania palcami nad dotykowym wyświetlaczem telefonu. Próbował coś wymyślić, ale nic nie przychodziło mu do głowy. Nie chciał znowu zabrzmieć jak jakiś idiota. Jesteś idiotą, więc jak niby masz zabrzmieć? – pomyślał zły sam na siebie. Zaczął powoli:</span><br />
<span style="font-size: large;">Małgosiu, bardzo Cię przepraszam za wczoraj...</span><br />
<span style="font-size: large;">Co dalej? Nie, to brzmi idiotycznie, tak strasznie nienaturalnie – stwierdził, kasując napisane przez siebie zdanie. Znowu poczuł przeszywający ból w skroniach. Dodatkowo zrobiło mu się strasznie sucho w gardle. Na widok plastikowych kubeczków z wodą, stojących po drugiej stronie lustra weneckiego, momentalnie zachciało mu się pić. Do tego ta gorąc... Skup się – powtarzał w myślach. – Nawaliłeś, to teraz musisz chociaż jakoś ładnie ją przeprosić.</span><br />
<span style="font-size: large;"><span class="Apple-tab-span" style="white-space: pre;"> </span>– Dobrze, panie Szymański. – Dobiegł go głos Króla, wydobywający się z głośniczka. – Przejdźmy do pierwszego pytania. Dlaczego próbował pan wczoraj uciekać?</span><br />
<span style="font-size: large;">Czachor popatrzył uważnie na mężczyznę. Milczał, nerwowo wiercąc się na krześle i spoglądając w różne strony. Może rzeczywiście ma za uszami coś znacznie więcej niż kartony z fajkami – pomyślał komisarz. </span><br />
<span style="font-size: large;"><span class="Apple-tab-span" style="white-space: pre;"> </span>Wrócił do pisanego przez siebie sms'a. Nie miał pojęcia, jak powinien to zrobić. W ogóle powinien był to robić w taki sposób? Pisząc sms'a? Tak się chyba nie powinno kogoś przepraszać. Kogoś, kogo się tak bardzo skrzywdziło. Kogoś tak wspaniałego, wyjątkowego. Zdecydowanie nie powinno się. No ale co w takim razie powinien zrobić? Wdrapać się na klęczkach na piętro, na którym mieszkała, z bukietem róż w zębach? Zaczął nerwowo obracać telefon w dłoniach. Co robić? Co robić? – powtarzał cały czas to pytanie.</span><br />
<span style="font-size: large;"><span class="Apple-tab-span" style="white-space: pre;"> </span>– Panie Szymański? – Znów usłyszał głos, tym razem, Przemka.</span><br />
<span style="font-size: large;">Spojrzał jeszcze raz na smartfona. Nie. Tak nie wypadało. Chyba rzeczywiście zostawał mu już tylko wariant z bukietem róż. Przez moment delikatnie się uśmiechnął. Zresztą, dla niej mógł zrobić wszystko. Byleby tylko mu wybaczyła. Westchnął, chowając telefon do kieszeni. Teraz musiał się skupić. Bez względu na to jak bardzo ją kochał, jak bardzo mu na niej zależało, musiał chociaż na chwilę stać się starym zimnym profesjonalnym Czachorem.</span><br />
<span style="font-size: large;">– Przecież już mówiłem – odburknął na pytanie podkomisarza Szymański.</span><br />
<span style="font-size: large;">– Dobrze, ale chcielibyśmy usłyszeć jeszcze raz odpowiedź na to pytanie – odpowiedział mu uprzejmie Król.</span><br />
<span style="font-size: large;">– No te... – Mężczyzna wyglądał na zakłopotanego. – Te no... fajki miałem.</span><br />
<span style="font-size: large;">– Mówi pan o papierosach, zgadza się? – upewniał się aspirant.</span><br />
<span style="font-size: large;">– Ta.</span><br />
<span style="font-size: large;">– Nie uciekał pan chyba jednak z powodu posiadanych papierosów.</span><br />
<span style="font-size: large;">– No przecież wiecie. – Mężczyzna popatrzył na Wojciechowskiego, oczekując zrozumienia.</span><br />
<span style="font-size: large;">Podkomisarz jednak na razie nie wtrącał się do rozmowy.</span><br />
<span style="font-size: large;">– Co to były za papierosy, panie Szymański? – naciskał Maciek.</span><br />
<span style="font-size: large;">Szymański po raz kolejny nerwowo rozejrzał się po pokoju, wycierając przy tym wielkie krople potu z czoła. Czując jednak na sobie wzrok policjanta oraz będąc świadomym o braku możliwości ucieczki z tej sytuacji, wykrztusił z siebie wreszcie:</span><br />
<span style="font-size: large;">– No ruskie... </span><br />
<span style="font-size: large;">Po chwili dodał jeszcze:</span><br />
<span style="font-size: large;">– Przemycane.</span><br />
<span style="font-size: large;">– Ale z tego co wiem – mówił Król – to moi koledzy nie przyszli do pana z zamiarem dokonania przeszukania. Dlaczego więc pan właściwie uciekał? – Nadal nie odpuszczał.</span><br />
<span style="font-size: large;">– Tak jakoś... tego – wydukał, biorąc do ręki plastikowy kubeczek.</span><br />
<span style="font-size: large;">Czachor zauważył, że mężczyźnie drży ręka. Zastanawiał się, czy jest to efekt stresu, czy też przymusowego odstawienia alkoholu. A jeżeli stresu – to czym spowodowanego? Obawą przed odpowiedzialnością za handel kontrabandą czy może za coś więcej?</span><br />
<span style="font-size: large;">– Ok – odpowiedział aspirant, kiedy ten skończył pić. – Wierzę panu.</span><br />
<span style="font-size: large;">Po twarzy Przemka przemknęło zdziwienie. </span><br />
<span style="font-size: large;">Próbuje go podejść – zauważył komisarz. Chce, żeby facet się uspokoił, żeby poczuł się pewnie. Wtedy jest większa szansa, że popełni jakiś błąd. Powie coś, czego nie powinien. Dobry jest ten młody – stwierdził z uznaniem Czachor. Rzeczywiście, w aspirancie Królu widział troszeczkę samego siebie. Spokojny, stonowany. W zasadzie to nawet profesjonalny. Może tylko za mało pewny siebie. Za rzadko się udziela. Ale ma jeszcze czas – pomyślał Artur. Jak to mówią – wyrobi się.</span><br />
<span style="font-size: large;">Sam podejrzany również wydawał się być zaskoczonym. I to już powinno dać im do myślenia – stwierdził komisarz, cały czas uważnie obserwując zachowanie mężczyzny. Skoro mówił prawdę, to dlaczego miałby się dziwić temu, że mu wierzą? </span><br />
<span style="font-size: large;">– Czyli... – Popatrzył na stojący przed nim prawie pusty kubek. – Mogę już... – Spojrzał na aspiranta.</span><br />
<span style="font-size: large;">– To nie jest takie proste – odpowiedział, doskonale wiedząc, o co ten chce zapytać. – Przemyt papierosów bez polskich znaków skarbowych i handel nimi w takich ilościach to przestępstwo, panie Szymański. Na razie musimy zaczekać na decyzję prokuratora, co do zarzutów, które panu przedstawi – poinformował, dodając po chwili: – Korzystając jednak z okazji, chcielibyśmy teraz przejść do sedna sprawy, czyli porozmawiać o tym, o czym nie chciał pan z nami wczoraj porozmawiać.</span><br />
<span style="font-size: large;">Strach. Chwilowy, ale jednak dla kogoś kto przeprowadził już sporo przesłuchań, dostrzegalny nawet zza lustra weneckiego. Czachor zastanawiał się czy jego koledzy też zauważyli reakcję mężczyzny.</span><br />
<span style="font-size: large;">– Nie chciałby pan wiedzieć o czym? – zapytał Maciek, nieco udając zdziwienie.</span><br />
<span style="font-size: large;">– No że niby co? – odburknął, spoglądając na nich spode łba.</span><br />
<span style="font-size: large;">– Rok 2005, marzec 14. – mówi to coś panu? – odezwał się Przemek.</span><br />
<span style="font-size: large;">Szymański spojrzał na niego z podejrzliwością. </span><br />
<span style="font-size: large;">– Ja nie mam z tym nic wspólnego – powiedział twardo.</span><br />
<span style="font-size: large;">– Z czym? – zapytał Król.</span><br />
<span style="font-size: large;">– Ze zniknięciem tej jędzy. – Poprawił się na krześle. Z coraz większą intensywnością rozglądał się po pomieszczeniu, jak gdyby mimo wszystko, szukał z niego drogi ucieczki.</span><br />
<span style="font-size: large;">– Ma pan na myśli swoją żonę Katarzynę Szymańską?</span><br />
<span style="font-size: large;">– No a kogo? – Nachylił się w kierunku siedzących naprzeciwko niego policjantów. – Przecież mnie już szmuglowaliście za to – powiedział z wyrzutem.</span><br />
<span style="font-size: large;">– Jeżeli już coś – zaczął powoli Wojciechowski – to maglować, a nie szmuglować. Szmuglował to pan fajki przez granicę. Policja to co najwyżej pana przesłuchiwała.</span><br />
<span style="font-size: large;">– Przesłuchiwała! Ot! – krzyknął, uderzając dłonią w blat stołu, za którym siedział. – W pierdlu mnie, skurwysyny zamknęły! – Momentalnie zrobił się cały czerwony na twarzy.</span><br />
<span style="font-size: large;">– Po pierwsze, to żadne skurwysyny, tylko policjanci. Po drugie, zacznij odpowiadać na pytania, bo twoja sytuacja jest dosyć nieciekawa, wiesz? – Podkomisarz uśmiechnął się do niego złośliwie.</span><br />
<span style="font-size: large;">Czachor miał nadzieję, że Przemek chociaż podczas przesłuchania rejestrowanego kamerą zachowa pewien umiar. Nie chciałby sytuacji, w której podejrzany oskarżyłby ich o zastraszanie albo znęcanie się. Co prawda on, jako gość, nie miałby zapewne większych kłopotów z tego tytułu, ale zawsze wolał unikać takich sytuacji.</span><br />
<span style="font-size: large;">– Panie Szymański – zwrócił się do niego Król. – ponieważ pojawiły się pewne nowe okoliczności, chcielibyśmy porozmawiać o pańskiej żonie. Oczywiście nie jest pan o nic podejrzany – uspokoił go. – Proszę wybaczyć miejsce, w którym musimy rozmawiać, ale sam pan rozumie. – Uśmiechnął się przyjacielsko.</span><br />
<span style="font-size: large;">Dobrze – ocenił Artur. Powiedzieli mu, że nie jest podejrzanym, co było prawdą, jeżeli spojrzeć na definicję z kodeksu postępowania karnego. Nie znaczyło to oczywiście, że o nic go nie podejrzewali. Gość teraz będzie myślał, że jest bezpieczny, że nic mu nie grozi. Może nawet pomyśli, że policja podejrzewa kogoś innego. Istniała zatem duża szansa, patrząc dodatkowo na poziom inteligencji Szymańskiego, że palnie coś, co go pogrąży. </span><br />
<span style="font-size: large;">– A ja nie muszę chyba z wami o tym rozmawiać – odparł, będąc raczej nie do końca pewnym tego, co mówił.</span><br />
<span style="font-size: large;">– Ale dlaczego nie chciałby pan z nami rozmawiać? – zapytał aspirant. – Nie zależy panu na odnalezieniu żony? – Popatrzył mu prosto w oczy.</span><br />
<span style="font-size: large;">Mężczyzna wzdrygnął się.</span><br />
<span style="font-size: large;">– Hmm? – Nie dawał za wygraną.</span><br />
<span style="font-size: large;">– A po chuj mi ta baba durna? Gówniara jedna i tyle – stwierdził.</span><br />
<span style="font-size: large;">– Dlaczego tak pan mówi o swojej żonie?</span><br />
<span style="font-size: large;">– Bo to prawda sama. Wredne babsko było i tyle – prychnął. – Wiecznie coś jej nie pasowało. Ja ją, kurwa, z tym bękartem przyjąłem. Dałem, kurwa, dom. Ożeniłem się z nią, kurwa. A ona, kurwa, pizda jedna nigdy tego docenić nie potrafiła. Wiecznie, kurwa, ruchała się za plecami z innymi!</span><br />
<span style="font-size: large;">– Kogo pan miał na myśli mówiąc o nim, że jest bękartem?</span><br />
<span style="font-size: large;">– No jak kogo? – Spojrzał na nich zdziwiony, a następnie uśmiechnął się szeroko, pokazując przy tym swoje pożółkłe od palenia papierosów i braku higieny zęby. – To rodzice Kasiuni nie powiedzieli już wam, że ten gówniarz jest bękartem?</span><br />
<span style="font-size: large;">– O kim pan mówi? – dopytywał Król.</span><br />
<span style="font-size: large;">– No jak to o kim? – Wyszczerzył swoje obrzydliwe zęby jeszcze bardziej. – O Karolu przecież. Jeszcze, kurwa, zgodziłem się dać gnojkowi swoje nazwisko – burknął ze złością.</span><br />
<span style="font-size: large;">Cholera, to jest jego ojczym – zaniepokoił się nieco komisarz. To komplikowało sprawę. Jeżeli chłopak wiedział, że Szymański nie jest jego ojcem, to mógł złożyć obciążające go zeznania ze względu na swoją niechęć do niego. W oczach sądu nie będzie to zapewne szczególnie mocno wiarygodny dowód – przyznał Czachor.</span><br />
<span style="font-size: large;">– Mówi pan o Karolu Szymańskim? – upewniał się Maciek.</span><br />
<span style="font-size: large;">– Ta... Mogę się czegoś... no tego... napić? – Spojrzał już nieco łagodniej na policjantów. – Czegoś no... mocniejszego? – zapytał nieśmiało.</span><br />
<span style="font-size: large;">– Nie – zaprzeczył kategorycznie Wojciechowski.</span><br />
<span style="font-size: large;">– No a tego... zapa...</span><br />
<span style="font-size: large;">– Nie – znów mu odmówił.</span><br />
<span style="font-size: large;">– No ale...</span><br />
<span style="font-size: large;">– Nie – powtórzył stanowczo.</span><br />
<span style="font-size: large;">Szymański popatrzył na niego z urazą.</span><br />
<span style="font-size: large;">– Jak opisałby pan swoją relację z synem? – aspirant zadał kolejne pytanie, nie chcąc dopuścić do jakiejś ostrzejszej wymiany zdań pomiędzy mężczyznami.</span><br />
<span style="font-size: large;">– To nie jest mój syn – odpowiedział grubawy pijaczek, nie odrywając swojego wzroku od podkomisarza.</span><br />
<span style="font-size: large;">– Z pańskim pasierbem – poprawił się.</span><br />
<span style="font-size: large;">– Gówniarz jak gówniarz – stwierdził, z powrotem przenosząc spojrzenie na Króla. – Je, śpi, sra. Nic poza tym. – Odruchowo wzruszył ramionami. Ton jego głosu wskazywał na to, że nie rozumie za bardzo sensu zadanego mu pytania.</span><br />
<span style="font-size: large;">– Dochodziło między wami do sprzeczek? Rękoczynów?</span><br />
<span style="font-size: large;">Sprytnie – pomyślał Czachor. Maciek próbował ustalić, jakie stosunki panują pomiędzy Szymańskim, a jego pasierbem zanim przedstawi mężczyźnie zeznania chłopaka. Komisarz obawiał się jednak jakiejkolwiek odpowiedzi ze strony przesłuchiwanego. Będzie ona albo twierdząca – i zapewne zgodna z prawdą, albo też przecząca, ale na jakieś dziewięćdziesiąt dziewięć procent fałszywa. Szczerze wątpił w to, aby człowiek pokroju siedzącego przed nim wiejskiego pijaczka – nieroba, nie podniósł ani razu ręki na któregoś z członków swojej rodziny.</span><br />
<span style="font-size: large;">– A skąd! – niemalże wykrzyknął, unosząc delikatnie ręce w geście protestu. – Ja bym dzieciaka nie uderzył.</span><br />
<span style="font-size: large;">– A żonę? – wtrącił się Przemek.</span><br />
<span style="font-size: large;">– Też nie – odparł prawie od razu.</span><br />
<span style="font-size: large;">– No przecież mówiłeś, że... Jak to tam było? – Zastanawiał się. – O! Że to wredne babsko było. Pizda, co ruchała się z pierwszym lepszym.</span><br />
<span style="font-size: large;">– A chuj ci do tego – zwrócił się do Wojciechowskiego. – Moja sprawa z kim ta pizda się ruchała, a z kim nie. – Kończąc, zaczął podnosić się z krzesła. </span><br />
<span style="font-size: large;">Stojący tuż obok Czachora funkcjonariusz spojrzał na drzwi, zastanawiając się, czy już teraz powinien wejść do środka i uspokoić zatrzymanego, czy też jeszcze przez chwilę powinien zaczekać.</span><br />
<span style="font-size: large;">– Siadaj! – krzyknął podkomisarz.</span><br />
<span style="font-size: large;">Mężczyzna, chyba nieco przestraszony stanowczą reakcją policjanta, z powrotem zajął swoje miejsce.</span><br />
<span style="font-size: large;">– No nie mów, że jej nigdy nie wpierdoliłeś. – Próbował zachęcić go do mówienia. – Toż to była pizda, dziwka, kurwa, rura. – Patrzył mu prosto w oczy. – Ruchała się z twoim sąsiadem, z synem twojego sąsiada... Może nawet z twoim ojcem. Żyje jeszcze, prawda? – Uśmiechnął się szeroko. – Żeby moja kobieta zrobiła mi coś takiego – Dobrał nieco łagodniejszą barwę głosu. – to bym ją chyba po prostu zajebał... No przynajmniej porządnie wpierdolił. Baba musi znać swoje miejsce, co nie?</span><br />
<span style="font-size: large;">Szymański spoglądał na niego z coraz większym przerażeniem. Czyżby Wojciechowski trafił w sedno całej sprawy? Czyżby ten siedzący tutaj pijak rzeczywiście zabił swoją żonę? Jeżeli jeszcze okazałoby się, że szkielet, który znaleziono na działce Strzelińskiego należy do Katarzyny Szymańskiej, to sprawa byłaby już w zasadzie skończona – pomyślał Artur. Przyznanie się do winy, zeznania syna i innych członków rodziny oraz zwłoki w zupełności by wystarczyły, aby posłać tego człowieka na długie lata do więzienia.</span><br />
<span style="font-size: large;">– Ja jej nic, kurwa, nie zrobiłem! – krzyknął rozpaczliwie, robiąc się jeszcze bardziej czerwonym na twarzy.</span><br />
<span style="font-size: large;">Wojciechowski położył przed nim kilka zdjęć odzieży, należącej do Szymańskiej, z widocznymi śladami krwi.</span><br />
<span style="font-size: large;">– Jak to jej, kurwa, nic nie zrobiłeś?! – pytał podniesionym tonem. – Patrz na te zdjęcia. Czyje to ubrania? Poznajesz?</span><br />
<span style="font-size: large;">Mężczyzna milczał. Wyglądał tak, jakby za chwilę miał się rozpłakać.</span><br />
<span style="font-size: large;">– No co nic nie mówisz?! – naciskał podkomisarz. – Skąd niby ta krew?! Lubiła na ostro? Przecież chyba, kurwa, nie robiłaby tego w ubraniu!</span><br />
<span style="font-size: large;">Nadal cisza. Żadnej reakcji. Tylko coraz bardziej zaciśnięte wargi. Szymański niepewnie spoglądał na zdjęcia, jak gdyby się ich bał albo brzydził. </span><br />
<span style="font-size: large;">A co jeżeli on jest niewinny? – przemknęło przez myśl Czachorowi. Każda sprawa ma przecież drugie dno. No prawie każda. Może Szymańska rzeczywiście była niewierną żoną, która zostawiła męża i dzieci. Może nadal żyje, może za jej zniknięciem i ewentualnym zabójstwem stoi kto inny, na przykład kochanek. Dlatego właśnie Artur musiał mieć zawsze dowód. Coś co było oczywiste, niepodważalne.</span><br />
<span style="font-size: large;">– Nadal nie chcesz z nami gadać? – kontynuował policjant. – Maciek – zwrócił się do Króla. – Powiesz mu?</span><br />
<span style="font-size: large;">– Pański pasierb Karol Szymański zeznał, że w dniu 14 marca 2005 roku – Czytał z notatnika. – między panem, a pańską żoną, to jest Katarzyną Szymańską, doszło do awantury. Z zeznań chłopaka wynika, że kiedy ostatni raz widział swoją matkę była ona zakrwawiona, miała podbite oko oraz poszarpane ubranie. Później słyszał już tylko kilkakrotnie głośny huk. Tego samego dnia Katarzyna Szymańska zaginęła. Nie wygląda to dla pana najlepiej, panie Szymański – stwierdził, przyglądając się uważnie mężczyźnie.</span><br />
<span style="font-size: large;">Ten jakby pobladł na, czerwonej z nerwów, twarzy. Trzymane przez niego na stole dłonie zaczęły drżeć. Spoglądał to na przesłuchujących go policjantów, to na rozłożone przed nim zdjęcia. Zamrugał kilkakrotnie powiekami.</span><br />
<span style="font-size: large;">– Panie Szymański? – Nieco zaniepokoił się aspirant.</span><br />
<span style="font-size: large;">W tym momencie mężczyzna zakaszlał tylko kilkukrotnie, po czym odwrócił głowę na bok i zwymiotował wprost na podłogę pokoju przesłuchań.</span><br />
<span style="font-size: large;">– Cholera jasna – westchnął, stojący obok Czachora, starszy posterunkowy, sięgając jednocześnie po błękitne winylowe rękawiczki i ruszając do drzwi.</span><br />
<span style="font-size: large;"><br /></span>
<h3>
<span style="font-size: large;"><a href="http://fundamenty-kulakowski.blogspot.com/2017/05/fundamenty-rozdzia-xxxiii.html">=> Rozdział XXXIII</a></span></h3>
Anonymoushttp://www.blogger.com/profile/17059212973651445750noreply@blogger.com0tag:blogger.com,1999:blog-5401081125946211471.post-16223403589337840082017-04-24T19:37:00.000+02:002017-05-10T22:07:54.519+02:00Fundamenty - Rozdział XXXI<i style="font-size: large;">Rozdział może zawierać elementy nieodpowiednie dla osób poniżej 18. roku życia.</i><br />
<br />
<span style="font-size: large;"><span class="Apple-tab-span" style="white-space: pre;"> </span>Trzymając się za ręce, powoli przemierzali suwalskie uliczki, na których zaczynały zapalać się już latarnie. Powietrze zrobiło się całkiem przyjemne. Oddychał głęboko, co chwila przymykając oczy. Starał się zapomnieć o całym dniu, o tym paskudnym zapachu wódki i papierosów w domu Szymańskiego. Czuł lekki ból w okolicach skroni. Chciało mu się spać. Ale kiedy tylko kątem oka spojrzał w jej stronę... Wszystko inne przestawało istnieć. Była taka piękna. Czuł zapach jej perfum. Pewnie drogich jak cholera. Ale on byłby teraz gotowy jej wszystko kupić. Nawet gdyby musiał na to oszczędzać miesiącami, latami. Zrobiłby wszystko, czego by zapragnęła.</span><br />
<span style="font-size: large;">Zbliżali się do bloku, w którym mieszkała. Nie chciał, aby to się kończyło. Chciałby z nią tak spacerować, jak gdyby nie istniało jutro, jak gdyby nie było tych wszystkich rzeczy do zrobienia, spraw do załatwienia. Jak gdyby na świecie byli tylko on i ona. Nikt i nic więcej. </span><br />
<span style="font-size: large;">Zatrzymali się. Stanęła naprzeciwko niego. Patrzyła mu prosto w oczy. </span><br />
<span style="font-size: large;">– To jak? – Uśmiechnęła się czarująco, spoglądając w kierunku apartamentowca. – Wejdziesz, bohaterze?</span><br />
<a name='more'></a><br />
<span style="font-size: large;">Nie mógł jej teraz odmówić. Pomimo tych wszystkich wątpliwości i obaw. Znalazł skarb. Nie mógł go utracić. Przypomniał sobie dzisiejszą rozmowę z Przemkiem. Chyba dopiero podczas niej uświadomił sobie jak wielkie szczęście mu się przytrafiło. Szczęście, które miało na imię Małgosia i stało właśnie przed nim. I to właśnie niego zapraszało, aby na dobre wszedł do jego życia. </span><br />
<span style="font-size: large;">Pokiwał głową, delikatnie się przy tym uśmiechając. Czuł, że robi dobrze, że tak właśnie powinien postąpić. Chwyciła go za rękę i pociągnęła w stronę wejścia. Kiedy znaleźli się w windzie jeszcze raz na niego spojrzała. Tymi swoimi pięknymi ciemnymi oczami. Zobaczył w nich dwie radosne iskierki.</span><br />
<span style="font-size: large;">Chwilę później przyciskała go już do ściany i namiętnie całowała. Była tak podniecona, że ledwo powstrzymała się, aby nie rozpiąć mu koszuli jeszcze przed wejściem do mieszkania. Czuł jej przyśpieszony oddech, jej miękkie piersi wtulone w jego ciało. Kręciła go. Chciał to zrobić. Teraz już był pewien. Zaczął jeszcze mocniej, jeszcze szybciej muskać jej słodkie wargi. Winda zatrzymała się na właściwym piętrze, oznajmiając to charakterystycznym dźwiękiem. </span><br />
<span style="font-size: large;">Spojrzeli po sobie. Oboje się uśmiechnęli. Jej uśmiech... Taki szczery, pociągający. Jej piękne perłowe zęby. Stanęli przed drzwiami. Nie przestając go całować, dobyła jedną ręką z torebki klucze.</span><br />
<span style="font-size: large;">Weszli do środka. Przepchnęła go w stronę salonu. Chciała tego. On też. Oboje chcieli. Zaczęła rozpinać mu koszulę. On ściągnął z niej obcisłą bluzeczkę. Chwilę później leżała już na skórzanej kanapie. On był tuż nad nią. </span><br />
<span style="font-size: large;">Udało się – pomyślała, odczuwając jednocześnie radość i swego rodzaju ulgę. Czekała już wystarczająco długo. No i się doczekała.</span><br />
<span style="font-size: large;">Rozpięła guzik w jego dżinsach. On, nachylił się do niej jeszcze bardziej. Pocałował prosto w usta i wsadzając rękę pod plecy dziennikarki, otworzył zapięcie czarnego stanika. Jednym szybkim ruchem ręki rozpięła rozporek jego spodni i zsunęła je w dół. </span><br />
<span style="font-size: large;">Kiedy miał ściągnąć jej biustonosz, poczuł wibracje okolicach łydki, na której wysokości znajdowała się teraz kieszeń jego spodni. Zwykle nosił wyciszony telefon, przez co nie zawsze odbierał za pierwszym razem. Że też akurat teraz musiał mieć tę świadomość, że ktoś do niego dzwoni... W tak pięknym momencie. Zawahał się. Co powinien był zrobić? O tej porze to pewnie nic ważnego – pomyślał. No ale jeśli, to jednak coś pilnego – zastygł w bezruchu nad leżącą pod nim Małgosią. </span><br />
<span style="font-size: large;">Dziennikarka spojrzała na niego pytająco. Wewnątrz czuła teraz ogromny niepokój. Rozmyślił się? Jednak nie chce? Nie kocha mnie? – te pytania mnożyły się teraz w jej głowie.</span><br />
<span style="font-size: large;">– Telefon – wyjaśnił nieśmiało, nadal nie wiedząc jak powinien postąpić.</span><br />
<span style="font-size: large;">Dopiero po chwili odważył się na nią spojrzeć. Było mu tak strasznie głupio... Znowu poczuła ulgę. I radość. Uśmiechnęła się szeroko. Ledwo powstrzymała wybuch śmiechu. Czyli to tylko telefon – tłumaczyła sobie. Czyli jej obawy były bezpodstawne. Raczej... Na pewno – próbowała się uspokoić.</span><br />
<span style="font-size: large;">– Odbierz – zachichotała kokieteryjnie.</span><br />
<span style="font-size: large;">Powinienem? – zastanawiał się. Ona pewnie tak naprawdę nie chce, żebym odbierał – myślał zdenerwowany całą tą niezręczną sytuacją. Po cholerę on w ogóle wyjeżdżał z tym telefonem? Po co w ogóle coś mówił? Trzeba było nie przerywać, zdjąć jej stanik, pozwolić, aby ściągnęła mu majtki i zrobić to, co powinien w tym wieku już dawno mieć za sobą. </span><br />
<span style="font-size: large;">I trzeba było tak zrobić. Teraz. Pieprzyć telefon – uznał, zrzucając z dziewczyny biustonosz i ponownie zbliżając się do jej ust.</span><br />
<span style="font-size: large;">– To pewnie nic ważnego – wyszeptał, na nowo rozpoczynając namiętny pocałunek.</span><br />
<span style="font-size: large;">Cały czas jednak odczuwał pewien niepokój. Co jeśli to rzeczywiście coś ważnego? Praca policjanta polegała na tym, że pracowało się praktycznie dwadzieścia cztery godziny na dobę przez siedem dni w tygodniu. Owszem, to mógł być jakiś zwykły telefon, być może dzwoniła nawet jakaś upierdliwa paniusia z call center. Ale co jeśli dzwonił Przemek, dyżurny, komendant Stępień albo inspektor Dembowski? Co jeśli, on – komisarz Czachor, był teraz pilnie potrzebny? Czemu ty, kurwa, musisz taki być – pomyślał ze złością o samym sobie. – Wiecznie czymś się przejmujesz. Chuj, nie jesteś jedynym policjantem w tym kraju. Raz poradzą sobie bez ciebie. No ale...</span><br />
<span style="font-size: large;">– Czyli jednak nie odbierze pan, panie komisarzu? – zapytała figlarnie, kiedy oderwał od niej usta.</span><br />
<span style="font-size: large;">Znowu poczuł wibracje. Czemu nie mogła całkiem ściągnąć mu tych spodni? Czuł jak dostaje potężnej erekcji. Miał wrażenie, że jego penis za chwilę przebije majtki. Gdyby nie ten pieprzony telefon, to pewnie by już w nią wchodził. Chciał to zrobić. Kurwa, jak on chciał to zrobić! Ale ten jebany telefon...</span><br />
<span style="font-size: large;">– Odbierz. – Jej ton głosu zmienił się w nadzwyczaj stanowczy.</span><br />
<span style="font-size: large;">Zawahał się. Teraz chyba mówiła naprawdę serio. Popatrzył na nią. Miała taki piękny, kształtny biust. Taki zgrabny, umięśniony brzuszek. Czemu ty, do cholery, jesteś takim debilem? – pytał cały czas samego siebie.</span><br />
<span style="font-size: large;">– No odbierz, no – powtórzyła. – Upewnisz się, że to nic ważnego i będziemy mieli spokój – dodała nieco łagodniej.</span><br />
<span style="font-size: large;">Zawstydzony podniósł się z kanapy. Była zła. Może nie tyle zła, co niezadowolona. Widział to. Znowu ją zawiódł. Kurwa... Ale jeśli to rzeczywiście coś ważnego... </span><br />
<span style="font-size: large;">Wyjął telefon i kiedy miał sprawdzić nieodebrane połączenia, ten znów zadzwonił. Rzucił szybko okiem na wyświetlacz, po czym odebrał.</span><br />
<span style="font-size: large;">– Czachor – przedstawił się. Zawsze tak robił, kiedy dzwoniono na służbowego SIMa.</span><br />
<span style="font-size: large;">– Cześć. Tu Sławek. Dyżurny – odezwał się nieznajomy mu głos. Numer jednak się zgadzał. Dzwoniono z komendy na Pułaskiego.</span><br />
<span style="font-size: large;">– Cześć. Co jest? – zapytał, jednocześnie spoglądając na zegarek. </span><br />
<span style="font-size: large;">Było już całkiem późno. Czego, do cholery, mogli od niego chcieć o tej porze?</span><br />
<span style="font-size: large;">– Słuchaj – zaczął oficer. – Jak chłopaki kończyli w tych Klimiankach, to wróciły dzieci tego faceta.</span><br />
<span style="font-size: large;">– No i? – Spojrzał w kierunku Małgorzaty, jak gdyby oczekiwał od niej teraz zrozumienia.</span><br />
<span style="font-size: large;">Dziennikarka leżała wciąż w tej samej pozycji, tępym wzrokiem wpatrując się w komisarza.</span><br />
<span style="font-size: large;">– I słuchaj, najstarszy chłopak ma skończone osiemnaście lat i koniecznie chce z wami mówić. Twierdzi, że ma ważne informacje – wyjaśnił policjant.</span><br />
<span style="font-size: large;">Czachor dokonał szybkich obliczeń. Mieli rok 2016. Szymańska zaginęła w 2005. Chłopak miał wtedy z jakieś siedem lat. Mało... Ale mógł coś rzeczywiście pamiętać.</span><br />
<span style="font-size: large;">– Jakie informacje?</span><br />
<span style="font-size: large;">– No upiera się, że wie co się stało z jego matką, ale chce koniecznie gadać z prowadzącymi śledztwo. Dzwoniłem do Przemka i Maćka, ale żaden nie odbiera – tłumaczył.</span><br />
<span style="font-size: large;">No tak... – pomyślał poirytowany. Po raz kolejny spojrzał na leżącą na kanapie Małgosię. Było mu potwornie głupio. Z jednej strony mógłby powiedzieć, że dzisiaj nie może i pogada z chłopakiem dopiero jutro. Ale z drugiej strony, być może miałby już coś na jutrzejsze przesłuchanie Szymańskiego. Poza tym czułby się chyba jeszcze bardziej głupio niż w tym momencie, gdyby zamiast wysłuchać syna zaginionej, który twierdził, że ma istotne informacje dotyczące sprawy jego matki, zostałby u Małgosi na noc, aby uprawiać seks. Ktoś od ponad dziesięciu, w zasadzie jedenastu lat, przeżywał koszmar, tęsknił za swoją matką, dzisiaj na dodatek zabrano mu ojca, a on miałby mu kazać czekać do jutra, bo miał akurat ochotę na chwilę przyjemności? Nie mógł tego zrobić. W zasadzie mógł... Tylko tak jakoś nie potrafił... </span><br />
<span style="font-size: large;">– Dobra. – Wypuścił powoli powietrze z ust. – Będę za jakieś piętnaście, dwadzieścia minut.</span><br />
<span style="font-size: large;">– Przepraszam – odezwał się do dziewczyny, kiedy schował telefon i zaczął z powrotem nakładać spodnie. – To naprawdę bardzo ważne. – Starał się zabrzmieć, jak najbardziej pewnie, pomimo całego strachu, który odczuwał.</span><br />
<span style="font-size: large;">Zezłości się? Skończy z nim? Powie, że ją rozczarował, upokorzył?</span><br />
<span style="font-size: large;">– W porządku – odpowiedziała mu z kiepsko udawanym uśmiechem, kiedy sięgała po leżący na podłodze biustonosz.</span><br />
<span style="font-size: large;">Teraz to dopiero spieprzyłeś – pomyślał ze złością.</span><br />
<span style="font-size: large;"><span class="Apple-tab-span" style="white-space: pre;"> </span>– Naprawdę bardzo cię przepraszam – powiedział, kiedy stali już przy drzwiach. – Taką mam...</span><br />
<span style="font-size: large;">– Ciii. – Przyłożyła mu palec do ust, a po chwili pocałowała. – Rozumiem, bohaterze. Kiedyś to dokończymy – wyszeptała.</span><br />
<h3>
<span style="font-size: large;"><br /></span><span style="font-size: large;"><a href="http://fundamenty-kulakowski.blogspot.com/2017/05/fundamenty-rozdzia-xxxii.html">=> Rozdział XXXII</a></span></h3>
Anonymoushttp://www.blogger.com/profile/17059212973651445750noreply@blogger.com5tag:blogger.com,1999:blog-5401081125946211471.post-64117182506972697462017-04-22T19:35:00.001+02:002017-04-24T19:38:13.071+02:00Fundamenty - Rozdział XXX<span style="font-size: large;"><span class="Apple-tab-span" style="white-space: pre;"> </span>Znalezienie papierosów bez polskich znaków skarbowych, którymi handlował Szymański zajęło im zaledwie chwilę. Tak jak powiedział im mężczyzna, paczki z kontrabandą znajdowały się w piwnicy. Nie były nawet jakoś specjalnie ukryte. Tuż obok nich stały słoiki z przetworami. </span><br />
<span style="font-size: large;">– Kurwa, sporo tego – westchnął Przemek, kiedy po raz kolejny zszedł na dół, aby wynieść kolejny karton. – Mam nadzieję, że to nie jest magazyn.</span><br />
<span style="font-size: large;">– Że co? Jaki magazyn? – Zdziwił się Czachor.</span><br />
<span style="font-size: large;">– No co? – Popatrzył na niego. – U was nie ma przemytników w Białym?</span><br />
<span style="font-size: large;">– No są... Znaczy bardziej w tych przygranicznych powiatach... – Zastanawiał się, o co mogło chodzić podkomisarzowi. – Masz na myśli...</span><br />
<span style="font-size: large;">– No, no. – Pokiwał głową. – Na moje oko to może być tak zwany magazyn, a ten Szymański to dystrybutor. Rozumiesz, gość się świetnie nadaje – pijaczek, uzależniony, samotnie wychowujący dzieci, pewnie bezrobotny. </span><br />
<span style="font-size: large;">– Myślisz, że pracuje dla jakiejś... – Nie chciał dać po sobie poznać, że zgłębiał już temat tutejszej przestępczości zorganizowanej. – Hmm... większej grupy?</span><br />
<span style="font-size: large;">– Grupy... – Zaśmiał się pod nosem Wojciechowski. – To żadna tam grupa, stary. To jest normalna mafia. Temu jeżeli trafiliśmy na ich magazyn, to, że tak powiem, mamy przejebane. Nie wiem, jak jest u was w Białym, ale tutaj panuje taka niepisana zasada, że jedni drugim nie wchodzą w drogę. A jak już sobie wejdą...</span><br />
<span style="font-size: large;">– To co? – zapytał Czachor.</span><br />
<span style="font-size: large;">Dopiero po chwili zorientował się, że chyba nie powinien był zadawać tego pytania. Zaraz wyjdziesz na palanta z wojewódzkiej – zganił sam siebie.</span><br />
<span style="font-size: large;">– Jak zaczynałem służbę – odparł bez cienia urazy Przemek. – to którejś nocy spłonęły dwa radiowozy, zaparkowane przed jednym z komisariatów. Niby zwarcie instalacji, niby jeden zajął się od drugiego. Niby przypadek, że tydzień wcześniej patrol drogówki z tego samego komisariatu przy rutynowej kontroli ujebał ciężarówkę pełną szlugów. I powiem ci, że nikt już tego specjalnie nie ruszał. Biegły napisał w papierach co trzeba, sprawa poszła do umorzenia, a wojewódzka dała dwie nowiutkie radiolki. – Spojrzał na, nieco zaskoczonego jego opowieścią, komisarza, a następnie dodał, jak gdyby chciał, aby historia stała się jeszcze bardziej intrygująca:</span><br />
<a name='more'></a><span style="font-size: large;"> – No i oczywiście przez przypadek – Położył szczególny nacisk na ostatnie słowo. – po jakimś czasie z depozytu zniknęły wszystkie skonfiskowane podczas tej kontroli fajki. Przynajmniej tak mi opowiadali.</span><br />
<span style="font-size: large;">Zastanawiał się, czy powinien mu uwierzyć. Być może Przemek pewnie trochę podkoloryzował swoją opowieść. Aczkolwiek biorąc pod uwagę to, czego dowiedział się od Małgosi, takie coś mogło się rzeczywiście wydarzyć. Poza tym poddanie w wątpliwość obaw podkomisarza przed lokalną mafią, mogłoby wywołać kolejne niepotrzebne spięcie.</span><br />
<span style="font-size: large;">– Już chyba wszystko wynieśliśmy – poinformowała, podchodząc do nich, Klaudia. – Chłopaki sprawdzili – w piwnicy nie ma żadnych skrytek, podwójnych ścian, niczego, gdzie mógłby coś jeszcze schować. Z drugiej strony, jakiś mało pomysłowy ten wasz gość. Trzymać tyle towaru na wierzchu... – Pokręciła z dezaprobatą głową.</span><br />
<span style="font-size: large;">– Zapewne się nie spodziewał – stwierdził Wojciechowski. – Zresztą, gdyby nie próbował uciekać, to pewnie by jeszcze trochę pohandlował. No cóż, uratowaliśmy skarb państwa przed nieuczciwym obywatelem. – Zaśmiał się. – Żeby nie to, że zamknąłeś młodego Strzelińskiego – zwrócił się do Czachora. – to, kto wie, może za rok byśmy od DZtu jakiś medal dostali. A tak... – zażartował. – A Ty gdzie byś fajki trzymała? – Popatrzył na dziewczynę. – Bo tak mówisz...</span><br />
<span style="font-size: large;">– A skąd wiesz, że nie trzymam? – Uśmiechnęła się, odgarniając z twarzy kręcone blond włosy. – Czemu wy w zasadzie przyjechaliście do tego faceta? Myślałam, że zajmujecie się szkieletem.</span><br />
<span style="font-size: large;">– No bo się zajmujemy – odparł Przemek. – Facet ma związek ze sprawą z 2005 roku i chcieliśmy to sprawdzić, ale niestety nie chciał z nami rozmawiać. Zresztą, pewnie spierdalał przez te fajki. – Popatrzył w stronę Artura.</span><br />
<span style="font-size: large;">Komisarz poczuł się trochę nieswojo. Powinien przeprosić? Wytłumaczyć się? A może po prostu przeczekać? Uraził ambicje podkomisarza. Zrobił jedną z gorszych rzeczy, jaką mógł zrobić mężczyzna drugiemu mężczyźnie. Teraz Wojciechowski będzie chciał mu zapewne udowodnić, że to on jest lepszy i że to on ma lepsze metody. Trzeba to było jakoś przerwać. Kłótnie z nowo poznanymi kolegami nie były mu do niczego potrzebne.</span><br />
<span style="font-size: large;">– To, że miał w piwnicy fajki z przemytu – odezwał się komisarz. – wcale nie oznacza, że nie ma nic wspólnego ze zniknięciem swojej żony. Proponuję, skoro już mamy papier, rozejrzeć się po domu. Może akurat coś znajdziemy. Trzeba też będzie porozmawiać z dziećmi. Może będą coś pamiętały. Wysłałbym też mundurowych, żeby pochodzili po sąsiadach i popytali o Szymańskich. </span><br />
<span style="font-size: large;">– Wątpię, ażeby to cokolwiek dało – stwierdził obojętnie Przemek.</span><br />
<span style="font-size: large;">– Ja też. – Uśmiechnął się do niego. – Ale myślę, że warto spróbować. </span><br />
<span style="font-size: large;">– No dobra – odparł już nieco bardziej energicznie. – Rodzice?</span><br />
<span style="font-size: large;">– Też trzeba będzie ich przesłuchać. Jednych i drugich.</span><br />
<span style="font-size: large;">– Ok – przytaknął. – To ja idę wysłać chłopaków na rozpytywanie i zaraz do was wracam. Będziecie w domu, ta?</span><br />
<span style="font-size: large;">– Mhm – odpowiedzieli niemal jednocześnie.</span><br />
<span style="font-size: large;"><span class="Apple-tab-span" style="white-space: pre;"> </span>Wojciechowski szybkim krokiem ruszył po stromych drewnianych schodkach na górę. Artur poczuł ulgę. Wydawało się że, przynajmniej czasowo, zażegnał kryzys. Miał nadzieję, że Przemek nie będzie już do tego wracał. Komisarz znalazł się w Suwałkach także po części ze względu na atmosferę i relacje z kolegami w jego stałym miejscu pracy. Naprawdę zależało mu teraz na tym, aby nie popadać w żadne konflikty. Miał się przecież oderwać, zapomnieć o sytuacji, jaka panowała w Białymstoku po śmierci Magdy. </span><br />
<span style="font-size: large;">Wkrótce czekało go przesłuchanie w sądzie. Znowu będzie musiał wszystko jeszcze raz opowiadać. Patrzeć na tego śmiecia, który zabił jego koleżankę. Gdyby teraz jeszcze pokłóciłby się na dobre z suwalskimi policjantami... Nie. Nie mógł na to pozwolić. Musiał uważać. Pilnować się. Pamiętać, o tym, że jest gościem. Przecież nikt go nie będzie rozliczał za tę sprawę. To najwyżej Wojciechowski i Król będą słuchać narzekań i pretensji. On wróci do Białegostoku i nic go to nie będzie obchodziło.</span><br />
<span style="font-size: large;">Nic go to nie będzie obchodziło... Zamyślił się. Potrafił tak? Potrafił olać jakąś sprawę? Sprawę o zabójstwo? Zrobiło mu się teraz jeszcze bardziej głupio niż przed paroma minutami. Przypomniał sobie te wszystkie zgłoszenia o zaginięciach. Zdjęcia, nazwiska, notatki, protokoły. Te wszystkie otwarte, krwawiące rany. Na zewnątrz zawsze był twardy. Nie pokazywał żadnych uczuć. Jeżeli już to robił, to tylko grał, aby osiągnąć zamierzony efekt. Ale obok tego, obok tych ludzkich tragedii, tego ciągłego oczekiwania, tej ciągłej nadziei nie potrafił przejść obojętnie. Jeżeli nie rozwiąże tej sprawy, to będzie odczuwał ogromny niedosyt, ale przede wszystkim żal. Żal do samego siebie.</span><br />
<span style="font-size: large;">– Pokłóciliście się, co? – Głos Klaudii wyrwał go z zamyślenia.</span><br />
<span style="font-size: large;">– Nie – zaprzeczył. – Dlaczego?</span><br />
<span style="font-size: large;">– Przecież widzę. – Uśmiechnęła się delikatnie. – Widziałam, jak na ciebie patrzył.</span><br />
<span style="font-size: large;">– Nie... To nic...</span><br />
<span style="font-size: large;">– Spokojnie. – Machnęła dłonią. – Nie przejmuj się. Przejdzie mu. On taki po prostu jest. Wieczne dziecko.</span><br />
<span style="font-size: large;">Czachor mimowolnie się uśmiechnął. W tym, co mówiła dziewczyna, było rzeczywiście coś z prawdy.</span><br />
<span style="font-size: large;">– Tak, tak. Wieczne dziecko – zaśmiała się. – Kiedyś... Tylko nie mów, że wiesz ode mnie – poprosiła.</span><br />
<span style="font-size: large;">Czachor skinął głową.</span><br />
<span style="font-size: large;">– Kiedyś przesłuchiwał jakiegoś faceta. Nie pamiętam w jakiej sprawie, ale jakaś tam drobnostka. No i jak to Przemek, zrugał go, postraszył, kazał zaprowadzić na dołek. Już chodził zadowolony, że gość za godzinę, dwie pęknie i się przyzna. No i co się okazało? Że ten gość, to jakiś tam siostrzeniec prezydenta Suwałk, który przyjechał do wujka na wakacje nad jezioro. No i na dodatek był niewinny. – Zachichotała. – Oczywiście była z tego gruba afera. Na komendę przyjechał sam prezydent, poszedł do komendanta, złożył skargę. A co na to Przemuś? Przemuś prawie się rozpłakał, pobiegł w te pędy do naczelnika i zaczął tłumaczyć, przepraszać, obiecywać, że to się nigdy więcej nie powtórzy. Rozumiesz? – Spojrzała na niego z rozbawieniem. – Jeszcze godzinę wcześniej chodził z wypiętą piersią i z uśmiechem od ucha do ucha, a godzinę później prawie że się popłakał.</span><br />
<span style="font-size: large;">– I jak to się wszystko skończyło? – zapytał, mimo że czuł się trochę niezręcznie, słuchając tej opowieści. Nie miał w zwyczaju, najwyraźniej w przeciwieństwie do szefowej techników, śmiania się z kolegów za ich plecami i to jeszcze przy praktycznie obcych osobach.</span><br />
<span style="font-size: large;">– Jak zawsze. Przeprosili, wycałowali po rączkach i tyle – stwierdziła. – Dobra, co robimy? – przeszła do rzeczy.</span><br />
<span style="font-size: large;">– Hmm... – Podrapał się po głowie. – Chciałbym przeszukać ten dom i w ogóle całą posesję przede wszystkim pod kątem miejsca dokonania zabójstwa... Sprzed dziesięciu lat – dodał po chwili z niepewnością w głosie.</span><br />
<span style="font-size: large;">– Będzie ciężko... – Zmierzyła go wzrokiem. – Ale myślę, że da się coś zrobić.</span><br />
<span style="font-size: large;">– Znaczy... Dziesięć lat temu też zrobiono przeszukanie – tłumaczył. – I nawet znaleziono krew, ale było jej zbyt mało... Tylko wiesz...</span><br />
<span style="font-size: large;">– Spokojnie. – Uśmiechnęła się. – Mogli coś przeoczyć. Rozumiem. Krew ma to do siebie, że trudno ją usunąć, więc jest szansa, że jeżeli doszło tutaj do zabójstwa, to być może ją znajdziemy. Wasza ofiara miała obrażenia czaszki, prawda?</span><br />
<span style="font-size: large;">– Aha. – Pokiwał głową.</span><br />
<span style="font-size: large;">– No to poszukamy też narzędzia. Z tym może być jeszcze trudniej, ale spróbujemy. </span><br />
<span style="font-size: large;">– Interesują nas też rzeczy osobiste zaginionej – dodał. – Być może Szymański ich nie wyrzucił. </span><br />
<span style="font-size: large;">– Dobra. No to zabie...</span><br />
<span style="font-size: large;">– Ej! – przerwał jej, stojący na górze Przemek. – Co tam na mnie gadacie?! Chodźcie już!</span><br />
<span style="font-size: large;">– Mówiłam. – Posłała Czachorowi porozumiewawcze spojrzenie i kręcąc z rozbawieniem głową ruszyła w kierunku schodów.</span><br />
<span style="font-size: large;"><br /></span>
<span style="font-size: large;"><span class="Apple-tab-span" style="white-space: pre;"> </span>Znajdowali się w sypialni Szymańskich. Fakt, że usytuowana ona była na poddaszu w połączeniu z panującymi na zewnątrz temperaturami sprawiał, że było im niezwykle duszno. Czachor co chwila ocierał z czoła drobne kropelki potu. Od wypełniającego pomieszczenie zapachu papierosów zaczynała boleć go głowa i robiło mu się niedobrze. Miał wrażenie, że zaraz albo zwymiotuje, albo zemdleje. Nie wyobrażał sobie mieszkania w takim miejscu na co dzień.</span><br />
<span style="font-size: large;">Zastanawiał się, jak to się stało, że taki ktoś jak Paweł Szymański ma największy dom w całej wsi. Przecież już na pierwszy rzut oka widać było, że jest kompletnym nierobem, który całe dni spędza na gaszeniu wiecznie nieposkromionego pragnienia tanią wódką. Takie mieszkanie musiał odziedziczyć po rodzicach albo dostać w spadku po kimś innym – uznał komisarz. No i doprowadził je do ruiny – stwierdził, przeglądając zawartość kolejnej szuflady w rozpadającej się komodzie.</span><br />
<span style="font-size: large;">Rzeczy osobiste Katarzyny Szymańskiej wciąż znajdowały się na swoim miejscu. Można było odnieść wrażenie, że kobieta nadal tu mieszka. Fakt, że mąż nie wyrzucił jej rzeczy mógłby wskazywać na to, że wciąż na nią czeka, wierzy, że jego żona żyje. Ale nie w przypadku tego człowieka. On był zapewne po prostu zbyt leniwy, żeby pozbyć się ubrań i innych przedmiotów, które należały do jego małżonki. Policjantom nawet przez myśl nie przeszło, że jest on dobrym, kochającym mężem, któremu przyszło się zmierzyć ze straszliwym życiowym dramatem, jakim jest zaginięcie ukochanej osoby. </span><br />
<span style="font-size: large;">Wstępnie przyjmowali dwie wersje – albo kobieta została zamordowana i to być może jej szkielet znaleziono w Bachmatówce, albo też po prostu miała dosyć i uciekła od znęcającego się nad nią partnera. Jednak fakt, że nie zabrała ze sobą żadnych rzeczy oraz że pozostawiła własne dzieci pod opieką ojca–pijaka, przemawiał bardziej za tym, że coś jej się stało. </span><br />
<span style="font-size: large;">– Zobacz. – Podkomisarz trzymał w rękach rozłożoną białą bawełnianą koszulkę.</span><br />
<span style="font-size: large;">Była zbyt mała, aby należeć do Szymańskiego. W okolicach dekoltu znajdowały się nieco już wyblakłe czerwono-brunatne plamki.</span><br />
<span style="font-size: large;">– Krew – stwierdził Wojciechowski. – Czyli to prawda, że się nad nią znęcał. Zabezpieczamy to, nie?</span><br />
<span style="font-size: large;">– Ta – odpowiedział Czachor. – Ale to nadal zbyt mało. Potrzebujemy czegoś mocniejszego.</span><br />
<span style="font-size: large;">– Najlepiej by było, gdyby facet miał w piwnicy salę tortur. – Uśmiechnął się krzywo. – Tak jak w tych amerykańskich filmach o psychopatach, co nie?</span><br />
<span style="font-size: large;">Artur zaśmiał się nieznacznie. Nie wiedział, czy jest to aluzja do ich niedawnej kłótni, czy też po prostu zwykły żart. Najbezpieczniej było nic nie odpowiadać.</span><br />
<span style="font-size: large;">– Dobra. – Wojciechowski westchnął ciężko. – Masz jakiś pomysł? Gdzie i czego jeszcze możemy poszukać w tej melinie? – Ostentacyjnie rozejrzał się po pomieszczeniu.</span><br />
<span style="font-size: large;">Rzeczywiście, przebywanie w nim nie należało do najprzyjemniejszych.</span><br />
<span style="font-size: large;">– Nie wiem... – zastanowił się. – W sypialni szukałbym... – Popatrzył z zawahaniem na Przemka. Czuł się teraz nieco dziwnie, będąc pytanym przez niego o jakąkolwiek radę.</span><br />
<span style="font-size: large;">– No? – Podkomisarz, krzywiąc się, otarł pot z czoła.</span><br />
<span style="font-size: large;">– Szukałbym jakiegoś dziennika, pamiętnika – odparł szybko. – Tutaj jej raczej nie zabił.</span><br />
<span style="font-size: large;">– Też tak sądzę – przytaknął. – Kuchnia, co nie?</span><br />
<span style="font-size: large;">– Mhm. – Pokiwał głową, szperając w kolejnej szufladzie.</span><br />
<span style="font-size: large;">– Jak to jest – zaśmiał się Wojciechowski. – że zawsze tam...</span><br />
<span style="font-size: large;">– Noże, patelnie, garnki, talerze, ostre krawędzie blatów i stołu – wymienił Czachor. – Kumulacja idealnych narzędzi.</span><br />
<span style="font-size: large;">– Coś w tym chyba rzeczywiście jest.... – przyznał rację komisarzowi, jednocześnie zaglądając pod leżące na łóżku poduszki. – Dla wróżki zębuszki nic nie zostawili – zażartował.</span><br />
<span style="font-size: large;">– Zobacz pod materacem jeszcze – zaproponował Artur.</span><br />
<span style="font-size: large;">– Dobra. – Wojciechowski uniósł materac najpierw z jednej, potem z drugiej strony, sprawdzając czy nic się pod nim nie znajduje. – Pusto – stwierdził. – A w szufladzie z bielizną?</span><br />
<span style="font-size: large;">– Też nic.</span><br />
<span style="font-size: large;">– Cholera – westchnął, stając na środku pokoju. – To co robimy? Kończymy tutaj?</span><br />
<span style="font-size: large;">– Chyba tak – odpowiedział mu po chwili namysłu. – Spakuj te zakrwawione ubrania. Może się do czegoś przydadzą... A ja pójdę zobaczę co tam u Klaudii.</span><br />
<span style="font-size: large;"><span class="Apple-tab-span" style="white-space: pre;"> </span>Schodząc po skrzypiących drewnianych schodach nie miał zbyt wielkich nadziei. W ogóle to szczerze wątpił, aby to przeszukanie wniosło coś nowego do sprawy. Jeżeli dziesięć lat temu nie znaleziono wystarczających śladów krwi, to teraz tym bardziej jej nie znajdą. Przeglądając akta sprawy, miał wrażenie, że prowadzący ją wówczas policjanci byli naprawdę w nią zaangażowani i wykonali wszelkie czynności, które mogli. </span><br />
<span style="font-size: large;">– Jak tam? – zapytał, stając w progu kuchni.</span><br />
<span style="font-size: large;">To właśnie tam najczęściej dochodziło do najtragiczniejszych zdarzeń podczas rodzinnych awantur. Nazywali je zabójstwami kuchennymi. Stanowiły one spory odsetek wszystkich popełnianych zabójstw. Zwykle wyglądało to tak, że padło o kilka słów za dużo, ktoś chwytał za leżący nieopodal nóż, rzadziej patelnię czy tłuczek, i pod wpływem chwilowego przypływu emocji zadawał śmiertelny cios. No i, w najlepszym dla niego wypadku, marnował sobie co najmniej osiem lat życia. </span><br />
<span style="font-size: large;">Czachorowi zawsze było jakoś tak trochę żal takich sprawców. To nie byli w większości źli ludzie. Nie mieli zamiaru nikogo zabić. W chwili kiedy sięgali po nóż, nie myśleli nawet najczęściej o tym, co właśnie robią. Zawsze tłumaczyli: "To wszystko działo się tak szybko. Ja nie chciałam. Ja nie chciałem". Takie tragedie zdarzały się nawet w dobrych, kochających się na co dzień rodzinach. Podczas swojej pracy zdążył zauważyć, że w przypadku spraw, gdzie między sprawcą a ofiarą istniała wyjątkowo silna więź emocjonalna, obrażenia ofiary bywały często dotkliwsze. Zamiast jednej rany kutej znajdowali ich na przykład pięć. Wielkie uczucia miały to do siebie, że ze skrajnie pozytywnych potrafiły przechodzić w skrajnie negatywne. Dlatego zawsze było mu szczególnie żal tych sprawców, którzy żywili do swoich ofiar ogromną miłość, a którzy w wyniku jakieś sprzeczki wbrew sobie, tylko na chwilę, przekształcali ją w ogromną nienawiść. Chwilę, poprzez którą stawali się zabójcami. To byli dobrzy ludzie, którzy po prostu dali się zbytnio ponieść emocjom i popełnili błąd. Błąd, za który musieli zapłacić. I ku temu komisarz nigdy, pomimo całego dla nich współczucia, nie miał wątpliwości. Często jednak największą zapłatą, było nie więzienie, a brak ukochanej osoby, którą na dodatek samemu pozbawiło się życia.</span><br />
<span style="font-size: large;">– Na razie nic. – Dziewczyna podniosła na niego wzrok. – Spryskałam całą podłogę luminolem i jak na razie znalazłam tylko te ślady krwi, którą, według protokołu, zabezpieczono już dziesięć lat temu. Popsikam jeszcze na meble, ale... No nic. – Wzruszyła ramionami. – Jak u was?</span><br />
<span style="font-size: large;">– Też nic. Nie wyrzucił rzeczy osobistych żony, jej ubrań, ale nie znaleźliśmy tam nic ciekawego – odpowiedział. – A inne pomieszczenia?</span><br />
<span style="font-size: large;">– Sprawdziłam korytarz, coś w rodzaju salonu. Tam też nic nie ma. Nie byłam jeszcze w piwnicy i na górze w sypialniach.</span><br />
<span style="font-size: large;">– Nic? – zapytał nieco zdziwiony. – Żadnej krwi? Przecież on się nad nią podobno regularnie znęcał.</span><br />
<span style="font-size: large;">Klaudia pokręciła przecząco głową, spryskując jednocześnie ściankę kuchennej szafki.</span><br />
<span style="font-size: large;">– Wiesz, krew niekoniecznie musiała się lać strumieniami. Mogło jej być mało, tylko odrobinkę. No i jeżeli tak było, no to raczej jej nie znajdziemy. Zresztą chyba nie tego szukamy, co?</span><br />
<span style="font-size: large;">– No nie – przytaknął smętnie.</span><br />
<span style="font-size: large;">– Co tam? – Usłyszał za plecami głos podkomisarza.</span><br />
<span style="font-size: large;">Odwrócił się do niego bokiem. W ręku trzymał kilka, zapakowanych w duże woreczki strunowe, ubrań Szymańskiej.</span><br />
<span style="font-size: large;">– Nic – odpowiedział mu Czachor. Spojrzał na zegarek. Dochodziła szósta. – Coś ci jeszcze pomóc? – zwrócił się do techniczki.</span><br />
<span style="font-size: large;">– W zasadzie to chyba nie... – odparła po chwili. – Zostanę tutaj z chłopakami i jeszcze trochę poszperamy, ale...</span><br />
<span style="font-size: large;">– Ale? – zapytał Przemek.</span><br />
<span style="font-size: large;">– Słuchajcie – zaczęła, przerywając na chwilę rozpylanie środka wykrywającego krew. – Protokół z 2005 jest porządnie napisany. Z tego co mi się wydaje, to niczego nie przegapili. Wszystko sprawdzili. Także nie wiem...</span><br />
<span style="font-size: large;">– Ok. Rozumiem. To co, stary, zwijamy się? – zwrócił się do Artura.</span><br />
<span style="font-size: large;">Komisarz jeszcze raz spojrzał na zegarek. Umówili się o siódmej. Nie zdąży już nawet wrócić do pensjonatu i się odświeżyć. Jeżeli pobędą tutaj jeszcze trochę, to się spóźni. Nie mógł się spóźnić. Nie chciał się spóźnić. Za bardzo ją kochał.</span><br />
<span style="font-size: large;">– Zwijamy się – przytaknął, obracając się w stronę wyjścia.</span><br />
<span style="font-size: large;"><br /></span>
<br />
<h3>
<span style="font-size: large;"><a href="http://fundamenty-kulakowski.blogspot.com/2017/04/fundamenty-rozdzia-xxxi.html">=> Rozdział XXXI</a></span></h3>
Anonymoushttp://www.blogger.com/profile/17059212973651445750noreply@blogger.com0tag:blogger.com,1999:blog-5401081125946211471.post-36907086980156969732017-04-18T20:26:00.000+02:002017-04-22T19:36:20.738+02:00Fundamenty - Rozdział XXIX<div>
<span style="font-size: large;"><span class="Apple-tab-span" style="white-space: pre;"> </span>Wyszukując dyskretnie w bazach danych informacji o udaremnionym przemycie, w który miał być zamieszany chłopak Kwiatkowskiej, cały czas myślał o wczorajszym wieczorze. Kiedy szedł do niej na górę miał poważne wątpliwości. Nie wiedział, czy to wszystko ma jakikolwiek sens. Kiedy jednak wracał do samochodu zrozumiał, że tak. To ma sens. Nie potrafił opisać tego, co wczoraj poczuł. Od dłuższego czasu potrzebował akceptacji, zrozumienia, czułości. I wszystko to znalazł w zaledwie kilkanaście dni. Po raz pierwszy, chyba od czasów dzieciństwa, zaczął mówić o swoich uczuciach, zaczął je szczerze okazywać. Nie miał pojęcia, jak do tego wszystkiego doszło. Po prostu – stało się. Miał wrażenie, że w ciągu najbliższych dni nic nie będzie mu w stanie zepsuć dobrego humoru – ani sprośne żarciki rzucane nieustannie przez Przemka, ani chuligańskie incydenty, które od czasu ataku na Frooma, zdarzały się na Tour de France niemal codziennie, ani godziny żmudnego przeglądania zgłoszeń o zaginięciach w dusznym, ciasnym pokoiku, ani nawet ten pieprzony gość z czarnego bmw M Z4 coupe. Cały świat przestał w zasadzie dla niego istnieć. Teraz była tylko Ona.</span></div>
<div>
<span style="font-size: large;"><span class="Apple-tab-span" style="white-space: pre;"> </span>Znalazł coś, co pasowało do tego, o czym wczoraj opowiadała mu Małgosia. Zimą 2011 roku funkcjonariusze z Wydziału Zabezpieczenia Działań Straży Granicznej zatrzymali na lokalnej drodze podejrzany konwój ciężarówek.</span><br />
<a name='more'></a><span style="font-size: large;"> Okazało się, że przewoziły one papierosy bez polskich znaków skarbowych. Oprócz kierowców w sprawie zatrzymano także kilku mieszkańców powiatu suwalskiego. Wśród nich nie było jednak Rafała Czerwińskiego. Kilku z nich oskarżono o udział w zorganizowanej grupie przestępczej. Zostali oni jednak w 2013 uniewinnieni. </span></div>
<div>
<span style="font-size: large;">Chłopak Kwiatkowskiej został aresztowany w 2012 – myślał komisarz. – Ci, którzy być może przez niego trafili do aresztu, nie byli wtedy na wolności, ale jeżeli chłopak rzeczywiście wdał się w jakieś układy z lokalną mafią, to miał prawo mieć obawy. Przecież taka akcja, to ogromne straty dla przemytników. Nie mówiąc już nic o zagrożeniu, które dla nich powodowała. Gdyby ktoś miał chęć pociągnięcia sprawy dalej, mogłoby się to skończyć nawet rozbiciem całej grupy. </span></div>
<div>
<span style="font-size: large;">Popołudniu funkcjonariusz miał mu przynieść z prokuratury akta sprawy zabójstwa. Teraz jednak musiał skupić się na przeglądaniu zgłoszeń, których miał już serdecznie dosyć. Starał się mimo to, selekcjonować je w taki sposób, jak gdyby nie wiedział o sprawie Kwiatkowskiej. Przynajmniej do czasu, kiedy nie będzie miał pewności, że to jej szkielet odkopano na działce posła. Jutro po pracy pojedzie to Białegostoku osobiście przekazać materiał DNA do badań. Miał nadzieję, że uda mu się to załatwić po cichu. Znał pracowników laboratorium. Nie powinni robić problemów.</span></div>
<div>
<span style="font-size: large;">– Słuchajcie tego – odezwał się w pewnym momencie Wojciechowski.</span></div>
<div>
<span style="font-size: large;">Oderwani od monotonnej pracy, wbili w niego spojrzenia.</span></div>
<div>
<span style="font-size: large;">– 2005 rok, Klimianki. Rodzice zgłaszają zaginięcie dwudziestopięcioletniej Katarzyny Szymańskiej. – Podkomisarz wybierał, z trzymanych w rękach akt, najważniejsze informacje. – Głównym podejrzanym staje się mąż zaginionej – Paweł Szymański. Sąsiedzi i najbliższa rodzina, łącznie z dziećmi Szymańskich, zgodnie twierdzą, że starszy od kobiety o dziesięć lat mężczyzna znęcał się nad nią od dłuższego czasu. Do tego miał problemy z alkoholem, pieniędzmi, a w toku śledztwa ustalono także, że miał kilka kochanek. W domu znaleziono ślady krwi, należącej do zaginionej. Było jej jednak zbyt mało, aby stwierdzić, że w tym miejscu doszło do zabójstwa. Szymański został zatrzymany, ale zwolniono go po dwóch dniach z powodu braku wystarczających dowodów – zakończył. – Jak dla mnie, pasuje jak ulał – stwierdził</span></div>
<div>
<span style="font-size: large;">– A ta Szymańska – zaczął Maciek. – nie miała żadnych kochanków? Kogoś, do kogo mogłaby na przykład uciec od znęcającego się nad nią męża?</span></div>
<div>
<span style="font-size: large;">– Nic tutaj nie ma na ten temat – odpowiedział mu Przemek. – Sąsiedzi i bliscy określali ją jako spokojną, cichą, skrytą. Według jej rodziców stała się dopiero taka po ślubie z Szymańskim. </span></div>
<div>
<span style="font-size: large;">– Brzmi sensownie – odezwał się Czachor. – Trzeba by porównać DNA zaginionej z DNA szkieletu. No i oczywiście przycisnąć tego Szymańskiego.</span></div>
<div>
<span style="font-size: large;">Poczuł ulgę. Potrzebował jakiejś alternatywy. Dla własnego spokoju. Chciał mieć poczucie, że nie skupia się tylko wokół jednej, dosyć wątpliwej sprawy. Może nie tyle wątpliwej, co podejrzanej. Miał dziwne wrażenie, że podsunięcie mu jej może być jakąś zagrywką ze strony Marcina i "firmy", którą reprezentował. Zaczynał się nawet powoli obawiać o wiarygodność wyników badań. Na razie jednak oddalał od siebie tę myśl.</span></div>
<div>
<span style="font-size: large;">– No to pojedziemy go popołudniu przycisnąć – zadecydował Wojciechowski, wracając do przeglądania zgłoszeń.</span></div>
<div>
<span style="font-size: large;">Pozostali uczynili to samo. </span></div>
<div>
<span style="font-size: large;"><br /></span></div>
<div>
<span style="font-size: large;"><span class="Apple-tab-span" style="white-space: pre;"> </span>W zamyśleniu spoglądał na urokliwe suwalskie pejzaże. Przejeżdżali akurat obok jakiegoś jeziora, za którym rozciągały się charakterystyczne dla tych terenów pokryte zielenią wzgórza. Prawie jak w górach – pomyślał z nutą rozbawienia. Nawet chyba się delikatnie uśmiechnął. Patrząc przez szybę samochodu, cały czas myślał o Małgosi. Nie irytowały już go te kręte, wąskie drogi. W ogóle go to teraz nie obchodziło. Zauważył, że stał się jakiś taki... spokojniejszy, bardziej obojętny na otaczający go świat. Zaczął go postrzegać w zupełnie inny sposób. Ona była jego całym światem. Nigdy nawet nie pomyślał, że dojdzie do czegoś takiego, że to się kiedykolwiek wydarzy. Czuł się teraz przyjemnie. Wspaniale. Wyjątkowo. Odczuwał większą pewność siebie. W końcu to osiągnął. Nawiązał głęboką relację. I to na dodatek z kobietą. Cudowną kobietą. Zrobił coś, co było dla niego jeszcze tak niedawno zupełnie niewyobrażalne. W głębi duszy pojawiło się przekonanie, że teraz może wszystko. Dosłownie wszystko. Z jednej strony uważał, że to po prostu głupie, naiwne... Z drugiej, że wszystkie jego obawy są zbędne. I o dziwo, tego drugiego się o wiele mocniej trzymał.</span></div>
<div>
<span style="font-size: large;"><span class="Apple-tab-span" style="white-space: pre;"> </span>– A jak tam z Małgorzatką, stary? – odezwał się w pewnym momencie Przemek, jak gdyby czytał mu w myślach.</span></div>
<div>
<span style="font-size: large;">Odwrócił wzrok w jego stronę. W głosie kolegi nie odnalazł żadnej ironii, żadnego rozbawienia. Chyba pytał poważnie. Co miał mu jednak odpowiedzieć? Owszem, zaczął mówić o swoich uczuciach dziennikarce, ale jakoś nie wyobrażał sobie, że będzie o nich opowiadał Wojciechowskiemu.</span></div>
<div>
<span style="font-size: large;">– No bo wiesz, Małgorzatka mówiła, że ty fajny gościu jesteś – dodał już z mniejszą powagą.</span></div>
<div>
<span style="font-size: large;">Mówiła? – zaniepokoił się Czachor. Co mu powiedziała? Nie chciał, żeby wszyscy wiedzieli. Domyślał się, że jego nowi koledzy wiedzą. Ale do tej pory był przekonany, że ich wiedza ogranicza się raczej w tej kwestii do ogólników. Czułby się jakoś głupio, gdyby okazało się, że jest inaczej. Ale... Nie, ona taka raczej nie była. Nie była typem kobiety, która musi chwalić się na prawo i lewo z kim się spotyka. Nie. Zdecydowanie taka nie była.</span></div>
<div>
<span style="font-size: large;">– Spokojnie. – Zaśmiał się podkomisarz, widząc jego minę. – Nic więcej mi nie powiedziała.</span></div>
<div>
<span style="font-size: large;">Komisarz poczuł ulgę. Nie mylił się. Nie była taka.</span></div>
<div>
<span style="font-size: large;">– Ale ty stary nie możesz być taki... hmmm... – Zastanawiał się. – Taki sztywny, no. Nie możesz być taki skryty, cichy. Laski takich nie lubią. One, słuchaj, lubią jak popierdolisz im czasem o tym, co czujesz i tak dalej – mówił niedbale. – Ja też tego nie lubię, stary, ale czasem po prostu trzeba. Kapujesz?</span></div>
<div>
<span style="font-size: large;">W tym co mówił Przemek, nie było raczej niczego złośliwego. Wyglądało na to, że chciał mu trochę pomóc. Zdążył już pewnie zauważyć, że kontakty z kobietami nie są mocną stroną Czachora.</span></div>
<div>
<span style="font-size: large;">– Aha. – Pokiwał głową. </span></div>
<div>
<span style="font-size: large;">Pomimo dobrych chęci Wojciechowskiego, nie miał jakoś ochoty słuchać jego rad. Był po prostu typem człowieka, który nie lubił być pouczany. Czuł się wtedy jak jakiś głupek, któremu trzeba coś tłumaczyć.</span></div>
<div>
<span style="font-size: large;">– No! – Uśmiechnął się. – Musisz być trochę odważniejszy w tych sprawach, rozumiesz nie? Małgorzatka to serio super laska, stary – kontynuował. – Ładna, niegłupia, ma trochę hajsu. Muszę ci powiedzieć, że niezły z ciebie szczęściarz.</span></div>
<div>
<span style="font-size: large;">– Ale my tylko... – zaczął komisarz. Zabolała go nieco uwaga, o pieniądzach. On nie był taki. Nie robił tego dla kasy. Nawet o tym nie myślał. Zresztą, nie zamierzał szukać sobie osoby, która będzie go utrzymywała.</span></div>
<div>
<span style="font-size: large;">– Dobra, dobra. – Przerwał mu gestem dłoni. – Wiem, wiem. – Zaśmiał się. – My tylko ze sobą rozmawiamy, my tylko mamy wspólne zainteresowania, my tylko chodzimy ze sobą na spacery, my tylko trzymamy się za ręce – wyliczał rozbawiony – my tylko się całujemy, my tylko poznajemy na wzajem naszą anatomię. – Uśmiechnął się szeroko. – Możesz to nazywać jak chcesz, stary, ale tego nie oszukasz. Wiem coś o tym. – Zamachał mu przed oczyma palcem, na którym nosił obrączkę.</span></div>
<div>
<span style="font-size: large;">– Nie poznawaliśmy swojej anatomii – Artur odpowiedział mu nieco rozluźniony. Może rzeczywiście nie należało się z tym kryć...</span></div>
<div>
<span style="font-size: large;">– No widzisz, o to mi chodziło – stwierdził z zadowoleniem. – Żebyś w końcu zaczął o tym, mówić. Bez kitu, się jeszcze nie ruchaliście?</span></div>
<div>
<span style="font-size: large;">– Nie – odpowiedział. Nie podobało mu się to określenie. Zastanawiał się, czy Przemek za chwilę nie zacznie znowu rzucać tekstami, które go tak bardzo denerwowały.</span></div>
<div>
<span style="font-size: large;">– No to podziwiam, stary. Ja to bym na twoim miejscu, zrobił przy pierwszej lepszej okazji. Zaprosiła cię do swojego mieszkania?</span></div>
<div>
<span style="font-size: large;">– Zaprosiła.</span></div>
<div>
<span style="font-size: large;">Czyli znowu się zaczyna – pomyślał z irytacją.</span></div>
<div>
<span style="font-size: large;">– I nic? – dopytywał się.</span></div>
<div>
<span style="font-size: large;">– Całowaliśmy się. – Chciał, aby ten dał mu spokój.</span></div>
<div>
<span style="font-size: large;">– Tylko?</span></div>
<div>
<span style="font-size: large;">– Tylko.</span></div>
<div>
<span style="font-size: large;">– Nawet... Sorry. – Zreflektował się. – Sorry. Wiem, czasem za dużo chcę wiedzieć. Taka policyjna ciekawość, rozumiesz nie? Chodzi mi tylko o to, stary, że Małgorzatka jest zajebistą laską i nie chciałbym, żebyś to zjebał, kapujesz? – Popatrzył w jego stronę.</span></div>
<div>
<span style="font-size: large;">Artur pokiwał głową, będąc nieco zdziwiony, że Przemek sam się przystopował.</span></div>
<div>
<span style="font-size: large;">– Ona jest taką, rozumiesz... – zastanawiał się – rozrywkową dziewczyną, ale generalnie to woli takich spokojniejszych, stonowanych. Ale wiesz, nie jakichś tam sztywniaków czy coś. Ona lubi takich dojrzałych, statecznych. Przeciwieństwa, że tak powiem, się przyciągają. Czyli ty byś się dla niej nadawał.</span></div>
<div>
<span style="font-size: large;">Dojrzały, stateczny – myślał, czy mógłby tak sam siebie określić. Jeżeli to, co mówił Przemek było prawdą, to teraz zaczynał wszystko rozumieć. Zaczynał rozumieć, dlaczego wybrała niego. Widocznie rzeczywiście uznała go za dojrzałego, odpowiedzialnego, poważnego. Ale czy on naprawdę taki był? Od początku ich związku, bo nawet on tak określał ich znajomość, najbardziej obawiał się tego, że ją zawiedzie, rozczaruje, że okaże się dla niej nie tym, za kogo go uważała. To, że był postrzegany, jak był, nie oznaczało, że taki właśnie był. Wiedział, że człowiek w gruncie rzeczy, przez całe życie używa masek. Jest niczym kameleon, który zmienia się pod wpływem otoczenia, w którym się znajdzie. Trudno było stwierdzić, jaki ktoś jest w rzeczywistości. Jedynym sposobem na prawdziwe poznanie kogoś jest poddanie go swego rodzaju próbie, doprowadzenie do sytuacji, w której nie będzie miał już siły udawać, kiedy będzie bezsilny, bezbronny, kiedy pokaże swoją prawdziwą twarz. Artur obawiał się, że w przypadku takiej próby, nie przeszedłby jej pomyślnie. Spieprzyłby ją, tak samo jak spieprzył już kilka rzeczy w życiu. </span></div>
<div>
<span style="font-size: large;">Zastanawiając się nad tym wszystkim, uświadomił sobie jeszcze jedną rzecz. Bał się czegoś jeszcze. Czegoś, co przerażało go o wiele bardziej niż rozczarowanie Małgorzaty. Czegoś, czego perspektywa, kompletnie go paraliżowała. Bał się, że kiedyś może ją utracić. Tę wyjątkową kobietę. Bał się, że, tak jak to powiedział podkomisarz, zjebie to. Była dla niego wszystkim. Gdyby odeszła, te "wszystko", cały otaczający go świat, stałby się niczym. </span></div>
<div>
<span style="font-size: large;">– Mówisz poważnie? – zapytał komisarz po chwili ciszy.</span></div>
<div>
<span style="font-size: large;">– Wiem, że czasem zdarza mi się przesadzić. Taki po prostu jestem – zaczął tłumaczyć. – Ale teraz mówię całkiem serio. Ja wiem, że tobie może się to wydawać dziwne. Ty taki spokojny, ona taka energiczna i w ogóle. Ale ty się jej naprawdę podobasz, stary. Musisz tylko teraz zadbać o to, żeby ona wiedziała, że też cię kręci. No bo cię kręci, co nie? – Popatrzył w kierunku Artura.</span></div>
<div>
<span style="font-size: large;">– Kręci – odparł, niemal niezauważalnie się uśmiechając. – Nawet nie wiesz jak – dodał już nieco pewniej.</span></div>
<div>
<span style="font-size: large;"><br /></span></div>
<div>
<span style="font-size: large;"><span class="Apple-tab-span" style="white-space: pre;"> </span>Ostatnie dwa kilometry pokonali w milczeniu. Droga, którą teraz jechali nie dość, że była pozbawiona nawierzchni asfaltowej, to na dodatek była pełna dziur i kolein. Wewnątrz pojazdu słychać było zatem tylko uderzenia kół o nierówną powierzchnię. Komisarzowi wszystkie poprzednie trasy, które pokonywał w tej okolicy, wydały się teraz nadzwyczaj prostymi i przyjemnymi.</span></div>
<div>
<span style="font-size: large;">Kiedy minęli znak z napisem "Klimianki", znaleźli się we wsi, która na pierwszy rzut oka wyglądała na zupełnie opustoszałą. Przy, teraz nieco równiejszej, szutrowej drodze stało kilka rozpadających się drewnianych chatek. Za niektórymi z nich, w podwórzach, znajdowały się jeszcze stodoły, które wcale nie były w lepszym stanie. Artur przez szybę samochodu zauważył trzy kobiety w podeszłym wieku. Siedziały na charakterystycznej drewnianej ławeczce przy płocie jednego z domostw. Na głowach, mimo dosyć wysokiej temperatury, miały zawiązane kolorowe chusty z różnymi wzorkami. Żywo o czymś dyskutowały. Kiedy jednak zobaczyły kia'ę, którą podróżowali policjanci zamilkły i podejrzliwym wzrokiem odprowadziły ją aż do momentu, kiedy się zatrzymała. Lokalny monitoring – pomyślał komisarz z rozbawieniem. Czasem jednak ten ludzki wścibski monitoring jest znacznie lepszy i bardziej pomocny niż taki zamontowany w budynkach czy na ulicach.</span></div>
<div>
<span style="font-size: large;">Wojciechowski delikatnie otworzył drewnianą bramkę, uważając, aby przypadkiem jej nie uszkodzić. Dom, do którego zmierzali był chyba jednym z większych, jak i nie największym, we wsi. Przy stodole stał traktor, na pierwszy rzut oka jeszcze radzieckiej produkcji. Tuż obok w budzie siedział skulony szary pies. Ręka komisarza w pierwszym odruchu powędrowała w kierunku kabury, w której nosił gaz pieprzowy. Cofnął ją jednak, kiedy zobaczył, że zwierzak jest uwiązany na stalowym łańcuchu. Gdy podeszli nieco bliżej, nawet nie szczekając, podniósł tylko swój smutny wzrok, popatrzył na nich przez chwilę, po czym najprawdopodobniej uznał, że nie stanowią żadnego zagrożenia i z powrotem schował się w głębi swojej budy. </span></div>
<div>
<span style="font-size: large;">Trzymanie psów na łańcuchach było teraz strasznie "niemodne". Starano się to piętnować i ograniczać, wprowadzając różne przepisy. Czachor był jednak w duchu wdzięczny ludziom, którzy mają to wszystko, grzecznie mówiąc, w głębokim poważaniu. </span></div>
<div>
<span style="font-size: large;">Podeszli do drzwi. Przemek uderzył w nie kilka razy pięścią. Nikt nie otwierał. Spróbował jeszcze raz. Dalej nic. Zapukał znowu. Cisza. Popatrzyli po sobie. Kiedy już mieli wracać do samochodu, usłyszeli odgłos naciskanej klamki. Odwrócili się. Po chwili zobaczyli tęgiego, wyłysiałego mężczyznę. Miał na sobie przymały biały poplamiony podkoszulek, który odsłaniał część jego brzucha oraz zwisające zielone spodnie, w których zapomniał zapiąć rozporka.</span></div>
<div>
<span style="font-size: large;">– Czego? – Popatrzył po nich z wrogością.</span></div>
<div>
<span style="font-size: large;">– Podkomisarz Przemysław Wojciechowski – przedstawił się, wyciągając legitymację. – Komisarz Artur Czachor. – Wskazał na kolegę. – Policja.</span></div>
<div>
<span style="font-size: large;">– Z psami nie gadam – wymamrotał, starając się zabrzmieć stanowczo.</span></div>
<div>
<span style="font-size: large;">Mimo że nie stali tuż przy nim, od razu wyczuli wyraźną woń alkoholu. Gość był pijany.</span></div>
<div>
<span style="font-size: large;">– Pozwoli pan – zaczął agresywnie Przemek. – że to my zdecydujemy, czy szanowny pan z nami porozmawia. – Zrobił krok w przód.</span></div>
<div>
<span style="font-size: large;">Mężczyzna, najprawdopodobniej zdziwiony zachowaniem policjanta, odsunął się, robiąc przejście.</span></div>
<div>
<span style="font-size: large;">– A... A... – Zaczął się jąkać. – A wy jesteście z prawdziwej policji? Skąd ja mam wiedzieć, że wy nie jesteście jakimiś oszustami, hę?</span></div>
<div>
<span style="font-size: large;">– Ile dzisiaj wypiłeś? – zapytał, świdrując go wzrokiem, Wojciechowski.</span></div>
<div>
<span style="font-size: large;">– A co cię... – próbował mu odpowiedzieć.</span></div>
<div>
<span style="font-size: large;">– A to mnie, kurwa, że założę się, że masz teraz dzieci pod opieką, co?</span></div>
<div>
<span style="font-size: large;">– Toż one dorosłe prawie – odparł, zupełnie nie rozumiejąc pretensjonalnego tonu podkomisarza.</span></div>
<div>
<span style="font-size: large;">– Chuj – odpowiedział mu. – Nie wierzysz, że jestem psem, to ci to mogę udowodnić. – Wycelował w niego palcem. – Będę wrednym psem i podpierdolę cię, że zajmujesz się nieletnimi, będąc pod wpływem alkoholu. Jak ci zabiorą tych "prawie dorosłych", to przypadkiem nie stracisz na nich zasiłku?</span></div>
<div>
<span style="font-size: large;">– Dobra, dobra! – Uniósł ręce w geście bezbronności. – Wchodzą panowie.</span></div>
<div>
<span style="font-size: large;">Wnętrze domu wypełniał zapach wilgoci, dymu tytoniowego i alkoholowej woni. Wprowadził ich do kuchni, w której od dawna już chyba nikt nie sprzątał. Pierwotnie białe meble przybrały teraz kolor w odcieniu szarości, a w zlewie stała sterta niedbale ułożonych, nieumytych naczyń. Biedne dzieci – pomyślał Artur, spoglądając na mężczyznę. Było po nim widać, że stan, w którym się teraz znajduje, nie jest dla niego niczym niecodziennym. Zapewne był nietrzeźwy niemal każdego dnia. Najgorsze było jednak w tym wszystkim to, że znowu cierpiał ktoś niewinny. Ktoś, kim te grube pijaczysko miało się opiekować. </span></div>
<div>
<span style="font-size: large;">– Słucham – oparł się o blat, spoglądając wyczekująco na niechcianych gości.</span></div>
<div>
<span style="font-size: large;">– Poproszę pański dowód osobisty – zaczął Wojciechowski.</span></div>
<div>
<span style="font-size: large;">– Po co? – zapytał zdziwiony.</span></div>
<div>
<span style="font-size: large;">– Standardowa procedura. – Uśmiechnął się Czachor. – Proszę zrobić to, o co prosił kolega.</span></div>
<div>
<span style="font-size: large;">– Zara... Pójdę poszukam – stęknął zirytowany, ruszając do drzwi.</span></div>
<div>
<span style="font-size: large;">Czekali w milczeniu, wymieniając tylko porozumiewawcze spojrzenia. Facet był nieco pijany. Nie był nawalony. Po prostu trochę podpity. Dla niego dzień, jak co dzień. Można go było zatem trochę sprowokować. Może coś mu się wymsknie. Wtedy zabiorą go na czterdzieści osiem, poczekają aż wytrzeźwieje, przycisną i jeżeli będzie miał coś na sumieniu to to od niego wyciągną.</span></div>
<div>
<span style="font-size: large;">Usłyszeli kroki, ale jakby w przeciwny kierunku. Następnie dobiegł ich odgłos zamykanych drzwi. Popatrzyli po sobie szybko i niemal biegiem ruszyli w kierunku wyjścia. Przez okno na ganku zobaczyli biegnącego, w dosyć niezgrabny sposób, mężczyznę, który jeszcze przed chwilą z nimi rozmawiał. Natychmiast wybiegli na podwórko.</span></div>
<div>
<span style="font-size: large;">– Stój, kurwa! – wrzasnął Wojciechowski.</span></div>
<div>
<span style="font-size: large;">Nie posłuchał i kontynuował swoją ucieczkę, która prawie że wywołała uśmiech rozbawienia na twarzy komisarza.</span></div>
<div>
<span style="font-size: large;">– Kurwa, stój! – krzyczał Przemek, doganiając mężczyznę i z trudem przewracając go na ziemię.</span></div>
<div>
<span style="font-size: large;">Czachor zatrzymał się kilka metrów za nimi, kładąc jednocześnie dłoń na kaburze pistoletu.</span></div>
<div>
<span style="font-size: large;">– Powiedz, co ty, kurwa, chciałeś zrobić, co? – pytał podkomisarz, zakładając uciekinierowi kajdanki.</span></div>
<div>
<span style="font-size: large;"><span class="Apple-tab-span" style="white-space: pre;"> </span>Na sąsiedniej posesji zbiegły się dzieci w różnym wieku. Stojąc w kupce i pokazując sobie coś nawzajem, z zaciekawieniem przyglądały się policjantom, prowadzącym zatrzymanego do samochodu.</span></div>
<div>
<span style="font-size: large;">Wojciechowski posadził Szymańskiego na tylnym siedzeniu, zostawiając nieco uchylone drzwi. Artur wyciągnął telefon i już zaczął wybierać numer dyżurnego.</span></div>
<div>
<span style="font-size: large;">– Czekaj. – Przerwał mu gestem dłoni podkomisarz, po czym spojrzał znacząco w kierunku auta.</span></div>
<div>
<span style="font-size: large;">Nie powinni z nim teraz rozmawiać. Powinni przewieść go na komendę, zawiadomić prokuratora, załatwić nakaz, ściągnąć techników i przeszukać dom, a dopiero na samym końcu, kiedy mężczyzna wytrzeźwieje, przesłuchać go. </span></div>
<div>
<span style="font-size: large;">Ale działanie według sztywno wytyczonych procedur nie zawsze było najlepsze. Obaj policjanci wiedzieli, że ta rozmowa, pod względem procesowym, nie będzie miała praktycznie najmniejszego znaczenia. Wiarygodność jej przebiegu i pozyskanych podczas niej informacji podważy każdy adwokat. Zresztą, nawet dla prokuratora nic z tego, czego by się hipotetycznie dowiedzieli, nie będzie stanowiło żadnego dowodu. </span></div>
<div>
<span style="font-size: large;">Ale Paweł Szymański wcale nie musiał tego wiedzieć. Na pewno tego nie wiedział. Był prostym, wiejskim chłopkiem. A do tego pijakiem. Jego znajomość prawa ograniczała się zapewne do podstawowych informacji, bez których nie można było funkcjonować. Choć nawet i to wydawało się wątpliwe. Teraz nawet o tym pewnie nie myślał. Zastanawiał się zapewne, jak wytłumaczyć swoją idiotyczną i bezsensowną próbę ucieczki. Przecież oni przyszli tylko porozmawiać. Nie mieli żadnego nakazu, nic. A on próbował im zwiać. To była chyba najgłupsza rzecz, jaką mógł zrobić. Był zatem mało inteligentny. Nie myślał nad tym, co robi. Do tego był pijany. I pewnie nieźle przestraszony. Wystarczyło teraz wszystko dobrze rozegrać. Wyłapać coś, co wykorzystają później przy przesłuchaniu. Ktoś mógłby powiedzieć, że takie metody działania nie są etyczne, poprawne. Ale jeżeli, siedzący w ich aucie, zakuty w kajdanki człowiek kogoś zamordował, to należało się zastanowić, czy w takim przypadku można w ogóle mówić o jakichś etycznych, moralnych sposobach postępowania. To co on być może zrobił, było o wiele gorsze. W ich pracy liczył się przede wszystkim wynik. Metoda uzyskania tego wyniku była drugorzędna. Czachor zawsze stawiał na twarde dowody, których nikt nie był w stanie podważyć. To była dla niego podstawa. Wiedział jednak, że zdobycie takich dowodów wymaga często nagięcia zasad i reguł, które ich obowiązują. Wiedział też, że gdyby tych reguł i zasad nie naginał, to wielu przestępców nadal cieszyłoby się wolnością. Dlatego teraz nie miał żadnych skrupułów, aby spróbować wyciągnąć od pijanego Szymańskiego, obciążające go, informacje.</span></div>
<div>
<span style="font-size: large;">– To co, tak jak zawsze, dobra? – zapytał ściszonym głosem Przemek, stając tuż przy komisarzu.</span></div>
<div>
<span style="font-size: large;">– Mhm. – Artur pokiwał głową.</span></div>
<div>
<span style="font-size: large;">Wsiedli do środka. Czachor zajął miejsce z przodu, Wojciechowski obok zatrzymanego. Przez chwilę milczeli. Podkomisarz spoglądał na mężczyznę z udawanym politowaniem. Dawał mu do zrozumienia, że znalazł się w, delikatnie mówiąc, nie najlepszej sytuacji.</span></div>
<div>
<span style="font-size: large;">– To powiedz mi, co chciałeś zrobić? – Uśmiechnął się po przyjacielsku. – Dlaczego uciekałeś?</span></div>
<div>
<span style="font-size: large;">– Z psami nie gadam – odburknął Szymański, odwracając się całym ciałem w kierunku drzwi.</span></div>
<div>
<span style="font-size: large;">– Posłuchaj mnie – wysyczał Przemek, przyciągając go w swoją stronę. – Masz teraz, kurwa, gościu przejebane i zamiast grzecznie siedzieć wyzywasz mnie, kurwa, od psów? Ty pojebany jakiś jesteś? Wódka ci, kurwa, mózg wyżarła? – pytał. – Patrz na mnie, kurwa, jak do ciebie mówię! – Znów pociągnął go za ramię. – Czy ty, kurwa, rozumiesz w jakiej jesteś sytuacji? – Spojrzał mu prosto w oczy. – Uciekałeś, kurwa, przed policją! Rozumiesz, kurwa? Uciekałeś przed policją!</span></div>
<div>
<span style="font-size: large;">Najwyraźniej ten wybuch ze strony Wojciechowskiego zrobił wrażenie na Szymańskim. Zawstydzony spuścił wzrok. Wyglądał tak, jakby miał się za chwilę rozpłakać. Czachor obrócił się do tyłu. </span></div>
<div>
<span style="font-size: large;">– Dlaczego pan przed nami uciekał? – zapytał spokojnie.</span></div>
<div>
<span style="font-size: large;">– Ja... – zaczął nieśmiało. – A mogę, tego... no... adwokata?</span></div>
<div>
<span style="font-size: large;">– No ale po co? – Uśmiechnął się do niego. – My chcemy z panem tylko porozmawiać.</span></div>
<div>
<span style="font-size: large;">– No... ale... ale... takie prawo chyba mam, co? – Znów się nieco ożywił.</span></div>
<div>
<span style="font-size: large;">– Nie jesteś zatrzymany, ani podejrzany, więc nie przysługuje ci to prawo. – Skłamał podkomisarz.</span></div>
<div>
<span style="font-size: large;">– Jak to, nie zatrzymany? – Mężczyzna wykonał taki ruch ramionami, jak gdyby chciał rozerwać kajdanki, które miał na nadgarstkach.</span></div>
<div>
<span style="font-size: large;">– No tak, to – kontynuował Przemek. – Widzisz, żebyśmy mieli jakiś nakaz? Gdybyś nas uprzedził, że będziesz przed nami spierdalał, to byśmy przyjechali z nakazem. Może nawet z czarnymi... Kto wie...</span></div>
<div>
<span style="font-size: large;">– Jakimi czarnymi? – zapytał zdziwiony.</span></div>
<div>
<span style="font-size: large;">– No z czarnymi. Z antyterrorystami. Wyjebali by ci drzwi, okna. Dzieci wystraszyli.</span></div>
<div>
<span style="font-size: large;">Przez twarz Szymańskiego przemknęło uczucie strachu przemieszanego z niepokojem i pewnego rodzaju zdumieniem.</span></div>
<div>
<span style="font-size: large;">– Ale... Ale – mówił drżącym głosem. – Ja panowie... Panowie, ja nic takiego nie zrobiłem.</span></div>
<div>
<span style="font-size: large;">– No to na chuj ci adwokat?</span></div>
<div>
<span style="font-size: large;">– Dlaczego pan uciekał, panie Pawle? – zwrócił się do niego ponownie komisarz.</span></div>
<div>
<span style="font-size: large;">– No bo ppannowie... – Rozglądał się teraz na boki, jak gdyby szukał odpowiedzi na zadane mu pytanie. – Jjja...</span></div>
<div>
<span style="font-size: large;">– Przestań, kurwa, ciągle pierdolić. Ciągle – "to nie ja", "panowie" – przedrzeźniał go podkomisarz. – Wiemy, co, kurwa, zrobiłeś. Wykopaliśmy ją, zidentyfikowaliśmy – Blefował. – i czekamy tylko na wynik badania, które potwierdzi, że to ty ją zabiłeś. Jak chcesz to mogę cię wypuścić. Chciałem ci dać szansę, oszczędzić dom, dzieci, ale jak nie chcesz to nie trzeba. Możesz wypierdalać. – Wskazał na drzwi samochodu. – Za dwa dni dostanę papiery i przyjdę po ciebie z czarnymi. A jak spróbujesz spierdolić, to i tak cię znajdę. Rozumiesz, jebany pijaczku? – Przysunął się do niego, patrząc mu prosto w oczy.</span></div>
<div>
<span style="font-size: large;">Mężczyzna wbił wzrok w podłogę. Zrobił się cały czerwony. Dyszał.</span></div>
<div>
<span style="font-size: large;">– Pytam, czy, kurwa, rozumiesz?! – Podniósł jego głowę, chwytając go za podbródek.</span></div>
<div>
<span style="font-size: large;">– Ja... ja... Panowie... – Popatrzył po nich przerażony. – Ja nikogo nie zabiłem. Nie zabiłem Kaśki. Naprawdę. Ja... Ja... tylko... – Znowu spuścił wzrok.</span></div>
<div>
<span style="font-size: large;">– Co "tylko"? – zapytał Artur.</span></div>
<div>
<span style="font-size: large;">– Ja... Ja tylko... No powiem wam. Dobra. Ja trzymam trochę fajek w piwniczce. I to wszystko. Naprawdę. Ja jej nie zabiłem! – Z oczu pociekły mu łzy.</span></div>
<div>
<span style="font-size: large;">Popatrzyli po sobie. Czachor ruchem głowy wskazał, aby wyszli na zewnątrz.</span></div>
<div>
<span style="font-size: large;">– I co teraz robimy? – Przemek spojrzał w kierunku kii.</span></div>
<div>
<span style="font-size: large;">– Przesadziłeś – odparł, patrząc przed siebie, Czachor.</span></div>
<div>
<span style="font-size: large;">– Co? – spytał zdziwiony.</span></div>
<div>
<span style="font-size: large;">– To już podpada pod znęcanie się nad zatrzymanym. Może ty chcesz mieć prokuratora na głowie, ale ja nie.</span></div>
<div>
<span style="font-size: large;">– Przecież to zwykły pijaczek. Kto mu uwierzy?</span></div>
<div>
<span style="font-size: large;">– Przesadziłeś – powtórzył. – Za bardzo go wystraszyłeś. Teraz już nic nie powie. Będzie cały czas zasłaniał się tylko tymi fajkami. Nawet jeśli to nie on zabił swoją żonę, to i tak to spieprzyłeś.</span></div>
<div>
<span style="font-size: large;">Popatrzył na niego osłupiały. Artur zaczął się zastanawiać, czy nie powiedział o kilka słów za dużo. Miał być gościem. Miał się nie wtrącać. Miał ich nie pouczać.</span></div>
<div>
<span style="font-size: large;">– Ok. – Rozłożył ręce po chwili ciszy. – Spieprzyłem. Spieprzyłem – powtórzył. – Wieziemy typa na dołek, przeszukujemy chatę i jak będą fajki to zostawiamy sprawę, ta? – W jego głosie wyraźnie było słychać urazę.</span></div>
<div>
<span style="font-size: large;">– Przemek... – zaczął komisarz.</span></div>
<div>
<span style="font-size: large;">– Dobra – przerwał mu. – Rozumiem. Ściągniesz posiłki? – Spojrzał na niego z czymś w rodzaju wyrzutu, pretensji.</span></div>
<div>
<span style="font-size: large;">– Ściągnę – powiedział, sięgając po telefon.</span></div>
<div>
<span style="font-size: large;">Ty też spieprzyłeś, Czachor – pomyślał komisarz, kiedy Wojciechowski odszedł w kierunku samochodu. Spieprzyłeś to.</span><br />
<span style="font-size: large;"><br /></span>
<h3>
<span style="font-size: large;"><a href="http://fundamenty-kulakowski.blogspot.com/2017/04/fundamenty-rozdzia-xxx.html">=> Rozdział XXX</a></span></h3>
</div>
<div>
<br /></div>
Anonymoushttp://www.blogger.com/profile/17059212973651445750noreply@blogger.com0tag:blogger.com,1999:blog-5401081125946211471.post-23605328072073775272017-04-14T14:41:00.000+02:002017-04-18T20:31:13.483+02:00Fundamenty - Rozdział XXVIII<span style="font-size: medium;"><i>Rozdział może zawierać elementy nieodpowiednie dla osób poniżej 18. roku życia.</i></span><br />
<span style="font-size: x-small;"><i><br /></i></span>
<span style="font-size: large;"><span class="Apple-tab-span" style="white-space: pre;"> </span>Zaparkował w jednej z uliczek obok osiedla, na którym mieszkała Małgosia. Spojrzał na całkiem wysokie apartamentowce, pomalowane na biało. Jak to się w ogóle stało – myślał, uśmiechając się przy tym pod nosem. – Przecież ta dziewczyna jest z zupełnie innego świata. Studia w Warszawie, pewnie bogaci rodzice. A on? Samotny trzydziestojednoletni policjant z marną pensją, mieszkający w małym mieszkaniu w bloku, pamiętającym jeszcze poprzedni ustrój. Co on jej tak naprawdę mógł zaoferować? Czy oni w ogóle do siebie pasowali? Czy to było w ogóle możliwe? Przez cały ten czas, od momentu kiedy ją poznał, nie mógł zrozumieć, co ona w nim takiego widzi, co ją w nim aż tak pociąga. Przecież jest młoda, piękna, seksowna. Gdyby chciała owinęłaby sobie wokół palca prawie każdego faceta. Dlaczego więc on – ani szczególnie przystojny, ani bogaty? Po co jej ktoś taki? Przyjęło się, że to mężczyzna dużo zarabia, utrzymuje rodzinę. Nie czułby się dobrze, gdy w jego przypadku musiałoby być na odwrót. O czym ty w ogóle myślisz? – przerwał swoje rozmyślania. – Całowałeś się z nią kilka razy, kilka razy poszliście na spacer. Nic więcej. A może po prostu trzeba to zakończyć? – zastanawiał się, wbijając wzrok w kierownicę swojego podstarzałego już nieco forda. Może trzeba oszczędzić jej rozczarowania... <span class="Apple-tab-span" style="white-space: pre;"> </span>Spojrzał na zegarek. Westchnął głęboko. Dochodziła piąta. Nieładnie byłoby się spóźnić – stwierdził już nieco mniej przygnębiony, wysiadając z samochodu. </span><br />
<span style="font-size: large;"><span class="Apple-tab-span" style="white-space: pre;"> </span>– Jak tam minął dzień? – zapytała, kiedy prowadziła go do salonu.</span><br />
<a name='more'></a><br />
<span style="font-size: large;">– Same nudy. – Zaśmiał się lekko. Postanowił na razie nie mówić dziennikarce o wizycie w domu Emilii Zalewskiej.</span><br />
<span style="font-size: large;">– U mnie też. – Odwróciła się w jego stronę, gdy weszli do przestronnego, jasnego pomieszczenia. – Nic się tutaj ostatnio nie dzieje. Wiesz – mówiła – ja, że tak powiem, zajmuję się trochę poważniejszymi sprawami niż jakieś tam wypadki czy zawody sportowe. Bardziej lokalna polityka, ewentualnie jakieś właśnie sprawy kryminalne. Mamy wakacje, prezydent i radni są na urlopach, sprawa Strzelińskiego przycichła, więc nie za bardzo mam o czym pisać... No chyba, że o tym waszym szkielecie... – Popatrzyła na niego. – Macie coś?</span><br />
<span style="font-size: large;">– Na razie nie. – Skłamał. – Dalej grzebiemy się w tych zgłoszeniach.</span><br />
<span style="font-size: large;">– Ja też trochę próbowałam poszperać, ale szczerze mówiąc nie znalazłam nic ciekawego. Zresztą, wszystkie informacje o zaginięciach, o których ktokolwiek pisał, pochodziły z policji, więc nie ma tam raczej czegoś, czego byście nie wiedzieli. – Odgarnęła włosy z lewego ramienia. – Ojejku... – Zarumieniła się, patrząc na stojącego przed nią nieco zakłopotanego Czachora.</span><br />
<span style="font-size: large;">Ty idiotko – pomyślała zła na samą siebie.</span><br />
<span style="font-size: large;">– Siadaj, siadaj. – Szybkim ruchem ręki wskazała na skórzaną sofę. – Przepraszam, straszna ze mnie gaduła – tłumaczyła zmieszana. – Pójdę po wino.</span><br />
<span style="font-size: large;">– Jestem samochodem – powiedział nieco zdziwiony jej nerwowym zachowaniem, kiedy siadał na kanapie.</span><br />
<span style="font-size: large;">– No dobra... – Patrzyła na niego.</span><br />
<span style="font-size: large;">Co ty robisz, idiotko? – pytała siebie. – Weź się jakoś zachowuj.</span><br />
<span style="font-size: large;">– Colę, sok... wodę? – pytała zestresowana.</span><br />
<span style="font-size: large;">– To może colę, jak masz. – Uśmiechnął się.</span><br />
<span style="font-size: large;">Małgosia zniknęła w korytarzyku, łączącym salon z innymi pomieszczeniami. Rozejrzał się po pokoju. Ściany, na których wisiało kilka obrazów nieznanych mu autorów, były pomalowane na biało. Pod sufitem zawieszony był szklany żyrandol o specyficznym, kwadratowym kształcie. Na przeciwko niego znajdowały się przeszklone drzwi prowadzące na taras. Obok nich wstawione były duże szyby, które sprawiały, że pomieszczenie zdawało się być niezwykle przestronnym. </span><br />
<span style="font-size: large;">– Proszę bardzo. – Postawiła szklankę coli na stoliczku kawowym, wykonanym z brązowego drewna.</span><br />
<span style="font-size: large;">Sama, trzymając w ręku kieliszek wina, usiadła bokiem na drugim końcu sofy podciągając kolana do podbródka. Wzięła mały łyczek. Patrzyła wprost na niego. Był taki przystojny. Taki opanowany, stonowany, spokojny. Nie zepsuj tego – powiedziała w myślach. Obrócił głowę. Też teraz na nią patrzył. Uśmiechnęła się figlarnie.</span><br />
<span style="font-size: large;">– Co pana skłoniło, komisarzu – odezwała się z udawaną powagą w głosie – do tego, że odwiedził pan w końcu moje mieszkanie?</span><br />
<span style="font-size: large;">– Mam kilka pytań – odpowiedział, ledwo powstrzymując swoje kąciki ust przed powędrowaniem w górę.</span><br />
<span style="font-size: large;">– Mhm. – Odstawiła kieliszek, przysuwając się do niego. – Co chciałby pan wiedzieć?</span><br />
<span style="font-size: large;">– Słodka jesteś. – Zaśmiał się.</span><br />
<span style="font-size: large;">– To już pan wie. – Uśmiechnęła się, pokazując swoje śnieżnobiałe zęby, jednocześnie mrugając powiekami. Jedną ręką zaczęła głaskać go po włosach. – Co mam ci dzisiaj opowiedzieć? – zapytała już z nieco większą powagą. </span><br />
<span style="font-size: large;">W pewnym momencie zorientował się, że wcale nie chce przerywać tej sytuacji. Była tak blisko niego. Czuł zapach jej perfum. Czuł jej delikatny dotyk na swojej głowie. Słyszał ten jej słodki, uroczy głos. Widział tę jej piękną, cudowną twarz.</span><br />
<span style="font-size: large;">– Hmm? – Patrzyła na niego, bawiąc się kosmykiem włosów.</span><br />
<span style="font-size: large;">Co powinien teraz zrobić? Zapomnieć o tym, po co tutaj przyjechał i ciągnąc tę grę, która coraz bardziej zaczyna go wciągać? Przecież wyjdzie na buraka jeżeli teraz o to zapyta...</span><br />
<span style="font-size: large;">– No o co chciałeś mnie zapytać? – Zachichotała, jednocześnie stawiając swoje stopy na podłodze i biorąc do ręki kieliszek.</span><br />
<span style="font-size: large;">A może jednak nie... – pomyślał.</span><br />
<span style="font-size: large;">– Interesują mnie przemyty – zaczął niepewnie.</span><br />
<span style="font-size: large;">– Mhm – przytaknęła mu z już prawie całkowitą powagą.</span><br />
<span style="font-size: large;">– Czy tutaj... gdzieś w okolicy... z jakieś pięć, sześć lat temu udaremniono jakiś spory przemyt? – zapytał ostrożnie. – Wiem, że to głupie...</span><br />
<span style="font-size: large;">– Nie, nie. – Przerwała mu. – Pięć, sześć lat temu, mówisz?</span><br />
<span style="font-size: large;">– Aha.</span><br />
<span style="font-size: large;">– Wiesz co, wtedy mieszkałam w Warszawie, a do Suwałk przyjeżdżałam tylko na wakacje, na święta... A chłopaków pytałeś?</span><br />
<span style="font-size: large;">Co miał jej odpowiedzieć? Nie chciał jej okłamywać. Ufał jej, ale... No właśnie. Ta jego wszechobecna ostrożność. Co jeśli powie Przemkowi albo Maćkowi? To przecież nie było nic pewnego... Ale jeśli okaże się, że jest tak, jak mówił Marcin... Nie. Najpierw musiał mieć przynajmniej wyniki badań DNA.</span><br />
<span style="font-size: large;">– Wiesz, my mamy tam u siebie straszny bajzel – tłumaczył. – Poza tym, to pewnie trzeba by było do straży granicznej... a ja tutaj nikogo nie znam. Zresztą – Machnął ręką. – to pewnie i tak się nie przyda, ale... ale pomyślałem, że może będziesz coś wiedziała... – Popatrzył na nią niepewnie. </span><br />
<span style="font-size: large;">Spieprzyłeś czy nie spieprzyłeś? – zastanawiał się.</span><br />
<span style="font-size: large;">– Było coś tutaj kiedyś takiego... – odezwała się po chwili ciszy, która dla Czachora była ogromnie stresująca. – Na jakiejś bocznej drodze strażnicy graniczni zatrzymali kilka ciężarówek. Wszystkie przewoziły kontrabandę... Wydaje mi się, że to były papierosy...</span><br />
<span style="font-size: large;">Kilka ciężarówek... Sporo – pomyślał. – To mogło być to.</span><br />
<span style="font-size: large;">– Złapali kogoś poza kierowcami?</span><br />
<span style="font-size: large;">– No właśnie wydaje mi się, że tak... Generalnie u nas działają dwie takie grupy... Niektórzy mówią, że to zwykli przemytnicy, inni że to chuligański gang, ale jak dla mnie to jest jakaś mafia.</span><br />
<span style="font-size: large;">Serce zaczęło mu bić mocniej. Jak dotąd wszystko się zgadzało. Duży przemyt. Dwie spore organizacje przestępcze. </span><br />
<span style="font-size: large;">– Mogłabyś mi coś więcej o nich opowiedzieć? – poprosił, starając się nie dać po sobie poznać podekscytowania.</span><br />
<span style="font-size: large;">– Z tego co wiem, to rzeczywiście zajmują się przede wszystkim przemytem papierosów, ale handlują też prochami i podobno ściągają haracz z klubów, lokali gastronomicznych i mniejszych sklepików. Głównie w centrum Suwałk, ale słyszałam, że robią to też w niektórych wsiach. I generalnie jest tak, że wszyscy wszystko wiedzą, tylko nikt nic nie powie. </span><br />
<span style="font-size: large;">– Czy miejscowa policja...</span><br />
<span style="font-size: large;">– Ciężko powiedzieć, ale wydaje mi się, że tak. </span><br />
<span style="font-size: large;">– Czy te grupy ze sobą rywalizują?</span><br />
<span style="font-size: large;">– Tak. Pamiętam, że jak miałam jakieś siedem lat, to w jednym z pubów doszło do strzelaniny. Normalnie takiej jak na filmach. Policja chyba nawet tego nigdy nie wyjaśniła. Niektórzy mówili, że to była zemsta za donos, dotyczący właśnie jakiegoś sporego przemytu papierosów. Z tym, o który pytasz mogło być podobnie. Policja, straż graniczna, celnicy – oni normalnie ich nie ruszają. Możliwe, że jedna z grup doniosła na drugą. Teraz tylko już nie urządza się takich akcji jak w latach dziewięćdziesiątych... Czy ten szkielet? – Popatrzyła na niego z zapytaniem.</span><br />
<span style="font-size: large;">– Nie... Nie wiem... Raczej nie.</span><br />
<span style="font-size: large;">Raczej tak – powiedział w myślach. Wszystko co mówiła, pokrywało się z informacjami od Marcina. Jeżeli okaże się, że szkielet należy do zaginionej przed pięcioma laty Ewy Kwiatkowskiej, a Czerwiński rzeczywiście działał w jednej z tych grup... Wtedy nic z tego nie będzie – uświadomił sobie. Nawet w świeżych sprawach, związanych z przestępczością zorganizowaną, jest niezwykle trudno wykryć sprawcę, szczególnie jeżeli ofiara funkcjonowała w tym samym środowisku. A co dopiero po pięciu latach... "Babranie się w tonie gówna" – przypomniał słowa kierowcy czarnego bmw. Tak. To byłoby babranie się w tonie gówna. I to na dodatek bez większego celu.</span><br />
<span style="font-size: large;">– To czemu o to pytasz?</span><br />
<span style="font-size: large;">Otworzył usta, ale zupełnie nie wiedział, co ma jej odpowiedzieć. Nie chciał kłamać. Nie chciał też na razie mówić prawdy. Jeszcze nie tak dawno bez żadnych wyrzutów sumienia odpowiedziałby na takie pytanie jakąś wymyśloną na poczekaniu historyjką. Ale teraz miał z tym problem. Kiedy na nią patrzył – na nią, taką śliczną, uroczą – odczuwał coś w rodzaju jakiejś wewnętrznej blokady. </span><br />
<span style="font-size: large;">– No dobra. – Zaśmiała się, znowu się do niego przysuwając. – Ta dziennikarska ciekawość... Wiem, straszna jestem. Przepraszam – powiedziała, wdrapując mu się na kolana.</span><br />
<span style="font-size: large;">Teraz ich twarze znajdowały się naprzeciwko siebie. Pochyliła lekko głowę, tak że dotykali się nosami. Patrzyli sobie prosto w oczy. </span><br />
<span style="font-size: large;">– Wybaczysz mi? – szepnęła, uśmiechając się zalotnie.</span><br />
<span style="font-size: large;">– Mhm. – Pokiwał lekko głową, zbliżając do niej swoje usta.</span><br />
<span style="font-size: large;">Musnął delikatnie jej warg. Potem mocniej. Szybciej. Czuł coraz większą bliskość. Czuł na swojej skórze jej przyśpieszony oddech. Objęła go splatając palce swoich dłoni na jego karku. Przyciągnęła go jeszcze bardziej do siebie. Miała go teraz tak blisko. Mniej niż na wyciągnięcie ręki. Kiedy zabrakło im tchu, oderwali od siebie swoje usta. Dyszała, patrząc mu prosto w oczy. Mimo że miała w mieszkaniu klimatyzację, czuła że jest spocona na całym ciele. Okolice jej krocza stawały się z każdą chwilą coraz bardziej wilgotne. Pochyliła głowę. Zobaczyła nieco uniesiony materiał spodni w okolicach jego rozporka. Znów spojrzała na niego. Na swojego bohatera. Układała ten plan w głowie tysiące razy. Chciała z nim to zrobić. Robiła to już wcześniej, ale ten raz miał być wyjątkowym. Niepowtarzalnym. Zupełnie takim, jaki był on. Widziała niepewność w jego oczach. I w tym momencie się zawahała. Gośka, rób to – próbowała przekonać samą siebie. – Masz go! Jest twój! Robiłaś to bez namysłu z takimi palantami, a z nim nie zrobisz? Przecież i tak długo już czekałaś.</span><br />
<span style="font-size: large;">Czemuś jednak, nie mogła zdecydować się na ten krok. Czemuś nie mogła się przemóc, aby rozpiąć guzik jego koszuli. Sama nie potrafiła wytłumaczyć dlaczego. Może dlatego, że się bała. Bała się, że go straci. Bała się, że nie będzie chciał, że wstanie, wyjdzie i już nigdy więcej nie wróci. Matka, wszystkie ciotki, wszystkie koleżanki zawsze powtarzały jej, że to mężczyzna powinien zrobić ten pierwszy krok. Ona jednak nigdy jakoś się tym nie przejmowała. Zazwyczaj to ona pierwsza zrywała z nich koszulę, zdejmowała im majtki. Potem jednak zawsze coś nie wychodziło. Seks zawsze wychodził, ale potem... Potem jakoś ten cały czar z dnia na dzień pryskał. Facet, który jeszcze kilka dni temu wydawał się jej ideałem, okazywał się nagle skończonym idiotą. Wiedziała, że Artur taki nie jest, że nie okaże się palantem. Ale mimo wszystko się bała. Może rzeczywiście trzeba zaczekać. Dać mu czas. Aż on będzie gotowy. Teraz nie był. Widziała to. Nerwowo spoglądał na swoje spodnie. Błądził wzrokiem, nie wiedząc, co powinien teraz zrobić. Zawsze kiedy próbowała rozmawiać z nim na "te" tematy, ucinał rozmowę albo kierował ją na zupełnie inne tory. Mogłaby zaryzykować, powiedzieć czule: "Chodź, wszystkiego cię nauczę", jednocześnie rozpinając mu rozporek. Każdy facet by na to poleciał. Każdy oprócz niego. </span><br />
<span style="font-size: large;">On nie był jak inni. Nie kierował się tylko chęcią zaspokojenia swoich potrzeb. Wiedziała to. Jednocześnie chyba po raz pierwszy zapragnęła, żeby to właśnie od mężczyzny, jako pierwszego wyszła ta inicjatywa, żeby to on się nią zaopiekował, żeby ją poprowadził. Ona chciała mu się tylko oddać. Oddać w ręce swojego jedynego, prawdziwego, niepowtarzalnego, wyjątkowego bohatera. Da mu zatem czas. Jeszcze jedna, dwie, trzy takie sytuacje i go do tego przekona. Sprawi, że to on zacznie, że będzie tego naprawdę chciał.</span><br />
<span style="font-size: large;"><br /></span>
<span style="font-size: large;">– Kocham cię – wyszeptała, wtulając się w niego, kiedy skończyli oglądać film.</span><br />
<span style="font-size: large;">Nie żałowała, że tego nie zrobiła. Coś jej podpowiadało, że warto jeszcze poczekać. Sprawić, aby ta chwila była jedyna w swoim rodzaju, czarująca, magiczna. </span><br />
<span style="font-size: large;">On był w duchu jej za to wdzięczny. W zasadzie już przygotowywał się na to, co miało się stać. Ona jednak go, w jakiś niewytłumaczalny sposób, zrozumiała. Zrozumiała albo uznała, że nie warto – myślał przygnębiony.</span><br />
<span style="font-size: large;">– Co ci? – zapytała, przyciągając jego głowę do siebie i delikatnie głaszcząc go po włosach.</span><br />
<span style="font-size: large;">Przymknął oczy. Było mu tak przyjemnie. On tak ją kochał. Ona była dla niego taka dobra. Było mu głupio. Strasznie głupio. On jej nie dawał nic. Ona dawała mu wszystko. Nie czuł się z tym dobrze. Zawsze chciał być w porządku względem każdego. Jeżeli coś otrzymywał, zawsze musiał się jakoś odwdzięczyć. Takie miał zasady. Zasady, których teraz nie potrafił przestrzegać. Przecież ona chciała. Może czekała na krok z jego strony... Może trzeba było go wykonać... Nie może, a na pewno – wytykał sobie.</span><br />
<span style="font-size: large;">– Widzę, że jesteś jakiś smutny – mówiła czule. – Co trapi mojego bohatera?</span><br />
<span style="font-size: large;">– Gosiu – Wyprostował się, biorąc jej dłonie w swoje ręce. – Ja... ja nawet nie wiem, jak to powiedzieć... Ty... – Z trudem dobierał słowa. – Ty jesteś dla mnie wszystkim... Wszystkim. Ja... Ja nigdy nikogo tak nie kochałem... ale...</span><br />
<span style="font-size: large;">– Ale? – Popatrzyła na niego z niepokojem.</span><br />
<span style="font-size: large;">Jaka ona jest śliczna... Czuł jej ciepłe, drobne, delikatne dłonie. Nie wiedział czemu, ale miał w tym momencie ochotę, po raz pierwszy od wielu, wielu lat, po prostu się rozpłakać. Wtulić się w jej ramiona i płakać.</span><br />
<span style="font-size: large;">– Jejku...– westchnął zawstydzony. – Ty jesteś taka piękna, mądra... A ja...</span><br />
<span style="font-size: large;">Spojrzała na niego łagodnym wzrokiem.</span><br />
<span style="font-size: large;">– Ciii – powiedziała, przykładając mu palec do ust. – Chodź. – Wzięła go w swoje ramiona.</span><br />
<span style="font-size: large;">Znowu poczuł jej słodki zapach. Czuł jej delikatny dotyk, jej miękkie piersi, w które był teraz wtulony.</span><br />
<span style="font-size: large;">– Nigdy – szeptała mu do ucha – nie spotkałam takiego kogoś jak ty. Jesteś przystojny, męski, czuły, opiekuńczy – wyliczyła. – Jesteś po prostu najlepszy. I nikt, i nic już tego nie zmieni, rozumiesz?</span><br />
<span style="font-size: large;">Nieco się wyprostował. Był niezwykle wzruszony. Nie pamiętał, kiedy ostatni raz usłyszał coś takiego od kobiety takiej jak ona. Ostatni rok był dla niego koszmarem, pasmem porażek i upokorzeń. Śmierć matki, wizyta w bloku na Składowej. Utracił wtedy wszystko. Całą radość, całą chęć życia. Stracił zupełnie jego sens. Ona wszystko to teraz zmieniała. Pojawiła się nagle i wszystko odmieniła. W jego życiu pojawił się na nowo jakiś cel. Przestał się już bezwiednie błąkać pośród własnych smutków i lęków. W końcu znalazł to, czego podświadomie szukał od dłuższego czasu. Wiedział to i był o tym przekonany.</span><br />
<span style="font-size: large;">– Rozumiem – odpowiedział cicho, znowu zbliżając do niej swoje usta. </span><br />
<span style="font-size: large;"><br /></span>
<h3>
<span style="font-size: large;"><a href="http://fundamenty-kulakowski.blogspot.com/2017/04/fundamenty-rozdzia-xxviii_18.html">=> Rozdział XXIX</a></span></h3>
Anonymoushttp://www.blogger.com/profile/17059212973651445750noreply@blogger.com0tag:blogger.com,1999:blog-5401081125946211471.post-16857064095006883472017-04-14T14:11:00.000+02:002017-04-14T23:44:23.832+02:00Amok: Kolejne pięć minut dla obrzydliwego grafomana (recenzja)<table align="center" cellpadding="0" cellspacing="0" class="tr-caption-container" style="float: left; margin-right: 1em; text-align: left;"><tbody>
<tr><td style="text-align: center;"><a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEj9YS7KNo7mkVjeBXzJRXZjPu1jJMofUzvaMHJYhlhN7T50URtUlPrBElpTlFsnlbs3_ZEIuOAtQsfLqbY4b6S1Lw2oRwIAAUNOMBxlgm7ihtQ2kb_mFfbCTiTkhgKt5461qZcGvPCSo9k/s1600/682633_1.1.jpg" imageanchor="1" style="margin-left: auto; margin-right: auto;"><img border="0" height="265" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEj9YS7KNo7mkVjeBXzJRXZjPu1jJMofUzvaMHJYhlhN7T50URtUlPrBElpTlFsnlbs3_ZEIuOAtQsfLqbY4b6S1Lw2oRwIAAUNOMBxlgm7ihtQ2kb_mFfbCTiTkhgKt5461qZcGvPCSo9k/s640/682633_1.1.jpg" width="640" /></a></td></tr>
<tr><td class="tr-caption" style="text-align: center;"><div style="margin-bottom: 0cm;">
© Witold Bączyk / z: filmweb.pl</div>
</td></tr>
</tbody></table>
<span style="font-size: large;"><b>Z końcem marca na ekranach kin w całej Polsce zawitał film "Amok". Koprodukcja polsko - szwedzko - niemiecka już na długo przed premierą wzbudzała spore kontrowersje. Bowiem scenariusz najnowszego obrazu Kasi Adamik został oparty na prawdziwych wydarzeniach, które rozegrały się kilkanaście lat temu w okolicach Wrocławia. I choć film nie jest w stu procentach autentyczną relacją jednej z najgłośniejszych spraw sądowych we współczesnej Polsce, podczas jego oglądania pojawia się zasadnicze pytanie: Czy twórcy nie przekroczyli pewnej granicy?</b></span><br />
<a name='more'></a><br />
<span style="font-size: large;"><b><br /></b></span>
<br />
<h3>
<b><span style="font-size: small;">Zbrodnia doskonała. Z dwoma wyjątkami</span></b></h3>
O tej sprawie mówiono nie tylko w Polsce, ale i na całym świecie. Był grudzień 2000 roku. Dwóch wędkarzy znajduje nad brzegiem Odry ludzkie zwłoki. Wezwani na miejsce policjanci nie mają żadnych wątpliwości. Doszło do brutalnego morderstwa. Ofiara jest skrępowana. Widoczne są ślady duszenia i uderzeń. Przeprowadzona sekcja wykaże, że młody mężczyzna, który padł ofiarą przestępstwa, przed śmiercią był bity i maltretowany w okrutny sposób. Wkrótce udaje się ustalić tożsamość denata. Jest nim Dariusz J., przedsiębiorca z Wrocławia.<br />
<br />
Początkowo śledczy zakładają różne wersje. Tę najbardziej prawdopodobną wydaje się motyw finansowy. Tortury, którym poddano ofiarę przed śmiercią, mogłyby wskazywać na to, że morderca chciał wymusić na przedsiębiorcy jakieś określone działania, np. przepisanie majątku. Brano też pod uwagę motyw osobistej zemsty.<br />
<br />
Jednak po roku śledztwo zostaje umorzone. Policjanci utknęli w martwym punkcie. Do sprawy wrócono w 2005 roku. Dopiero wtedy śledczy zainteresowali się, nieodnalezionym do tej pory, telefonem J. Okazuje się, że kilka dni po morderstwie, został sprzedany na portalu aukcyjnym. Właśnie wtedy funkcjonariusze zaczynają interesować się Krystianem Balą. W sieci natrafiają na prowadzonego przez niego bloga, na którym umieszcza fragmenty swojej powieści pt. "Amok". Zawarte w niej szczegóły są w dużym stopniu zbieżne ze sprawą z 2000 roku.<br />
<br />
Bala przebywa za granicą. Kiedy tylko w styczniu 2006 r. pojawia się w kraju, zostaje zatrzymany. Okazuje się, że jego była żona, o którą był chorobliwie zazdrosny, znała się przelotnie z wrocławskim przedsiębiorcą. Początkowo autor "Amoku" przyznaje się do winy. Później odwołuje wszystkie zeznania, próbuje symulować chorobę. Jednak trzy lata później zostaje skazany prawomocnym wyrokiem sądu na karę 25 lat więzienia. Co ciekawe, jego książka - która niezwykle zyskała na popularności - nie została ostatecznie włączona do obciążającego pisarza materiału dowodowego.<br />
<br />
<h3>
<span style="font-size: small;">Bala Cię zdenerwuje. I to bardzo </span></h3>
Tyle słowem wstępu. Fabuła filmu jest bowiem niemal identyczna, jak opisane powyżej wydarzenia. Z uwagi na dobra osobiste rodziny ofiary, zmieniono tylko niektóre szczegóły m. in. dane osobiste, wykonywany zawód.<br />
<br />
Jak podkreślają producenci, film skupia się na losach Krystiana Bali. W rolę pisarza - mordercy wciela się Mateusz Kościukiewicz. Trzeba przyznać, że aktor doskonale odnalazł się w tej kreacji. Filmowy Bala irytuje widza od pierwszej do ostatniej sceny. Poznajemy go jako młodego studenta filozofii, który ma na utrzymaniu żonę (Zofia Wichłacz) i malutkiego synka (Michał Puchacz, Kosma Press). Każdą wolną chwilę poświęca jednak nie rodzinie, a swojej książce. Od samego początku uważa ją za swego rodzaju arcydzieło. Zamknięty godzinami w swoim pokoju, do którego nikogo nie wpuszcza, tworzy makabryczne, bardzo obrazowe sceny. Jest człowiekiem zamkniętym w sobie, ale jednocześnie pewnym swego i zarozumiałym. Nie można mu też odmówić ponadprzeciętnej inteligencji. Wykazuje też niezdrowe zainteresowanie sprawą odnalezionych nad brzegiem rzeki zwłok. Zabiera nawet w to miejsce swojego kilkuletniego syna.<br />
<br />
<h3>
<span style="font-size: small;">Dziwaczna gra</span></h3>
Najbardziej intrygującym wątkiem filmu Kasi Adamik jest zdecydowanie gra, jaką Bala toczy z komisarzem Jackiem Sokolskim (Łukasz Simlat). Mężczyzna zwodzi policjanta do tego stopnia, że ten popada niemalże w obłęd. Przyznaje się. Za chwilę odwołuje zeznania. Udaje kompletnego wariata. Zjada nawet protokół przesłuchania. W swojej grze sprawnie wykorzystuje media. Komisarz w pewnym momencie sam zaczyna wątpić w jego faktyczną winę, o której był jeszcze nie tak dawno przekonany. Nie wie czy zachowanie Bali, nie jest przypadkiem tylko sposobem na promocję jego własnej książki.<br />
<br />
Podobne wrażenie odnosi widz przez cały film. Bala jest jednostką patologiczną. Wszystkie jego działania ukierunkowane są na promocję "Amoku". Sam wykonuje anonimowy telefon, w którym informuje policję o książce. Sam zawiadamia dziennikarzy o swoim aresztowaniu. Przez cały czas znakomicie się bawi. Szyderczy uśmiech jest stałym elementem jego twarzy. Każdy kto wejdzie z nim w jakąś głębszą relację - czy to żona Zosia, czy to komisarz Sokolski - zaczyna wariować, gubić się w otaczającym go świecie. A Bali w to graj.<br />
<br />
<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;">
<iframe allowfullscreen="" class="YOUTUBE-iframe-video" data-thumbnail-src="https://i.ytimg.com/vi/e0Gx76m_Le4/0.jpg" frameborder="0" height="266" src="https://www.youtube.com/embed/e0Gx76m_Le4?feature=player_embedded" width="320"></iframe></div>
<br />
<br />
<h3>
<span style="font-size: small;">Tak jak być powinno</span></h3>
Na uwagę zasługuje doskonała konstrukcja scen. Widz ogląda "Amok" w ciągłym napięciu. Nieprzewidywalność i nieliniowość głównego bohatera, pomimo że straszliwie irytuje, jest zdecydowanym autem. Nigdy nie wiemy jak się zachowa, co za chwilę powie. Przyzna się? Nie przyzna się? Skażą go? Uniknie odpowiedzialności? Jest mordercą czy po prostu świrem? To pytania, które towarzyszą widzowi przez niemal cały film. Nic nie jest tutaj jasne.<br />
<br />
Kasia Adamik starannie buduje mroczny klimat niedopowiedzeń, niejasności i tajemnic. Szczególnie w pamięć zapadają cytaty z książkowego "Amoku". Grafomańskie, pornograficzne opisy połączone z niezwykłą brutalnością sprawiają, że człowiek odruchowo się wzdryga. Film jest zdecydowanie mocny i wulgarny. I dobrze. Bo inaczej tej historii opowiedzieć by się raczej nie dało. Przynajmniej nie w realistyczny sposób. Cieszy, że mamy swoich polskich reżyserów, którzy nie oszukują widza, nie podkolorowują mrocznej rzeczywistości.<br />
<br />
<h3>
<span style="font-size: small;">Pytanie, czy warto było tak</span></h3>
Twórcy "Amoku" pokazali Krystiana Balę takim, jakim jest naprawdę. Złym, obrzydzającym, obślizgłym. Wystarczy obejrzeć, dostępne w sieci, wywiady, których udzielał będąc już w więzieniu, żeby zrozumieć, co mam na myśli. To człowiek zdemoralizowany, przekonany o swoim geniuszu. Innych uważa za mniej inteligentnych. Ci którzy krytykują książkę "Amok" (zresztą bardzo słusznie - wystarczy sięgnąć po krótkie fragmenty), nie potrafią - zdaniem Bali - jej zrozumieć.<br />
<br />
Film, jako wytwór kultury audiowizualnej, zasługuje jak najbardziej na pochwałę. Nie zanudza, angażuje emocjonalnie widza, nie pozostawia obojętnym. Do tego został świetnie zrealizowany pod względem technicznym. Jednak po wyjściu z sali kinowej ma się mieszane uczucia. Bala, ten prawdziwy, znowu ma swoje pięć minut. Rodzina Dariusza J. na nowo przeżywa swój dramat. O marnej książce wyjątkowego zwyrodnialca znowu zrobiło się głośno. Mam jednak nadzieję, że tylko na krótką chwilę. Bo o takich ludziach i pseudoartystach pamiętać nie warto.Anonymoushttp://www.blogger.com/profile/17059212973651445750noreply@blogger.com0tag:blogger.com,1999:blog-5401081125946211471.post-13682104711546115122017-04-13T12:35:00.004+02:002017-04-18T20:30:44.190+02:00Fundamenty - Rozdział XXVII<span style="font-size: large;"><span class="Apple-tab-span" style="white-space: pre;"> </span>Przez cały dzień był rozkojarzony. Wcale nie z powodu zmęczenia, które udało mu się jakoś zredukować wypijając półlitrową puszkę napoju energetycznego, tylko z racji swoich dzisiejszych planów. Cały czas wyczekiwał na moment, kiedy dyskretnie będzie mógł sprawdzić w bazach danych Emilię Kwiatkowską i Rafała Czerwińskiego. Wciąż wydawało mu się, że spojrzenia kolegów są na nim dzisiaj skupione bardziej niż zwykle. Ale to mu się pewnie tylko wydawało... Jak zresztą wiele innych rzeczy, o których starał się nie myśleć.</span><br />
<span style="font-size: large;">Rozejrzał się po pokoju, w którym pracowali. Przemek na chwilę wyszedł, obwieszczając, że wróci za jakieś piętnaście, dwadzieścia minut. Siedzący naprzeciwko Maciek wydawał się być cały pochłonięty przeglądaniem zgłoszeń. To był dobry moment. Czachor, starając się nie okazywać swojego poddenerwowania, rozpoczął wyszukiwanie. </span><br />
<a name='more'></a><br />
<span style="font-size: large;">Najpierw Emilia Kwiatkowska. Urodzona w 1992 roku. Na zdjęciu z dowodu osobistego nawet podobna do swojej siostry. Miała tylko jaśniejszy odcień koloru włosów. Od roku w żyjąca w związku małżeńskim z Konradem Zalewskim. Nigdy nie notowana. Jeździła toyotą corollą z 2013. Zamieszkała przy ulicy Słonecznej w Suwałkach. Jej rodzice zginęli w 2004 roku w wypadku samochodowym. Od tego czasu znajdowała się pod opieką prawną swojej siostry Ewy Kwiatkowskiej. Numer PESEL zgadzał się z tym zawartym w aktach sprawy z 2011. Kiedy jednak próbował wyszukać go w systemie, cały czas wyrzucało mu, że podał nieprawidłowe dane. Wykasowali ją nawet z rejestrów? Przecież tego nie robi się nawet ze zmarłymi. Nie miał wątpliwości, że osoba taka jak Ewa Kwiatkowska, o podawanym przez niego numerze PESEL, istnieje. Figurowała bowiem z identycznymi danymi w aktach sprawy o ustalenie opieki nad siostrą. Nie rozumiał... Komu mogłoby aż tak na tym zależeć? Kto chciał wymazać jakiekolwiek dane o tej dziewczynie? Był już pewien. Tutaj było coś mocno nie tak. </span><br />
<span style="font-size: large;">Wyszukał kolejną osobę. Rafał Czerwiński. Trzydzieści trzy lata. Od czterech lat odsiadujący wyrok dwudziestu pięciu lat pozbawienia wolności za zabójstwo w białostockim więzieniu. Wcześniej kilkakrotnie złapany na drobnym przemycie papierosów w rejonie przejść granicznych z Białorusią. Czachor zapisał w notatniku numer sygnatury sprawy z 2012. Pierwszą myślą jaka przebiegła mu przez głowę było: "Zabił, żeby jego nie zabili". Jeżeli okazałoby się to prawdą, to chłopak rzeczywiście musiał nieźle się bać. Artur powinien dowiedzieć się, o co chodziło z tym nieudanym przemytem. Trzeba będzie poszukać w Internecie. Może jakiś lokalny portal o tym pisał. Może nawet Małgosia będzie coś o tym wiedzieć. Ewentualnie spróbuje dyskretnie wypytać Przemka albo Maćka. </span><br />
<span style="font-size: large;">Najgorsze było to, że nawet nie miał jak z nimi o tym normalnie pogadać. Już wyobrażał sobie ich miny, kiedy opowie im historię o jakieś dziewczynie ze wsi, która dosłownie, w niemal każdym tego słowa znaczeniu, wyparowała. Jeżeli dorzuci jeszcze do tego opowieść o udziale służb specjalnych i zorganizowanych grup przestępczych, to efekt ma murowany. Będą z niego kpić do końca jego pobytu, a w miejscowej komendzie na długo stanie się obiektem żartów. Ważniak z Białego, który szukał na zadupiu sensacji. Dobre – pomyślał.</span><br />
<span style="font-size: large;"><span class="Apple-tab-span" style="white-space: pre;"> </span>Kiedy Wojciechowski z powrotem wszedł do pomieszczenia, Czachor zamknął otwarte bazy danych i wrócił do przeglądania zgłoszeń o zaginięciach. Wewnątrz miał jednak przeczucie, że to już nie ma sensu, że właśnie znaleźli, w zasadzie on znalazł, odpowiednią teczkę. Przeczucie. Coś czym zawsze gardził. Ale czy teraz pozostawało mu cokolwiek innego? Spróbuje dzisiaj pojechać do Zalewskich i pobrać DNA do badań porównawczych. Jeżeli okaże się, że odnaleziony szkielet należy do Ewy Kwiatkowskiej nie będzie miał wyboru. Będzie musiał o wszystkim powiedzieć kolegom. No może prawie wszystko... Już nawet układał sobie w głowie, jak wytłumaczy im skąd wziął akta, które nie istnieją. Teoretycznie mógł to zostawić. Udać, że w ogóle tego nie widział i mieć święty spokój. Ale ktoś być może przez ostatnie pięć lat nie miał tego świętego spokoju. Może ciągle czekał na prawdę, nawet tę najstraszniejszą. Były siostrami. Musiała wiązać je ogromna więź. Emilia Zalewska zasługiwała na prawdę. To było jej święte, niepodważalne prawo, którego nikt nie mógł jej odbierać. Najbardziej jednak martwiło go to, że sprawę prowadził jego własny przełożony. Nigdy nie pomyślałby, że mógłby wykazać się taką niedokładnością, niestarannością. To było do niego niepodobne. Z jakiegoś powodu jednak to zrobił. I znów pojawiało się pytanie, które choć często pomijane bądź lekceważone, było według komisarza chyba najważniejszym – "dlaczego?". Udzielenie na nie prawidłowej odpowiedzi bardzo często prowadziło wprost do sprawcy. Obawiał się też reakcji komendanta Stępnia. Co jeżeli na tej konkretnej sprawie zbudował sobie karierę? Przecież nie pozwoli, aby jakiś gość z Białegostoku ją zburzył.</span><br />
<span style="font-size: large;">– Mogę dzisiaj wyjść trochę wcześniej? – Spojrzał na podkomisarza, podnosząc wzrok znad ekranu komputera.</span><br />
<span style="font-size: large;">– Nonono – zaśmiał się Wojciechowski. – Czyżby ci się spieszyło na jakieś spotkanie, stary?</span><br />
<span style="font-size: large;">Już miał udzielić mu jakiejś nie do końca grzecznej odpowiedzi, ale w ostatniej chwili się od tego powstrzymał.</span><br />
<span style="font-size: large;">– No troszkę. – Uśmiechnął się delikatnie.</span><br />
<span style="font-size: large;">– No cóż... – westchnął teatralnie. – Miłości nie wolno stawać na drodze.</span><br />
<span style="font-size: large;">Jeszcze przez pół godziny przeglądał zgłoszenia, starając się robić to tak, jak gdyby nie wiedział o sprawie Ewy Kwiatkowskiej. Miał jednak wrażenie, że eliminuje więcej zgłoszeń niż wcześniej.</span><br />
<span style="font-size: large;"><br /></span>
<span style="font-size: large;"><span class="Apple-tab-span" style="white-space: pre;"> </span>Sprawdził, przy okazji przeglądania informacji na temat interesujących go osób, gdzie znajduje się ulica Słoneczna. Obawiał się jednak, że trafienie tam za pierwszym razem, w zupełnie nieznanym mu mieście, będzie dosyć trudne. Przebijając się przez nieco zakorkowane ulice zastanawiał się, jak w ogóle przeprowadzić tę rozmowę. Było wpół do trzeciej. W radiu zaczynały się właśnie wiadomości. Ale z ciebie debil – pomyślał, mając momentalnie chęć uderzenia się otwartą dłonią w czoło. – Przecież nikogo nie będzie w domu. No tak... Oni w policji mieli dosyć nieregularne godziny pracy przez co zapominali czasem, że przeciętni obywatele w dni powszednie przebywają poza swoimi miejscami zamieszkania od godziny ósmej do godziny szesnastej. Uznał jednak, że skoro już jest w pobliżu, trzeba by spróbować szczęścia. Może akurat kogoś zastanie. Jeżeli nie, to umówi się z Gosią i spróbuje wypytać ją o przypadki udaremnionych przemytów w okolicy. </span><br />
<span style="font-size: large;">Zaparkował przed sporym domem jednorodzinnym. Nazwał by to raczej bardziej willą. Jeszcze raz, dla pewności, sprawdził adres. Zgadzało się. Na domu widniała odpowiednia cyfra. Podszedł do domofonu, zamocowanego w murze ułożonym z kremowych cegiełek. Bez większych nadziei, ostentacyjnie spoglądając na zegarek, nacisnął przycisk.</span><br />
<span style="font-size: large;">– Tak? – odezwał się kobiecy głos.</span><br />
<span style="font-size: large;">Może gosposia – pomyślał, przyglądając się posiadłości.</span><br />
<span style="font-size: large;">– Komisarz Artur Czachor, policja – przedstawił się. – Czy zastałem panią Emilię Kwia... panią Emilię Zalewską? – poprawił się.</span><br />
<span style="font-size: large;">– Tak. Zapraszam.</span><br />
<span style="font-size: large;">Usłyszał piknięcie i szczęk odblokowującego się zamka w solidnie wyglądającej bramce. Ruszył chodniczkiem w kierunku drzwi. Po obu stronach miał równo przystrzyżony zielony trawnik. Kilka metrów od schodków do drzwi wejściowych znajdowała się biała fontanna z rzeźbą, przedstawiającą najprawdopodobniej jakieś antyczne bóstwo. </span><br />
<span style="font-size: large;">– To kupidyn – wyjaśniła kobieta, która pojawiła się przy wejściu.</span><br />
<span style="font-size: large;">Momentalnie odwrócił wzrok w jej kierunku. </span><br />
<span style="font-size: large;">– To rzymski bóg miłości – tłumaczyła, uśmiechając się. – Teściowie ufundowali nam z okazji ślubu... Ojejku przepraszam. – Zaśmiała się delikatnie, spoglądając na nieco zdezorientowanego komisarza. – Rozgadałam się. Ja tak niestety mam. – Machnęła ręką. – Emilia Zalewska. Zapraszam do środka.</span><br />
<span style="font-size: large;">Przeszli elegancko urządzonym korytarzykiem do salonu. Wyglądem przypominał nieco ten z domu Strzelińskich, czy też Joanny Przybysz. Jednak już na pierwszy rzut oka widać było, że urządzanie go kosztowało o wiele więcej niż tamtych. Dodatkowo różnicowała go spora obecność roślinności. Większość z gatunków tych kwiatów komisarz widział po raz pierwszy w życiu. Skąd tacy młodzi ludzie, mają tyle kasy? – pomyślał z delikatną zazdrością.</span><br />
<span style="font-size: large;">– Napije się pan czegoś? Kawy, herbaty? – Zaproponowała kobieta, zatrzymując się w drzwiach pomieszczenia.</span><br />
<span style="font-size: large;">– Może poproszę szklankę wody.</span><br />
<span style="font-size: large;">– Straszne te upały, prawda? – zagadnęła, wracając po chwili i stawiając przed Czachorem szklankę wody, w której pływały kostki lodu. – Co pana do mnie sprowadza? – zapytała, siadając wygodnie w skórzanym fotelu.</span><br />
<span style="font-size: large;">– Chciałbym porozmawiać o pani siostrze – odpowiedział starając się, aby nie zabrzmieć zbyt poważnie.</span><br />
<span style="font-size: large;">Z twarzy kobiety momentalnie zniknął cały jej entuzjazm. Zmarszczyła brwi, uważnie obserwując swojego gościa.</span><br />
<span style="font-size: large;">– Nie ma o czym mówić – odparła niemal grobowym głosem.</span><br />
<span style="font-size: large;">– Pojawiły się jednak pewne okoliczności... – próbował wyjaśnić.</span><br />
<span style="font-size: large;">– Ale to już jest naprawdę zamknięty rozdział w moim życiu. Pogodziłam się z tym, że siostra najprawdopodobniej nie żyje i nie chciałabym już do tego wracać. – Popatrzyła na niego, oczekując zrozumienia.</span><br />
<span style="font-size: large;">– Wiem, że to może być dla pani trudne – zaczął ostrożnie. Obawiał się jakiegoś emocjonalnego wybuchu ze strony kobiety. – Ale proszę poświęcić mi tylko chwilkę.</span><br />
<span style="font-size: large;">– Zadam panu pytanie – odezwała się po chwili ciszy. – Czy Ewa żyje? – Popatrzyła mu prosto w oczy.</span><br />
<span style="font-size: large;">– Być może. Tego nie wiem – mówił powoli.</span><br />
<span style="font-size: large;">– Bez urazy – Przerwała mu. – ale myślę, że nie mamy o czym rozmawiać.</span><br />
<span style="font-size: large;">Zastanowił się. Rzeczywiście, to mogło być dla niej uciążliwe. Być może już zapomniała, pogodziła się z myślą, że jej siostra nie żyje. A teraz po pięciu latach ktoś niespodziewanie przychodzi do jej domu i zaczyna rozgrzebywać zabliźnioną już ranę.</span><br />
<span style="font-size: large;">– No cóż – powiedział z rezygnacją. – Nie będę pani zmuszał do opowiadania mi o tych przykrych dla pani zdarzeniach. Chciałbym pobrać tylko od pani próbkę DNA do badań.</span><br />
<span style="font-size: large;">– Znaleźliście ją? – Ożywiła się.</span><br />
<span style="font-size: large;">Czyżby jednak, mimo tego co mówiła, miała nadzieję? – zamyślił się Czachor.</span><br />
<span style="font-size: large;">– Jakiś czas temu na jednej z posesji w okolicach Suwałk ujawniliśmy zwłoki w zaawansowanym stanie rozkładu. To rutynowa procedura w takim przypadku. – Starał się zabrzmieć jak najbardziej przekonująco.</span><br />
<span style="font-size: large;">– No dobrze... – Zastanowiła się. – Będę musiała się gdzieś zgłosić?</span><br />
<span style="font-size: large;">– Nie. – Uśmiechnął się przyjaźnie. – Nie ma takiej potrzeby. Zrobimy to na miejscu. – Wyjął z kieszeni zapakowane w foliowe opakowanie pałeczki do wykonywania wymazów, które bez zbędnego zadawania pytań dała mu Klaudia oraz lateksowe rękawiczki. – Pobiorę od pani wymaz z jamy ustnej, który przekażemy następnie do laboratorium kryminalistycznego.</span><br />
<span style="font-size: large;">Pobrał od kobiety próbki do badań, a następnie umieścił je w torebce strunowej, szczelnie ją zamykając.</span><br />
<span style="font-size: large;">– To by było na tyle z mojej strony – powiedział, ściągając rękawiczki.</span><br />
<span style="font-size: large;">– Kiedy mogę spodziewać się wyników? – zapytała z lekko widocznym przejęciem.</span><br />
<span style="font-size: large;">– To zależy. Myślę, że w przeciągu najbliższych dni, ewentualnie tygodni. </span><br />
<span style="font-size: large;">– Rozumiem...</span><br />
<span style="font-size: large;">Idąc do samochodu, było mu żal tej kobiety. Wydawało mu się, że wcale nie pogodziła się z tym, że jej zaginiona siostra nie żyje. Widział przecież te jej żywe zainteresowanie, kiedy powiedział o potrzebie wykonania badań DNA. Być może pomyślała nawet, że Ewa odnalazła się i jest bezpieczna. Tego nie wiedział. Był jednak przekonany, że Emilia Kwiatkowska od pięciu lat czekała. Kwestią otwartą pozostawało jednak, czy się właśnie doczekała... </span><br />
<span style="font-size: large;"><br /></span>
<span style="font-size: large;"><span class="Apple-tab-span" style="white-space: pre;"> </span>Zbliżali się już do kasy. Z niepokojem spoglądał na wypełniony wózek. Wystarczy mu pieniędzy? Powinno wystarczyć... Tym razem jednak chyba pozwolił żonie i dzieciom na zbyt wiele. Po co jej te tandetne sukienki z hipermarketowej promocji? Przecież ma w szafie jeszcze kilka, które się nadają. Kiedy ona poza tym w ogóle z nim gdzieś ostatnio była? Te, jak to teraz ze złością określił, szmaty nie były jej do niczego potrzebne. Na cholerę jego córkom tyle słodyczy? Nie dość, że zapłaci za nie kupę kasy, to jeszcze dwa razy tyle będzie musiał potem wydawać na wizyty u dentysty. Czemu on w ogóle nie miał syna? Wszyscy mieli, tylko nie on... </span><br />
<span style="font-size: large;">Stanęli w kolejce. Widząc długi sznur ludzi z równie wypchanymi koszykami, westchnął ciężko. Miał już serdecznie dosyć tej bezbarwnej, irytującej muzyki, wydobywającej się ze sklepowych głośników. Co on tutaj w ogóle robił? Czemu jego żona nie może sama zrobić zakupów? On ciężko haruje za jakieś gówniane pieniądze, a ona? Ona siedzi sobie na pół etatu w jakimś pieprzonym biurze i przekłada papiery. Równie dobrze mogłaby w ogóle nie pracować, tylko siedzieć w domu i zajmować się dziećmi. Nagle poczuł ciąganie za rękę. Co jest kur... – pomyślał z irytacją, jednocześnie odwracając głowę. </span><br />
<span style="font-size: large;">– Tato! Tato! – wołała jego młodsza córka. – Zobacz jaki fajny misio! Zobacz! Mogę? Mogę? Proszę!</span><br />
<span style="font-size: large;">Już był gotowy wybuchnąć, wygarnąć im wszystkim tutaj stojącym – żonie, dzieciom, tym cholernym ludziom, którzy co chwila się o niego ocierali – co o tym wszystkim myśli. Jednak, kiedy zobaczył te jej dziecinne proszące spojrzenie... Swojego aniołka, który wymachiwał mu teraz przed oczyma pluszowym misiem, który zważywszy na fakt, że stał przy kasach, był zapewne przeceniony... Opanuj się – powtarzał teraz sobie. – To wszystko przez te nerwy. Opanuj się, bo zaraz zobaczą, że coś jest nie tak.</span><br />
<span style="font-size: large;">– Możesz. – Uśmiechnął się do dziewczynki, biorąc od niej pluszaka.</span><br />
<span style="font-size: large;">Kiedy okazało się, że zakupy wcale nie kosztowały go tak wiele, prawie całkowicie się uspokoił. Pakując je z powrotem do wózka, zapomniał chyba nawet przez chwilę o umówionym spotkaniu. Nigdy nie potrafił sobie odpowiedzieć na pytanie dlaczego tak właściwie, on się denerwuje. Boi się, że ich nakryją? Nie... To raczej nie wchodziło w grę. Stosowali się do jasno określonych zasad. Zresztą, szczerze wątpił w możliwości operacyjne miejscowej policji. Robili to tak, że nie było praktycznie żadnych szans na to, że ktoś cokolwiek skojarzy. Działali powoli, systematycznie. Chodzili drobnymi kroczkami, co pozwalało im na uniknięcie jakichkolwiek kłopotów. Stres jednak zawsze się pojawiał. W końcu uznał jednak, że jest to normalne i nie należy się tym w ogóle przejmować.</span><br />
<span style="font-size: large;">Zamknął bagażnik i poszedł odstawić wózek. Cały czas dyskretnie rozglądał się, wypatrując jednego samochodu. Był. Dzieciaki poszły z żoną coś zjeść. Miał jakieś pół godziny. Upewnił się, że nikt go nie obserwuje, a następnie wsiadł do pojazdu.</span><br />
<span style="font-size: large;">– Siema – przywitał się.</span><br />
<span style="font-size: large;">– Cze – odpowiedział, siedzący za kierownicą mężczyzna. – Co tak długo dzisiaj? – Uśmiechnął się niemal niezauważalnie.</span><br />
<span style="font-size: large;">– Dzieciaki...</span><br />
<span style="font-size: large;">– Rozumiem. – Zaśmiał się z lekka.</span><br />
<span style="font-size: large;">– Ciekawe skąd... Dobra, do rzeczy. Sprawdziłeś?</span><br />
<span style="font-size: large;">– Sprawdziłem – odpowiedział, patrząc przed siebie.</span><br />
<span style="font-size: large;">– I jak to według ciebie wygląda?</span><br />
<span style="font-size: large;">– Wszystko się zgadza. Małpa ma pawia.</span><br />
<span style="font-size: large;">– Są papiery na pawia?</span><br />
<span style="font-size: large;">Gdyby ktoś z boku posłuchałby ich rozmowy, miałby niezły ubaw. Jemu jednak jakoś nigdy nie było do śmiechu.. Zawsze czuł te nieprzyjemne, przyśpieszone uderzenia serca, suchość w gardle. Co chwila wycierał spocone dłonie o materiał spodni. </span><br />
<span style="font-size: large;">– Są – odparł powoli. – Dostanie miejsce w zoo. Wystawowe.</span><br />
<span style="font-size: large;">Bardzo dobrze – pomyślał z satysfakcją.</span><br />
<span style="font-size: large;">– A małpa? – spytał, starając się zabrzmieć, jak najbardziej obojętnie.</span><br />
<span style="font-size: large;">– Małpa... – zawiesił głos. – Małpa – powtórzył już zdecydowanie głośniej. – wkrótce da pokaz w cyrku, a potem pójdzie się powspinać.</span><br />
<span style="font-size: large;">Przestraszył się. Robili to już tyle razy... A jednak zawsze budziło to w nim strach. Wyrzuty sumienia? Raczej nie... Zdecydowanie nie.</span><br />
<span style="font-size: large;">– Jesteś pewny, tak? – Chciał się upewnić. Dla własnego spokoju.</span><br />
<span style="font-size: large;">– Jestem – odpowiedział ze zmrażającym wręcz spokojem, nie patrząc na niego. Po dłuższej chwili dodał: – W skrzynce są papiery. Mam rozumieć, że idziesz na przedstawienie? – Spojrzał na rozmówcę.</span><br />
<span style="font-size: large;">– Tak – odpowiedział, prostując się w fotelu. Zaschło mu już nieco w gardle.</span><br />
<span style="font-size: large;">– Świetnie. – Uśmiechnął się szeroko.</span><br />
<span style="font-size: large;">Jak ten jego uśmiech zawsze go irytował... </span><br />
<span style="font-size: large;"><br /></span>
<h3>
<span style="font-size: large;"><a href="http://fundamenty-kulakowski.blogspot.com/2017/04/fundamenty-rozdzia-xxviii.html">=> Rozdział XXVIII</a></span></h3>
Anonymoushttp://www.blogger.com/profile/17059212973651445750noreply@blogger.com0tag:blogger.com,1999:blog-5401081125946211471.post-50073587765589326212017-04-11T14:34:00.001+02:002017-04-18T20:29:48.389+02:00Fundamenty - Rozdział XXVI<span style="font-size: large;"><span class="Apple-tab-span" style="white-space: pre;"> </span>Przemek ze znudzeniem wpatrywał się w ekran monitora. Kiedy weszli, podniósł na nich wzrok.</span><br />
<span style="font-size: large;">– I jak? – zapytał.</span><br />
<span style="font-size: large;">– Szkoda gadać. – Komisarz machnął ręką. – Biedni ludzie.</span><br />
<span style="font-size: large;">– Powiedzieliście im?</span><br />
<span style="font-size: large;">– Ta – odpowiedział, siadając za biurkiem. – Chyba nawet uwierzyli. – Ziewnął.</span><br />
<span style="font-size: large;">Bolała go głowa. Był zmęczony. Do tego było tak piekielnie gorąco. Chciał jak najszybciej wrócić do pensjonatu, nad jezioro, pójść na spacer z Małgosią – znaleźć się gdziekolwiek indziej niż w tym ciasnym, dusznym pokoiku.</span><br />
<span style="font-size: large;">– A o dzieciaku powiedzieliście?</span><br />
<span style="font-size: large;">– Tak – odezwał się Maciek. – Będą się chyba starać o prawo do opieki.</span><br />
<span style="font-size: large;">– Myślicie, że mają jakiekolwiek szanse?</span><br />
<span style="font-size: large;">– Kto wie... Nie są jeszcze jakoś bardzo starzy, mają dom... W razie czego rodzice tego Przybysza są zdaję się dosyć dziani. Może nawet jakoś by się dogadali między sobą.</span><br />
<span style="font-size: large;">Podkomisarz pokiwał głową.</span><br />
<span style="font-size: large;">– Aaa... Słuchaj. – Popatrzył na Artura. – Policjant przyniósł akta. – Wskazał na stos pożółkłych teczek, leżących na jego biurku. – Ale tej twojej nie było. Nie ma takiej sprawy. Musiałeś coś źle zapisać.</span><br />
<span style="font-size: large;">Serce zaczęło mu bić mocniej. Nie mógł się pomylić. Sprawdzał ten numer wczoraj co najmniej dziesięć razy. Na pewno dobrze go przepisał. Po co Marcin miałby mu podrzucać fałszywy numer sygnatury? Coś tutaj było nie tak...</span><br />
<a name='more'></a><br />
<span style="font-size: large;">– No to widocznie się pomyliłem. – Uśmiechnął się słabo. – I tak nic by z tego nie było pewnie... Już jutro poszukam co to za sprawa była.</span><br />
<span style="font-size: large;"><br /></span>
<span style="font-size: large;"><span class="Apple-tab-span" style="white-space: pre;"> </span>Bezskutecznie próbował skupić się tylko na jeździe. Jest ciemno, uważaj – powtarzał sobie. Przez jego głowę przebiegały teraz jednak przeróżne myśli. Raz myślał o dzisiejszym spotkaniu z Gosią, raz o tym jakie życie jest jest niesprawiedliwe. Najbardziej jednak nurtowała go sprawa akt, które rzekomo nie istniały. Ten człowiek nie był taki. On by się nie pomylił. Jeżeli nie było akt, to nie był to na pewno przypadek. Czachor za dobrze go znał. Tylko gdzie w tym wszystkim był jakikolwiek sens? "Dowody są, dowodów nie ma" – przypomniał sobie słowa z wczorajszej nocy. Czyli oznaczało to, że właśnie natrafili na właściwą sprawę? Komuś zależało na tym, aby do niej nie dotarli? Komu? Kiedy wrócił wczoraj do pensjonatu, sprawdził numery telefonów, które zapisał mu mężczyzna. Jeden z nich rzeczywiście należał do Dembowskiego. Postanowił sprawdzić, czy naczelnik kiedykolwiek pełnił służbę w Suwałkach bądź w okolicach. Jeżeli tak, to cała ta sprawa stałaby się... Nawet nie wiedział, jak to określić. Nie potrafił dopasować do siebie elementów układanki. Nie wiedział nawet czy pasują do pasują właśnie do tej konkretnej układanki. Po co jednak Marcin miałby go zwodzić? W sprawę mogły być zamieszane jakieś służby? Brzmiało nad wyraz sensacyjnie, ale... "Pan najlepiej wie, że wszystko może się zdarzyć". Te słowa były odpowiedzią na każdą, nawet najbardziej absurdalną, teorię. Wszystko może się zdarzyć... Kto by, kurwa, pomyślał, że niby przypadkowy świadek okaże się mordercą – stwierdził z przekąsem, kosząc kolejny zakręt krętej drogi. Kto by, kurwa, pomyślał...</span><br />
<span style="font-size: large;">Kiedy zbliżał się do zjazdu na drogę, prowadzącą do Pensjonatu nad Hańczą, ktoś dał mu sygnał światłami z zaparkowanego pod sklepem samochodu. Czarne bmw. To na tysiąc procent nie mógł być przypadek. Komisarz zaparkował równolegle do pojazdu. Nie wychodził. Wątpił, że mężczyzna wsiądzie do jego auta, ale zawsze było warto spróbować. Nie podobało mu się to, że Marcin zamknął go wczoraj od środka, uniemożliwiając mu wyjście. Spojrzał w kierunku samochodu. Siedzący w nim łyso ogolony mężczyzna uśmiechnął się tylko szeroko, jakby chcąc zaprosić go do środka. Ten jego pieprzony uśmiech – pomyślał ze złością komisarz. </span><br />
<span style="font-size: large;">Zastanowił się chwilę. Wyjął broń z kabury. Dyskretnie rozładował ją całkowicie, a naboje włożył do kieszeni dżinsów. Glock'a ukrył pod bluzą. Wysiadł i ruszył w kierunku czarnego bmw.</span><br />
<span style="font-size: large;">– Czego? – rzucił dosyć agresywnie, wsiadając do środka.</span><br />
<span style="font-size: large;">– Co pan taki nerwowy, panie komisarzu? – Uśmiechnął się mężczyzna.</span><br />
<span style="font-size: large;">– Czego znowu chcesz? Nie mam czasu.</span><br />
<span style="font-size: large;">– Rozumiem, że może być pan niezadowolony – odpowiedział przyjaźnie. – Ale proszę zrozumieć, ja mam... hmm... – Udawał, że się zastanawia. – Prowadzę taki nocny tryb życia.</span><br />
<span style="font-size: large;">– Czego chcesz? – powtórzył Czachor.</span><br />
<span style="font-size: large;">– Proszę zajrzeć do schowka, panie komisarzu – powiedział ze spokojem, w ogóle nie zwracając uwagi na ton policjanta.</span><br />
<span style="font-size: large;">Artur powoli otworzył schowek, który miał nad nogami. Spojrzał do środka. Żółta teczka. Nawet nie musiał sprawdzać numeru sygnatury. Wziął ją do rąk, a następnie odłożył na górę deski rozdzielczej. Spojrzał na mężczyznę. Wyglądał na rozbawionego. Co cię tak, kurwa, śmieszy...</span><br />
<span style="font-size: large;">– Nie chciałem, żeby się pan kłopotał, komisarzu – powiedział z udawaną uprzejmością.</span><br />
<span style="font-size: large;">Czachor szybkim ruchem wyciągnął spod bluzy pistolet i wcisnął go prosto w udo swojego rozmówcy.</span><br />
<span style="font-size: large;">– Posłuchaj, gnojku – zaczął, naciskając lufą jeszcze bardziej w nogę mężczyzny. Chyba po raz pierwszy na jego twarzy zobaczył zdziwienie, może nawet lekki strach. – Nie wiem o co ci chodzi, ale nie podoba mi się to. Skąd to, kurwa, masz? – Starał się zabrzmieć jak najbardziej groźnie.</span><br />
<span style="font-size: large;">Marcin spojrzał z politowaniem na glock'a, który wbijał się teraz w jego udo.</span><br />
<span style="font-size: large;">– Z prokuratury – odpowiedział, w charakterystyczny sobie, teatralny sposób.</span><br />
<span style="font-size: large;">– Kto ci to, kurwa, dał?</span><br />
<span style="font-size: large;">– Bardzo miła pani, która zajmuje się archiwum.</span><br />
<span style="font-size: large;">– Kłamiesz – Użył jeszcze większej siły, mimo iż zdążył zorientować się, że nie robi to najmniejszego wrażenia na jego rozmówcy. </span><br />
<span style="font-size: large;">– Staje się pan nieuprzejmy, komisarzu – odparł z urazą Marcin. – Poza tym, byłbym wdzięczny, gdyby schował pan ten pistolet. Obaj przecież wiemy... – Uśmiechnął się.</span><br />
<span style="font-size: large;">– Sprawdzimy? – Czachor odbezpieczył broń.</span><br />
<span style="font-size: large;">– Naprawdę, nie chcę się z panem szarpać, komisarzu. Proszę sobie zabrać akta, na spokojnie je przejrzeć. Kiedyś je od pana odbiorę.</span><br />
<span style="font-size: large;">– Nie wiem kim jesteś. – Cofnął powoli rękę, w której trzymał pistolet. Nie odrywając wzroku od mężczyzny, sięgnął po teczkę z aktami. – Nie wiem w co grasz. Ale ostrzegam cię... – Wycelował prosto w jego twarz. Kierowca bmw odpowiedział na to tylko szerokim, budzącym w Czachorze wściekłość, uśmiechem.</span><br />
<span style="font-size: large;">– Trochę więcej zaufania, panie komisarzu! – zawołał radośnie, kiedy Artur zamykał drzwi jego samochodu.</span><br />
<span style="font-size: large;">Chujek – pomyślał o nim ze złością Czachor wsiadając do forda. </span><br />
<span style="font-size: large;"><br /></span>
<span style="font-size: large;"><span class="Apple-tab-span" style="white-space: pre;"> </span>Wziął szybki prysznic i wrócił do pokoju. Zerknął na zegarek. Była prawie północ. Zmęczenie, które odczuwał przez cały dzień ustąpiło miejsca czemuś w rodzaju podekscytowania, zaintrygowania. Te nocne spotkania, te nieistniejące akta... W tym nie mogło być nic przypadkowego. Coś tam musiało być. Tylko co? Czemu temu facetowi tak bardzo zależało na tym, żeby on do tego dotarł? Podsunął mu to prosto pod nos. W zamian chciał tylko informacji o Strzelińskim, do których zapewne i tak wkrótce miałby dostęp. Komisarza w tym człowieku denerwowało najbardziej to, że nigdy nie wiadomo było jakie ma intencje. Rozmowy z nim to była gra na dwóch różnych, nierównych sobie, poziomach. On wiedział prawie wszystko i odkrywał przed nimi powoli kolejne karty. Oczywiście w zamian za pewnego rodzaju przysługi. Oni zawsze zyskiwali na tych rozmowach. Gdyby nie on, nie zamknęliby przynajmniej kilku spraw. Artur domyślał się jednak, był tego pewien, że ów mężczyzna zyskuje o wiele więcej niż o oni. Nigdy nie wiedział tylko co. I to było najgorsze. To stawiało go ponad nimi. On wiedział, w jaki sposób oni wykorzystają otrzymane informacje. Oni nie wiedzieli natomiast co zrobi on. Przynajmniej Czachor nie wiedział...</span><br />
<span style="font-size: large;">Siadając do stolika, na którym położył teczkę poczuł się strasznie głupio. Po co on w ogóle odwalił ten numer z bronią? Przecież tylko się ośmieszył w oczach tego człowieka. Musiałby być skończonym wariatem, żeby grozić komuś naładowanym pistoletem w samochodzie. Na takie coś mógłby się nabrać co najwyżej pospolity bandyta. Nie dość, że się zbłaźnił to znowu niepotrzebnie zaryzykował. Co by było gdyby gość się wkurzył i po prostu mu przypierdolił tym glockiem? Przecież gdyby miał taką ochotę, to zapewne bez problemu by mu go odebrał. Zaczynasz robić niemądre rzeczy, Czachor – powiedział w myślach sam do siebie.</span><br />
<span style="font-size: large;">Otworzył teczkę i zaczął przeglądać zgromadzone w niej materiały. Ku jego zaskoczeniu nie było ich wiele. Jakieś okrojone zeznania rodziny, pobieżne notatki z rozpytań, nadzwyczaj ogólny raport z oględzin miejsca zdarzenia. Niedokładność aż biła po oczach. Czyli coś jest na rzeczy – przemknęło mu przez myśl. </span><br />
<span style="font-size: large;">25 maja 2011 roku. Jeziorzyce. Na policję dzwoni niejaka Emilia Kwiatkowska. Twierdzi, że w domu znalazła martwego noworodka. Skierowani na miejsce policjanci odnajdują w jej domu zwłoki płodu. Przeprowadzona dwa dni później sekcja zwłok wykazuje, że został on przedwcześnie urodzony przez kobietę będącą w około dwudziestym szóstym tygodniu ciąży. Emilia Kwiatkowska zeznała, że jej starsza siostra Ewa Kwiatkowska, która w tym dniu zaginęła, była w ciąży. Twierdziła, że nie chciała dziecka, zastanawiała się nawet nad jego usunięciem. To samo zeznał chłopak zaginionej – Rafał Czerwiński, który był rzekomo przeciwny aborcji. Funkcjonariusze rozpoczęli poszukiwania kobiety. Według załączonych raportów spenetrowano pobliskie tereny z wykorzystaniem psów tropiących. Nurkowie przeszukali dwa, znajdujące się w niewielkiej odległości od Jeziorzyc, jeziora – Jezioro Jegłówek oraz Jezioro Szurpiły. Nic nie znaleziono. Rzeczy osobiste Ewy Kwiatkowskiej pozostawały w domu. Wysnuto zatem wniosek, że kobieta opuściła miejsce zamieszkania, będąc w silnym szoku poporodowym. Przepytano znajomych i sąsiadów. Sprawdzono szpitale w całym powiecie oraz prywatne przychodnie ginekologiczne. W prasie regionalnej dwukrotnie, z miesięcznym odstępem, zamieszczono ogłoszenie o zaginięciu z prośbą o pomoc. Policja otrzymała kilka sygnałów, z których żaden nie okazał się być przydatnym. Wobec braku jakichkolwiek tropów sprawę po mniej więcej pół roku umorzono. </span><br />
<span style="font-size: large;">W zasadzie nic szczególnego – pomyślał komisarz. Sprawę rzeczywiście prowadził, wówczas nadkomisarz Dembowski wraz z komisarzem Jerzym Stępniem. Czyli białostocki naczelnik musiał się dosyć dobrze znać z suwalskim komendantem. Pewnie właśnie dlatego tutaj odesłał Czachora. No ale co z tego, że to oni prowadzili śledztwo? Pięć lat to całkiem sporo. Jeżeli było się naprawdę dobrym i potrafiło się odpowiednio "zakręcić", to przez taki okres czasu można było awansować o kilka stopni. Nie było w tym nic szczególnie dziwnego. Ale tutaj musiało być coś dziwnego. Ktoś wyraźnie nie chciał, aby odgrzebywano tę sprawę. W prokuraturze przecież usłyszeli, że nie ma takich akt. Przecież to było niemożliwe. Miał je przed sobą. Musiały figurować w systemie. "Dowody są, dowodów nie ma" – cały czas przypominały mu się te słowa. Znał przecież historie, gdzie potrafiły znikać pojedyncze dowody, a nawet całe akta. Zdarzało się to głównie w przypadku spraw związanych z przestępczością zorganizowaną. No właśnie – pomyślał. Przecież Marcin wspominał, że chłopak dziewczyny pracował dla jednej z lokalnych grup. Ale... Przecież to nie była Warszawa. Nie miał do czynienia z Wołominem czy Pruszkowem. To było Podlasie.</span><br />
<span style="font-size: large;">Zaraz po województwie warmińsko– mazurskim, jedno z najbardziej zapomnianych i zaniedbanych miejsc w Polsce. Tutaj nawet w latach dziewięćdziesiątych nikt nie wysadzał samochodów przed dyskotekami czy też nie organizował spektakularnych napadów. Przestępczość zorganizowana, owszem, istniała, ale była, można by powiedzieć, bardziej subtelna i stonowana. Zresztą, gangsterzy mieli tutaj dosyć ograniczone pole działania. Pozostawały im co najwyżej próby kontrolowania czarnego rynku papierosów i paliwa, funkcjonującego głównie w przygranicznych powiatach. Nawet handel narkotykami się tutaj jakoś nigdy za szczególnie nie kręcił. Prochy były dobre dla tego nowoczesnego, szybko żyjącego pokolenia, którego na próżno można było tutaj szukać. Przedstawiciele tutejszej starszej generacji wybierali raczej pędzony po kryjomu, w stu procentach naturalny, bimber aniżeli chemiczne świństwo z laboratoriów. Wszyscy młodzi natomiast uciekali stąd do Warszawy, do Krakowa, do Londynu. Nie było pracy, nie było pieniędzy. Większa grupa nie miałaby tutaj racji bytu. Za mało firm, z których można by było ściągać haracz, za mało drogich samochodów, które można byłoby kraść. </span><br />
<span style="font-size: large;">Zatem, czy naprawdę komuś aż tak bardzo zależałoby na tuszowaniu sprawy zaginięcia dziewczyny jakiegoś przygranicznego przemytnika? Zresztą, akta, jeżeli nawet rzekomo „nie istniały”, to do tej pory znajdowały się najwyraźniej w – przynajmniej teoretycznie – dobrych rękach. Tylko co do tego miały służby? O co w tym wszystkim chodziło. Rozpracowywali jakąś grupę? Szukali haków na Stępnia albo Dembowskiego? Chcieli przy okazji zaszkodzić Strzelińskiemu? "Wybrałby pan awans czy babranie się w tonie gówna?" – przypomniał sobie wczorajsze słowa Marcina. Grał z nim ewidentnie w jakąś grę. W pieprzoną grę, której zasady znał tylko on sam. Jak Czachor miał w ogóle prowadzić jakiekolwiek czynności w sprawie, która rzekomo nie istniała? Przecież nie zajdzie jutro na komendę i nie powie: "Słuchajcie chłopaki, wczoraj gościu ze służb dał mi te akta, co to niby nie istnieją. Trzeba by się temu przyjrzeć". To samo w sobie brzmiało absurdalnie. Co będzie wpisywał w rubryce "numer sprawy" w dokumentach? NN? Poza tym, jeżeli miejscowej policji rzeczywiście zależało, z jakiegoś względu, na zamieceniu tej sprawy pod dywan, to niewiele zrobi. Skończy się na tym, że dostanie opieprz za brak postępów w śledztwie i zajmowanie się tym, czym nie powinien. Najlepszym rozwiązaniem byłoby to zostawić. Zapomnieć w ogóle o tych nocnych spotkania z nie wiadomo kim. Zastanawiał się nawet, czy akta nie są przypadkiem sfabrykowane. Może rzeczywiście chcą go zwieść, odwrócić jego uwagę. Musiał to zweryfikować. Ułożyć jakiś plan działania. Przepisał do notatnika dane osób, które należało w pierwszej kolejności sprawdzić – zaginioną, jej siostrę i chłopaka. W aktach nie było mowy o rodzicach. Był tylko protokół z przesłuchania ponad dziewięćdziesięcioletniej kobiety, babci Ewy i Emilii Kwiatkowskich. Zapisał też nazwę miejscowości oraz adres domu, w którym przed pięcioma laty doszło do zdarzenia. W wolnej chwili można by tam podjechać i dyskretnie podpytać ludzi. Najpierw jednak musiał się upewnić, że wymienione w aktach osoby rzeczywiście istnieją. Dochodziła druga. Spojrzał jeszcze na załączone zdjęcia z domu w Jeziorzycach. Ukazywały one zakrwawiony płód leżący na jasnoniebieskiej kołdrze, w którą ktoś najprawdopodobniej go zawinął. Obejrzał fotografię, na której widniała Ewa Kwiatkowska. Była młoda, ładna, uśmiechnięta. Rzucił jeszcze raz okiem na zdjęcia zwłok. Życie jest, kurwa, niesprawiedliwe – pomyślał ze złością, kiedy gasił światło.</span><br />
<span style="font-size: large;">Próbował zasnąć, ale nie dał rady. Cały czas o czymś myślał. Co mogło się stać z tą dziewczyną? Czy to jej szkielet odkopano na działce Strzelińskiego? Najbardziej jednak dręczyło go pytanie o to, co ma do tego mężczyzna, który przedstawiał się jako Marcin. W pewnym momencie coś sobie przypomniał. Pewien szczegół, który odróżniał te dwa spotkania od poprzednich. Pewien niepokojący szczegół, który nie pozwolił mu spokojnie zasnąć przez najbliższe kilka godzin. </span><br />
<span style="font-size: large;"><br /></span>
<h3>
<span style="font-size: large;"><a href="http://fundamenty-kulakowski.blogspot.com/2017/04/fundamenty-rozdzia-xxvii.html">=> Rozdział XXVII</a></span></h3>
Anonymoushttp://www.blogger.com/profile/17059212973651445750noreply@blogger.com0tag:blogger.com,1999:blog-5401081125946211471.post-72814754799260499352017-04-09T15:03:00.002+02:002017-04-18T20:28:30.283+02:00Fundamenty - Rozdział XXV<span style="font-size: large;"><span class="Apple-tab-span" style="white-space: pre;"> </span>Ten dzień nie wyróżniał się niczym szczególnym. Tradycyjnie, już o ósmej zaczęli przeglądanie spraw zaginięć kobiet z ostatnich lat. Czachor na przemian ziewał, na przemian ocierał pot z czoła, który zaczynał ściekać mu do oczu. Cały czas myślał o wczorajszym spotkaniu.</span><br />
<span style="font-size: large;">Tak naprawdę to nawet nie wiedział, kim jest ten gość. Nie znał jego imienia, nazwiska. Nic. Poznali się przy jednej ze spraw, związanych ze zorganizowaną przestępczością. Pojawił się wtedy znikąd, pokazał im co i kogo konkretnie mają sprawdzić, a następnie zniknął. Potem spotkali się jeszcze kilka razy. Zawsze w podobnych okolicznościach – przestępczość zorganizowana, późna pora, czarne bmw M Z4 coupe, Czachor i Borowski oraz on – tajemniczy mężczyzna. Przedstawił się jako Marcin. Komisarz był jednak pewien w stu jeden procentach, że nie jest to jego prawdziwe imię. Twierdził, że pracuje dla jednej z "firm". Nigdy jednak nie podał żadnej nazwy, nie pokazał żadnej legitymacji. Komisarz był świadomy, że coś takiego w Polsce funkcjonuje. Te, jak to nazywał Marcin, firmy, które dbają o szeroko rozumiany porządek i bezpieczeństwo w państwie. Podsłuchują, inwigilują, robią co chcą. To wszystko było możliwe. Tylko dlaczego, do jasnej cholery, zainteresował się tą sprawą? – to pytanie nie dawało spokoju Arturowi. Niewątpliwe celem jego wizyty było pozyskanie informacji o Strzelińskim. Tylko po co? Po co? Chcieli go skompromitować, zdyskredytować? Jeśli tak, to Czachor nie miał nic przeciwko temu. Obawiał się jednak, że byłby to zbyt prozaiczny powód. Poseł Strzeliński nie był raczej wpływowym działaczem Dobrej Zmiany, a jedynie marionetką w rękach starych radykałów. Szczególnie niepokoił go fakt, że kilka dni temu już komuś o tym opowiadał. Te wszystkie spotkania z Marcinem... One zaczynały się przecież od... Nie mógł tak myśleć. Przynajmniej nie powinien. To co stało się kilka lat temu, mogło być wyłącznie zbiegiem okoliczności. Mogło być tysiąc innych powodów, dla których ktoś to zrobił. Ale co jeśli...</span><br />
<a name='more'></a><br />
<span style="font-size: large;"><span class="Apple-tab-span" style="white-space: pre;"> </span>Postanowił w końcu odpędzić od siebie te obawy. Być może były uzasadnione, być może nie. Teraz miał inne rzeczy na głowie. Tym też się kiedyś zajmie. Przynajmniej spróbuje. </span><br />
<span style="font-size: large;">Otworzył kolejne zgłoszenie o zaginięciu. Sprzed czterech lat. Kobieta, dwudziestoośmioletnia Jagoda Kaczmarek, wyszła z domu po kłótni z mężem. Do tej pory nie wróciła. Bez większego zastanowienia dopisał numer sprawy na kartce formatu A4. Pod koniec dnia dawali takie kartki funkcjonariuszowi, który udawał się do budynku pobliskiej prokuratury i przynosił im mniej lub bardziej wypchane teczki z aktami umorzonych śledztw. Kolejne. Trzydziestoletnia Weronika Olszewska. Wyszła na zakupy. Nie dotarła do sklepu oddalonego o jakieś czterysta metrów od bloku, w którym mieszkała. Wzrost się trochę nie zgadzał. Zastanowił się. Nie, trzeba było to i tak sprawdzić. Dopisał. Kolejne...</span><br />
<span style="font-size: large;">Przeglądając te zgłoszenia miał mieszane uczucia. Zastanawiał się, jak wygląda życie rodzin, których bliscy zniknęli bez śladu, tak jak na przykład Olszewska czy Kaczmarek. Gdyby znalazł się na ich miejscu wolałby chyba usłyszeć, że zaginiony nie żyje, został zamordowany, przytrafił mu się nieszczęśliwy wypadek, niż żyć w ciągłej niepewności. Całe życie czekać na telefon, list, dzwonek do drzwi. To musiało być coś okropnego. Ciągle przypominała mu się sprawa chłopaka, który wyszedł pobiegać. Przecież to nie było normalne, że człowiek jest i nagle go nie ma. Przepada. Rozpływa się. Wyparowuje. Za każdym takim zgłoszeniem krył się ogromny ludzki dramat. Nie każdy pokazywano w mediach, nie o każdym mówiono. Ale każdy był wielką tragedią. Niestety większości tego typu spraw nie udawało się rozwikłać. Brakowało świadków, dowodów. A jeżeli już się udawało, to zazwyczaj okazywało się, że zaginiony nie żyje. Zabójstwa w takich przypadkach, owszem, zdarzały się, ale nie tak często, jak to sobie ludzie wyobrażali. Zwykle okazywało się, że śmierć była wynikiem wypadku bądź osoba zaginiona sama postanowiła sobie odebrać życie. Istniał jednak spory procent spraw, których nigdy nie wyjaśniono. Osoba, do której należał szkielet, znaleziony na działce Strzelińskiego, miała zapewne jakichś bliskich, rodzinę, znajomych, przyjaciół. Kogoś, kto cały czas czekał. Z nadzieją lub bez, ale czekał. </span><br />
<span style="font-size: large;"><span class="Apple-tab-span" style="white-space: pre;"> </span>Około czternastej do ich pokoju wszedł podinspektor Górski. Jego mina była nadzwyczaj poważna. Czachor domyślał się, że nie zwiastuje to niczego dobrego.</span><br />
<span style="font-size: large;">– Kto wysyłał zapytania do Anglików? – Popatrzył po policjantach.</span><br />
<span style="font-size: large;">– Ja – odparł niepewnie Król.</span><br />
<span style="font-size: large;">– Komendant prosi – poinformował i już miał się obrać w kierunku drzwi, kiedy dodał: – Pana, panie komisarzu, też.</span><br />
<span style="font-size: large;"><br /></span>
<span style="font-size: large;"><span class="Apple-tab-span" style="white-space: pre;"> </span>O co mogło chodzić? – zastanawiał się, kiedy podążali za naczelnikiem wydziału po schodach na górę. Przeszli przez sekretariat i znaleźli się w przestronnym gabinecie. Wszystkie okna były uchylone na oścież. W rogu stał wielki biały wiatrak, który sprawiał, że temperatura w pomieszczeniu była całkiem znośna. Inspektor Jerzy Stępień siedział ze skrzywioną miną za biurkiem z jasnego drewna. Był cały spocony, co chwila ocierał czoło i brał duże łyki ze stojącej na blacie szklanki wody, w której pływały kostki lodu. Obok leżała paczka papierosów. Co chwilę na nie spoglądał, ale jakby ostatkiem sił woli powstrzymywał się od zapalenia. Popatrzył na nich. Czachor czuł się, jak gdyby zrobił coś złego. No ale co? – Próbował uspokajać sam siebie. Przecież nie chodzi chyba o wczorajsze spotkanie... Nie...</span><br />
<span style="font-size: large;">– Dzwonili z wojewódzkiej – zaczął dosyć energicznie komendant. – Bo dzwonili do nich z głównej – dodał po chwili. – Siadajcie, co tak stoicie – rzucił niedbale w ich stronę.</span><br />
<span style="font-size: large;">Zajęli miejsca naprzeciwko inspektora, który teraz przyglądał się jakiemuś wydrukowi.</span><br />
<span style="font-size: large;">– Niezła historia... – Uśmiechnął się lekko w zamyśleniu. – Chodzi o tego waszego Karola Przybysz i Paulinę Wiśniewską. Niezłe z nich ptaszki. Wasze zapytanie zostało przekazane do Interpolu. Okazuje się, że w Anglii zarejestrowali się podając nieprawdziwe dane i przy użyciu fałszywych paszportów, według których byli obywatelami Wielkiej Brytanii, przemycali samolotami narkotyki do Arabii Saudyjskiej i innych takich tam.</span><br />
<span style="font-size: large;">– Czyli żyją? – odezwał się aspirant.</span><br />
<span style="font-size: large;">– A nie do końca – podchwycił komendant. – Karol Przybysz, a w zasadzie Johny Wood, został aresztowany w 2013 roku na lotnisku w Arabii Saudyjskiej ze sporą ilością kokainy. Dostał karę śmierci. Wyrok wykonano w 2014. Polska nie interweniowała, bo przecież niby nie był jej obywatelem. Owszem, w MSZ dostali podobno o tym informację, ale postanowili się nie mieszać. Po tym incydencie wydano europejski nakaz aresztowania Catie Shepard, czyli waszej Wiśniewskiej. Dziewczyna nie wróciła jednak do Europy i jak wynika z raportu służb przyłączyła się do Państwa Islamskiego.</span><br />
<span style="font-size: large;">– Kurde jak w filmie – stwierdził nieco podniecony Król. – Znaczy... Przepraszam. – Spuścił wzrok. </span><br />
<span style="font-size: large;">– Nie przepraszaj młody – zaśmiał się Stępień. – Ja też nie chciałem w ogóle w to uwierzyć, no ale tutaj mam wszystko czarno na białym. – Zamachał im przed oczyma, trzymanym przez cały czas wydrukiem.</span><br />
<span style="font-size: large;">– Możemy zawiadomić ich rodziców? – zapytał Maciek.</span><br />
<span style="font-size: large;">– Myślę, że tak – zgodził się komendant. – Raczej nie uprzedzą córki o nakazie, bo wątpię, aby udało im się nawiązać z nią jakikolwiek kontakt.</span><br />
<span style="font-size: large;">– No to teorię o zemście na kochance możemy chyba już zostawić – wtrącił Górski. – Co pan o tym wszystkim sądzi panie komisarzu? – zwrócił się do Czachora.</span><br />
<span style="font-size: large;">– W zasadzie już wcześniej mieliśmy wyniki badań DNA... Myślę, że trzeba poszukać czegoś innego.</span><br />
<span style="font-size: large;">– Czyli dalej przerzucacie zaginięcia? – zapytał naczelnik.</span><br />
<span style="font-size: large;">– Nic innego nam już chyba nie zostało – stwierdził Artur. – Mamy kilka obiecujących tropów – dodał.</span><br />
<span style="font-size: large;">– Rozumiem... – westchnął. – No to chyba możecie już w zasadzie iść. Dzięki.</span><br />
<span style="font-size: large;">Wstali z krzeseł i pożegnawszy się z komendantem wyszli z jego gabinetu. Komisarz nie wiedział dlaczego, ale poczuł ulgę. Przecież nie zrobiłeś nic złego – powtarzał sobie. – Ale jeśli... Skończ z tym. Nie masz żadnych dowodów.</span><br />
<span style="font-size: large;">– Pojedziemy do Wiśniewskich? – odezwał się Król, kiedy schodzili na dół.</span><br />
<span style="font-size: large;">– W zasadzie można by do nich pojechać. Zrobiłbym sobie przerwę z tym grzebaniem się w zgłoszeniach – przytaknął mu Czachor. – A Przybyszowie?</span><br />
<span style="font-size: large;">– Do nich też możemy podjechać, ale to kawałeczek drogi. Jakaś wiocha z trzydzieści kilometrów za Augustowem, powiat sokólski może...</span><br />
<span style="font-size: large;">Perspektywa około godzinnej jazdy krętymi, wąskimi, wiejskimi drogami, nawet klimatyzowanym samochodem, jakoś nie uśmiechała się komisarzowi.</span><br />
<span style="font-size: large;">– No to może na początek jednak ci Wiśniewscy – uznał. </span><br />
<span style="font-size: large;"><br /></span>
<span style="font-size: large;"><span class="Apple-tab-span" style="white-space: pre;"> </span>Usiedli na starych wytartych fotelach. Pani Jadwiga – pulchna, prawie sześćdziesięcioletnia kobieta z krótkimi siwymi kręconymi włosami na głowie – postawiła przed nimi dwa kubki – jeden z herbatą, drugi z kawą. Następnie usiadła obok swojego męża, który mimo iż był w tym samym wieku, wyglądał na nieco młodszego. Cieszył się dosyć wysokim wzrostem i szczupłą sylwetką, miał długą pociągłą twarz i krótko przystrzyżone wąsy. Przez cały czas z napięciem i wyczekiwaniem wpatrywał się w policjantów. Czekał. Czekał z nadzieją. Ona też. Czachorowi było żal tych ludzi. Przez cały czas wierzyli, że ich córce nie przytrafiło się nic złego. A on za chwilę miał im powiedzieć tę straszną dla nich prawdę. </span><br />
<span style="font-size: large;">– Co z Paulinką? Znaleźliście ją panowie? Po co były te badania... Jak to się w ogóle nazywa? – Kobieta patrzyła na nich z ogromnym przejęciem.</span><br />
<span style="font-size: large;">– DNA. Pobieraliśmy od państwa materiał DNA, pani Jadwigo – tłumaczył Maciek, jak gdyby chciał odwlec moment poinformowania państwa Wiśniewskich o losach ich córki.</span><br />
<span style="font-size: large;">– Ale po co to? Czy... Czy ppanowie jją znaleźli? – Spojrzała im prosto w oczy. Drżała na całym ciele.</span><br />
<span style="font-size: large;">Król zmieszany spuścił na chwilę wzrok. Czachor, widząc to, postanowił rozpocząć, najbardziej łagodnym głosem, jakim potrafił:</span><br />
<span style="font-size: large;">– Państwa córka żyje. </span><br />
<span style="font-size: large;">Na twarzy pani Jadwigi zobaczył wyraźną ulgę. Jej mąż zachowywał jednak kamienną minię.</span><br />
<span style="font-size: large;">– Ustaliliśmy, że w 2011 roku wraz z Karolem Przybysz wyjechała do Anglii – kontynuował.</span><br />
<span style="font-size: large;">– Przybysz... Przybysz... To ten co żonę zostawił? – przerwała mu zdziwiona.</span><br />
<span style="font-size: large;">– Tak. – Pokiwał głową. – Z informacji jakie przekazały nam zagraniczne służby wynika, że razem wyjechali do Anglii – powtórzył, dając sobie nieco czasu na zastanowienie się, jak przekazać im najgorszą część informacji.</span><br />
<span style="font-size: large;">– Czyli żyje i wszystko z nią dobrze, tak? – zapytała z nadzieją w głosie.</span><br />
<span style="font-size: large;">– Żyje – zaczął powoli. – Przynajmniej tak twierdzą nasi koledzy z zagranicy.</span><br />
<span style="font-size: large;">– Nie rozumiem...</span><br />
<span style="font-size: large;">– Państwa córka zarejestrowała się w Wielkiej Brytanii pod fałszywym nazwiskiem. Została prawdopodobnie, wraz z Karolem Przybysz, zwerbowana przez grupę przestępczą, przemycającą narkotyki do krajów arabskich. – W oczach starszego małżeństwa widział coraz większą konsternację. – W 2013 roku Karol Przybysz został aresztowany w Arabii Saudyjskiej i skazany na karę śmierci. Wyrok wykonano rok później. Państwa córka w obawie przed aresztowaniem nie wróciła do Anglii tylko... – zawiesił głos.</span><br />
<span style="font-size: large;">Spojrzał na nich. Widział w nich ogromne zdziwienie, niedowierzanie, ale też spore przerażenie. Usłyszeć, że ich własna córka przemycała narkotyki... To musiał być dla nich ogromny szok. Jak miał im jednak przekazać tę najbardziej szokującą informację? Informację, że ich córka jest terrorystką. Zastanawiał się, czy w ogóle mu uwierzą. Przecież to brzmiało niedorzecznie. Dziewczyna z małej wioseczki na Podlasiu walcząca w szeregach Państwa Islamskiego, obecnie największej organizacji terrorystycznej na świecie. Przez myśl przemknęło mu, aby im tego nie mówić. Mógł przecież powiedzieć, że ich córka zginęła w wypadku, również została aresztowana i skazana na karę śmierci. Miał wiele możliwości. Tak na dobrą sprawę mógł nawet nic nie mówić. Mógł tutaj w ogóle nie przyjeżdżać. Pozwolić im nadal żyć nadzieją. Sam już nie wiedział co było lepsze. Ale oni, jej rodzice, mieli prawo poznać prawdę. Czekali na nią przez długie pięć lat. Nie dał rady ich okłamać. Nie potrafił. Może nawet powinien to zrobić... Ale nie mógł.</span><br />
<span style="font-size: large;">– Proszę mówić, komisarzu – odezwał się Stanisław Wiśniewski. Na jego twarzy nie było widać teraz żadnych emocji. Czekał.</span><br />
<span style="font-size: large;">– Nie wróciła do Anglii – powtórzył Artur. – Z nieznanych nam powodów, być może nie z własnej woli, pod przymusem, przeniknęła na terytorium kontrolowane przez tak zwane Państwo Islamskie.</span><br />
<span style="font-size: large;">– Jezu Chryste! – zawołała kobieta, jednocześnie przeżegnawszy się. – Paulinkę terroryści porwali?</span><br />
<span style="font-size: large;">Jak on miał tym biednym ludziom to powiedzieć? Do cholery, jak?!</span><br />
<span style="font-size: large;">– Komisarzu – zwrócił się do niego mąż kobiety. – Ja jestem stary żołnierz. Proszę mi powiedzieć, jak chłop w mundurze chłopu w mundurze, co dzieje się teraz z naszą córką?</span><br />
<span style="font-size: large;">Miał już dosyć czekania. Chciał jak najszybciej poznać prawdę. Nawet jeżeli to miała być jedna z najgorszych możliwych prawd. </span><br />
<span style="font-size: large;">– Państwa córka najprawdopodobniej wstąpiła w szeregi tej organizacji – poinformował po chwili milczenia. Z lekkim trudem przełknął ślinę. – Tak przynajmniej wynika z informacji otrzymanych...</span><br />
<span style="font-size: large;">– Rozumiem – skwitował krótko mężczyzna.</span><br />
<span style="font-size: large;">– Nie. – Kobieta uśmiechnęła się, nerwowo przecierając zaczerwienione oczy. – To nie tak... To... To mmusi bbyć jakkaś pommyłka. Paulinka to dobre dziecko. Zawsze chodziła z nami do kościółka – tłumaczyła pospiesznie. – Stasiek... – Popatrzyła na męża.</span><br />
<span style="font-size: large;">– Tak jak już mówiłem... – zaczął powoli komisarz. – Są to informacje przekazane nam przez zagraniczne służby...</span><br />
<span style="font-size: large;">– Rozumiemy, komisarzu – uciął Wiśniewski. – Czy coś jeszcze?</span><br />
<span style="font-size: large;">– Nie... W zasadzie to nie – odparł głucho.</span><br />
<span style="font-size: large;">Kiedy wstawali już od stołu, pani Jadwiga zapytała przez łzy:</span><br />
<span style="font-size: large;">– Panie komisarzu, a po co były te badania? Te DNA? Nikt nam nic nie chciał powiedzieć...</span><br />
<span style="font-size: large;">– Musieliśmy sprawdzić kilka hipotez – odpowiedział jej Czachor.</span><br />
<span style="font-size: large;">– Alle... Ale czemu aresztowaliście ttą Przybysz? Czy to ma jakiś związek...</span><br />
<span style="font-size: large;">Policjanci popatrzyli po sobie. Chyba raczej nie powinni... Przynajmniej powinni to z kimś wcześniej skonsultować... Artur pomyślał jednak o małej Zuzi. Co z nią teraz będzie? Wyrządzono jej wielką krzywdę, a teraz na dodatek trafi pewnie do domu dziecka. To nie było sprawiedliwe. Czym ona zawiniła? Czemu miała mieć zniszczone życie przez jakiś zwyrodnialców? Wiśniewscy byli jej dziadkami. Powinni wiedzieć. Być może uda im się uzyskać prawo do opieki. Nie byli przecież jeszcze w podeszłym wieku. Ich warunki materialne, choć skromne, wydawały się być wystarczające. Z powrotem usiadł w fotelu.</span><br />
<span style="font-size: large;">– Proszę mi powiedzieć, czy Paulina była w ciąży?</span><br />
<span style="font-size: large;">– Nie. Nie... – Pani Jadwiga pokręciła przecząco głową. – Przytyła trochę wtedy chyba... ale... Nie.</span><br />
<span style="font-size: large;">Spojrzał na aspiranta. Nic nie wskazywało na to, aby był przeciwny poinformowaniu Wiśniewskich, że są dziadkami.</span><br />
<span style="font-size: large;">– Z wykonanych przez nas badań DNA wynika, że Zuzanna Przybysz to najprawdopodobniej państwa wnuczka – powiedział jednym tchem.</span><br />
<span style="font-size: large;">Zamarli. </span><br />
<span style="font-size: large;">– Przecież... Przecież to niemożliwe... – odezwała się kobieta. – Ta mała Zuzia naszą wnuczką?</span><br />
<span style="font-size: large;">– Według opiekującej się nią do tej pory Joanny Przybysz, Zuzia jest dzieckiem państwa córki.</span><br />
<span style="font-size: large;">– Ale to przecież... Przecież coś byśmy wiedzieli... – Pani Jadwiga cała pobladła. Czachor zaczynał się obawiać o wpływ tych rewelacji na stan jej zdrowia.</span><br />
<span style="font-size: large;">– Oczywiście na własne potrzeby mogą państwo wykonać ponownie takie test – dodał, aby nieco ich uspokoić.</span><br />
<span style="font-size: large;">– Aj, ale to pewnie kosztuje mnóstwo pieniędzy... Jeżeli panowie tak twierdzą... – zastanowiła się.</span><br />
<span style="font-size: large;">– Pomyłki w tym przypadku zdarzają się niezwykle rzadko.</span><br />
<span style="font-size: large;">– Możemy się z nią jakoś... – Popatrzyła na męża, który wbił tępo wzrok w przeciwległą ścianę. – się z nią... spotkać? Co z nią teraz w ogóle będzie? Ta Przybysz pójdzie... do więzienia?</span><br />
<span style="font-size: large;">– Najprawdopodobniej tak – odpowiedział. – Prokurator postawił jej dosyć poważne zarzuty. Dziecko znajduje się teraz w placówce opiekuńczej.</span><br />
<span style="font-size: large;">– W domu dziecka? – zapytała zmartwiona.</span><br />
<span style="font-size: large;">– Tak – przytaknął. – Jeżeli państwo by byli zainteresowani, to istnieje możliwość wystąpienia do sądu z wnioskiem o prawo do opieki. Możemy państwu również podać numer telefonu rodziców pana Przybysz, który jest... Był – Poprawił się. – ojcem dziecka.</span><br />
<span style="font-size: large;">– Jeżeli... Co o tym sądzisz Stasiu?</span><br />
<span style="font-size: large;">– Proszę dać nam ten numer – odparł mężczyzna.</span><br />
<span style="font-size: large;">– Maciek? – Czachor zwrócił się do aspiranta.</span><br />
<span style="font-size: large;">– Tutaj na górze jest numer do państwa Przybysz. – Podał Wiśniewskiemu, wyrwaną z notatnika, kartkę. – Poniżej mają państwo numer do pani adwokat zajmującej się takimi sprawami.</span><br />
<span style="font-size: large;">– Tylko czy nas będzie na to stać? – Zmartwiła się kobieta.</span><br />
<span style="font-size: large;">– Proszę się nie martwić – uspokoił ją Król. – Pani adwokat z pewnością państwu pomoże.</span><br />
<span style="font-size: large;"><br /></span>
<span style="font-size: large;"><span class="Apple-tab-span" style="white-space: pre;"> </span>Pożegnawszy się, udali się z powrotem do Suwałk. Rodziców Karola Przybysz postanowili odwiedzić jutro. Mieli tylko nadzieję, że Wiśniewscy nie odezwą się do nich pierwsi, o co poprosili ich przed samym wyjściem. </span><br />
<span style="font-size: large;">Życie jest, kurwa, niesprawiedliwe – myślał komisarz, kiedy w milczeniu pokonywali kolejne kilometry krętej drogi. Czemu ci ludzie musieli tak cierpieć? Co oni złego zrobili? Przecież to nie ich wina, że ich dorosłym dzieciom przyszedł do głowy jakiś idiotyczny pomysł. Teraz jednak to na nich skupione będą wszystkie spojrzenia. To ich będą wytykać palcami. Wiedział, jak to jest. Takie informacje zawsze jakimś cudem roznosiły się w mgnieniu oka. Utrzymanie ich w tajemnicy było niemalże niemożliwe. Tylko czy ci ludzie na to sobie zasłużyli? Czy zasłużyli na ten gigantyczny wstyd, ogromne upokorzenie? Zuzia Przybysz. Czym ona, do cholery, zawiniła? Tym, że jej matka była skończoną nieodpowiedzialną idiotką? Tym, że osoba, która się nią opiekowała wymyśliła sobie taki, a nie inny, sposób na utrzymanie się? Dlaczego ta dziewczynka miała trafić teraz do jakiegoś przytułku? Dlaczego miała mieć gorsze dzieciństwo, gorszy start w przyszłość niż jej rówieśnicy? O co, oni – policjanci, prokuratorzy, sędziowie, tak naprawdę walczyli? Jaka to była sprawiedliwość? To nie była sprawiedliwość. Jej po prostu nie było...</span><br />
<span style="font-size: large;"><br /></span>
<span style="font-size: large;"><a href="http://fundamenty-kulakowski.blogspot.com/2017/04/fundamenty-rozdzia-xxvi.html"><b>=> Rozdział XXVI</b></a></span>Anonymoushttp://www.blogger.com/profile/17059212973651445750noreply@blogger.com0tag:blogger.com,1999:blog-5401081125946211471.post-89326264513992223722017-03-27T23:20:00.002+02:002017-03-27T23:20:43.186+02:00Pora na konkurs!<div style="text-align: center;">
<span style="font-size: large;"><b>Tym razem organizatorem jest Ania z <a href="http://www.marzenieliterackie.pl/" target="_blank">Marzenie Literackie</a>. Do wygrania rasowe kryminały polskich autorów. Polecam!</b></span></div>
<div style="text-align: center;">
<span style="font-size: large;"><b><br /></b></span></div>
<div style="text-align: center;">
<span style="font-size: large;"><b>Szczegóły tutaj => <a href="http://www.marzenieliterackie.pl/2017/03/rozdawajka-zbrodnia-z-zimna-krwia-do.html" target="_blank">LINK</a></b></span></div>
<div style="text-align: center;">
<span style="font-size: large;"><b><br /></b></span></div>
<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;">
<a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEiwPZMDQGdzE3xuFTlvTh34hC047RfwbPzuaXa_78tRDtnWJ5yp0D_AFWpb4DSvFi7PVDiveW7gNVWcQHlzgsRJwPWapHd83wZAEl5VerdwoKx2BpV5ijrzZnVuLHJNgydFTordIapChzE/s1600/Rozdawajka+%2527Zbrodnia+z+zimn_+krwi_%2527.jpg" imageanchor="1" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" height="211" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEiwPZMDQGdzE3xuFTlvTh34hC047RfwbPzuaXa_78tRDtnWJ5yp0D_AFWpb4DSvFi7PVDiveW7gNVWcQHlzgsRJwPWapHd83wZAEl5VerdwoKx2BpV5ijrzZnVuLHJNgydFTordIapChzE/s400/Rozdawajka+%2527Zbrodnia+z+zimn_+krwi_%2527.jpg" width="400" /></a></div>
<div style="text-align: center;">
<span style="font-size: large;"><b><br /></b></span></div>
Anonymoushttp://www.blogger.com/profile/17059212973651445750noreply@blogger.com1tag:blogger.com,1999:blog-5401081125946211471.post-5591036109180250672017-03-25T14:12:00.000+01:002017-03-26T14:48:09.548+02:00Przyzwoitość nie jest w cenie... [NOWY E-BOOK]<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;">
<a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEh3bngdevQ1Ywf6xz32hGF6ZSUd2Ygv5Upmi23-2C4uMkFqYUhn6BQeSJ4BgaonYFiVJLA0CLQUALYJRu2OeEYK5WTdPCRoROwGZUDtOO4hb2ijQL9JO6zgdMW5z8a4uHf-YMJxFfMu5SU/s1600/ok%25C5%2582adka.png" imageanchor="1" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" height="640" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEh3bngdevQ1Ywf6xz32hGF6ZSUd2Ygv5Upmi23-2C4uMkFqYUhn6BQeSJ4BgaonYFiVJLA0CLQUALYJRu2OeEYK5WTdPCRoROwGZUDtOO4hb2ijQL9JO6zgdMW5z8a4uHf-YMJxFfMu5SU/s640/ok%25C5%2582adka.png" width="444" /></a></div>
<span style="font-size: large;"><b><br /></b></span>
<span style="font-size: large;"><b>Od rana ostateczne poprawki. Praca nad projektem okładki. Układanie tekstu w ramkach. I jest! Dzisiaj oddaję w Wasze ręce kompletny pierwszy odcinek <i>Fundamentów</i> w formie e-booka. Znajdują się w nim wszystkie dotychczas opublikowane rozdziały oraz cały Rozdział XXIV.</b></span><br />
<span style="font-size: large;"><b><br /></b></span>
<span style="font-size: large;"><b>Ciekawi, co zaszło pomiędzy Arturem a Małgosią? Czy komisarz w końcu się przełamie? Kogo spotka, wracając późnym wieczorem od dziennikarki? Czy w końcu uda się rozwikłać zagadkę zakopanego szkieletu?</b></span><br />
<span style="font-size: large;"></span><br />
<a name='more'></a><span style="font-size: large;"><br /></span>
<br />
<div style="text-align: center;">
<span style="font-size: large;"><b>Nie męczcie się z tymi pytaniami, tylko pobierajcie nowego e-booka! Za darmo. Bez rejestracji i podawania jakichkolwiek danych. Zapraszam!</b></span></div>
<h3 style="text-align: center;">
<span style="font-size: large;"><br /><a href="http://beezar.pl/ksiazki/fundamenty-przyzwoitosc" target="_blank">Pobierz e-book "Fundamenty: Przyzwoitość"</a></span></h3>
Anonymoushttp://www.blogger.com/profile/17059212973651445750noreply@blogger.com0tag:blogger.com,1999:blog-5401081125946211471.post-89857984875335617412017-03-10T19:37:00.001+01:002017-03-10T19:37:19.647+01:00Ważna informacja [KONKURS]<span style="font-size: large;"><b>Ze względu na problemy techniczne, związane ze skrzynką e-mail, osoby które wysłały maila na podany adres przed 10 marca do godz. 19.30, proszę o ponowny kontakt na adres:</b></span><br />
<span style="font-size: large;"><b><br /></b></span>
<div style="text-align: center;">
<span style="font-size: large;"><b>fundamenty.kulakowski@gmail.com</b></span></div>
<span style="font-size: large;"><b><br /></b></span>
<span style="font-size: large;"><b>W wiadomości należy przesłać screen wysłanego wcześniej maila z widoczną godziną i datą.</b></span><br />
<span style="font-size: large;"><b><br /></b></span>
<span style="font-size: large;"><b>Przepraszam za problem.</b></span>Anonymoushttp://www.blogger.com/profile/17059212973651445750noreply@blogger.com0tag:blogger.com,1999:blog-5401081125946211471.post-49864654022417794262017-03-08T22:07:00.000+01:002017-06-16T11:46:27.983+02:00One potrafią namieszać! Czyli moje kobiety<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;">
<a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEjuBTfANxpRnwHXvHuFD8Ly8AZSqSWzkqVBg_sXl3yo5LmcNi4tf0DCy1Hfef5m-Fh-EjMuLyt8G4z2pOLDYBcS_mIYHAzECvLUgQJs_xneYQfgtW0emQ7o-89lopzD-D_Fmo7VKRaWZD0/s1600/dziewczyna.jpeg" imageanchor="1" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" height="211" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEjuBTfANxpRnwHXvHuFD8Ly8AZSqSWzkqVBg_sXl3yo5LmcNi4tf0DCy1Hfef5m-Fh-EjMuLyt8G4z2pOLDYBcS_mIYHAzECvLUgQJs_xneYQfgtW0emQ7o-89lopzD-D_Fmo7VKRaWZD0/s400/dziewczyna.jpeg" width="400" /></a></div>
<span style="font-size: large;"><b><br /></b></span>
<span style="font-size: large;"><b>Dzisiaj obchodzimy Międzynarodowy Dzień Kobiet. Choć w "Fundamentach" główne role odgrywają faceci, w książce nie brakuje wyrazistych dziewczyn. Ba, to one niejednokrotnie mają największy wpływ na rozwój wydarzeń. Rozrabiają gorzej niż najwięksi gangsterzy, kochają bez opamiętania, pomagają w rozwikłaniu największych tajemnic. Oto one!</b></span><br />
<a name='more'></a><br />
<span style="font-size: large;"><b><br /></b></span>
Co by nie mówić, stworzenie kobiecej postaci dla autora - faceta, i to na dodatek amatora, zawsze będzie sporym wyzwaniem. W swoich tekstach stawiam na autentyczność. Nie lubię sztuczności, naciągania rzeczywistości.<br />
<br />
Jakiś czas temu rzuciłem sobie wyzwanie. Główną bohaterką mojego następnego opowiadania będzie kobieta. Przyznam, że trochę się bałem. O ile Małgosia w "Fundamentach" pojawia się raz na jakiś czas, to sierżant sztabowa Izabela Kruk towarzyszy Czytelnikowi przez niemal całe "I nie cieszy się z niesprawiedliwości". W końcowym rozrachunku wyszło podobno nie najgorzej. Tak przynajmniej twierdzą recenzenci, którzy otrzymali tekst.<br />
<br />
<b>Najnowszą recenzję "I nie cieszy się z niesprawiedliwości" możecie przeczytać <a href="https://nie-oceniam-po-okladkach.blogspot.com/2017/03/17-ebook-i-nie-cieszy-sie-z.html" target="_blank">TUTAJ</a> .</b><br />
<br />
Nie będę nawet ukrywał, że inspiracje do tworzenia bohaterów - zarówno tych damskich, jak i męskich - czerpie z autentycznych, obracających się w moim środowisku pierwowzorów. Bohaterki (bohaterowie też) niejednokrotnie noszą cechy moich dalszych bądź bliższych znajomych. Czasami nawet bardzo podobnie wyglądają. Niejednokrotnie pisząc jakąś scenę zastanawiam się, jak w takiej sytuacji zachowałaby się Kasia, Jola czy Aneta (imiona przypadkowe), które znam "w realu". To pozwala zachować autentyczność. Choć wiadomo, z pewnych względów, zawsze należy zachować umiar - szczególnie przy tworzeniu tych negatywnych postaci :D<br />
<br />
I tak nieco "podglądając" znane mi panie, udało mi się stworzyć takie oto bohaterki:<br />
<br />
<h3 style="text-align: center;">
Fundamenty</h3>
<h3 style="text-align: center;">
<i>(wybrane postacie)</i>:</h3>
<br />
<h3>
Małgosia Sobczyk</h3>
28-letnia dziennikarka z Suwałk. Pracuje w redakcji lokalnej gazety. Od lat pomaga miejscowym policjantom z wydziału kryminalnego. Młoda. Atrakcyjna. Przebojowa. Sprytna. Bez problemu potrafi zdobyć informacje, o których nie śniłoby się nawet starym policyjnym wyjadaczom.<br />
<br />
Prywatnie niezależna singielka, lubiąca od czasu do czasu zrobić sobie przerwę na jakiegoś faceta. Zwykle jednak kończy się na - góra kilku - namiętnych wieczorach. Później gość okazuje się zwykłym, niewartym jej uwagi, palantem.<br />
<br />
Wszystko zmienia się, kiedy poznaje komisarza Artura Czachora. Nieco starszy, przystojny, inteligentny. Kiedy spotyka go po raz pierwszy, już wie. Musi być jej. O dziwo nie przeszkadza jej, że jest totalnym patałachem, jeżeli chodzi o sprawy damsko - męskie. Gdy na jej oczach ratuje tonącego mężczyznę, jeszcze bardziej utwierdza się w swojej decyzji. Pójdzie z nim do łóżka. Na pewno. Jest napalona. Tak bardzo, że jest nawet gotowa, wbrew swoim zasadom, zrobić ten pierwszy krok. Nie jest to jednak takie proste. Komisarz ma swoje zasady...<br />
<br />
Choć wydaje się być "twardą sztuką", jest delikatna i wrażliwa. Kocha Artura. Zależy jej na nim. I nie chodzi tu tylko o seks. Czuje, że to właśnie on jest tym jedynym. I cierpi. Bo policjant nie potrafi tego dostrzec. Przynajmniej Małgosia odnosi takie wrażenie.<br />
<br />
<b>Moja ulubiona scena (opublikowana): Pożegnanie z Arturem po spacerze w Hańczy</b><br />
<br />
<h3>
Jolanta Cieślak</h3>
Prokurator z Suwałk. Doskonale znana tutejszym policjantom. Aż za dobrze. Wojciechowski i Król mają jej po dziurki w nosie. Potrafi ich zdenerwować jak mało kto. Momentami można odnieść wrażenie, że wcale nie zależy jej na wyjaśnieniu sprawy, a jedynie na dokopaniu, prowadzącym je funkcjonariuszom. Słynie z ciętej riposty i sumienności aż do bólu. Nie cierpi domysłów. Jak nie masz dowodu, to nawet na nią nie patrz. Bo zabije... wzrokiem.<br />
<br />
<b>Moja ulubiona scena (opublikowana): Rozmowa z podkomisarzem Wojciechowskim w sali konferencyjnej </b><br />
<b><br /></b>
<br />
<h3>
<b>Klaudia Ostrowska</b></h3>
<div>
Szefowa techników kryminalistyki w Komendzie Miejskiej Policji w Suwałkach. Młoda, energiczna, uśmiechnięta. Zawsze potrafi zażartować. Na niektóre sprawy potrafi spojrzeć - w zależności od okoliczności - krytycznie bądź z przymrużeniem oka.</div>
<div>
<br /></div>
<div>
<b>Moja ulubiona scena (opublikowana): Pierwsze spotkanie z Arturem</b></div>
<div>
<b><br /></b></div>
<h3>
<b>Dorota Strzelińska</b></h3>
<div>
Żona posła Krzysztofa Strzelińskiego. Wierna ideałom męża, choć mało które z nich uważa za prawdziwie słuszne. Mimo to nigdy nie powie złego słowa o swoim wybranku.</div>
<div>
<br /></div>
<div>
<br /></div>
<div>
<b>Moja ulubiona scena (opublikowana): Rozmowa z Czachorem - "Wie pan, oni to się kłócą, a potem razem wódkę piją"</b></div>
<div>
<b><br /></b></div>
<h3>
<b>Halina Mazur</b></h3>
<div>
Swojska podlaska gospodyni w "Pensjonacie nad Hańczą". Zawsze zagada coś miłego, i na dodatek zaserwuje same pyszności po trudnym i wyczerpującym dniu. Ma też pewne plany odnośnie swojego nowego gościa.</div>
<div>
<br /></div>
<div>
<b>Moja ulubiona scena (opublikowana): Rozmowy z komisarzem</b></div>
<div>
<br /></div>
<h3>
Magda Mazur</h3>
<div>
Córka pani Haliny. Artur poznaje ją w dosyć, delikatnie mówiąc, krępujących okolicznościach. Do tego jeszcze ta koszmarna sytuacja z psami dziewczyny. Ale z wyglądu jest niczego sobie...</div>
<div>
<br /></div>
<div>
<br /></div>
<div>
<b>Moja ulubiona scena (opublikowana): "Tylko papier przyniosłam..."</b></div>
<div>
<b><br /></b></div>
<div>
<h3 style="text-align: center;">
I nie cieszy się z niesprawiedliwości</h3>
<h3 style="text-align: center;">
<i>(główna bohaterka)</i>:</h3>
</div>
<div>
<br /></div>
<h3>
<b>Izabela Kruk</b></h3>
<div>
Młoda funkcjonariuszka Komendy Powiatowej Policji w Sokółce. Już od pewnego czasu pełni służbę w wydziale kryminalnym. Jest twarda. Wojtek, jej partner z pracy, doskonale wie dlaczego. Do tego jest niezwykle atrakcyjna. Nawet aspirant Nazarewicz nie może momentami oderwać wzroku od jej kształtnego biustu. Nic już nie mówiąc o osiedlowych rozrabiakach. Wojtek niejednokrotnie odnosił wrażenie, że chuligani wprost uwielbiają, kiedy zajmuje się nimi pani sierżant.</div>
<div>
<br /></div>
<div>
Iza jest bystra. Zna jednak swoje miejsce. Rozumie, że jest młodszą stopniem od swojego kolegi. I na dodatek kobietą. One nigdy nie mają łatwo. A już na pewno nie w tej robocie.</div>
<div>
<br /></div>
<div>
Widok martwego dziecka robi na niej piorunujące wrażenie. Jednak to dopiero początek. Kiedy odkryje, kto stoi za śmiercią niewinnego chłopca, przeżyje prawdziwy szok. Nic już nie będzie takie, jak wcześniej...</div>
<div>
<br /></div>
<div>
<b>Moja ulubiona scena: W lesie z Kingą</b></div>
<div style="text-align: center;">
<b><br /></b></div>
<div style="text-align: center;">
<i>Zbieżność imion, nazwisk, nazw, miejsc oraz opisywanych wydarzeń jest przypadkowa.</i></div>
<div style="text-align: center;">
<i><br /></i></div>
<div style="text-align: center;">
<i><br /></i></div>
<div style="text-align: left;">
Kończąc, chciałbym złożyć najserdeczniejsze życzenie wszystkim Paniom z okazji ich święta. Dziękuję, że codziennie mnie inspirujecie, motywujecie, uczycie, pomagacie zrozumieć pewne rzeczy. Gdyby nie wy, nigdy nie powstałaby Małgosia, Iza czy Magda. Mam nadzieję, że polubicie moje bohaterki i odnajdziecie w nich cząstkę siebie.</div>
<div>
<b><br /></b></div>
<br />
<br />Anonymoushttp://www.blogger.com/profile/17059212973651445750noreply@blogger.com0tag:blogger.com,1999:blog-5401081125946211471.post-33502868182915274612017-02-24T18:59:00.002+01:002017-02-25T17:01:30.730+01:00Idziecie jak burza! [KONKURS]<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;">
<a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEgYxBMni7kDAviVr2Kk5axNYLRzygrKGklbLFecUM4Tbq3nW74aPOLxdCzzRECkO7spW28qC9_KDbx45Nfm8a-fhwQR0Pp09wUeOhHZ_Fc0_mxDDv1Sv_QXxRSBStZ4a1ac3nHIBzJPAtU/s1600/konkurs.jpg" imageanchor="1" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" height="236" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEgYxBMni7kDAviVr2Kk5axNYLRzygrKGklbLFecUM4Tbq3nW74aPOLxdCzzRECkO7spW28qC9_KDbx45Nfm8a-fhwQR0Pp09wUeOhHZ_Fc0_mxDDv1Sv_QXxRSBStZ4a1ac3nHIBzJPAtU/s400/konkurs.jpg" width="400" /></a></div>
<b><span style="font-size: large;"><br /></span></b>
<b><span style="font-size: large;">Na pewno zaobserwowaliście przerwę w pojawianiu się kolejnych rozdziałów "Fundamentów". Spokojnie! Cały czas jest z Wami i zaraz zabieram się za składanie e-booka pierwszej części, którego będzie mogli już wkrótce pobierać.</span></b><br />
<b><span style="font-size: large;"><br /></span></b>
<b><span style="font-size: large;">Kiedy dokładnie? To zależy już tylko od Was. Jesteście już coraz bliżej! Szczegóły we wpisie.</span></b><br />
<b><span style="font-size: large;"></span></b><br />
<a name='more'></a><b><span style="font-size: large;"><br /></span></b>
<b><span style="font-size: large;"><br /></span></b>
Sprawa posła Strzelińskiego i jego syna mogłaby wydawać się już zakończona. Czy aby na pewno? Czy policjanci w końcu zidentyfikują tajemniczą kobietę, której szkielet ujawniono na działce polityka? Kto jeszcze zainteresuje się sprawą? Jakie będą tego skutki? Jakie kolejne mroczne tajemnice odkryją funkcjonariusze? Jak ułoży się relacja Artura i Małgosi?<br />
<br />
Pytania cały czas się namnażają. Naciski stają się coraz silniejsze. Media prześcigają się w informowaniu o sensacyjnych doniesieniach.<br />
<br />
Jesteście ciekawi do czego to doprowadzi?<b> Zgodnie z wcześniejszą obietnicą, jeżeli liczba pobrań e-booków z serwisu Beezar.pl "Nic o mnie nie wiecie" i "I nie cieszy się z niesprawiedliwości" przekroczy odpowiednio: 100 i 70, zacznę prace nad PDFem pierwszej części "Fundamentów".</b><br />
<br />
Aby jeszcze bardziej Was zmotywować, postanowiłem ogłosić konkurs. Zasady są proste.<br />
<br />
<ol>
<li>Zrób screena strony Beezara, na której widnieje liczba pobrań "Nic o mnie nie wiecie" - 100, "I nie cieszy się z niesprawiedliwości" - 70 (liczbę pobrań znajdziesz <a href="http://beezar.pl/ksiazki/c/kryminaly" target="_blank">TUTAJ</a>;</li>
<li>Wyślij go na maila fundamenty.kulakowski@gmail.com. W tytule wiadomości wpisz: <i>Konkurs - [Twoje imię]</i> .</li>
</ol>
<b>Zwycięzcy otrzymają przedpremierowo I część "Fundamentów" w formie e-booka z imienną dedykacją. </b>Wygrywają trzy najszybsze osoby.<br />
<br />
<b>Bądźcie czujni, bo idziecie jak burza! "Nic o mnie nie wiecie" ma już 85 pobrań, a "I nie cieszy się z niesprawiedliwości" 62 pobrania.</b><br />
<div style="text-align: center;">
<b><span style="font-size: large;"><br /></span></b></div>
<div style="text-align: center;">
<span style="font-size: large;">Linki do pobierania e-booków znajdują się <a href="http://fundamenty-kulakowski.blogspot.com/p/co-to-za-blog.html">TUTAJ</a> .</span></div>
<br />
Na blogu pojawiła się również nowa zakładka "Piszą o mnie". Tutaj będą pojawiać się linki do stron internetowych, na których ukazały się recenzje moich tekstów. <b>Jest już pierwsza pozycja.</b> Zapraszam!<br />
<br />
<br />Anonymoushttp://www.blogger.com/profile/17059212973651445750noreply@blogger.com0tag:blogger.com,1999:blog-5401081125946211471.post-24741566462120349012017-02-17T17:06:00.002+01:002017-04-18T20:33:26.783+02:00Fundamenty - Rozdział XXIII + KONKURS<span style="font-size: large;"><span class="Apple-tab-span" style="white-space: pre;"> </span>Spotkali się następnego dnia o dziewiątej w sali konferencyjnej, która jeszcze przedwczoraj przeżyła oblężenie tłumu rozkrzyczanych i rozemocjonowanych dziennikarzy. W sprawie posła nic się w zasadzie nie zmieniło. Joanna Przybysz i Maciej Strzeliński, po długich namowach ze strony policjantów, na wniosek prokuratury zostali tymczasowo aresztowani. Nie oznaczało to jednak wcale wygranej. Należało dokończyć śledztwo, a potem przetrwać i zwyciężyć sądową batalię, która z całą pewnością nie będzie należała do szybkich, łatwych i przyjemnych. Czachor liczył po cichu na to, że jego udział w rozprawie zostanie ograniczony do minimum. Pójdzie, powie o tym czego się dowiedział i tyle. Nie miał ochoty biegać teraz po sądach, zważywszy na to, że wkrótce czekało go przesłuchanie w sprawie zabójstwa na Składowej. Już wyobrażał sobie te utkwione w nim spojrzenia. Pytanie, dopytywanie. Konieczność oglądania tego gnojka. Konieczność słuchania jego tłumaczeń, wyjaśnień. Dlaczego on go w zasadzie tam od razu nie odstrzelił? Przecież miał powód. Najwyżej dopowiedziałby, że mężczyzna chciał go zaatakować. Nikt by nawet pewnie w to nie wnikał. Wypełniłby tonę papierów i byłoby po sprawie. Skurwiel poszedłby do piachu. On miał jednak swoje zasady. Swoje pieprzone zasady. Czemu z nią kurwa wtedy nie poszedłeś? – to pytanie zadawał sobie od miesięcy. Kurwa, czemu?!</span><br />
<span style="font-size: large;">Wziął łyk wody z postawionej przed sobą szklanki. Nie myśl o tym – powtarzał cały czas.</span><br />
<a name='more'></a><br />
<span style="font-size: large;">– No dobrze – odchrząknął podinspektor Górski widząc, że dołączyła do nich Cieślak. – Chyba możemy zaczynać... Panie podkomisarzu?</span><br />
<span style="font-size: large;">– Tak... – Przemek wyszedł na środek. – Od czego mam zacząć? – Popatrzył na naczelnika.</span><br />
<span style="font-size: large;">– Od sprawy Strzelińskiego – odpowiedziała mu prokurator.</span><br />
<span style="font-size: large;">– Sprawa Strzelińskiego... – podchwycił nieco zirytowany jej wtrąceniem.</span><br />
<span style="font-size: large;">– Może na początek uszkodzenie ciała – znowu odezwała się Cieślak.</span><br />
<span style="font-size: large;">Podkomisarz uśmiechnął się na pozór przyjaźnie. Po chwili jednak na jego twarzy pojawiło się zaniepokojenie.</span><br />
<span style="font-size: large;">– Przecież miało być... – zaczął, będąc nieco zdezorientowanym.</span><br />
<span style="font-size: large;">– Ale będzie uszkodzenie ciała – stwierdziła, wyraźnie akcentując każde słowo.</span><br />
<span style="font-size: large;">– Z całym szacunkiem, pani prokurator...</span><br />
<span style="font-size: large;">– Przemek! – rzucił ostrym tonem Górski. – Do rzeczy – dodał już nieco łagodniej.</span><br />
<span style="font-size: large;">Wojciechowski przez chwilę stał w milczeniu, jak gdyby rozważał, co powinien teraz zrobić. Kłócić się z prokurator czy olać to wszystko?</span><br />
<span style="font-size: large;">– Uszkodzenie ciała... – rozpoczął na nowo, będąc jeszcze bardziej poirytowanym. – Zgromadzony przez nas materiał dowodowy świadczy o tym, że Maciej Strzeliński w nocy z trzeciego na czwartego lipca dźgnął kilkukrotnie nożem swojego ojca, Krzysztofa Strzelińskiego. Z logowań jego telefonu oraz dotychczasowych ustaleń możemy wnioskować, że po dokonaniu ataku noc spędził w domu Joanny Przybysz.</span><br />
<span style="font-size: large;">– Jakieś dowody, które by to potwierdziły? – zapytała Cieślak.</span><br />
<span style="font-size: large;">– Tak jak mówiłem...</span><br />
<span style="font-size: large;">– Z całym szacunkiem, panie podkomisarzu, logowania telefonów na obszarach wiejskich to żaden dowód.</span><br />
<span style="font-size: large;">– W domu Przybysz zabezpieczyliśmy materiał biologiczny, który przesłaliśmy do analizy – odezwała się Klaudia.</span><br />
<span style="font-size: large;">– Jak długo to potrwa?</span><br />
<span style="font-size: large;">– Powinno być pod koniec tygodnia, ewentualnie na początku przyszłego – wyjaśniła dziewczyna.</span><br />
<span style="font-size: large;">– Dobra – odpowiedziała po chwili. – Jak to jest z tym motywem? Tylko poproszę dowody, a nie domysły.</span><br />
<span style="font-size: large;">– Uważamy... – zaczął Wojciechowski.</span><br />
<span style="font-size: large;">– Mamy dowody... – poprawiła go.</span><br />
<span style="font-size: large;">– Mamy dowody – Uśmiechnął się nieznacznie. – które pozwalają przypuszczać jakoby motywem zbrodni była kłótnia Macieja Strzelińskiego z ojcem o jego skłonności pedofilskie. W chwili ataku poseł dokonywał przelewu na konto Joanny Przybysz. Z wyciągów bankowych wynika, że regularnie, co miesiąc przelewał jej dziesięć tysięcy złotych. Biorąc pod uwagę zdjęcia znalezione na pendrivach, należących do jego syna, możemy przypuszczać, że Maciej Strzeliński wykorzystywał seksualnie Zuzannę Przybysz za przyzwoleniem Joanny Przybysz.</span><br />
<span style="font-size: large;">– Przypuszczać... – westchnęła, przewracając oczami. – A sprawdziliście, jak to w końcu jest? To jest jej matka, czy tylko się nią opiekuje?</span><br />
<span style="font-size: large;">– Formalnie jest jej matką – powiedział Król. – Poród jednak został zarejestrowany jako domowy. Kobieta skończyła policealną szkołę pielęgniarską, więc...</span><br />
<span style="font-size: large;">– Więc to może być jej dziecko – dokończyła za niego. – Zresztą, to nie jest najważniejsze – stwierdziła niedbałym tonem. – Czy te pendrivy... Macie pewność, że należą do Macieja Strzelińskiego?</span><br />
<span style="font-size: large;">– Znaleźliśmy je w jego pokoju... – odpowiedział Wojciechowski.</span><br />
<span style="font-size: large;">– No ale... Wiecie, że zaraz się zacznie...</span><br />
<span style="font-size: large;">Rzeczywiście, ta kobieta była taka... jakby to powiedzieć... zbyt polityczna – pomyślał Czachor. – To niedobrze. To bardzo niedobrze.</span><br />
<span style="font-size: large;">– Pani prokurator – zwrócił się do niej w dość pretensjonalny sposób podkomisarz. – Nie wiem, jakich dowodów pani potrzebuje. Mamy pendrivy, mamy przelewy, mamy logowania. Czekamy na przesłuchanie dziecka i wyniki z laboratorium.</span><br />
<span style="font-size: large;">– Szkielet – wtrącił znienacka podinspektor, który wyraźnie chciał przekierować rozmowę na inne tory.</span><br />
<span style="font-size: large;">– Że tak powiem, wszystko jest w tym samym miejscu co poprzednio – stwierdził Przemek. – Jedyne co, to w zasadzie można powiedzieć, że wykluczyliśmy związek z atakiem na posła.</span><br />
<span style="font-size: large;">– Dobra, a mówiłeś, że trzeba tam kogoś za granicą przesłuchać? – Naczelnik spojrzał na siedzącą obok Cieślak, która zrobiła teraz nieco przestraszoną minę.</span><br />
<span style="font-size: large;">– Syn poprzedniego właściciela działki mieszka w Australii – wyjaśnił podkomisarz, patrząc na panią prokurator. </span><br />
<span style="font-size: large;">– Rozumiem, że mam wysłać wniosek o pomoc prawną? – zapytała z wyczuwalną niechęcią w głosie.</span><br />
<span style="font-size: large;">– No przydałoby by się...</span><br />
<span style="font-size: large;">– Ok... Wyślijcie mi na maila jego dane. Zobaczę, co da się zrobić.</span><br />
<span style="font-size: large;"><span class="Apple-tab-span" style="white-space: pre;"> </span>Po chwili spotkanie było już zakończone.</span><br />
<span style="font-size: large;">– No to co robimy? – odezwał się Maciek, kiedy zostali sami we trzech w sali konferencyjnej.</span><br />
<span style="font-size: large;">– Zaginięcia. – Wojciechowski powoli podniósł się z krzesła. – Zaginięcia.</span><br />
<span style="font-size: large;"><br /></span>
<span style="font-size: large;"><br /></span>
<span style="font-size: large;"><span class="Apple-tab-span" style="white-space: pre;"> </span>Do mety zostało jakieś pięć kilometrów. Gdyby nie fakt, że końcówka etapu prowadziła pod stromą górę, kolarze na mecie pojawili by się zapewne w ciągu około pięciu minut. Czachor nie przepadał zbytnio za górskimi odcinkami. Wolał te szybkie, płaskie, dynamiczne, uwieńczone pojedynkiem wściekle finiszujących sprinterów. Widok pojedynczych zawodników z trudem pokonujących kolejne metry alpejskich stromizn nie był dla komisarza, z jakiegoś powodu, za bardzo emocjonujący. Kwiatkowski dawno już został z tyłu. Majka ostatkiem sił starał się jak najlepiej rozprowadzić Contadora, który zapewne miał za chwilę zaatakować. Na samym przodzie "kręcili" jacyś mało znani kolarze z niewielką, jak na górski etap, przewagą. </span><br />
<span style="font-size: large;">– Dobra, kończcie już – westchnął sam do siebie Czachor.</span><br />
<span style="font-size: large;">Chciał iść pobiegać. Może chociaż to pozwoli mu na chwilę zapomnieć o tym paskudnym dniu. Od tygodnia bezskutecznie przeglądali akta zaginięć. Artur zaczynał już powątpiewać, że cokolwiek z tego będzie. Siedzieli, a w zasadzie dusili się, w ciasnym, jak na trzy osoby, pokoiku, wpatrując się w monitory głośno pracujących komputerów. Od czasu do czasu odrywali tylko wzrok, aby zapisać numer sprawy, której być może należałoby się bliżej przyjrzeć. W międzyczasie przyszły wyniki badań materiału genetycznego zabezpieczonego w domu Joanny Przybysz, które potwierdziły tezę policjantów o wykorzystywaniu dziewczynki przez syna posła. Oczywiście Maciej Strzeliński, jak i kobieta opiekująca się Zuzią, nadal utrzymywali, że są niewinni. Za każdym razem kiedy ich widział, ogarniał go gniew. Przypominały mu się wtedy słowa Borowskiego. "Rób, co trzeba". Gdyby tylko mógł... </span><br />
<span style="font-size: large;">Ustalili także, że osoba, której szkielet odnaleziono w Bachmatówce, nie była w żaden sposób spokrewniona ani z Wiśniewskimi, ani z Przybyszami. Można było zatem raczej wykluczyć, że Joanna Przybysz ma z tą sprawą jakikolwiek związek. Okazało się także, że nie jest ona matką dziecka, które znajdowało się pod jej opieką. Opieką... Artur zastanawiał się, czy można to tak w ogóle określić. Obserwując dzisiejsze przesłuchanie dziewczynki, prowadzone przez sędziego, miał po prostu ochotę... Jak można coś takiego komuś zrobić? I to na dodatek dziecku. Dziecku, z którym się mieszka, które się niby wychowuje... Cały czas miał w pamięci słowa dziewczynki, opowiadającej z takim niezrozumieniem, bez świadomości tego, jaką krzywdę jej wyrządzono, o tym ,co od kilku lat działo się w domu Joanny Przybysz.</span><br />
<span style="font-size: large;">– Kazał do siebie mówić "wujku" – tłumaczyło niespełna siedmioletnie dziecko. – Przyjeżdżał w soboty. Mamusia kazała mi się z nim bawić.</span><br />
<span style="font-size: large;">– W co się z nim bawiłaś?– pytał sędzia.</span><br />
<span style="font-size: large;">– Ja za bardzo nie lubiłam tych zabaw... – powiedziała zawstydzona, spuszczając głowę.</span><br />
<span style="font-size: large;">– Dlaczego?</span><br />
<span style="font-size: large;">– Bo ten pan... znaczy wujek... on dotykał mnie... Mi się to nie podobało za bardzo...</span><br />
<span style="font-size: large;">– Pokaż mi na tym misiu, gdzie ten pan cię dotykał – poprosił, podając dziewczynce pluszaka.</span><br />
<span style="font-size: large;">Czachor miał ochotę w tym momencie pojechać do aresztu, w którym siedział młody Strzeliński i go po prostu zatłuc. Spuścić mu taki wpierdol, żeby po prostu tego nie przeżył. A potem pojechać do szpitala i zrobić to samo z jego ojcem. Jak kurwa coś takiego można robić?</span><br />
<span style="font-size: large;">– A powiedz mi – kontynuował sędzia – mamusia kazała ci się z tym panem bawić?</span><br />
<span style="font-size: large;">– Mhm. – Zuzia smutno pokiwała głową. – Tylko proszę jej nie mówić...</span><br />
<span style="font-size: large;">– Czy zdarzyło ci się odmówić zabawy z tym panem?</span><br />
<span style="font-size: large;">– Czasem... Ale mama wtedy bardzo się złościła...</span><br />
<span style="font-size: large;">– Tak?</span><br />
<span style="font-size: large;">– Ja mówiłam, że tego nie lubię... Ale mamusia mówiła, że to dla naszego dobra.</span><br />
<span style="font-size: large;">– Czy mama krzyczała, kiedy nie chciałaś bawić się z tym panem?</span><br />
<span style="font-size: large;">– Tak... Straszyła, że dostanę lanie... i że wyrzuci mnie z domu...</span><br />
<span style="font-size: large;">– Czy mama kiedykolwiek cię uderzyła?</span><br />
<span style="font-size: large;">Dziewczynka zawahała się.</span><br />
<span style="font-size: large;">– Obiecuję – Uśmiechnął się do niej. – że nikomu nie powiem. </span><br />
<span style="font-size: large;">Pokiwała smętnie głową.</span><br />
<span style="font-size: large;">Ty jebana szmato – pomyślał komisarz o Joannie Przybysz z wściekłością. Zamiast do więzienia najchętniej wysłałby ją do jakiegoś domu publicznego. Gdzieś, gdzie przeżyłaby to samo, co urządziła tej biednej dziewczynce. Najbardziej jednak uderzyła go odpowiedź na pytanie, kiedy młody Strzeliński ostatni raz przyjechał "się pobawić". Się, kurwa, pobawić – myślał ze złością. Ostatni raz był w Bachmatówce w sobotę, drugiego lipca. W ten sam dzień, kiedy odwiedzili pierwszy raz Joannę Przybysz. Gdyby tylko wiedzieli... Wtedy mogli by coś zrobić. Oszczędzić dziewczynce chociaż jednej takiej pierdolonej "zabawy". Czachor próbował sobie nawet przypomnieć, czy gdzieś po drodze nie minęli białego porsche cayenne. Potem Strzeliński wrócił i spędził z nimi niedzielę. Następnego dnia na szczęście już go złapali. Jaką jednak mieli gwarancję, że nie zrobi tego po raz kolejny? Wyjdzie po kilku, kilkunastu latach i co? Było kilka rozwiązań. Niestety żadne z nich nie wpisywało się w ogólnie pojęty humanitaryzm.</span><br />
<span style="font-size: large;"><span class="Apple-tab-span" style="white-space: pre;"> </span>Takie dni jak ten były najgorsze. Miało się wtedy poczucie bezradności. Poczucie, że nie zrobiło się wszystkiego, że nie zapobiegło się tragedii. Ale jak on miał to zrobić? Przecież był tu zaledwie od kilku dni. Mimo wszystko czuł to. Zresztą, co mieli zrobić policjanci z Suwałk? Przecież nikt nie wiedział... Pytanie brzmiało tylko, czy na pewno nikt nie wiedział. </span><br />
<span style="font-size: large;">Czachor nigdy nie okazywał swoich uczuć. Nawet w takich momentach. Od wewnątrz rozsadzała go złość, gniew, wściekłość. Z zewnątrz był niewzruszony. Wojciechowski, który stał tuż obok niego, co chwila kręcił głową. Król spuścił wzrok i przez całe przesłuchanie chyba ani razu nie spojrzał na dziewczynkę. A on? On bez słowa, w milczeniu wpatrywał się w lustro weneckie. Często nad tym myślał. Zaleta czy wada? Nigdy nie potrafił odpowiedzieć sobie na to pytanie. Miał jednak świadomość, że to wszystko, ta zewnętrzna twardość, powoli wyniszcza go od środka. Czasem nawet czuł, że powinien komuś o tym wszystkim opowiedzieć, wyrzucić z siebie te wszystkie emocje. Ale nigdy nie mógł znaleźć tego "kogoś". Nie chciał w oczach kolegów wyjść na "mięczaka". Zawsze chciał być twardy. Musiał taki być. Przynajmniej tak uważał...</span><br />
<span style="font-size: large;">Do mety pozostał kilometr. Artur nachylił się nieco w kierunku telewizora. Froom czy Contador? Co chwila któryś z nich bezskutecznie próbował odjechać drugiemu. Zostało już ich tylko dwóch. Któryś musiał w końcu okazać się bardziej zmęczonym. W pewnym momencie jeden z biegnących za kolarzami, cudacznie przebranych, kibiców popchnął Brytyjczyka, który momentalnie spadł z roweru. Czachor niemal poderwał się do góry. Czyli etap został już rozstrzygnięty... – pomyślał Artur, będąc zbulwersowanym zachowaniem chuligana. Był niemal przekonany, że zajście ma związek z ciągłymi oskarżeniami kolarza o doping. Problem polegał na tym, że owe oskarżenia były w zasadzie bezpodstawne i powodowane głównie zazdrością. Po chwili kamera pokazała nieco zmieszanego Contadora, wjeżdżającego na metę. Hiszpan nie wiedząc, jak powinien się zachować nie podniósł nawet rąk w geście tryumfu. </span><br />
<span style="font-size: large;">Życie jest, kurwa, niesprawiedliwe... W chuj niesprawiedliwe – stwierdził ze złością, wyłączając telewizor, z którego dobywały się teraz głosy zszokowanych komentatorów.</span><br />
<span style="font-size: large;">Był już przebrany. Podniósł się energicznie z łóżka, a następnie zaczął zakładać słuchawki. W tym momencie poczuł wibracje.</span><br />
<span style="font-size: large;">Chcę na spacer! Z Tb! :)</span><br />
<span style="font-size: large;">Stanął w miejscu.</span><br />
<span style="font-size: large;">Pieprzyć to – uznał po chwili namysłu, jednocześnie ściągając z siebie koszulkę do biegania. </span><br />
<span style="font-size: large;"><br /></span>
<br />
<h2 style="text-align: center;">
<span style="font-size: large;">Rozdział XXIV</span></h2>
<span style="font-size: large;"><br /></span>
<span style="font-size: large;">– Tutaj mieszkam– powiedziała, kiedy zatrzymali się przy bramce oddzielającej nowo wybudowane osiedle białych kilkupiętrowych bloków od reszty miasta.</span><br />
<span style="font-size: large;"><br /></span>
<span style="font-size: large;">(...)</span><br />
<span style="font-size: large;"><br /></span>
<i><span style="font-size: large;">Co stało się dalej? Czy Artur w końcu się przełamie? Czy Gosia spełni swoje najskrytsze pragnienia? Do jakich zaskakujących wydarzeń dojdzie podczas dalszego śledztwa?</span></i><br />
<i><span style="font-size: large;"><br /></span></i>
<span style="font-size: large;"><i>Dowiecie się tego już wkrótce! </i><i>Jak szybko? To będzie zależało już tylko od Was. <b>W momencie, kiedy liczba pobrań z serwisu Beezar.pl "Nic o mnie nie wiecie" przekroczy 100, a "I nie cieszy się z niesprawiedliwości" - 70, opublikuję pierwszą część "Fundamentów" w formie e-booka.</b></i></span><br />
<span style="font-size: large;"><i><br /></i></span>
<i><span style="font-size: large;">Tak więc do pracy! Pobierajcie, udostępniajcie linki do downoloadu, podsyłajcie je swoim znajomym.</span></i><br />
<i><span style="font-size: large;"><br /></span></i>
<i><span style="font-size: large;">Aby Was trochę zmotywować postanowiłem ogłosić konkurs.<b> Do wygrania przedpremierowo I część "Fundamentów" z imienną dedykacją. Żeby ją zdobyć wystarczy wysłać zrzut ekranu, ukazujący przekroczoną liczbę pobrań wyżej wymienionych e-booków z serwisu Beezar.pl na adres e-mail fundamenty.kulakowski@gmail.com .</b> W tytule wiadomości proszę wpisać: "Konkurs - [Twoje imię]". Wygrywają trzy pierwsze osoby. Powodzenia ;)</span></i><br />
<h3>
<span style="font-size: large;"><br /></span><span style="font-size: large;"><a href="http://fundamenty-kulakowski.blogspot.com/p/co-to-za-blog.html">=> Rozdział XXIV - ciąg dalszy w e-booku "Fundamenty: Przyzwoitość"</a></span></h3>
<h3>
<span style="font-size: large;"><a href="http://fundamenty-kulakowski.blogspot.com/2017/04/fundamenty-rozdzia-xxv.html">=> Rozdział XXV</a></span></h3>
Anonymoushttp://www.blogger.com/profile/17059212973651445750noreply@blogger.com4tag:blogger.com,1999:blog-5401081125946211471.post-8920327155050140762017-02-11T13:26:00.004+01:002017-02-17T17:07:23.323+01:00Fundamenty - Rozdział XXII<span style="font-size: large;"><span class="Apple-tab-span" style="white-space: pre;"> </span>Zebrali się przed ósmą, żeby przygotować się do przesłuchania Strzelińskiego.</span><br />
<span style="font-size: large;">– Dobra, panowie – odezwał się podinspektor Górski, opierając się o biurko. – Czyli wiecie co i jak?</span><br />
<span style="font-size: large;">Niemal jednocześnie pokiwali głowami. Takt. Dyskrecja. Wyczucie. Ostrożność. Te słowa padały w ciągu ostatnich kilku minut zbyt często. Czachor żałował, że żyją w takich, a nie innych czasach. Jeszcze dwadzieścia lat temu... Pomijając już nawet milicję. Słyszał z opowieści starszych policjantów, jak dawniej się to robiło. W latach dziewięćdziesiątych, gdyby pojawiła się szczera chęć udupienia takiego posła i jego zboczonego synalka, nie było by z tym najmniejszego problemu. Dzisiaj jednak było inaczej. Prawa człowieka. Prawa obywatela. Prawa podejrzanego. Prawa przesłuchiwanego. Komisarz zastanawiał się czasem na cholerę ktoś to wszystko wymyślił. Oczywiście był zdecydowanym przeciwnikiem wymuszania zeznań, ale... W pewnych przypadkach niektórzy aż prosili się o przypierdolenie im w łeb w celu zachęcenia do rozmowy. Tutaj jednak niestety w grę nie wchodziło nawet wzbudzenie poczucia strachu. Mieli do czynienia ze świętą krową. Po prostu pierdoloną świętą krową.</span><br />
<a name='more'></a><br />
<span style="font-size: large;">– A wracając do tego szkieletu... – Naczelnik spojrzał na nich pytająco. – Ta Przybysz na przykład?</span><br />
<span style="font-size: large;">– Pobierzemy od dziecka i rodziców tej Wiśniewskiej DNA do badań – odpowiedział Przemek.</span><br />
<span style="font-size: large;">– A sprawdzaliście za granicą?</span><br />
<span style="font-size: large;">– Wysłałem już odpowiednie zapytania – poinformował Król. – Ale to może zająć chwilę...</span><br />
<span style="font-size: large;">– A rodzice tego kochanka Wiśniewskiej?</span><br />
<span style="font-size: large;">– Dzwoniłem do nich w międzyczasie. Wiedzą tylko tyle, że ich syn wyjechał do Anglii. Nie utrzymują też żadnego kontaktu z jego byłą żoną... W zasadzie to nie byłą... – dodał po chwili. – Umówiłem się też z nimi na pobranie DNA. Tak na wszelki wypadek.</span><br />
<span style="font-size: large;">– A ten poprzedni właściciel?</span><br />
<span style="font-size: large;">– Jeszcze nie zaczęliśmy, ale wątpię, że coś znajdziemy – stwierdził podkomisarz.</span><br />
<span style="font-size: large;">– Ma syna, tak?</span><br />
<span style="font-size: large;">– W Australii. Nic z tego nie będzie. – Wojciechowski pokręcił głową.</span><br />
<span style="font-size: large;">– No to młodzieży... – Uśmiechnął się nieco. – Macie przecież te internety. Pogadajcie z nim przez Skypa jakiegoś czy jak to tam się nazywa... A pan, panie komisarzu – zwrócił się do Czachora. – Ma pan jakiś pomysł?</span><br />
<span style="font-size: large;">– Jak dla mnie – zaczął – to tak, jak wcześniej mówiłem, żaden z tych dwóch wątków nie jest raczej obiecujący. Myślę, że musimy przysiąść nad aktami zaginięć z jakichś ostatnich dziesięciu lat.</span><br />
<span style="font-size: large;">Podinspektor cicho gwizdnął.</span><br />
<span style="font-size: large;">– Dużo tego... – przyznał zamyśleniem. – Dać wam kogoś do pomocy?</span><br />
<span style="font-size: large;">– Na razie nie – dpowiedział Przemek. – Jeżeli będziemy potrzebowali pomocy, to damy znać, ok?</span><br />
<span style="font-size: large;">– Dobra, dobra – przytaknął mu. – Tylko weźcie to jakoś szybko załatwcie, bo jak pismaki zaczną łączyć te dwie sprawy... Cieślak to by chyba pierdolca dostała.</span><br />
<span style="font-size: large;">Przez chwilę w pokoju panowała cisza. Artur zauważył, że na słowa o pani prokurator na twarzy Wojciechowskiego pojawił się złośliwy uśmieszek. Rzeczywiście, jeżeli media zaczęłyby łączyć te dwie sprawy, mógłby się z tego zrobić niezły, jak to niektórzy mawiają, kocioł. Komisarz w zasadzie dopiero teraz zorientował się, że tak naprawdę praktycznie cały czas zajmował się nie tym, po co go tutaj właściwie przysłano. To już zapewne wydłużyło jego pobyt o co najmniej kilka dni. Ale teraz jakoś się tym nie przejmował. Z początku był niechętny wyjazdowi. Jednak na razie całkiem mu się tutaj podobało. W porównaniu z Białymstokiem praca była w jakiś sposób spokojniejsza. Może temu, że Suwałki były o jakieś dwieście tysięcy ludzi mniejsze. Główny powód był jednak tylko jeden. Małgorzata. Czuł jeszcze jej wczorajszy zapach perfum. Pamiętał ten jej słodki, ciepły głos. Rozmawiali ze sobą w kawiarni prawie trzy godziny. O wszystkim. Była taka inteligentna, mądra. W jego oczach była połączeniem czegoś, co do tej pory uważał za sprzeczne – urody i rozumu. Nie była jakąś wypindrzoną laską, kręcącą na prawo i lewo swoim tyłkiem i noszącą bluzki z ogromnym, niemal całkowicie odsłaniającym piersi, dekoltem. Nie była też jakąś przemądrzałą panienką, próbującą grać wielką damę. Wszystko w niej było do siebie wprost proporcjonalne. Nie widział w niej żadnej sztuczności, teatralności. Cech, których u kobiet nie lubił najbardziej. Nie narzucała się. Nie robiła problemów z jakichś błahych rzeczy. W zasadzie prawie jej nie znał. Ale w jego oczach była chodzącym ideałem. Czymś, co przynajmniej teoretycznie, nie miało prawa istnieć. Jednak ona była. Istniała. Wyrażanie swoich uczuć ograniczał zawsze do minimum. Nawet nie nazywał ich przed samym sobą, w swoim umyśle. Po prostu starał się o nich w ogóle nie myśleć. Ona jednak to zmieniła. Wczoraj, kiedy spacerowali ulicami Suwałk przy zachodzącym powoli słońcu, kiedy trzymali się za ręce – tak jak wtedy, w sobotę – zrozumiał. Kiedy pocałowała go na pożegnanie, zrozumiał. Zrozumiał, że ją kocha. Nie wiedział, jak do tego doszło. Dziwił się sam sobie. Ale ją kochał. Wiedział to. Już nie myślał o tym, jak najprędzej wrócić do Białegostoku. Te myśli stopniowo oddaliły się na dalszy plan. Być może nawet całkiem zniknęły. Chciał być tu i teraz. Przy niej. Z nią. </span><br />
<span style="font-size: large;">– Stary, idziesz? – Wyrwał go z głębokiego zamyślenia głos Przemka.</span><br />
<span style="font-size: large;">Rozejrzał się po pomieszczeniu. Nie było już w nim podinspektora Górskiego. Nawet nie zauważył, kiedy wyszedł. Chłopaki stali już przy drzwiach i spoglądali na niego w dosyć dziwny sposób. W ciągu ostatnich kilku minut musiał najzwyczajniej w świecie odpłynąć. Nigdy wcześniej mu się to nie zdarzało. </span><br />
<span style="font-size: large;">– Tak, tak – odparł, będąc nieco zdezorientowanym, jednocześnie powoli podnosząc się z krzesła.</span><br />
<span style="font-size: large;">– Amory... – szepnął rozbawiony podkomisarz.</span><br />
<span style="font-size: large;">Teraz nie miał już absolutnie żadnych wątpliwości. Zakochał się. I to na dobre.</span><br />
<span style="font-size: large;"><br /></span>
<span style="font-size: large;"><span class="Apple-tab-span" style="white-space: pre;"> </span>Jego stopy z coraz większą szybkością uderzały o rozgrzany asfalt. Za plecami słyszał grzmoty. Niebo zaczynało robić się całe ciemnogranatowe. Wiedział, że jeżeli się nie pośpieszy, zmoknie. Wtedy wkurwi się jeszcze bardziej. Sam nie wiedział, na co w zasadzie liczył. Na to, że kandydat na ministra przyzna im się do takiego czegoś? Przecież to musiałby być skończony idiota. Permanentny debil. Ale on nie był ani idiotą, ani debilem. Był skurwysynem. Zwykłym skurwysynem. Grzeczny, uprzejmy, w ogóle nie rozumiejący zarzutów. Nawet im nie zagroził, nie wyśmiał ich, nie wyrzucił ze swojej sali. Po prostu starał się być szczerze zdziwionym. I co najgorsze, wcale nie najgorzej mu to wychodziło. Gdyby nie mieli żadnych dowodów, to komisarz by mu chyba po prostu uwierzył. Pierdolona kanalia – myślał ze złością, starając się jednocześnie narzucić sobie jeszcze większe tempo. Coraz bardziej dręczyło go przeczucie, że niekoniecznie wszyscy odpowiedzą za skrzywdzenie dziewczynki. O ile Joanna Przybysz była z góry na straconej pozycji, gdyż na ciele jej podopiecznej znaleziono ślady wykorzystania seksualnego, o tyle poseł i jego syn mogli się jeszcze z wszystkiego wykręcić. Praktycznie wszystko było już teraz w rękach prokuratorów, adwokatów i sędziów. Czachor i jego koledzy w zasadzie zakończyli już swoją pracę. Pozostawało tylko przesłuchanie dziewczynki, ale to już nie było w ich gestii. Oni przedstawili swoją wersję. Teraz ruch stał po stronie Cieślak. Odważy się przedstawić zarzuty Strzelińskiemu? Zresztą, to nie tylko od niej zależało. Nigdy nie wiadomo, co siedzi w głowach osób, występujących w największym cyrku w Polsce. Co jeżeli jakiś specjalista od P&R uzna, że uchylanie immunitetu posłowi partii opozycyjnej na krótko przed wyborami nie jest dobrym pomysłem? Nie można było przewidzieć, co odbije tym ludziom. Ludziom, dla których, zdaniem komisarza, liczyły się tylko słupki w sondażach poparcia. Kiedy sprawa dotrze do opinii publicznej, niemal na pewno zaczną się oskarżenia o prowokacje, o próby zdyskredytowania przeciwnika. Jednym słowem, wszystko teraz zależało od wybranych w wolnych, demokratycznych wyborach przedstawicieli narodu polskiego.</span><br />
<span style="font-size: large;">Kurwa, znowu – pomyślał zaniepokojony, kiedy wbiegając do wioski zauważył córkę właścicieli pensjonatu w towarzystwie dwóch, aż za dobrze znanych mu, psów. Przecież zaraz będzie padać – pokręcił nieznacznie głową, ciężko oddychając. Kiedy się jednak zbliżył, zauważył, że tym razem czworonogi prowadzone są na smyczy. Na jego widok oba szarpnęły dosyć mocno, ale na szczęście jakimś cudem dziewczyna je utrzymała. Nie wiedzieć czemu, mijając ją, uśmiechnął się do niej, a następnie podniósł dłoń w geście przywitania. Magda, silnie trzymając smycze, odwzajemniła uśmiech, może nawet delikatnie się zaśmiała, i pomachała do niego. Co ty gościu robisz? – pytał sam siebie. Nie wypadało mu... no teraz... kiedy był tak z Małgorzatą? W ogóle był? Chyba tak... Ale w tym co zrobił, raczej nie było nic złego, nic niewłaściwego... Mimo wszystko czuł się trochę głupio, jakoś tak nieswojo. Jeszcze parę dni temu nie przyszłoby mu to do głowy. Ale teraz... Teraz, to ty popierdalaj, bo za chwilę nieźle zmokniesz – ponaglił sam siebie, przerywając dotychczasowe rozmyślenia, które uznał za niepotrzebne i bezcelowe.</span><br />
<span style="font-size: large;"><span class="Apple-tab-span" style="white-space: pre;"> </span>Gdy przekręcał klucz w drzwiach od swojego pokoju usłyszał silny grzmot, a następnie odgłos uderzających o dach i ściany sporych kropli deszczu. W samą porę – stwierdził, ściągając spoconą koszulkę i rzucając ją niedbale na ziemię. Położył się na łóżku. Zamknął oczy. W uszach miał jeszcze słuchawki, z których dobywał się teraz akurat jakiś spokojniejszy kawałek. Wziął kilka razy głęboki wdech i zrobił głęboki wydech. Starał się o niczym teraz nie myśleć. Zapomnieć o całym dniu, o wszystkich problemach. Wyjął z kieszeni spodek telefon. Jedno nieodebrane połączenie. Czarodziej. Dawno się już nie widzieli. Kiedy ostatnio prowadzili jakąś sprawę? Chyba... Chyba przed tą dziewczyną z parku w pobliżu Pałacu Branickich. Tak, Czarodziej poszedł wtedy na urlop, a on dostał Magdę. Potem spotkali się jeszcze parę razy, ale były to raczej krótkie rozmowy. Kilka razy poszli może na piwo. Oddzwonił.</span><br />
<span style="font-size: large;">– Tak? – W słuchawce odezwał się znajomy głos komisarza Cezarego Borowskiego.</span><br />
<span style="font-size: large;">– No siema – przywitał się Czachor. – Dzwoniłeś...</span><br />
<span style="font-size: large;">– Ta – przytaknął. – Co tam u ciebie, byku?</span><br />
<span style="font-size: large;">– Ujdzie. – Zaśmiał się nieco.</span><br />
<span style="font-size: large;">– Ooo – podchwycił Borowski. – Ujdzie...</span><br />
<span style="font-size: large;">– Mów lepiej, co tam w Białym. Dużo roboty macie?</span><br />
<span style="font-size: large;">– Od zajebania. Rozumiesz, gówniarze mają teraz wakacje i ćpają te gówna. Prawie codziennie jest jakaś sprawa z tymi dopalaczami. </span><br />
<span style="font-size: large;">– Aż tak? – Zdziwił się Czachor. </span><br />
<span style="font-size: large;">Owszem, słyszał o dopalaczach. Wiedział o tym problemie. Jakiś czas temu chyba nawet przewinęła mu się sprawa z nimi związana. Problem polegał głównie na tym, że producenci często modyfikowali skład takich środków, tak aby obejść obowiązujące przepisy. Utrudniało to w znaczącym stopniu ich ściganie. Na szczęście do tej pory takich przypadków mieli kilka, góra kilkanaście razy w roku.</span><br />
<span style="font-size: large;">– No stary, średnio z dziesięciu gówniarzy na dzień w DSK ląduje.</span><br />
<span style="font-size: large;">– Ktoś nowy wszedł na miasto?</span><br />
<span style="font-size: large;">– Raczej nie... – Zastanowił się. – Gówniarzeria ma po prostu czasu wolnego za dużo. A że walka z dopalaczami stała się ostatnio priorytetem naszego rządu, to musieliśmy rzucić wszystko i iść biegać za naćpanymi małolatami – powiedział poirytowany. – Rozumiesz, kurwa? Na biurku mam próbę gwałtu, ktoś tam nawet... Zajączek może... ma usiłowanie zabójstwa i co? I musieliśmy to rzucić w pizdu, bo komuś poparcie zaczęło spadać!</span><br />
<span style="font-size: large;">– Pojebane... – uznał Czachor.</span><br />
<span style="font-size: large;">– No... A u ciebie nie ćpają?</span><br />
<span style="font-size: large;">– Nie wiem. Mi tu nie każą biegać, jak to nazwałeś, za naćpanymi małolatami.</span><br />
<span style="font-size: large;">– Zazdroszczę ci, kurwa... Normalnie wakacje.</span><br />
<span style="font-size: large;">– No nie wiem... – Zawiesił głos.</span><br />
<span style="font-size: large;">– Jak nie, jak tak? Szkielet ci nie napyskuje chyba, co? – Zażartował.</span><br />
<span style="font-size: large;">– Szkielet nie, ale poseł...</span><br />
<span style="font-size: large;">– O właśnie! – Ożywił się. – Co z tym... jak mu tam... z tym Strzelińskim? Słyszałem, że niezły bajzel tam macie...</span><br />
<span style="font-size: large;">Artur zastanowił się chwilę. Czy... Nie. Wtedy to był przypadek... Zbieg okoliczności. Tak. </span><br />
<span style="font-size: large;">– Jesteś tam? – odezwał się po chwili ciszy Borowski.</span><br />
<span style="font-size: large;">– Jestem... Jestem – odpowiedział już pewniej i zaczął opowieść. Opowieść o niczemu niewinnemu dziecku i podłych skurwielach. </span><br />
<span style="font-size: large;"><br /></span>
<span style="font-size: large;">– No i teraz w zasadzie wszystko będzie zależało od tych matołów z Wiejskiej – zakończył, będąc nieco przygnębionym. Ilekroć kiedy o tym komuś opowiadał, tak się czuł.</span><br />
<span style="font-size: large;">– Jebany skurwysyn... – stwierdził dopiero po chwili Czarodziej.</span><br />
<span style="font-size: large;">Czachor poczuł chwilowy niepokój. To tylko domysły – powtarzał sobie cały czas, starając się uspokoić.</span><br />
<span style="font-size: large;">– No nic. Nie będę ci już przeszkadzał – dodał po chwili. – Rób co trzeba i wracaj szybko. Cze.</span><br />
<span style="font-size: large;">– Cześć.</span><br />
<span style="font-size: large;">Rozłączył się. "Rób co trzeba." W głowie brzęczały mu cały czas te słowa. Rób co trzeba... Spojrzał w kierunku szuflady, do której włożył swojego glock'a. Rób co trzeba...</span><br />
<span style="font-size: large;"><br /></span>
<span style="font-size: large;"><span class="Apple-tab-span" style="white-space: pre;"> </span>Jeszcze przez chwilę wpatrywał się tępym wzrokiem w ekran smartfona. Ogarniała go złość. Popatrzył na stojące na komodzie zdjęcia. Sprawiedliwość – zaśmiał się w duchu. Zastanowił się przez chwilę. Ufał mu, ale trzeba było się upewnić. Takie zasady. Sto procent pewności. Z salonu dobiegły go odgłosy, lecącej w telewizorze, kreskówki. Uśmiechnął się. Jebany skurwysyn – pomyślał, zamykając całkowicie drzwi sypialni. Otworzył jedną z szuflad. Spod majtek wyciągnął stary model Nokii. Włożył do niej kartę SIM. Włączył. Myślał. W zasadzie nie podejmował na razie żadnej wiążącej decyzji. Ale jeżeli to prawda, to już nie będzie odwrotu. Wzdrygnął się lekko na dźwięk melodyjki, wydobywającej się przy włączaniu aparatu. Jebany skurwysyn – pomyślał z jeszcze większą niż dotychczas złością i zaczął pisać SMS'a.</span><br />
<span style="font-size: large;"><br /></span>
<h3>
<span style="font-size: large;"><a href="http://fundamenty-kulakowski.blogspot.com/2017/02/fundamenty-rozdzia-xxiii-konkurs.html">=> Rozdział XXIII</a></span></h3>
Anonymoushttp://www.blogger.com/profile/17059212973651445750noreply@blogger.com0tag:blogger.com,1999:blog-5401081125946211471.post-11590210250682220312017-02-04T13:38:00.004+01:002017-02-11T13:27:17.557+01:00Fundamenty - Rozdział XXI<div align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm; margin-top: 0.1cm;">
<span style="font-size: large;"> Z prokuratury, mieszczącej się tuż obok komendy, wyszli około
siedemnastej. Mimo stosunkowo wczesnej pory Artur czuł się jak
gdyby była co najmniej dwudziesta trzecia. Temperatura musiała
wynosić teraz z jakieś trzydzieści stopni. Do tego zero wiatru,
zero wilgoci. Ogromna duchota. Komisarz najchętniej wskoczyłby do
jakiegoś jeziora albo po prostu zasnął. Rozmowa z prokurator
Jolantą Cieślak nie należała do przyjemnych. Z trudem udało im
się ją przekonać do przedstawienia zarzutu posiadania pornografii
dziecięcej synowi Strzelińskiego. Samego posła mieli przesłuchać
jutro, ale z wyraźnym zastrzeżeniem, że mają zrobić to w jej
obecności. Czyli tym razem jakiekolwiek próby wzbudzania strachu
czy rzucania dwuznacznych słów całkowicie odpadały. Zresztą,
Czachor wątpił, że takie metody poskutkowałyby na posła. Jak
większość osób, zasiadających w polskim sejmie, miał zapewne
poczucie bezkarności, którą w pewnym stopniu dawały mu, na
pierwszym miejscu, pozycja społeczna, a dopiero na drugim,
immunitet.</span></div>
<a name='more'></a><span style="font-size: large;">
</span><br />
<div align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm; margin-top: 0.1cm;">
<span style="font-size: large;">
Na przesłuchanie dziewczynki trzeba było nieco zaczekać. To
bardziej skomplikowana czynność. Oni sami nie mogli jej
przeprowadzić. Musiał to zrobić sąd. Zuzia, jak twierdziła
policjantka, która była z nią w szpitalu, była podobno w dobrym
stanie psychicznym. Należało jednak trochę zaczekać. Dać jej
zapomnieć o nieprzyjemnych badaniach, które musiała przejść.
Prawdopodobnie nie do końca rozumiała całą tę sytuację. I to
była właśnie jedna z tych rzeczy, która komisarza najbardziej
denerwowała. Jeżeli dorosła zdrowa kobieta, jest gwałcona, to
wie, że to co się dzieje jest złe. Próbuje się bronić, krzyczy,
walczy z napastnikiem, zgłasza sprawę policji. Natomiast małemu
dziecku można było wmówić, że taki zboczeniec to dobry wujek i
to co z nim robi jest całkowicie normalne. Nie ma w tym nic złego.
To było chyba z tego wszystkiego najgorsze. Ta biedna dziewczynka
nie wiedziała nawet, że ci ludzie, ci zwyrodnialcy, robią jej
krzywdę. Niszczą jej dzieciństwo. Niszczą jej przyszłe życie.
Kilka razy w ciągu swojej służby miał do czynienia z ofiarami
pedofilów. Nawet w ich oczach z daleka było widać ciągły strach,
brak zaufania do kogokolwiek. Te skurwysyństwo niszczyło im całe
życie. Utrudniało w znaczący sposób wejście w jakąkolwiek
bliską relację z człowiekiem.
</span></div>
<div align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm; margin-top: 0.1cm;">
<span style="font-size: large;">
– Podrzucić cię gdzieś? – zapytał Przemek, kiedy wyszli z
gmachu prokuratury.</span></div>
<div align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm; margin-top: 0.1cm;">
<span style="font-size: large;">
– Nie, dzięki. Przyjechałem swoim.</span></div>
<div align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm; margin-top: 0.1cm;">
<span style="font-size: large;">
Spojrzał na podkomisarza, oczekując na informację, czy coś
jeszcze będą dzisiaj robić.</span></div>
<div align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm; margin-top: 0.1cm;">
<span style="font-size: large;">
– No to by było chyba na tyle, stary – stwierdził smutno.</span></div>
<div align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm; margin-top: 0.1cm;">
<span style="font-size: large;">
Stali przez chwilę w milczeniu, jak gdyby nie wiedzieli co mają ze
sobą zrobić. To było to czego nie lubił żadne policjant.
Poczucie, że nie zrobiło się wszystkiego. Jeżeli będą mieli
odrobinę szczęścia to oczywiście uda im się doprowadzić tę
sprawę do końca. Jednak pozostawał niedosyt. Przecież wszystko
mogło się już dzisiaj zakończyć. Ktoś mógł się przyznać.
Cieślak nie zgodziła się na postawienie zarzutów Joannie
Przybysz. Na razie mogli ją jeszcze trzymać u siebie. Ale co potem?
Co jeśli nie zdążą i będą musieli ją wypuścić? To najgorsze,
co mogło się zdarzyć. Patrzeć jak ktoś, kto zrobił coś tak
okropnego, z uśmiechem na twarzy opuszcza policyjną komendę. Gdyby
nie ten cholerny poseł... Wtedy Czachor by się pewnie w ogóle nie
przejmował. Ale przecież mogło być różnie... Układy,
koneksje... Nie darowałby sobie chyba, gdyby tę sprawę jakimś
cudem zamieciono pod dywan. Do tego nie mógł po prostu dopuścić.
Nie mógł.</span></div>
<div align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm; margin-top: 0.1cm;">
<span style="font-size: large;">
– To co? – westchnął Wojciechowski. – Trzeba chyba trochę
odpocząć, nie?</span></div>
<div align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm; margin-top: 0.1cm;">
<span style="font-size: large;">
– No – przytaknął mu smętnym głosem. – Słuchaj, tutaj obok
jest jakaś kawiarnia?</span></div>
<div align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm; margin-top: 0.1cm;">
<span style="font-size: large;">
– Jest, jest . – Kąciki jego ust powędrowały znacząco ku
górze. – Małgorzatka?</span></div>
<div align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm; margin-top: 0.1cm;">
<span style="font-size: large;">
Pokiwał głową.</span></div>
<div align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm; margin-top: 0.1cm;">
<span style="font-size: large;">
– Co jej... – zaczął ostrożnie. – No wiesz... Co jej
można...</span></div>
<div align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm; margin-top: 0.1cm;">
<span style="font-size: large;">
– Powiedzieć? – dokończył za niego. – Wszystko, na co masz
ochotę. Ona nie napisze o niczym, na co jej nie pozwolimy. No chyba,
że dowie się tego nie od nas. Wtedy to już jest cięższa sprawa.
– Zaśmiał się. – Fajna z niej dziewczyna, ale jak się
uprze... – Pokręcił z rozbawieniem głową. – Ale pomogła nam
już tyle razy, że możesz mówić wszystko jak na spowiedzi. –
Puścił do niego oko.</span></div>
<div align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm; margin-top: 0.1cm;">
<span style="font-size: large;"><br />
</span></div>
<div align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm; margin-top: 0.1cm;">
<span style="font-size: large;">
Czachorowi nie zostawało chyba zatem nic innego, jak pożegnać się
z Przemkiem i choć na kilka godzin zapomnieć o całej tej sprawie.
Wypatrując kawiarenki, miał świadomość, że za chwilę zostanie
dokładnie przepytany o przebieg śledztwa i dzisiejsze wypadki. Nie
przejmował się tym jednak. Liczyło się to, że będzie
przepytywany przez fajną, ładną, sympatyczną, słodką, uroczą
dziewczynę. Tylko to się liczyło. Kiedy wychodzili z gabinetu
Cieślak, wysłał jej esemesa. Zastanawiał się, kto tym razem
będzie pierwszy. Znowu on, czy tym razem to ona będzie na niego
czekała. Słyszał kiedyś, że kobiety spóźniają się
specjalnie. Zawsze ciekawiło go, czy ta i wiele innych opowieści o
przedstawicielkach płci pięknej są prawdziwe. Zapewne, jak w
każdej legendzie, kryło się w nich ziarnko prawdy.</span></div>
<div align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm; margin-top: 0.1cm;">
<span style="font-size: large;">
Przytrzymał się przy małym, pomalowanym na kremowobiały kolor
budynku z subtelnym różowym szyldem Cookie Cafe. To musiało być
tutaj. Wszedł przez przeszklone drzwi do całkiem przyjemnie
urządzonego wnętrza, w którym roznosił się zapach kawy i świeżo
wypiekanych ciast. Rozejrzał się po sali. W środku siedziało
kilka osób. Z zadowoleniem zauważył, że lokal jest klimatyzowany,
co było miłą odmianą w stosunku do dusznej sali przesłuchań, w
której spędził dzisiaj dobre kilka godzin. Siedziała przy
ostatnim stoliku. Na jego widok uśmiechnęła się. W ten cudowny,
pociągający go sposób. Kiedy szedł w jej kierunku zauważył, że
kąciki jego ust z każdym krokiem wędrują coraz bardziej ku górze.</span></div>
<div align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm; margin-top: 0.1cm;">
<span style="font-size: large;">
– Cześć – przywitała się.</span></div>
<div align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm; margin-top: 0.1cm;">
<span style="font-size: large;">
– Cześć.</span></div>
<div align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm; margin-top: 0.1cm;">
<span style="font-size: large;">
– Tylko tyle? – Udała zawiedzioną. – Choć tutaj. –
Delikatnym ruchem ręki przyciągnęła go ku sobie i pocałowała
prosto w usta.</span></div>
<div align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm; margin-top: 0.1cm;">
<span style="font-size: large;">
Od razu przypomniał mu się sobotni wieczór. Ten cudowny moment.
Kiedy była tylko ona, i tylko on. Zapomniał już chyba całkiem o
swoich dotychczasowych poglądach, o tych wszystkich obawach i
uprzedzeniach. Musiało być w niej coś wyjątkowego. Coś, co go
tak silnie do niej ciągnęło. Cały czas o niej myślał.
Podświadomie czekał na esemesa, telefon. Czuł to przyjemne
uczucie, którego nie da się bliżej opisać.</span></div>
<div align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm; margin-top: 0.1cm;">
<span style="font-size: large;">
– Co podać? – Podeszła do nich młoda, dosyć elegancko ubrana,
kelnerka.</span></div>
<div align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm; margin-top: 0.1cm;">
<span style="font-size: large;">
– Latte macchiato i do tego szarlotkę z bitą śmietaną i lodami
– poprosiła Małgosia, podnosząc wzrok znad trzymanej w swoich
zgrabnych gładkich dłoniach karty.</span></div>
<div align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm; margin-top: 0.1cm;">
<span style="font-size: large;">
– Dla pana?</span></div>
<div align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm; margin-top: 0.1cm;">
<span style="font-size: large;">
– Też szarlotkę...– Zastanowił się. – I do tego... może
jakaś czekolada? – Spojrzał na dziewczynę.</span></div>
<div align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm; margin-top: 0.1cm;">
<span style="font-size: large;">
– Mrożoną?</span></div>
<div align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm; margin-top: 0.1cm;">
<span style="font-size: large;">
– Poproszę.</span></div>
<div align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm; margin-top: 0.1cm;">
<span style="font-size: large;">
Kelnerka zapisała zamówienie i oddaliła się w kierunku baru.</span></div>
<div align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm; margin-top: 0.1cm;">
<span style="font-size: large;">
– Nie pijesz kawy? – zapytała Gosia.</span></div>
<div align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm; margin-top: 0.1cm;">
<span style="font-size: large;">
– Jakoś tak...– Uśmiechnął się, będąc nieco zmieszanym. –
Jak już coś to wolę łyknąć jakiegoś energetyka.</span></div>
<div align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm; margin-top: 0.1cm;">
<span style="font-size: large;">
– To niezdrowo, komisarzu. – Popatrzyła na niego kokieteryjnie.</span></div>
<div align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm; margin-top: 0.1cm;">
<span style="font-size: large;">
– Kawa też jest niezdrowa – droczył się z nią.</span></div>
<div align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm; margin-top: 0.1cm;">
<span style="font-size: large;">
– Oj tam... – Zachichotała. – Lepiej opowiadaj, jak ci minął
dzień?</span></div>
<div align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm; margin-top: 0.1cm;">
<span style="font-size: large;">
– Szczerze? Do d... – W ostatniej chwili ugryzł się w język. –
Fatalnie. Najpierw zawinęliśmy chłopaka, a potem kilka godzin w
tych dusznych pokojach do przesłuchań. I w zasadzie, to marne
efekty... – westchnął.</span></div>
<div align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm; margin-top: 0.1cm;">
<span style="font-size: large;">
– Nie chciał się przyznać, co?</span></div>
<div align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm; margin-top: 0.1cm;">
<span style="font-size: large;">
– No nie... Widocznie nie mamy wystarczającego uroku osobistego. –
Zaśmiał się. – A jak tam u ciebie?</span></div>
<div align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm; margin-top: 0.1cm;">
<span style="font-size: large;">
Na słowa o uroku osobistym uśmiechnęła się słodko. Uwielbiał
ten jej uśmiech. Te jej piękne usta. Jej piękna, cudowna twarz.</span></div>
<div align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm; margin-top: 0.1cm;">
<span style="font-size: large;">
– Gorąco – zażartowała. – Cały dzień dzisiaj spędziłam w
redakcji. Nic ciekawego.</span></div>
<div align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm; margin-top: 0.1cm;">
<span style="font-size: large;">
Kelnerka przyniosła ich zamówienie, stawiając je na stoliku. Na
chwilę przerwali rozmowę, kosztując szarlotki. Artur musiał
przyznać, że była całkiem dobra. Szczególnie, że jednym
posiłkiem, który zjadł od rana był czekoladowy batonik.</span></div>
<div align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm; margin-top: 0.1cm;">
<span style="font-size: large;">
– A o co chodzi z tą aferą? – zapytała dziennikarka, biorąc
łyk kawy.</span></div>
<div align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm; margin-top: 0.1cm;">
<span style="font-size: large;">
Czachor rozejrzał się po pomieszczeniu. Nie powinien... Ale stoliki
obok były puste. Nikt nie ich raczej nie usłyszy. Zresztą, nie
miałby nic przeciwko temu, gdyby informacja o wynikach śledztwa
trafiła nieco wcześniej do opinii publicznej. Małgorzata zauważyła
jednak jego wahanie.</span></div>
<div align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm; margin-top: 0.1cm;">
<span style="font-size: large;">
– Jak chcesz – powiedziała ściszonym głosem. – to możemy o
tym porozmawiam... hmm... – Posłała mu tajemniczy uśmiech. –
w bardziej ustronnym miejscu.</span></div>
<div align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm; margin-top: 0.1cm;">
<span style="font-size: large;">
Zastanowił się. Zapraszała go do swojego mieszkania. Miała na
niego ochotę, czy tylko mu się tak wydawało? Może wszystko
przesadnie wyolbrzymiał? Może przestawał już myśleć
racjonalnie? Cholera... Trochę za szybko. Głupio się przyznać,
ale on tego nigdy nie robił. Jakoś tak wyszło... Nie wiedział,
czy by w ogóle potrafił. Zresztą, to nie było do końca zgodne z
jego zasadami, przekonaniami. Co jeśli zaliczyliby "wpadkę"?
Na razie znajomość z dziennikarką traktował jako swego rodzaju
przygodę. Nie chciał stawiać zbyt wielkich kroków. To chyba nie
był jeszcze ten moment. Tylko co jeśli wszystko przez to zepsuje...</span></div>
<div align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm; margin-top: 0.1cm;">
<span style="font-size: large;">
– Myślę... – zaczął ostrożnie. – że możemy porozmawiać
o tym tutaj – dokończył nieśmiało.</span></div>
<div align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm; margin-top: 0.1cm;">
<span style="font-size: large;">
Teraz wyczekiwał jej reakcji. Obrazi się? Będzie smutna?
Rozczarowana? A może po prostu wyjdzie? Nie chciał tego zepsuć.
Nie mógł tego zepsuć. Ale nie chciał też działać wbrew sobie.</span></div>
<div align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm; margin-top: 0.1cm;">
<span style="font-size: large;">
– Ok. – Uśmiechnęła się delikatnie. W jej głosie, mimo
szczerych chęci, komisarz nie dostrzegł żadnej nuty urazy czy
rozgniewania. Czyli przesadzał. Ulżyło mu.</span></div>
<div align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm; margin-top: 0.1cm;">
<span style="font-size: large;">
– To o aferę pytasz, tak? – odezwał się po krótkiej chwili ze
zdecydowanie większą pewnością siebie niż przed momentem.</span></div>
<div align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm; margin-top: 0.1cm;">
<span style="font-size: large;">
Małgosia pokiwała głową, odgarniając jednocześnie kosmyk
włosów.</span></div>
<div align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm; margin-top: 0.1cm;">
<span style="font-size: large;">
– No to rano zawinęliśmy chłopaka...
</span></div>
<div align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm; margin-top: 0.1cm;">
<span style="font-size: large;">
– Skąd wiedzieliście, że będzie w parku? – przerwała mu.</span></div>
<div align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm; margin-top: 0.1cm;">
<span style="font-size: large;">
– Pomógł nam adres IP</span></div>
<div align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm; margin-top: 0.1cm;">
<span style="font-size: large;">
– O widzisz. – Zaśmiała się. – Czyli pomogłam?</span></div>
<div align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm; margin-top: 0.1cm;">
<span style="font-size: large;">
– Dokładnie – przytaknął. – Że tak powiem, dzięki temu
mieliśmy możliwość wywarcia większego wpływu na Teodorczyka.</span></div>
<div align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm; margin-top: 0.1cm;">
<span style="font-size: large;">
– Rozumiem. – Subtelnie zachichotała.</span></div>
<div align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm; margin-top: 0.1cm;">
<span style="font-size: large;">
Jak ona pięknie się śmieje... – pomyślał z rozmarzeniem
komisarz.</span></div>
<div align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm; margin-top: 0.1cm;">
<span style="font-size: large;">
– No i zawinęliśmy go w tym parku – kontynuował. – Próbował
nam zwiać, ale na szczęście się nie udało. Na początku nie
chciał z nami gadać, twierdził, że nic nie wie o ataku na ojca.
Ale jak dowiedział się, że jesteśmy w posiadaniu jego pendrivów,
to stał nieco bardziej rozmowny.</span></div>
<div align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm; margin-top: 0.1cm;">
<span style="font-size: large;">
– Co było na tych pendrivach? – spytała, patrząc wprost na
niego.</span></div>
<div align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm; margin-top: 0.1cm;">
<span style="font-size: large;">
– Porno – powiedział szeptem. Jednocześnie nieco zawstydzony
jej spojrzeniem, popatrzył nieco w dół.</span></div>
<div align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm; margin-top: 0.1cm;">
<span style="font-size: large;">
– Czyli to prawda...</span></div>
<div align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm; margin-top: 0.1cm;">
<span style="font-size: large;">
– Mhm – odparł posępnie. – Ale to nie jest najgorsze.
Przyznał się, że dźgnął ojca nożem. Problem pojawił się
tylko z odpowiedzią na pytanie "dlaczego" – zatrzymał
się.</span></div>
<div align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm; margin-top: 0.1cm;">
<span style="font-size: large;">
– No i dlaczego? – zapytała zaintrygowana.</span></div>
<div align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm; margin-top: 0.1cm;">
<span style="font-size: large;">
Jeszcze raz rozejrzał się po sali. Siedzący bliżej nich klienci
już wyszli. Pozostali siedzieli po przeciwnej stornie lokalu. Nie
powinien jej o tym mówić... Ale skoro miejscowi policjanci
twierdzili, że nie ma powodu do obaw... A ona była taka...</span></div>
<div align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm; margin-top: 0.1cm;">
<span style="font-size: large;">
– Tylko obiecaj, że na razie o tym nie napiszesz, ok? – Spojrzał
jej w oczy. Przepełniała je ciekawość, zafascynowanie. Wydały mu
się w teraz jeszcze bardziej piękne niż dotychczas.</span></div>
<div align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm; margin-top: 0.1cm;">
<span style="font-size: large;">
– Jasne – niemal szepnęła.</span></div>
<div align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm; margin-top: 0.1cm;">
<span style="font-size: large;">
– Sprawdziliśmy, co poseł robił w komputerze zanim dostał
nożem. I okazało się, że wykonywał przelew na konto znanej nam
już kobiety z Bachmatówki.</span></div>
<div align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm; margin-top: 0.1cm;">
<span style="font-size: large;">
– Czyli jednak...</span></div>
<div align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm; margin-top: 0.1cm;">
<span style="font-size: large;">
– Nie. – Pokręcił przecząco głową. – Młody Strzeliński
całą swoją agresję wyładował właśnie na komputerze. I to mnie
najbardziej zastanowiło. Co poseł robił? Dlaczego chłopak tak się
wściekł? Przejrzeliśmy wyciąg z konta posła. Okazało się, że
przelewy robił regularnie, co miesiąc. Coś mnie wtedy tknęło,
żeby przejrzeć te pendrivy – opowiadał, starając się na nią
dyskretnie zerkać. – I tak przeglądam, przeglądam. I coś mi nie
daje spokoju. Przypominam sobie wizytę w domu tej kobiety. W pewnym
momencie do salonu weszła dziewczynka, którą ona się opiekuje.
Podobno nie jest jej matką. Dziecko zostało jej podrzucone przez
męża i jego kochankę, ale to też na razie sprawdzamy –
wyjaśnił.</span></div>
<div align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm; margin-top: 0.1cm;">
<span style="font-size: large;">
Dziennikarka słuchała uważnie, co chwilę potakując.</span></div>
<div align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm; margin-top: 0.1cm;">
<span style="font-size: large;">
– Okazało się, że to ona jest na większości zdjęć. I wtedy
wszystko skojarzyłem. Przypomniałem sobie z jaką nienawiścią ta
kobieta mówiła o dziewczynce. Pomyślałem o chorych fascynacjach
młodego Strzelińskiego i o strachu jego ojca przed ich ujawnieniem.
</span></div>
<div align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm; margin-top: 0.1cm;">
<span style="font-size: large;">
– Czyli – weszła mu w słowo. – on płacił jej, a chłopak...</span></div>
<div align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm; margin-top: 0.1cm;">
<span style="font-size: large;">
– Tak – potwierdził ponurym głosem. – Na ciele dziewczynki
lekarze znaleźli ślady wykorzystywania seksualnego.</span></div>
<div align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm; margin-top: 0.1cm;">
<span style="font-size: large;">
– Przyznali się?</span></div>
<div align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm; margin-top: 0.1cm;">
<span style="font-size: large;">
– Właśnie nie. I to jest najgorsze. W takich sprawach wszystko
można podważyć. Na dodatek ten poseł...</span></div>
<div align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm; margin-top: 0.1cm;">
<span style="font-size: large;">
– Rozumiem. Myślisz, że mogą zamieść to pod dywan?</span></div>
<div align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm; margin-top: 0.1cm;">
<span style="font-size: large;">
– Nie wiem. Zrobię wszystko, żeby się tak nie stało. Ale... –
zawiesił głos. Jednak opowiadanie o tym wszystkim jego bardziej go
przygnębiło.</span></div>
<div align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm; margin-top: 0.1cm;">
<span style="font-size: large;">
– Dasz radę. – Uśmiechnęła się.</span></div>
<div align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm; margin-top: 0.1cm;">
<span style="font-size: large;">
Odwzajemnił się jej smutnym, zmęczonym uśmiechem. Było jej go
żal. Było jej też teraz strasznie głupio. Chyba trochę
przesadziła... Ciekawiła ją ta sprawa. Chciała wiedzieć o niej
jak najwięcej. Ale przede wszystkim chciała spędzić czas z NIM. Z
tym fajnym, nieco zagubionym policjantem. Tym jej bohaterem, który w
sobotę uratował człowieka, a potem pozwolił przeżyć jej ten
cudowny moment. Coś, o czym marzyła chyba każda kobieta.
Romantyczny pocałunek w strugach deszczu.
</span></div>
<div align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm; margin-top: 0.1cm;">
<span style="font-size: large;">
Nie potrzebowała już więcej informacji na temat śledztwa.
Zauważyła, że już ją to wcale nie interesuje. Teraz chciała być
z nim. Mimo tego, że ją tak wczoraj zbył. Mimo tego, że zbył ją
dzisiaj, kiedy zaprosiła go do siebie. Ale na to przyjdzie jeszcze
czas – pomyślała. – Jeszcze będzie mój. I tylko mój.
</span></div>
<br />
<div align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm; margin-top: 0.1cm;">
<span style="font-size: large;">
– A jak tam skończył się wczorajszy wyścig? – Zmieniła
temat, nie odrywając od niego ani na chwilę swojego wzroku.</span><br />
<span style="font-size: large;"><br /></span>
<h3>
<span style="font-size: large;"><a href="http://fundamenty-kulakowski.blogspot.com/2017/02/fundamenty-rozdzia-xxii.html">Rozdział XXII</a></span></h3>
</div>
Anonymoushttp://www.blogger.com/profile/17059212973651445750noreply@blogger.com0tag:blogger.com,1999:blog-5401081125946211471.post-24877800909621125292017-02-02T16:05:00.000+01:002017-02-04T13:39:32.705+01:00Fundamenty - Rozdział XX<div align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm; margin-top: 0.1cm;">
<span style="font-size: large;"> – O
kurwa. – Wojciechowski pokręcił głową, obserwując nadal
siedzącego w sali przesłuchań syna posła Strzelińskiego. –
Młody po nią pojechał, ta? – zwrócił się do stojącego obok z
założonymi rękoma komisarza.</span></div>
<div align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm; margin-top: 0.1cm;">
<span style="font-size: large;">Czachor
przytaknął mu tylko ruchem głowy. Z niedowierzaniem patrzył na
tego młodego człowieka. Ile on mógł mieć lat? Najwyżej
dwadzieścia parę. Co siedziało w jego głowie? Jakim skurwielem
trzeba było być, aby coś takiego robić? Na początku Artur
myślał, że owszem – ma do czynienia z pedofilem, ale takim,
który nie posuwa się do żadnych czynów, z wyjątkiem chorego
fantazjowania i samo zaspokajania się przed roznegliżowanymi
zdjęciami kilkuletnich dzieci, ściągniętych z zagranicznych
serwerów. Mylił się... Ten sukinsyn robił to od co najmniej
dwóch, trzech lat. Krzywdził kogoś, kto nie był niczemu winien.
Niszczył komuś całe życie. Był po prostu jebanym zwyrodnialcem.
Jego tatuś też.</span></div>
<div align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm; margin-top: 0.1cm;">
<span style="font-size: large;">– Co
robimy? Czekamy na nich? – zapytał po chwili ciszy podkomisarz.</span></div>
<a name='more'></a><br />
<div align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm; margin-top: 0.1cm;">
<span style="font-size: large;">Artur
spojrzał na trzymane w ręku zdjęcia, które znalazł na pendrivie.
</span></div>
<div align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm; margin-top: 0.1cm;">
<span style="font-size: large;">–
Poczekamy. Uderzymy na dwa fronty. Któreś prędzej czy później i
tak się przyzna.</span></div>
<div align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm; margin-top: 0.1cm;">
<span style="font-size: large;">W tym
momencie dobiegły ich krzyki, dochodzące z końca wąskiego
korytarzyka.</span></div>
<div align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm; margin-top: 0.1cm;">
<span style="font-size: large;">–
Proszę mnie puścić! Co panowie sobie do cholery myślą! Ja tego
tak nie zostawię! O nie! Ja z tym do sądu pójdę!</span></div>
<div align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm; margin-top: 0.1cm;">
<span style="font-size: large;">Dwóch
umundurowanych funkcjonariuszy prowadziło właśnie skutą od tyłu,
awanturującą się i szarpiącą na boki kobietę. Za nimi szedł
Maciek.</span></div>
<div align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm; margin-top: 0.1cm;">
<span style="font-size: large;">– O
proszę! – krzyknęła, kiedy podeszli bliżej Czachora i
Wojciechowskiego. – Wszystko jasne! Policyjne świnie! To jest
skandal! – Wykonywała takie ruchy, jak gdyby chciała się wyrwać
prowadzącym ją policjantom.</span></div>
<div align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm; margin-top: 0.1cm;">
<span style="font-size: large;">–
Tutaj, panie aspirancie?– Jeden z funkcjonariuszy wskazał na białe
drzwi.</span></div>
<div align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm; margin-top: 0.1cm;">
<span style="font-size: large;">–
Tak – przytaknął mu.</span></div>
<div align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm; margin-top: 0.1cm;">
<span style="font-size: large;">– Ja
tego tak nie zostawię! Jeszcze mnie popamiętacie! – wrzeszczała
kobieta, kiedy wprowadzano ją do biura, które wykorzystywano także
jako pokój przesłuchań.</span></div>
<div align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm; margin-top: 0.1cm;">
<span style="font-size: large;">–
Załatwione – odetchnął Król, kiedy zniknęli za drzwiami.</span></div>
<div align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm; margin-top: 0.1cm;">
<span style="font-size: large;">–
Zabraliście dziecko do szpitala? – zapytał komisarz.</span></div>
<div align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm; margin-top: 0.1cm;">
<span style="font-size: large;">–
Ta.</span></div>
<div align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm; margin-top: 0.1cm;">
<span style="font-size: large;">–
Mówiłem, że to jebana suka – rzucił Przemek. – Dobra, jak to
robimy dokładnie?</span></div>
<div align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm; margin-top: 0.1cm;">
<span style="font-size: large;">– My
wracamy do młodego Strzelińskiego, a Maciek – Artur wskazał na
aspiranta.– zajmie się Przybysz.</span></div>
<div align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm; margin-top: 0.1cm;">
<span style="font-size: large;">– Z
chęcią bym sobie teraz porozmawiał z tą piźniętą jędzą. –
Wojciechowski uśmiechnął się krzywo.</span></div>
<div align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm; margin-top: 0.1cm;">
<span style="font-size: large;">–
Ok, to ja zaczynam. – Król naciskał już na klamkę
pomieszczenia, do którego wprowadzono Joannę Przybysz.</span></div>
<div align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm; margin-top: 0.1cm;">
<span style="font-size: large;">Czachor
pokiwał głową na znak, aby wchodził. Kiedy aspirant zniknął za
drzwiami, znów zostali sami. Przez dłuższą chwilę w milczeniu
patrzyli tępym wzrokiem w lustro weneckie.</span></div>
<div align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm; margin-top: 0.1cm;">
<span style="font-size: large;">–
Idziemy? – Podkomisarz spojrzał na Artura.</span></div>
<div align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm; margin-top: 0.1cm;">
<span style="font-size: large;">–
Idziemy – odpowiedział, odrywając wzrok od szyby.</span></div>
<div align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm; margin-top: 0.1cm;">
<span style="font-size: large;">– Ja
zły, ty dobry?</span></div>
<div align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm; margin-top: 0.1cm;">
<span style="font-size: large;">–
Nie. – Pokręcił głową. – Teraz pokażemy skurwielowi, jak
bardzo zła i niedobra jest polska policja.</span></div>
<div align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm; margin-top: 0.1cm;">
<span style="font-size: large;">Wojciechowski
po cichu gwizdnął, a następnie ruszył za nim.</span></div>
<div align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm; margin-top: 0.1cm;">
<span style="font-size: large;"><br />
</span></div>
<div align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm; margin-top: 0.1cm;">
<span style="font-size: large;">Nim
zdążyli usiąść, komisarz rzucił tonem zawierającym nutę
rozczarowania:</span></div>
<div align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm; margin-top: 0.1cm;">
<span style="font-size: large;">–
Nie dotrzymałeś naszej umowy.</span></div>
<div align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm; margin-top: 0.1cm;">
<span style="font-size: large;">Przez
twarz Macieja Strzelińskiego przemknęło zdziwienie.</span></div>
<div align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm; margin-top: 0.1cm;">
<span style="font-size: large;">–
Nie rozumiem – odezwał się mecenas Michalski. – Jaka umowa?</span></div>
<div align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm; margin-top: 0.1cm;">
<span style="font-size: large;">–
Pański klient nic panu nie powiedział? – Uśmiechnął się
złośliwie Przemek, kładąc na stole worek z pendrivami.</span></div>
<div align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm; margin-top: 0.1cm;">
<span style="font-size: large;">– Co
to jest? – zapytał zaskoczony adwokat, a następnie popatrzył
pytająco na syna posła.
</span></div>
<div align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm; margin-top: 0.1cm;">
<span style="font-size: large;">– No
powiedz, panu mecenasowi, co tam jest. – Podkomisarz posłał
chłopakowi jadowite spojrzenie.</span></div>
<div align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm; margin-top: 0.1cm;">
<span style="font-size: large;">Chłopak
milczał.</span></div>
<div align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm; margin-top: 0.1cm;">
<span style="font-size: large;">– No
powiedz – naciskał Wojciechowski.</span></div>
<div align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm; margin-top: 0.1cm;">
<span style="font-size: large;">–
Panowie, panowie. – Michalski zamachał energicznie rękoma. – O
co tutaj chodzi?</span></div>
<div align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm; margin-top: 0.1cm;">
<span style="font-size: large;">– Te
pendrivy znaleźliśmy w sypialni pańskiego klienta – zaczął
tłumaczyć Czachor. – Ujawniliśmy na nich treści o charakterze
pornografii dziecięcej.</span></div>
<div align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm; margin-top: 0.1cm;">
<span style="font-size: large;">Adwokat
wydał się być nieco zszokowanym. Komisarz domyślał się jednak,
że było to na wpół udawane. Z tego co się orientował, była to
dosyć znana plotka. W zasadzie to prawdziwa historia...</span></div>
<div align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm; margin-top: 0.1cm;">
<span style="font-size: large;">–
Maciek – kontynuował, spoglądając na młodego Strzelińskiego –
obiecał być z nami szczery, w zamian za pewnego rodzaju dyskrecję.
Nie wywiązał się jednak z umowy.</span></div>
<div align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm; margin-top: 0.1cm;">
<span style="font-size: large;">–
Dlaczego?</span></div>
<div align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm; margin-top: 0.1cm;">
<span style="font-size: large;">–
Pamiętasz jak pytałem cię, o co się pokłóciłeś z ojcem? –
zwrócił się do młodzieńca.</span></div>
<div align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm; margin-top: 0.1cm;">
<span style="font-size: large;">Nic
nie odpowiadał. Znowu wbił wzrok w blat stołu.</span></div>
<div align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm; margin-top: 0.1cm;">
<span style="font-size: large;">–
Patrz na pana komisarza – rzucił ostrym tonem Wojciechowski. –
Nie słyszałeś pytania?</span></div>
<div align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm; margin-top: 0.1cm;">
<span style="font-size: large;">Adwokat
posłał Przemkowi pretensjonalne spojrzenie. Ten jednak wydał się
być tym zupełnie nie przejęty.</span></div>
<div align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm; margin-top: 0.1cm;">
<span style="font-size: large;">– No
co jest? – Nie odpuszczał.</span></div>
<div align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm; margin-top: 0.1cm;">
<span style="font-size: large;">–
Odpierz się pan – odezwał się nagle chłopak.</span></div>
<div align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm; margin-top: 0.1cm;">
<span style="font-size: large;">Przemek
spojrzał wyczekująco na Artura.</span></div>
<div align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm; margin-top: 0.1cm;">
<span style="font-size: large;">–
Rozumiem, że nie pamiętasz – zaczął komisarz po chwili ciszy.
– Może to ci pomoże. – Dynamicznym ruchem rozłożył na
stole, przygotowane wcześniej, zdjęcia.</span></div>
<div align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm; margin-top: 0.1cm;">
<span style="font-size: large;">Maciej
Strzeliński zamarł.</span></div>
<div align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm; margin-top: 0.1cm;">
<span style="font-size: large;"><br />
</span></div>
<div align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm; margin-top: 0.1cm;">
<span style="font-size: large;">–
Zapytam jeszcze raz. – Król wypowiadał powoli każde słowo. –
Czy zna pani posła Krzysztofa Strzelińskiego?</span></div>
<div align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm; margin-top: 0.1cm;">
<span style="font-size: large;">Joanna
Przybysz, której na czas przesłuchania zdjęto kajdanki, patrzyła
teraz wyzywającym wzrokiem na aspiranta. Założyła jedną nogę na
drugą. Usta wydęła w dzióbek, jak gdyby zastanawiała się nad
jakąś ciętą ripostą.
</span></div>
<div align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm; margin-top: 0.1cm;">
<span style="font-size: large;">–
Nie – odparła obojętnie, unosząc wzrok do góry.</span></div>
<div align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm; margin-top: 0.1cm;">
<span style="font-size: large;">– Na
pewno?</span></div>
<div align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm; margin-top: 0.1cm;">
<span style="font-size: large;">–
Myślałam, że jest pan nieco bardziej rozgarnięty niż pana
koledzy. Mówię przecież, że nie.</span></div>
<div align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm; margin-top: 0.1cm;">
<span style="font-size: large;">–
Dobrze. Proszę mi zatem opowiedzieć o swoim mężu.</span></div>
<div align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm; margin-top: 0.1cm;">
<span style="font-size: large;">– O
tej świni? – Skrzywiła się. – Po to mnie tutaj przywlekliście
w kajdankach? Wy chyba nie zdajecie sobie sprawy z konsekwencji...</span></div>
<div align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm; margin-top: 0.1cm;">
<span style="font-size: large;">– O
tym porozmawiamy później – przerwał jej stanowczo. – Proszę
opowiedzieć o swoim mężu.
</span></div>
<div align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm; margin-top: 0.1cm;">
<span style="font-size: large;">–
Świnia – stwierdziła jednym słowem, a po chwili dodała: –
Pierdolona jebana świnia.</span></div>
<div align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm; margin-top: 0.1cm;">
<span style="font-size: large;">–
Zacznijmy od imienia. – Uśmiechnął się nieco.</span></div>
<div align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm; margin-top: 0.1cm;">
<span style="font-size: large;">–
Karol – odpowiedziała, odwracając wzrok na bok.</span></div>
<div align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm; margin-top: 0.1cm;">
<span style="font-size: large;">–
Nazwisko?</span></div>
<div align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm; margin-top: 0.1cm;">
<span style="font-size: large;">–
Przecież już mówiłam – zaczęła poirytowana – że nie
wzięliśmy rozwodu.</span></div>
<div align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm; margin-top: 0.1cm;">
<span style="font-size: large;">–
Dlaczego?</span></div>
<div align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm; margin-top: 0.1cm;">
<span style="font-size: large;">– Bo
widocznie mi się tak podobało – rzuciła lekceważąco. – Mogę
zapalić? – Zapytała rozdrażniona, rozglądając się po
pomieszaniu.</span></div>
<div align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm; margin-top: 0.1cm;">
<span style="font-size: large;">–
Nie.</span></div>
<div align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm; margin-top: 0.1cm;">
<span style="font-size: large;">– No
tak... – prychnęła.</span></div>
<div align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm; margin-top: 0.1cm;">
<span style="font-size: large;">–
Gdzie wyjechał mąż?</span></div>
<div align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm; margin-top: 0.1cm;">
<span style="font-size: large;">–
Pan jest, przepraszam, idiotą?</span></div>
<div align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm; margin-top: 0.1cm;">
<span style="font-size: large;">–
Gdzie wyjechał mąż? – powtórzył z naciskiem na każde
wypowiadane słowo.</span></div>
<div align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm; margin-top: 0.1cm;">
<span style="font-size: large;">– Do
Anglii – westchnęła z nieskrywaną irytacją.</span></div>
<div align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm; margin-top: 0.1cm;">
<span style="font-size: large;">–
Gdzie dokładnie?</span></div>
<div align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm; margin-top: 0.1cm;">
<span style="font-size: large;">–
Skąd mam wiedzieć? – obruszyła się.</span></div>
<div align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm; margin-top: 0.1cm;">
<span style="font-size: large;">– A
kochanka męża?</span></div>
<div align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm; margin-top: 0.1cm;">
<span style="font-size: large;">– Co
kochanka?!– zareagowała dosyć agresywnie.</span></div>
<div align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm; margin-top: 0.1cm;">
<span style="font-size: large;">–
Proszę mi o niej opowiedzieć – poprosił, starając się być dla
niej uprzejmym, chociaż tak naprawdę próbował ją właśnie
celowo jeszcze bardziej zdenerwować.</span></div>
<div align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm; margin-top: 0.1cm;">
<span style="font-size: large;">–
Zdzira, pinda, suka, dziwka, kurwa – wyliczała obojętnie. – Coś
jeszcze?</span></div>
<div align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm; margin-top: 0.1cm;">
<span style="font-size: large;">–
Może na początek imię i nazwisko.</span></div>
<div align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm; margin-top: 0.1cm;">
<span style="font-size: large;">Joanna
Przybysz westchnęła ciężko.</span></div>
<div align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm; margin-top: 0.1cm;">
<span style="font-size: large;">–
Przecież mówiłam...</span></div>
<div align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm; margin-top: 0.1cm;">
<span style="font-size: large;">–
Nie wierzę, że nie pamięta pani jak nazywała się kochanka męża
– przerwał jej.</span></div>
<div align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm; margin-top: 0.1cm;">
<span style="font-size: large;">Kobieta
otworzyła usta, ale na tym poprzestała. Chyba nie spodziewała się
takich słów ze strony przesłuchującego ją policjanta. Zresztą,
nie wyglądała na osobę, która pozwalałaby komukolwiek poddawać
w wątpliwość jej twierdzenia.</span></div>
<div align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm; margin-top: 0.1cm;">
<span style="font-size: large;">–
Paulina Wiśniewska. Zgadza się? – Popatrzył na nią uważnie.
Złość i irytacja wydawały mu się tylko maskami na twarzy
kobiety. Tak naprawdę odczuwała teraz strach. Wiedziała, że ma
coś na sumieniu. Król też to wiedział.</span></div>
<div align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm; margin-top: 0.1cm;">
<span style="font-size: large;">–
Może...– Starała się zabrzmieć jak najbardziej obojętnie.</span></div>
<div align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm; margin-top: 0.1cm;">
<span style="font-size: large;">–
Czyim dzieckiem jest Zuzanna Przybysz? – Zaczynał uderzać w coraz
bardziej czułe punkty.</span></div>
<div align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm; margin-top: 0.1cm;">
<span style="font-size: large;">–
Jej – odburknęła.</span></div>
<div align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm; margin-top: 0.1cm;">
<span style="font-size: large;">– Na
pewno?</span></div>
<div align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm; margin-top: 0.1cm;">
<span style="font-size: large;">–
Mogę mieć prośbę?
</span></div>
<div align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm; margin-top: 0.1cm;">
<span style="font-size: large;">–
Słucham.</span></div>
<div align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm; margin-top: 0.1cm;">
<span style="font-size: large;">–
Czy mógłby porozmawiać ze mną ktoś... hmm... bardziej
rozgarnięty. Nie żebym coś do pana miała... – mówiła z
udawaną uprzejmością.</span></div>
<div align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm; margin-top: 0.1cm;">
<span style="font-size: large;">–
Nie sądzę – odparł krótko. – Czyli mam rozumieć, że Zuzanna
Przybysz to dziecko pani Wiśniewskiej?</span></div>
<div align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm; margin-top: 0.1cm;">
<span style="font-size: large;">–
Tak – westchnęła po raz kolejny. – Gdzie ona w ogóle teraz
jest?</span></div>
<div align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm; margin-top: 0.1cm;">
<span style="font-size: large;">–
Kto?</span></div>
<div align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm; margin-top: 0.1cm;">
<span style="font-size: large;">–
Zuzia.</span></div>
<div align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm; margin-top: 0.1cm;">
<span style="font-size: large;">–
Zajęliśmy się nią. Proszę się o nią na razie nie niepokoić.
Jest w dobrych rękach – zapewnił. – Dlaczego rodzice Pauliny
Wiśniewskiej nie wiedzieli nic o ciąży? – kontynuował.</span></div>
<div align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm; margin-top: 0.1cm;">
<span style="font-size: large;">– A
skąd ja mam, do jasnej cholery, wiedzieć? Przepraszam, dowiem się
w końcu dlaczego tutaj właściwie jestem?</span></div>
<div align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm; margin-top: 0.1cm;">
<span style="font-size: large;">–
Wszystko w swoim czasie – odpowiedział spokojnie, próbując cały
czas utrzymywać z nią kontakt wzrokowy.</span></div>
<div align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm; margin-top: 0.1cm;">
<span style="font-size: large;">–
Wszystko w swoim czasie... – powtórzyła, przedrzeźniając go. –
Jakim prawem wy mnie tutaj w ogóle trzymacie?! W ogóle to macie
jakiś nakaz? Jakim prawem zakuliście mnie w kajdanki? – pytała
z oburzeniem.</span></div>
<div align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm; margin-top: 0.1cm;">
<span style="font-size: large;">–
Gdyby zachowywała się pani spokojnie, nikt by nie zakładał pani
kajdanek – wytłumaczył Maciek.</span></div>
<div align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm; margin-top: 0.1cm;">
<span style="font-size: large;">– Ja
tego tak nie zostawię – zagroziła.</span></div>
<div align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm; margin-top: 0.1cm;">
<span style="font-size: large;">– Ma
pani takie prawo – odparł obojętnie. – Mąż przysyła pani
pieniądze, tak? – zmienił temat.</span></div>
<div align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm; margin-top: 0.1cm;">
<span style="font-size: large;">–
Chociaż na tyle go stać...</span></div>
<div align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm; margin-top: 0.1cm;">
<span style="font-size: large;">–
Przelewa je pani na konto?</span></div>
<div align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm; margin-top: 0.1cm;">
<span style="font-size: large;">– A
co to pana w ogóle obchodzi?!</span></div>
<div align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm; margin-top: 0.1cm;">
<span style="font-size: large;">Widząc,
że nie zrobiło to wrażenia na aspirancie, odpowiedziała:</span></div>
<div align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm; margin-top: 0.1cm;">
<span style="font-size: large;">–
Przysyła w paczkach.</span></div>
<div align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm; margin-top: 0.1cm;">
<span style="font-size: large;">– Co
robi pani z pieniędzmi?</span></div>
<div align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm; margin-top: 0.1cm;">
<span style="font-size: large;">– No
to już chyba...</span></div>
<div align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm; margin-top: 0.1cm;">
<span style="font-size: large;">–
Chodzi o to, gdzie je pani przechowuje. Wpłaca je pani na konto w
banku?</span></div>
<div align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm; margin-top: 0.1cm;">
<span style="font-size: large;">–
Różnie. Co to ma w ogóle za znaczenie?</span></div>
<div align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm; margin-top: 0.1cm;">
<span style="font-size: large;">Sprawiała
wrażenie zdziwionej, chociaż nie do końca. Chyba zaczynała zdawać
sobie sprawę z tego, że popełniła błąd. I to wcale nie podczas
przesłuchania, a dwa dni wcześniej, kiedy Przemek i Artur
rozmawiali z nią w Bachmatówce.</span></div>
<div align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm; margin-top: 0.1cm;">
<span style="font-size: large;">–
Zapytam po raz kolejny. Czy zna pani posła Krzysztofa
Strzelińskiego?</span></div>
<div align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm; margin-top: 0.1cm;">
<span style="font-size: large;">–
Mówię przecież... – Machnęła ręką. – Nie.</span></div>
<div align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm; margin-top: 0.1cm;">
<span style="font-size: large;">Chyba
już się zorientowała – pomyślał z satysfakcją aspirant. Już
nie była taka odważna, jak przed chwilą.
</span></div>
<div align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm; margin-top: 0.1cm;">
<span style="font-size: large;">–
Rozumiem. – Pokiwał powoli głową. – A jego syna Macieja
Strzelińskiego?</span></div>
<div align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm; margin-top: 0.1cm;">
<span style="font-size: large;">–
Nie.</span></div>
<div align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm; margin-top: 0.1cm;">
<span style="font-size: large;">–
Może Pawła Teodorczyka?</span></div>
<div align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm; margin-top: 0.1cm;">
<span style="font-size: large;">–
Nie. O co chodzi?</span></div>
<div align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm; margin-top: 0.1cm;">
<span style="font-size: large;">Maciek,
nie spiesząc się, otworzył leżącą na biurku teczkę i wyciągnął
z niej kartkę papieru. Następnie podsunął ją, siedzącej
naprzeciwko, Joannie Przybysz.</span></div>
<div align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm; margin-top: 0.1cm;">
<span style="font-size: large;">– Co
to? – W jej głosie nie było już słychać arogancji.</span></div>
<div align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm; margin-top: 0.1cm;">
<span style="font-size: large;">–
Wyciąg z konta bankowego posła Strzelińskiego – wyjaśnił. –
Proszę spojrzeć na operacje zakreślone markerem. – Wskazał
palcem jedną z nich.</span></div>
<div align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm; margin-top: 0.1cm;">
<span style="font-size: large;">Kobieta
siedziała, tępo wpatrując się w wydruk. Wiedziała, co na nim
jest. Wiedziała też, co to dla niej oznacza. Teraz prawdopodobnie
myślała nad jakimś sensownym wytłumaczeniem.</span></div>
<div align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm; margin-top: 0.1cm;">
<span style="font-size: large;">–
Chciałaby mi pani coś powiedzieć? – zapytał Król po dłuższej
chwili.</span></div>
<div align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm; margin-top: 0.1cm;">
<span style="font-size: large;">Milczała.
Zmarszczyła czoło. Myślała. Myślała, jakie wyjście z tej
sytuacji będzie dla niej najlepsze. Podniosła wzrok na policjanta.
W jej, dotychczas wyrażających bezczelność i pewność siebie,
oczach pojawiły się łzy.</span></div>
<div align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm; margin-top: 0.1cm;">
<span style="font-size: large;">– To
było jakieś trzy lata temu... – zaczęła tłumaczyć płaczliwym
głosem. – Przychodzili, dzwonili...</span></div>
<div align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm; margin-top: 0.1cm;">
<span style="font-size: large;">–
Kto?</span></div>
<div align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm; margin-top: 0.1cm;">
<span style="font-size: large;">–
Strzeliński i... i... i jego ludzie.</span></div>
<div align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm; margin-top: 0.1cm;">
<span style="font-size: large;">– Po
co?</span></div>
<div align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm; margin-top: 0.1cm;">
<span style="font-size: large;">–
Ggrozili nam... Straszyli, że sppalą mi ddom. – Łkała po cichu.
– Że... że... że tten chłopak... jego syn... że on...
pporwie... Zzzuzię.</span></div>
<div align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm; margin-top: 0.1cm;">
<span style="font-size: large;">–
Dlaczego?</span></div>
<div align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm; margin-top: 0.1cm;">
<span style="font-size: large;">–
Bbbo jja... – zwiesiła głos.
</span></div>
<div align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm; margin-top: 0.1cm;">
<span style="font-size: large;">Cała
się trzęsła. Wyglądała żałośnie. Co chwila ocierała policzki
z łez, jeszcze bardziej rozmazując, nałożony w nadmiernej ilości,
tusz do rzęs.</span></div>
<div align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm; margin-top: 0.1cm;">
<span style="font-size: large;">–
Tak? – zachęcił ją do mówienia.</span></div>
<div align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm; margin-top: 0.1cm;">
<span style="font-size: large;">– Bo
jja... – próbowała dokończyć. – Bbo ja... – Maciek upewnił
się, czy ustawiona w rogu pomieszczenia kamera jest włączona. Za
chwilę miały paść decydujące słowa. – Ja widziałam, jak oni
zakopywali te zwłoki – powiedziała na jednym oddechu.</span></div>
<div align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm; margin-top: 0.1cm;">
<span style="font-size: large;">Kurwa
mać – pomyślał ze złością aspirant. Nie o to chodziło...
Chociaż musiał przyznać, że gdyby nie nieścisłości w czasie,
to historyjka Joanny Przybysz byłaby całkiem sensowna.</span></div>
<div align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm; margin-top: 0.1cm;">
<span style="font-size: large;">–
Obbiecali co mmiesiąc przelewać pieniąddze. Miałłam millczeć –
tłumaczyła.</span></div>
<div align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm; margin-top: 0.1cm;">
<span style="font-size: large;">Król
nie odzywał się. Zastanawiał się jak to teraz rozegrać.</span></div>
<div align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm; margin-top: 0.1cm;">
<span style="font-size: large;">–
Jja – mówiła dalej. – Jja koccham Zzzuzię. To nie mmoje
ddziecko, alle jja ją kochham. Nnaprawdę. – Popatrzyła mu prosto
w oczy, wyczekując zrozumienia.</span></div>
<div align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm; margin-top: 0.1cm;">
<span style="font-size: large;">–
Kłamie pani – stwierdził pewnym głosem.</span></div>
<div align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm; margin-top: 0.1cm;">
<span style="font-size: large;">Zapadła
cisza. Kobieta zmarszczyła brwi i spojrzała z nienawiścią na
policjanta. Wyglądała tak, jakby za chwilę miała rozszarpać go
na strzępy. Maciek nawet przez chwilę zaczął obawiać się
reakcji Przybysz. Nie pokazywał tego jednak po sobie.</span></div>
<div align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm; margin-top: 0.1cm;">
<span style="font-size: large;">–
Jak pan śmie?! – wykrzyknęła, jednocześnie wybuchając płaczem.
– Jak pan może?! Jezu... – Zakryła twarz dłońmi, głośno
szlochając.</span></div>
<div align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm; margin-top: 0.1cm;">
<span style="font-size: large;">Odczekał
chwilę. Co teraz powinien zrobić? Chyba trzeba było zrobić
przerwę... Tak.</span></div>
<div align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm; margin-top: 0.1cm;">
<span style="font-size: large;">–
Proszę się nad tym jeszcze zastanowić – powiedział, wstając
od biurka i przechodząc obok niej.</span></div>
<div align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm; margin-top: 0.1cm;">
<span style="font-size: large;">–
Zostań z nią – polecił stojącemu przy drzwiach
funkcjonariuszowi.</span></div>
<div align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm; margin-top: 0.1cm;">
<span style="font-size: large;"><br />
</span></div>
<div align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm; margin-top: 0.1cm;">
<span style="font-size: large;"> Ruszył
w kierunku dystrybutora z wodą. Musiał ochłonąć. Kiedy wracał,
popijając z plastikowego kubka, z pokoju przesłuchań wyszli jego
koledzy.</span></div>
<div align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm; margin-top: 0.1cm;">
<span style="font-size: large;">–
Chujnia – rzucił na jego widok Wojciechowski. – Nasz książę
zamilkł jak, kurwa, zaklęty.</span></div>
<div align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm; margin-top: 0.1cm;">
<span style="font-size: large;">– Co
u ciebie? – zapytał Artur.</span></div>
<div align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm; margin-top: 0.1cm;">
<span style="font-size: large;">–
Kłamie – stwierdził aspirant. – Ale już wie, że wpadła.
Teraz będzie wciskać mi różne historyjki, na przykład o tym, że
pieniądze były w zamian za milczenie w sprawie zwłok zakopanych na
działce obok.</span></div>
<div align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm; margin-top: 0.1cm;">
<span style="font-size: large;">–
Tempa dzida – odezwał się z nieskrywaną złością podkomisarz.
– Jak, kurwa, można coś takiego urządzić dla dzieciaka? Kurwa,
jak? Ja rozumiem, że to nie jej... Ale kurwa! – Pokręcił z
niedowierzaniem głową.</span></div>
<div align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm; margin-top: 0.1cm;">
<span style="font-size: large;">Czachor
też nie rozumiał. Tego nie dało się zrozumieć. To co zrobiła
Przybysz... To co zrobił Strzeliński... Tego nie dało się chyba
nawet opisać słowami. Poczuł wibrujący w kieszeni telefon. SMS.
Od Małgosi. Cholera, nie miał teraz do tego głowy. Jednak chciał.
Był ciekawy. Uważał, że powinien. Odblokował ekran, nieco się
uśmiechając.</span></div>
<div align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm; margin-top: 0.1cm;">
<i><span style="font-size: large;">Kogo
zatrzymaliście w parku?</span></i></div>
<div align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm; margin-top: 0.1cm;">
<span style="font-size: large;">
Cholera, tylko nie to – pomyślał zestresowany. Zauważył, że
dłonie mu się nieco spociły. Nie mógł jej teraz zbyć. Czuł, że
mógłby wszystko zepsuć. Ale przecież tak nie można... Spojrzał
na Maćka i Wojciechowskiego. Uniósł palec nad dotykową
klawiaturą. Zastanawiał się. Powinien? Nie. Chciał? Tak. Huk, raz
się żyje – uznał w końcu i zaczął pospiesznie redagować
odpowiedź.</span></div>
<div align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm; margin-top: 0.1cm;">
<span style="font-size: large;"><i>M.
Strzeliński. Jest afera. Pote... – </i>zatrzymał
się, a następnie po chwili namysłu wykasował początek ostatniego
zdania i wysłał wiadomość.</span></div>
<div align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm; margin-top: 0.1cm;">
<i><span style="font-size: large;">Jaka
afera???</span></i></div>
<div align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm; margin-top: 0.1cm;">
<span style="font-size: large;">
Westchnął ciężko.</span></div>
<div align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm; margin-top: 0.1cm;">
<i><span style="font-size: large;">Teraz
przesłuchujemy. Godzina, dwie, trzy...</span></i></div>
<div align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm; margin-top: 0.1cm;">
<i><span style="font-size: large;">OK
:) Niedaleko jest fajna kawiarnia ;)</span></i></div>
<div align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm; margin-top: 0.1cm;">
<i><span style="font-size: large;">Adres?</span></i></div>
<div align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm; margin-top: 0.1cm;">
<i><span style="font-size: large;">Pułaskiego
32. Daj znać, jak skończycie</span></i></div>
<div align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm; margin-top: 0.1cm;">
<i><span style="font-size: large;">OK
:)</span></i></div>
<div align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm; margin-top: 0.1cm;">
<i><span style="font-size: large;">:*</span></i></div>
<div align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm; margin-top: 0.1cm;">
<span style="font-size: large;">
Poczuł to przyjemne uczucie. Na chwilę zapomniał o tej całej
cholernej sprawie. Myślał tylko o niej. Nieważne było to, o co go
pytała. Ważne było, że to ONA go pytała. Może potrzebował już
tego wcześniej? Może gdyby miał kogoś, kto by go odciągał od
tych wszystkich śledztw, kiedy wracał z pracy... Może...</span></div>
<div align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm; margin-top: 0.1cm;">
<span style="font-size: large;">
– Kolega, patrzę coś rozpromieniał – wyrwał go z zamyślenia
głos Przemka. – Czyżby...</span></div>
<div align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm; margin-top: 0.1cm;">
<span style="font-size: large;">
– Może. – Kąciki jego ust mimowolnie powędrowały ku górze.</span></div>
<div align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm; margin-top: 0.1cm;">
<span style="font-size: large;">
– No! – Poklepał go po ramieniu. – Tylko pamiętaj, o
tajemnicy śledztwa. – Puścił do niego oczko, a następnie głośno
się zaśmiał: – Żartuję, stary. Nie rób takiej miny. To ty
nas możesz co najwyżej podpierdolić.</span></div>
<div align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm; margin-top: 0.1cm;">
<span style="font-size: large;">
Usłyszeli czyjeś kroki. W ich kierunku szła młoda, ubrana w
mundur policjantka.</span></div>
<div align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm; margin-top: 0.1cm;">
<span style="font-size: large;">
– Panie aspirancie – odezwała się ciepłym, nieco nieśmiałym
głosem, kiedy się do nich zbliżyła. – Pani sierżant dzwoniła,
że już skończyli w szpitalu.</span></div>
<div align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm; margin-top: 0.1cm;">
<span style="font-size: large;">
– I?</span></div>
<div align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm; margin-top: 0.1cm;">
<span style="font-size: large;">
– No i... tego... – zawiesiła głos.</span></div>
<div align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm; margin-top: 0.1cm;">
<span style="font-size: large;">
– Są ślady wykorzystania? – wtrącił się Czachor.</span></div>
<div align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm; margin-top: 0.1cm;">
<span style="font-size: large;">
– Są. – Spuściła nieco głowę.</span></div>
<div align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm; margin-top: 0.1cm;">
<span style="font-size: large;">
Jeszcze się wyrobi – uznał komisarz, a następnie uśmiechając
się przyjaźnie, zwrócił się do funkcjonariuszki:</span></div>
<div align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm; margin-top: 0.1cm;">
<span style="font-size: large;">
– Dziękujemy.</span></div>
<div align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm; margin-top: 0.1cm;">
<span style="font-size: large;">
– Jebany skurwiel – zaklął podkomisarz, kiedy dziewczyna
zniknęła w głębi korytarzyka.</span></div>
<div align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm; margin-top: 0.1cm;">
<span style="font-size: large;">
Artur całkowicie się z nim zgadzał. Jak można było coś takiego
robić? Jak można było na takie coś pozwalać? Dobra zmiana –
pomyślał ze złością. Najchętniej zostałby teraz sam na sam ze
Strzelińskimi i Przybysz. Ale nie... Nie wywiną się. W pierdlu
przeżyją koszmar. Sam się o to zatroszczy. Teraz pozostawało ich
tylko do niego wsadzić.</span></div>
<div align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm; margin-top: 0.1cm;">
<span style="font-size: large;">
– Wracamy? – Popatrzył po stojących obok kolegach.</span></div>
<div align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm; margin-top: 0.1cm;">
<span style="font-size: large;">
– Wracamy – stwierdził Przemek, pewnym krokiem ruszając do
drzwi. – Dojebmy skurwielom.</span></div>
<div align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm; margin-top: 0.1cm;">
<span style="font-size: large;"><br />
</span></div>
<div align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm; margin-top: 0.1cm;">
<span style="font-size: large;">
– Wszystko już wiemy – rzucił w stronę młodego
Strzelińskiego, kiedy tylko wszedł do pomieszczania.</span></div>
<div align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm; margin-top: 0.1cm;">
<span style="font-size: large;">
Chłopak nadal milczał. Od czasu, kiedy Czachor pokazał mu zdjęcie,
nie wypowiedział ani jednego słowa. Jego wargi drżały. Był blady
jak ściana. Na czole co chwila pojawiały się wielkie krople potu,
powoli zsuwające się po twarzy. Co jakiś czas nerwowo zerkał na
adwokata, jakby liczył na to, że ten w jakiś niewytłumaczalny
sposób zabierze go z tego miejsca. O niczym takim nie mogło być
mowy. Mieli dowody. Całkiem twarde. Wszystko jednak można było
podważyć. Szczególnie w tego typu sprawach. Szczególnie, kiedy
podejrzanym był syn posła, a sam poseł był w sprawę zamieszany.
</span></div>
<div align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm; margin-top: 0.1cm;">
<span style="font-size: large;">
– Joanna Przybysz wszystko nam powiedziała – dodał podkomisarz,
gdy zajął miejsce naprzeciwko chłopaka.</span></div>
<div align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm; margin-top: 0.1cm;">
<span style="font-size: large;">
– Kłamie – zaprzeczył gwałtownie, po czym prawieże zakrył
sobie dłonią usta. Zatrzymał się w pół ruchu. Zrozumiał, że
popełnił błąd.</span></div>
<div align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm; margin-top: 0.1cm;">
<span style="font-size: large;">
– Czyli znasz Joannę Przybysz? – zapytał Artur.</span></div>
<div align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm; margin-top: 0.1cm;">
<span style="font-size: large;">
– Nie... – Popatrzył na Michalskiego. Ten jednak, nie do końca
rozumiejąc chyba o co w tym wszystkim chodzi, nie odezwał się ani
słowem. Po wyrazie jego twarzy było widać, że stara się wszystko
dokładnie przeanalizować i ułożyć. – Nie znam – powtórzył
z większą pewnością w głosie.</span></div>
<div align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm; margin-top: 0.1cm;">
<span style="font-size: large;">
– To skąd możesz wiedzieć, że kłamie? – zaśmiał się
Przemek.</span></div>
<div align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm; margin-top: 0.1cm;">
<span style="font-size: large;">
– Tak...</span></div>
<div align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm; margin-top: 0.1cm;">
<span style="font-size: large;">
– Srak – przerwał mu, ignorując kolejne pełne wyrzutu i
zniesmaczenia spojrzenie mecenasa. – Wszystko nam powiedziała,
Maciek. Wszystko wiemy, rozumiesz?</span></div>
<div align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm; margin-top: 0.1cm;">
<span style="font-size: large;">
– Panowie – odezwał się w końcu Michalski – proszę zatem o
przedstawienie waszej wersji. W przeciwnym razie nie widzę dalszego
sensu...</span></div>
<div align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm; margin-top: 0.1cm;">
<span style="font-size: large;">
– Dobra – zgodził się z obojętnością w głosie
Wojciechowski. – Przyznanie się do winy zawsze by trochę
poprawiło sytuację pańskiego klienta... – Zawiesił głos,
spoglądając na przestraszonego chłopaka w oczekiwaniu na to, że
ten coś powie. Nadal jednak konsekwentnie milczał. – ...ale
widzę, że nie są tym panowie zainteresowani – stwierdził
krótko. – Artur? – zwrócił się do komisarza.</span></div>
<div align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm; margin-top: 0.1cm;">
<span style="font-size: large;">
– Pani Joanna Przybysz, mieszkanka Bachmatówki – zaczął, będąc
wywołanym do odpowiedzi – przyznała, że przyjmowała pieniądze
od posła Krzysztofa Strzelińskiego w zamian za możliwość
wykorzystywania seksualnego, znajdującej się pod jej opieką,
Zuzanny Przybysz przez syna pana posła – Macieja Strzelińskiego,
czyli pańskiego klienta.</span></div>
<div align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm; margin-top: 0.1cm;">
<span style="font-size: large;">
– Macie panowie na to jakieś dowody?</span></div>
<div align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm; margin-top: 0.1cm;">
<span style="font-size: large;">
– Owszem – odpowiedział ze spokojem w głosie. – Ale to
jeszcze nie wszystko... – Spojrzał na młodego Strzelińskiego,
który był teraz tak przestraszony, że wydawało się, że zaraz
zemdleje. – Pani Przybysz twierdzi, że poseł Strzeliński i
pański klient zastraszali ją i wymusili na niej przyzwalanie na
wykorzystywanie seksualne dziecka, będącego pod jej opieką.</span></div>
<div align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm; margin-top: 0.1cm;">
<span style="font-size: large;">
– Dowody? – naciskał mecenas. Na jego twarzy oprócz sporego
zdziwienia także malował się strach. Chyba nawet on, wiedzący
zapewne o skłonnościach syna swojego dawnego kolegi, nie
przypuszczał, że jest on gotowy posunąć się do czegoś takiego.</span></div>
<div align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm; margin-top: 0.1cm;">
<span style="font-size: large;">
– Mamy zeznania pani Przybysz, operacje bankowe posła
Strzelińskiego, badania lekarskie Zuzanny Przybysz – poinformował.</span></div>
<div align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm; margin-top: 0.1cm;">
<span style="font-size: large;">
– To jeszcze nic nie znaczy – stwierdził z udawaną pewnością
i obojętnością adwokat.</span></div>
<div align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm; margin-top: 0.1cm;">
<span style="font-size: large;">
– Być może... – odparł komisarz. – Czekamy jeszcze na
przesłuchanie Zuzanny Przybysz. Dalej twierdzisz, że jej nie znasz?
– Spojrzał na chłopaka.
</span></div>
<div align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm; margin-top: 0.1cm;">
<span style="font-size: large;">
– Nic nie mów. – Powstrzymał go gestem ręki Michalski. – Nie
będziemy z panami rozmawiać o ich własnych domysłach czy też
wymysłach jakiejś kobiety.</span></div>
<div align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm; margin-top: 0.1cm;">
<span style="font-size: large;">
Policjanci popatrzyli po sobie nieco skonsternowani. Nie do końca
tak to sobie wyobrażali. Liczyli, że wspomnienie o zeznaniach
Przybysz, zawierające informację o tym, że była zmuszana przez
Strzelińskich, spowoduje, że chłopak zacznie się bronić przed
tym właśnie zarzutem, a tym samym przyzna do wykorzystywania
dziecka. Niestety Maciej Strzeliński był chyba w zbyt wielkim
szoku. Ktoś odkrył jego tajemnicę. Tajemnicę, którą udawało mu
się skrywać przez kilka, może nawet kilkanaście lat.</span></div>
<div align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm; margin-top: 0.1cm;">
<span style="font-size: large;">
– W takim razie – zaczął powoli Artur. – Prokurator jeszcze
dzisiaj przedstawi pańskiemu klientowi zarzut posiadania materiałów
pedofilskich oraz usiłowania zabójstwa ojca – Krzysztofa
Strzelińskiego i najprawdopodobniej skieruje wniosek o
trzymiesięczny areszt – zakończył, wstając od stołu.</span></div>
<div align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm; margin-top: 0.1cm;">
<span style="font-size: large;"><br />
</span></div>
<div align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm; margin-top: 0.1cm;">
<span style="font-size: large;">
Maciek już na nich czekał. Jego nieco zasępiona mina nie
zwiastowała niczego dobrego.</span></div>
<div align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm; margin-top: 0.1cm;">
<span style="font-size: large;">
– Dupa – stwierdził. – Cały czas mi ryczała i wymyślała
jaki jestem zły, nieczuły, okrutny i tak dalej... – Machnął
ręką. – A u was?</span></div>
<div align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm; margin-top: 0.1cm;">
<span style="font-size: large;">
– To samo – odpowiedział mu Przemek. – Jeszcze ten pierdolony
Michalski. – Pokręcił głową.</span></div>
<div align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm; margin-top: 0.1cm;">
<span style="font-size: large;">
Czachor zerknął na telefon. Sam do końca nie wiedział dlaczego.
Mówił sobie, że chciał sprawdzić godzinę. Przez myśl
przemknęło mu również, że być może chciał sprawdzić czy nie
dostał żadnego nowego SMSa od Małgosi.
</span></div>
<div align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm; margin-top: 0.1cm;">
<span style="font-size: large;">
– Co robimy? – zapytał, chowając smartfona do kieszeni.</span></div>
<div align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm; margin-top: 0.1cm;">
<span style="font-size: large;">
Wojciechowski zastanowił się chwilę, drapiąc się po podbródku.</span></div>
<div align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm; margin-top: 0.1cm;">
<span style="font-size: large;">
– Młody, próbowałeś blefu, że niby chłopak ją podpierdolił?
– zwrócił się do aspiranta.</span></div>
<div align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm; margin-top: 0.1cm;">
<span style="font-size: large;">
– Ta. – Pokiwał smętnie głową.</span></div>
<div align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm; margin-top: 0.1cm;">
<span style="font-size: large;">
– Kurwa... Nie ma sensu już ich dzisiaj ruszać.... Gówniarza
wsadzimy na dołek na pewno, z nią się jeszcze zobaczy. Może przez
noc przemyślą sobie to wszystko... Dobra. – Ożywił się nieco.
– Młody, weź się protokołami zajmij, a my do Cielaka pójdziemy
pogadać o nakazach i przesłuchaniu dziewczynki, ok?</span></div>
<br />
<div align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm; margin-top: 0.1cm;">
<span style="font-size: large;">
– Robi się – westchnął, będąc wyraźnie rozczarowanym i być
może już nieco zmęczonym.</span><br />
<span style="font-size: large;"><br /></span>
<h3>
<span style="font-size: large;"><a href="http://fundamenty-kulakowski.blogspot.com/2017/02/fundamenty-rozdzia-xxi.html" target="">=> Rozdział XXI</a></span></h3>
</div>
Anonymoushttp://www.blogger.com/profile/17059212973651445750noreply@blogger.com2tag:blogger.com,1999:blog-5401081125946211471.post-64878755363854512102017-02-01T18:55:00.004+01:002017-02-02T16:05:45.623+01:00Fundamenty - Rozdział XIX<span style="font-size: large;"><span class="Apple-tab-span" style="white-space: pre;"> </span>– Dobrze – rozpoczął Czachor. – Tak więc od początku. Co robiłeś w nocy z dziewiątego na jedenastego lipca?</span><br />
<span style="font-size: large;">Do Artura, Wojciechowskiego i młodego Strzelińskiego dołączył adwokat Zygmunt Michalski. Był to starszy człowiek z nieco siwiejącymi włosami i krótko przystrzyżoną szarawą bródką. Na nosie miał okrągłe okulary w cienkich oprawkach, które dodawały mu nieco powagi. Mówił spokojnie i rzeczowo. Widać było, że jest profesjonalistą. Podobno był to jeden z współpracowników posła, kiedy tamten był jeszcze adwokatem. Komisarz nie obawiał się jednak zbytnio mecenasa, mimo iż domyślał się, że ten należy do miejscowej prawniczej elity. Jego plan po raz kolejny zadziałał. Wzbudził w chłopaku pożądany strach. Wiedział, gdzie powinien uderzyć. Czego będzie bał się najbardziej. A tacy skurwiele jak on, boją się najbardziej ujawnienia ich chorych fascynacji. Wystarczy odpowiednio wykorzystać sytuację, a powiedzą i zrobią wszystko, byleby uniknąć ogromnego wstydu i długotrwałej, jak i nie dożywotniej, stygmatyzacji, zresztą bardzo słusznej, ze strony społeczeństwa. Czachor obawiał się tylko trochę późniejszych oskarżeń o wymuszanie zeznań, ale patrząc na Macieja Strzelińskiego i jego "szczerą chęć współpracy" ryzyko było niewielkie, o ile nie znikome. Zresztą wiedział, że to on dźgnął ojca nożem. Nie miał ku temu żadnych, nawet najmniejszych, wątpliwości. Oczywiście, zgodnie ze swoją naturą, zamiast zeznań "skruszonego" przestępcy, wolałby mieć twardy dowód rzeczowy, ale nie zawsze było to możliwe i takie proste.</span><br />
<span style="font-size: large;">– Byłem w domu – zaczął powoli opowiadać syn posła. – Oglądałem film.</span><br />
<span style="font-size: large;">Ciekawe jaki... – pomyślał ze złością komisarz.</span><br />
<a name='more'></a><br />
<span style="font-size: large;">– Czyli rozumiem, że byłeś jednak tej nocy w domu?</span><br />
<span style="font-size: large;">Siedzący obok chłopaka, adwokat już chciał coś powiedzieć, ale jego klient mu na to nie pozwolił.</span><br />
<span style="font-size: large;">– Tak – odparł krótko.</span><br />
<span style="font-size: large;">– Całą noc?</span><br />
<span style="font-size: large;">Zastanowił się chwilę.</span><br />
<span style="font-size: large;">– Nie. Koło drugiej wyszedłem.</span><br />
<span style="font-size: large;">– Dlaczego?</span><br />
<span style="font-size: large;">Milczał. Spuścił wzrok. </span><br />
<span style="font-size: large;">– Dlaczego wyszedł pan z domu? – powtórzył pytanie komisarz.</span><br />
<span style="font-size: large;">– Mój klient nie musi odpowiadać na to pytanie – poinformował Michalski, w charakterystycznym urzędowym tonie.</span><br />
<span style="font-size: large;">– Lepiej będzie jak odpowie – wtrącił Przemek, próbując jednocześnie posłać dyskretne spojrzenie Strzelińskiemu.</span><br />
<span style="font-size: large;">– Więc jak? – dopytywał Czachor.</span><br />
<span style="font-size: large;">– Pokłóciłem się z ojcem. – Z trudem wypowiadał każde słowo.</span><br />
<span style="font-size: large;">– O co się pokłóciliście?</span><br />
<span style="font-size: large;">– Nie... Nie pamiętam.</span><br />
<span style="font-size: large;">– Jak to?</span><br />
<span style="font-size: large;">– No po... po prostu. Nie pamiętam – stwierdził kategorycznie, po czym dodał: – Wiecie panowie... to był dla mnie taki ss... stres... Nie pamiętam... Naprawdę.</span><br />
<span style="font-size: large;">Coś tu się nie klei – zauważył komisarz. Uznał jednak, że na razie nie jest to najbardziej istotne.</span><br />
<span style="font-size: large;">– Rozumiem. – Postanowił pozostawić ten wątek. – Co się stało potem?</span><br />
<span style="font-size: large;">– Potem...– Przełknął ślinę. – Jja nnie wiem jak to się stało... Naprawdę...– W jego oczach pojawiły się łzy. Artur wątpił jednak, aby były to łzy skruchy. Wyrażały one raczej paniczny strach młodego Strzelińskiego.</span><br />
<span style="font-size: large;">– Co się stało?</span><br />
<span style="font-size: large;">– Nnnawet nnie wwwiem kkiedy – jąkał się. – Wwwziąłem nóż i... – zawiesił głos.</span><br />
<span style="font-size: large;">– Czy dźgnąłeś swojego ojca, Krzysztofa Strzelińskiego, nożem? – Postanowił mu nieco pomóc.</span><br />
<span style="font-size: large;">– Tttak. – W tym momencie wybuchnął płaczem.</span><br />
<span style="font-size: large;">Adwokat Michalski skrzywił się na twarzy. Pewnie nie do końca takiego rozwoju wypadków oczekiwał.</span><br />
<span style="font-size: large;">– Ale ja nie chciałem! Naprawdę! To był wypadek! – Szlochał. – Błagam! Ja nie chcę! Nie chcę iść do więzienia!</span><br />
<span style="font-size: large;">Czachor teraz jeszcze bardziej utwierdził się w swojej opinii o chłopaku. Podczas przesłuchania ani razu nie zapytał o swojego ojca. W ogóle go to nie interesowało. Był patologiczną, egoistyczną jednostką, pozbawioną chyba jakiejkolwiek empatii. Jedyne co go w tej chwili przejmowało, to konsekwencje, które może ponieść.</span><br />
<span style="font-size: large;">– Co zrobił pan potem?</span><br />
<span style="font-size: large;">– Wyszedłem z domu. – Przerwał na chwilę swój lament.</span><br />
<span style="font-size: large;">– Dokąd?</span><br />
<span style="font-size: large;">– Nie pamiętam. – Tłumaczył łamiącym się głosem. – Byłem chyba w jakimś klubie.</span><br />
<span style="font-size: large;">– Jakim?</span><br />
<span style="font-size: large;">– Nie pamiętam. – Znów się rozpłakał. – Ale błagam! Ja naprawdę nie chciałem! Zlitujcie się! Błaaaagam! – Ukrył twarz w dłoniach.</span><br />
<span style="font-size: large;">Na twarzy mecenasa rysował się coraz większy grymas.</span><br />
<span style="font-size: large;">– Możemy zrobić przerwę? – zapytał zniecierpliwiony.</span><br />
<span style="font-size: large;">Czachor zastanowił się chwilę. Tak, trzeba było zrobić przerwę. Znowu dać mu czas. Teraz to nie miało najmniejszego sensu. Co chwila musieliby wysłuchiwać, że to był wypadek, że on tak nie chciał, że nie może iść do więzienia. Zdecydowanie, to nie miało sensu.</span><br />
<span style="font-size: large;">– Dobrze – odpowiedział, podnosząc się z krzesła. </span><br />
<span style="font-size: large;"><br /></span>
<span style="font-size: large;">– No to chyba go mamy – stwierdził Maciek, który już od jakiegoś czasu obserwował przesłuchanie.</span><br />
<span style="font-size: large;">– Nie do końca – odpowiedział mu Czachor. – Wiemy kto i mniej więcej jak, ale nie wiemy dlaczego.</span><br />
<span style="font-size: large;">– A chuj z tym. – Machnął ręką podkomisarz. – Przyznał się. Co za różnica, gdzie potem polazł? – Spojrzał przez lustro weneckie do wnętrza sali. Młody Strzeliński rozmawiał teraz ze swoim adwokatem. – Byle by tylko nas nie podpierdolił.</span><br />
<span style="font-size: large;">– Nie zrobi tego – uznał Artur.</span><br />
<span style="font-size: large;">– Chuj. – Wojciechowski kolejny raz machnął dłonią. – Młody, masz coś? – zwrócił się do aspiranta.</span><br />
<span style="font-size: large;">– Na pierwszy rzut oka żadnych powiązań ze światem przestępczym. Bilingi zacząłem przeglądać. Raczej nic ciekawego.</span><br />
<span style="font-size: large;">– Bank?</span><br />
<span style="font-size: large;">– Jeszcze do tego nie doszedłem.</span><br />
<span style="font-size: large;">– Komputer – zasugerował Czachor.</span><br />
<span style="font-size: large;">Popatrzyli na niego zdziwieni.</span><br />
<span style="font-size: large;">– Komputer. Co Strzeliński robił w komputerze?</span><br />
<span style="font-size: large;">– W zasadzie to nie wiem. Pan Zbyszek jeszcze się nie odzywał. Ale co to ma za znaczenie?</span><br />
<span style="font-size: large;">– Widziałeś w jakim stanie był komputer, który znaleźliśmy w gabinecie? To na nim chłopak wyładował całą swoją złość. Być może to tutaj mamy odpowiedź na pytanie "dlaczego?".</span><br />
<span style="font-size: large;">– Ja tam stawiam na to – zaczął Wojciechowski – że gnojek pokłócił się z ojczulkiem o te porno. Pomyślcie, rok do wyborów, a gówniarz mu tak bruździ. Może nie wytrzymał i powiedział chłopakowi dobitnie, co o tym sądzi. A on, jak to frustrat, wkurwił się i zrobił o kilka rzeczy za dużo.</span><br />
<span style="font-size: large;">– Trzeba będzie przesłuchać tego Strzelińskiego – stwierdził Artur.</span><br />
<span style="font-size: large;">– I tak nic nie powie. – Przemek wzruszył ramionami. – Po co mu taki syf? Lepiej powiedzieć, że to zamach ze strony wrogów politycznych. Jeszcze się nie zdziwię, jak chujek zbije na tym niezły kapitał. – Wyjął telefon z kieszeni. – Jest prawie wpół do pierwszej. – Spojrzał na godzinę, po czym odblokował ekran i coś sprawdził. – Dzwonili ze szpitala. – Popatrzył na kolegów. – Co robimy? Ja chyba pojadę pogadać z tym Strzelińskim... Artur jedziesz ze mną?</span><br />
<span style="font-size: large;">Zastanowił się chwilę. Na razie kontynuowanie przesłuchania nie miało sensu. Zresztą przydałby się w końcu jakiś dowód. Zeznania zawsze można było łatwo odwołać. </span><br />
<span style="font-size: large;">– Wiesz co...– Zamyślił się na chwilę. – Może ja podejdę, zobaczę co z tym komputerem, co?</span><br />
<span style="font-size: large;">– Jak chcesz. To młody, te rachunki bankowe obczaisz, ok?</span><br />
<span style="font-size: large;">– Ok.</span><br />
<span style="font-size: large;">– Dobra. To ja się zbieram. – Ruszył w głąb korytarza.</span><br />
<span style="font-size: large;">Czachor został sam z aspirantem. Przez chwilę w milczeniu obserwował Macieja Strzelińskiego. Teraz to adwokat coś mu tłumaczył. Widać było, że stara się uspokoić roztrzęsionego chłopaka. Komisarzowi nie było mu go jednak wcale żal. To nie był człowiek, który zrobił coś niechcący, pod wpływem emocji, który żałował swoich czynów. To był przebiegły, zboczony gnojek. Ciekawe, czy jest świadomy co czeka go w pudle – zastanawiał się Artur. Prędzej czy później i tak się dowiedzą. Wtedy będzie miał przesrane. Nie. Będzie miał przejebane. Po prostu w chuja przejebane.</span><br />
<span style="font-size: large;">– Za co miałby was podpierdolić? – odezwał się Król.</span><br />
<span style="font-size: large;">– Za pendrivy – odpowiedział. odwracając się od szyby.</span><br />
<span style="font-size: large;">– Mały szantażyk? – Uśmiechnął się nieco.</span><br />
<span style="font-size: large;">– Aha. – Pokiwał głową. Cały czas się nad czymś zastanawiał.</span><br />
<span style="font-size: large;">– I myślisz, że nie odwoła zeznań?</span><br />
<span style="font-size: large;">– Nie – stwierdził z przekonaniem. – Jest zasrany. Jak każdy taki gnój. Prędzej będzie wolał trafić do paki za usiłowanie zabójstwa niż za te skurwysyństwo.</span><br />
<span style="font-size: large;"><br /></span>
<span style="font-size: large;"><span class="Apple-tab-span" style="white-space: pre;"> </span>Artur zapukał do pomieszczenia techników.</span><br />
<span style="font-size: large;">– Proszę! – Usłyszał znajomy głos Klaudii.</span><br />
<span style="font-size: large;">– Dzień dobry – przywitał się, widząc oprócz niej, siedzącego w końcu pomieszczenia pana Zbyszka.</span><br />
<span style="font-size: large;">– Dobry, dobry... Komisarzu, tak? Dobrze pamiętam? – Uśmiechnął się mężczyzna.</span><br />
<span style="font-size: large;">– Tak. – Zbliżył się do technika. – Patrzył już pan na ten komputer? – Wskazał ręką na rozebrane urządzenie.</span><br />
<span style="font-size: large;">– Tak, tak. – Mężczyzna pokiwał głową. – W zasadzie to już miałem do was z tym iść. Tak prawdę mówiąc, to nie przejrzałem go dokładnie, ale zainteresuje was pewnie co robił w chwili, gdy doszło do napaści. Udało mi się przywrócić stronę internetową, którą miał wtedy otwartą. – Włączył zabezpieczony w domu Strzelińskiego monitor.</span><br />
<span style="font-size: large;">Na ekranie ukazała się witryna internetowa banku. </span><br />
<span style="font-size: large;">– Robił jakiś przelew, ale nie dokończył... – Wytężył wzrok, wpatrując się w dane wyświetlone na stronie. – Dla Joanny Przybysz. Na dziesięć tysięcy.</span><br />
<span style="font-size: large;">Serce Czachora zabiło mocniej. </span><br />
<span style="font-size: large;">– Joanny Przybysz? – Postanowił się upewnić.</span><br />
<span style="font-size: large;">– Tak.</span><br />
<span style="font-size: large;">Myślał teraz intensywnie. Joanna Przybysz. Poseł Strzeliński. Kłótnia z synem. Przelew.</span><br />
<span style="font-size: large;">Musiał sprawdzić jeszcze jedną rzecz.</span><br />
<span style="font-size: large;">– Dziękuję, panie Zbyszku – powiedział dosyć cicho, pospiesznie wychodząc z pomieszczenia.</span><br />
<span style="font-size: large;"><br /></span>
<span style="font-size: large;">– Stan pana posła już się nieco poprawił – tłumaczył doktor Korzeń Wojciechowskiemu. – Przenieśliśmy go na oddział. Myślę, że może pan z nim porozmawiać. – Zatrzymali się przed drzwiami sali chorych. Przemek nigdzie nie widział już Doroty Strzelińskiej.</span><br />
<span style="font-size: large;">– Dziękuję. – Uśmiechnął się, naciskając klamkę.</span><br />
<span style="font-size: large;">– Tylko nie za długo – dodał lekarz, odchodząc z powrotem.</span><br />
<span style="font-size: large;">Pamiętaj, trzeba być grzecznym i kulturalnym – powtarzał sobie podkomisarz, wchodząc do pomieszczenia. W małej sali z pomalowanymi na jasnożółtawy kolor ścianami stało tylko jedno łóżko. Leżał na nim, podpięty do kroplówek i jakiejś aparatury, poseł Krzysztof Strzeliński.</span><br />
<span style="font-size: large;">– Dzień dobry – przywitał się Przemek. – Podkomisarz Przemysław Wojciechowski, Komenda Miejska Policji w Suwałkach.</span><br />
<span style="font-size: large;">– Aaa – ożywił się mężczyzna. – Witam. Witam, pana. Strzeliński. Krzysztof. – Podniósł się nieco, wyciągając w jego kierunku dłoń.</span><br />
<span style="font-size: large;">Policjant uścisnął ją ze skrywaną niechęcią. Usiadł na stojącym przy łóżku krześle i wyjął swój notatnik.</span><br />
<span style="font-size: large;">– Chciałbym z panem porozmawiać o tym co się stało...</span><br />
<span style="font-size: large;">– Też bym z panem chętnie o tym porozmawiał, ale niewiele pamiętam.</span><br />
<span style="font-size: large;">– Rozumiem, ale proszę postarać się sobie cokolwiek przypomnieć. Nawet najmniejszy szczegół może nam pomóc w ujęciu sprawcy. – Nie mógł na razie zdradzić, że prawdopodobny sprawca siedzi już na komendzie.</span><br />
<span style="font-size: large;">– Tak, tak... – westchnął. – Nie żebym coś do pana miał... – Znów się do niego nachylił. – ale wy go za Chiny nie złapiecie – powiedział konspiracyjnym tonem. – A jak złapiecie, to nie tego co trzeba. – Machnął ręką. – Oglądał pan ten film... Ten taki o specsłużbach? Widział pan, jak to wszystko działa?</span><br />
<span style="font-size: large;">Jeszcze chujku ze mnie debila próbujesz robić – pomyślał ze złością podkomisarz.</span><br />
<span style="font-size: large;">– Proszę dać mi jednak szansę – Z trudem wysilił się na uśmiech. – Proszę powiedzieć, co pan pamięta.</span><br />
<span style="font-size: large;">– Siedziałem w swoim gabinecie – zaczął powoli. – Wie pan, taki azyl do pracy po godzinach. Ludzie śmieją się, że my nic nie robimy, ale to nie do końca tak jest. Czasem naprawdę trzeba, jak to mówią, zarwać nockę – wyjaśnił.– No i w zasadzie w pewnym momencie film mi się urwał. – Skrzywił się nieco.</span><br />
<span style="font-size: large;">– Pamięta pan mniej więcej, o której?</span><br />
<span style="font-size: large;">Poseł pokręcił przecząco głową.</span><br />
<span style="font-size: large;">– Ma pan może jakiś wrogów? Kogoś kto chciałby to zrobić? – Musiał zadać standardowe pytania, choć wiedział, że w tym przypadku nie ma to zbyt wielkiego sensu.</span><br />
<span style="font-size: large;">– Pełno. – Uśmiechnął się, jakby był z tego dumny. – Zawsze chcieli nas zniszczyć.</span><br />
<span style="font-size: large;">– Kto?</span><br />
<span style="font-size: large;">– Jak to kto? Ten nieudolny, bojący się prawdy rząd.</span><br />
<span style="font-size: large;">Och tak – Przemek był już nieźle zirytowany.</span><br />
<span style="font-size: large;">– Ma pan kogoś konkretnego na myśli?</span><br />
<span style="font-size: large;">– Wie pan, trudno poznać personalia tych agentów, ale zleceniodawca jest jeden i ten sam. Polski rząd Koalicji Demokratycznej na czele z Eugeniuszem Baranem.</span><br />
<span style="font-size: large;">– Rozumiem. – Pokiwał głową. – A jak układają się pańskie relacje z synem?</span><br />
<span style="font-size: large;">– Z Maćkiem? Dobrze – odpowiedział bez chwili zawahania. – Złoty chłopak.</span><br />
<span style="font-size: large;">Bardzo – stwierdził z przekorą podkomisarz.</span><br />
<span style="font-size: large;">– Jest może tutaj? – zapytał poseł.</span><br />
<span style="font-size: large;">– Nie. Właściwie chcielibyśmy z nim porozmawiać, ale nie wiemy gdzie jest. – Spojrzał na mężczyznę, uważnie obserwując jego reakcję.</span><br />
<span style="font-size: large;">Ulga? Możliwe.</span><br />
<span style="font-size: large;">– Hmm... – Zastanowił się. – Pewnie u kolegi jakiegoś zabalował.</span><br />
<span style="font-size: large;">Na pewno – niemal pokręcił głową z dezaprobatą. W momencie kiedy miał zadać kolejne pytanie, poczuł wibrujący w kieszeni telefon. Spojrzał na wyświetlacz.</span><br />
<span style="font-size: large;">– Przepraszam na chwilę. – Uśmiechnął się przepraszająco, wstając z krzesła i ruszając do drzwi.</span><br />
<span style="font-size: large;">– Co tam? – odebrał.</span><br />
<span style="font-size: large;">– Gdzie jesteś? – zapytał Czachor.</span><br />
<span style="font-size: large;">– W szpitalu.</span><br />
<span style="font-size: large;">– Kończ i wracaj na komendę.</span><br />
<span style="font-size: large;">– Ale o co chodzi? – Zdziwił się.</span><br />
<span style="font-size: large;">– U Strzelińskiego jesteś?</span><br />
<span style="font-size: large;">– Mhm – potwierdził.</span><br />
<span style="font-size: large;">– Jak przyjedziesz, to wszystko ci wytłumaczę.</span><br />
<span style="font-size: large;"><br /></span>
<h3>
<span style="font-size: large;"><a href="http://fundamenty-kulakowski.blogspot.com/2017/02/fundamenty-rozdzia-xx.html" target="_blank">=> Rozdział XX</a></span></h3>
Anonymoushttp://www.blogger.com/profile/17059212973651445750noreply@blogger.com0tag:blogger.com,1999:blog-5401081125946211471.post-32125207770329818562017-01-31T16:52:00.000+01:002017-02-01T18:56:28.705+01:00Fundamenty - Rozdział XVIII<span style="font-size: large;"><span class="Apple-tab-span" style="white-space: pre;"> </span>Od kilkudziesięciu minut znajdowali się w przestronnej sali konferencyjnej. Powoli zaczynał doskwierać im brak klimatyzacji. Mimo pootwieranych na oścież okien Czachor czuł kropelki potu na czole. Starał się dyskretnie sprawdzić, czy jego koszula również "odczuła" już skutki lipcowej temperatury. </span><br />
<span style="font-size: large;">– Kurwa, mogliby się ruszyć trochę – odezwał się zniecierpliwiony podkomisarz.</span><br />
<span style="font-size: large;">Czekali na prokurator Cieślak i podinspektora Górskiego. Rzeczywiście trochę się spóźniali. Było już w pół do dziewiątej. Artur uznał jednak, że może to i dobrze. Musieli dać czas młodemu Strzelińskiemu. Chciał, aby chłopak przemyślał sobie dokładnie, w jakiej sytuacji się znalazł, żeby trochę ochłonął. Wiedział, że syn posła jest przerażony. Najwyraźniej nie spodziewał się takiego obrotu sprawy. Trzeba było to umiejętnie wykorzystać. Człowieka przestraszonego, wyprowadzonego z równowagi łatwiej było nakłonić do współpracy. Kluczem do sukcesu było pokazanie mu w jak beznadziejnej sytuacji się znalazł i że jedynym z niej wyjściem będzie właśnie współpraca z policją. </span><br />
<span style="font-size: large;">– Jezu, jak tu gorąco – westchnęła Klaudia, sięgając po stojącą na stoliku butelkę wody.</span><br />
<span style="font-size: large;">– Ty to masz chociaż szansę zostać miss mokrego podkoszulka – próbował zażartować Przemek. – A my?</span><br />
<a name='more'></a><br />
<span style="font-size: large;">Dziewczyna popatrzyła na niego krzywo z lekką nutą dezaprobaty. W tym momencie otworzyły się drzwi. Do pomieszczenia wszedł naczelnik wydziału wraz z panią prokurator oraz dwoma innymi mężczyznami ubranymi w galowe mundury policyjne. Jeden z nich był wyraźnie starszy od drugiego. Miał stopień inspektora. Czachor domyślił się, że jest to zapewne suwalski komendant.</span><br />
<span style="font-size: large;">– Dzień dobry, panowie – przywitał się donośnym głosem.</span><br />
<span style="font-size: large;">Na jego widok wszyscy wstali. Komisarz poszedł w ich ślady. Inspektor przypominał mu nieco wyglądem Dembowskiego. Byli mniej więcej w tym samym wieku, obaj podobnej postury. Temu z Suwałk brakowało tylko charakterystycznego czarnego wąsa, który nosił pod nosem naczelnik z Komendy Wojewódzkiej. </span><br />
<span style="font-size: large;">– Siadać, siadać. – Machnął na zebranych ręką.</span><br />
<span style="font-size: large;">Zrobił kilka kroków, po czym zatrzymał się w miejscu jakby nad czymś myślał. Po chwili podszedł do Czachora, który zdążył już usiąść.</span><br />
<span style="font-size: large;">– Witam, panie komisarzu. – Wyciągnął swoją dosyć sporą dłoń w kierunku Artura. – Jerzy Stępień, komendant – przedstawił się.</span><br />
<span style="font-size: large;">– Artur Czachor. Miło mi.</span><br />
<span style="font-size: large;">Inspektor patrzył na niego jeszcze przez moment, jakby zastanawiał się, czy powinien coś jeszcze powiedzieć, po czym bez słowa znów się odwrócił i zajął miejsce obok Cieślak.</span><br />
<span style="font-size: large;">– No dobrze – odchrząknął Górski. – Wszyscy już chyba są, więc możemy zaczynać. Wojciechowski. – wywołał podkomisarza.</span><br />
<span style="font-size: large;">– Tak... – Przemek podniósł się z miejsca i wyszedł na środek.</span><br />
<span style="font-size: large;">Naczelnik z powrotem usiadł obok komendanta, dając znak, aby policjant zaczynał.</span><br />
<span style="font-size: large;">– Myślę, że zaczniemy od sprawy ugodzenia nożem posła Strzelińskiego. – Spojrzał w kierunku przełożonych. Ci pokiwali tylko głowami. – Tak więc, w niedzielę około drugiej w nocy, żona Krzysztofa Strzelińskiego Dorota Strzelińska–Małecka znajduje swojego męża ugodzonego nożem. Poseł trafia w dosyć poważnym stanie do szpitala, gdzie przechodzi operację. Pani Strzelińska twierdzi, że w feralną noc ich syna, Macieja Strzelińskiego, nie było w domu, bo nocował u kolegi. Nie potrafi jednak podać jego nazwiska. Z garażu znika także porsche cayenne Strzelińskich, którym ich syn przyjeżdża dzisiaj rano na spotkanie z asystentem posła, Pawłem Teodorczykiem.</span><br />
<span style="font-size: large;">– Przepraszam. – Prokurator podniosła rękę. – Skąd wiedzieliście, że Maciej Strzeliński ma spotkać się z tym... Jak mu tam było?</span><br />
<span style="font-size: large;">– Teodorczykiem – podpowiedział Przemek.</span><br />
<span style="font-size: large;">– Z Teodorczykiem. Skąd wiedzieliście? – Uniosła dłoń na znak, aby jej nie przerywać. – I od razu drugie pytanie. Dlaczego w ogóle go zatrzymaliście?</span><br />
<span style="font-size: large;">Podkomisarz posłał porozumiewawcze spojrzenie Arturowi, a następnie odpowiedział:</span><br />
<span style="font-size: large;">– Asystent poinformował nas o tym, że Maciej Strzeliński zadzwonił do niego i chce się z nim spotkać. A zatrzymaliśmy go, głównie dlatego, że przed nami uciekał. </span><br />
<span style="font-size: large;">– Dlaczego uciekał? – dopytywała prokurator.</span><br />
<span style="font-size: large;">Wojciechowski wydawał się być coraz bardziej poirytowany.</span><br />
<span style="font-size: large;">– Jeszcze tego nie wiemy – odparł, starając się zachować spokój. – Podejrzewamy jednak, że może mieć coś wspólnego z atakiem na swojego ojca. Do tego w jego pokoju zabezpieczyliśmy pendrivy z pornografią dziecięcą.</span><br />
<span style="font-size: large;">Cieślak skrzywiła się, słysząc o znalezisku dokonanym w domu posła.</span><br />
<span style="font-size: large;">– Czyli jak na razie nie macie żadnych dowodów na to, że chłopak ma z tym cokolwiek wspólnego?</span><br />
<span style="font-size: large;">– Na nożu znaleźliśmy odciski palców – włączyła się Klaudia. – Jedne z nich należą do pani Strzelińskiej. Pozostałe najprawdopodobniej do pozostałych domowników. Chłopaki pobiorą zaraz od młodego Strzelińskiego odciski do analizy. Poza tym nie było śladów włamania.</span><br />
<span style="font-size: large;">– To jeszcze o niczym nie świadczy – odpowiedziała jej z nieskrywaną wyższością w głosie.</span><br />
<span style="font-size: large;">Czachor zaczynał coraz bardziej rozumieć Przemka. Ta baba była po prostu wredna.</span><br />
<span style="font-size: large;">– Myślę, że więcej będziemy mogli powiedzieć po przesłuchaniu chłopaka – stwierdził po chwili podkomisarz.</span><br />
<span style="font-size: large;">– A co ze Strzelińskim? – zapytał naczelnik.</span><br />
<span style="font-size: large;">– Jeszcze nie mamy żadnego sygnału ze szpitala. Mieli zadzwonić, gdyby można było już go przesłuchać.</span><br />
<span style="font-size: large;">– Czyli nie mamy żadnych konkretów – uznała Cieślak. – Tylko wasze domysły.</span><br />
<span style="font-size: large;">Po chwili dodała nieco ciszej:</span><br />
<span style="font-size: large;">– Ciekawe, kto się tylko będzie z tego wszystkiego tłumaczył...</span><br />
<span style="font-size: large;">– Spokojnie, pani prokurator – wtrącił komendant. – Wszystko bierzemy w razie czego na siebie.</span><br />
<span style="font-size: large;">– Oby...</span><br />
<span style="font-size: large;">– Dobrze – przerwał tę wymianę zdań Górski. – Czyli w tej sprawie to by było na tyle. Szkielet.</span><br />
<span style="font-size: large;">– Szkielet. – Wojciechowski pokiwał głową.</span><br />
<span style="font-size: large;">– Zapytam dla pewności. – Prokurator weszła mu w słowo. – Nie łączymy tych spraw?</span><br />
<span style="font-size: large;">– Na razie nie – odpowiedział podkomisarz. W jego głosie można było usłyszeć nutę irytacji. – Na chwilę obecną traktujemy to jako dwie różne sprawy bez żadnego związku, gdyż nic nie przemawia za tym, aby było inaczej. Sekcja zwłok wykazała, że znalezione na działce Strzelińskiego kości należą do młodej kobiety w wieku do trzydziestu lat. Wstępnie przyjmujemy, że doszło do zabójstwa. Patolog znalazł ślady, mogące świadczyć o zadaniu ciosów nożem, a także uraz w okolicach potylicy. </span><br />
<span style="font-size: large;">– Dane osobowe? – zapytała typowym sobie tonem Cieślak.</span><br />
<span style="font-size: large;">Wojciechowski popatrzył na nią ze złością, po czym wziął głęboki oddech lekko wzdychając.</span><br />
<span style="font-size: large;">– Jesteśmy na etapie identyfikacji – odparł beznamiętnie, spoglądając na przeciwległą ścianę sali konferencyjnej.</span><br />
<span style="font-size: large;">– Czyli mam rozumieć, że nie macie żadnych – Położyła szczególny nacisk na ostanie słowo. – tropów?</span><br />
<span style="font-size: large;">– Owszem mamy – powiedział z przekorą. – Sprawdzamy poprzedniego właściciela działki oraz kobietę, która mieszka obok.</span><br />
<span style="font-size: large;">– Co to za kobieta? </span><br />
<span style="font-size: large;">– W wiosce jakieś pięć lat temu doszło do zaginięcia młodej kobiety Pauliny Wiśniewskiej. Wiemy, że Wiśniewska miała konflikt z Joanną Przybysz, kobietą, o której wcześniej wspominałem. To dosyć zawiła historia, ale być może coś z tego wyniknie.</span><br />
<span style="font-size: large;">– Dobra. – Kobieta machnęła ręką. – Teraz skupcie się na Strzelińskich. – Rozejrzała się po zebranych, a po chwili dodała: – Tylko tak, żeby nie było z tego żadnych kłopotów. </span><br />
<span style="font-size: large;">– Co dalej? – zapytał komendant Stępień. – W sensie z tym posłem– doprecyzował.</span><br />
<span style="font-size: large;">– Przesłuchamy chłopaka – zaczął Wojciechowski. – Przyjrzymy się bilingom, kontom bankowym, różnym powiązaniom i jak wszystko dobrze pójdzie to do końca tygodnia zamkniemy sprawę. Ma pani dla nas te papiery, o które prosiliśmy?– zwrócił się do prokurator.</span><br />
<span style="font-size: large;">– Tak. – Cieślak otworzyła teczkę, którą przez cały czas trzymała na kolanach. Wyjęła z niej kilka dokumentów i wręczyła je Przemkowi.</span><br />
<span style="font-size: large;">– Dziękuję – Uśmiechnął się do niej szeroko, nie kryjąc przy tym złośliwości i ironii.</span><br />
<span style="font-size: large;">– Mam pytanie – odezwał się policjant, który do tej pory milczał. Czachor zastanawiał się właśnie, kim może być. – Co mogę przekazać mediom?</span><br />
<span style="font-size: large;">Rzecznik – uznał komisarz.</span><br />
<span style="font-size: large;">– Bez zbędnych szczegółów, Mariusz – powiedział powoli inspektor. – Powiedz, że mamy podejrzanego, ale na razie nie mów, że to syn posła, ok?</span><br />
<span style="font-size: large;">– Rozumiem. </span><br />
<span style="font-size: large;">– O szkielet raczej nie będą cię pytać, bo to się jeszcze chyba nie rozeszło – kontynuował komendant. – Ale jakby co, to mów, że sprawy w żadnym wypadku się nie łączą. Nie potrzebujemy kolejnych sensacji – stwierdził, po czym podniósł się z krzesła. – To co? – Klasnął energicznie w dłonie. – Do roboty, chłopaki.</span><br />
<span style="font-size: large;"><br /></span>
<span style="font-size: large;"><span class="Apple-tab-span" style="white-space: pre;"> </span>Czachor i Wojciechowski obserwowali chłopaka przez lustro weneckie. Nadal był przestraszony. Cały czas rozglądał się dookoła siebie albo trzymał wzrok wbity w blat stołu, przy którym go posadzono. Był chudy i nawet całkiem wysoki, co sprawiało, że jego ciało wyglądało dosyć nieproporcjonalnie. Miał długą, wąską, pociągłą twarz. Pomiędzy drobnymi oczyma sterczał niezgrabny nos, pokryty w kilku miejscach śladami po trądziku. Kiedy komisarz pomyślał sobie, że ma przed sobą pedofila, zwykłego skurwysyna i to na dodatek wyglądającego jak jakiś patałach, miał ochotę mu przywalić. Po prostu przypierdolić prosto w ryj. Nie miał szacunku do takich ludzi. W ogóle. Uważał, że to co robią jest wprost niewybaczalne. Gdyby tylko mieli możliwość zostania z nim sam na sam, bez jakiekolwiek obawy, że ktoś ich zauważy... Wypadki przecież się zdarzały. Nawet na komendach policji. </span><br />
<span style="font-size: large;">– Idziemy – rzucił komisarz, ruszając do drzwi pokoju przesłuchań.</span><br />
<span style="font-size: large;">Dał znak funkcjonariuszowi, że może wyjść. Usiedli na przeciwko Macieja Strzelińskiego. Obaj świdrowali go przez dobre kilka sekund wzrokiem. Ten jednak na nich ani razu nie spojrzał. Bał się. Cholernie się bał. Artur widział drżenie jego ciała, słyszał ten niespokojny oddech. Przemek wstał, aby włączyć kamerę.</span><br />
<span style="font-size: large;">– Jest godzina – Czachor spojrzał na zegarek, kiedy Wojciechowski z powrotem do niego dołączył. – dziesiąta siedemnaście, 5 lipca 2016 roku. Przesłuchiwany Maciej Strzeliński. Przesłuchanie prowadzą: komisarz Artur Czachor, podkomisarz Przemysław Wojciechowski. </span><br />
<span style="font-size: large;">Zamilkł. Chciał, aby chłopak poczuł się jeszcze bardziej niepewnie.</span><br />
<span style="font-size: large;">– Maciek, tak? – zwrócił się do niego, siląc się na subtelny uśmiech.</span><br />
<span style="font-size: large;">Młody Strzeliński pokiwał niemrawo głową.</span><br />
<span style="font-size: large;">– Wiesz dlaczego się tutaj znajdujesz? – zapytał łagodnym głosem.</span><br />
<span style="font-size: large;">– Nie – odparł po chwili.</span><br />
<span style="font-size: large;">– Dlaczego przed nami uciekałeś?</span><br />
<span style="font-size: large;">Milczał.</span><br />
<span style="font-size: large;">– Dlaczego uciekałeś? – powtórzył pytanie.</span><br />
<span style="font-size: large;">– Nie wiem.</span><br />
<span style="font-size: large;">– Jak to nie wiesz? – wtrącił się podkomisarz.</span><br />
<span style="font-size: large;">– No tak po prostu...</span><br />
<span style="font-size: large;">– Co tak po prostu? – naciskał Wojciechowski. – Przecież przedstawiłem się, że jestem z policji. Jeżeli ktoś ucieka przed policją, to musi mieć coś na sumieniu.</span><br />
<span style="font-size: large;">– Masz coś na sumieniu, Maciek? – ciągnął Czachor.</span><br />
<span style="font-size: large;">Chłopak nie odpowiadał. Jego zdenerwowanie jednak wyraźnie rosło. Oddech stawał się coraz bardziej ciężki, na czole pojawiły się spore krople potu.</span><br />
<span style="font-size: large;">– Mogę prosić jeszcze o wodę? – spytał, patrząc na stojącą przed nim pustą szklankę, a tuż obok niej pustą półlitrową butelkę.</span><br />
<span style="font-size: large;">Policjanci popatrzyli po sobie.</span><br />
<span style="font-size: large;">– Jasne – uśmiechnął się Artur. – Pan podkomisarz zaraz przyniesie nową butelkę.</span><br />
<span style="font-size: large;">Wojciechowski wyszedł z pokoju. Komisarz nic nie mówił. Cały czas obserwował młodzieńca. </span><br />
<span style="font-size: large;">– Proszę bardzo. – Przemek postawił przed chłopakiem kolejną butelkę.</span><br />
<span style="font-size: large;">Ten odkręcił ją i drżącymi rękoma nalał wodę do szklanki. Następnie powoli podniósł ją do ust, ulewając przy tym kilka kropel na blat stołu.</span><br />
<span style="font-size: large;">– Widzę, że się strasznie denerwujesz – zaczął na nowo Czachor. – Rozumiem. Wielu ludzi tak na nas reaguje. Chciałbym cię jednak zapewnić, że z naszej strony nie spotka cię żadna krzywda. Chcemy tylko z tobą porozmawiać.</span><br />
<span style="font-size: large;">– O czym?</span><br />
<span style="font-size: large;">– Co robiłeś w nocy z soboty na niedzielę?</span><br />
<span style="font-size: large;">– Byłem w klubie.</span><br />
<span style="font-size: large;">– Sam?</span><br />
<span style="font-size: large;">Zawahał się.</span><br />
<span style="font-size: large;">– Sam – stwierdził z kiepsko udawaną pewnością siebie.</span><br />
<span style="font-size: large;">– Mhm – Komisarz pokiwał głową. – Słyszałeś, co przytrafiło się twojemu ojcu?</span><br />
<span style="font-size: large;">Podniósł gwałtownie głowę, po raz pierwszy spoglądając wprost na nich.</span><br />
<span style="font-size: large;">– Eee... Nie.</span><br />
<span style="font-size: large;">– Nie? Przecież w całej Polsce o tym mówią – podkomisarz zakwestionował jego odpowiedź.</span><br />
<span style="font-size: large;">– Nie oglądam telewizji.</span><br />
<span style="font-size: large;">– Ja też. – Czachor uśmiechnął się do niego. – Strasznie manipulują tam informacjami, prawda? – Próbował znaleźć z nim wspólny język.</span><br />
<span style="font-size: large;">– Nie wiem... – Znowu spuścił wzrok. – Nie oglądam...</span><br />
<span style="font-size: large;">Nie udało się – stwierdził z małym rozczarowaniem Artur. Zresztą, czego on mógł się spodziewać po tym chłopaku. To, że nie interesuje się w ogóle działaniami ojca i światem polityki było raczej do przewidzenia.</span><br />
<span style="font-size: large;">– Dobrze – powiedział powoli. – Gdzie spędziłeś wczorajszą noc? Gdzie się przespałeś?</span><br />
<span style="font-size: large;">– W hotelu – odparł po chwili namysłu. – Po imprezach często tak robię. Matka strasznie się czepia, jak wracam pijany.</span><br />
<span style="font-size: large;">– W którym hotelu? – zapytał Przemek.</span><br />
<span style="font-size: large;">– W Przystani.</span><br />
<span style="font-size: large;">– To chyba suwalski hotel, prawda?</span><br />
<span style="font-size: large;">– Tak.</span><br />
<span style="font-size: large;">– Tak więc zapytam jeszcze raz za kolegę. Gdzie spędziłeś wczorajszą noc?</span><br />
<span style="font-size: large;">– Przecież panu mówię...</span><br />
<span style="font-size: large;">Podkomisarz spojrzał na Artura.</span><br />
<span style="font-size: large;">– Maciek – zwrócił się do niego komisarz. – Wiemy, że wczorajszej nocy nie spędziłeś w Suwałkach. – Patrzył na niego, uważnie obserwując jego reakcję.</span><br />
<span style="font-size: large;">Dalej niepokój i strach. Ale jakby większy. Jakby to, że nie spędził wczorajszej nocy w mieście miało go pogrążyć. Musiał przyznać, że nieco się zdziwił takim zachowaniem. Owszem spodziewał się tego, ale nie w takim stopniu.</span><br />
<span style="font-size: large;">Po dłuższej chwili ciszy Strzeliński dosyć ceremonialnie oświadczył:</span><br />
<span style="font-size: large;">– Nic więcej nie powiem bez adwokata.</span><br />
<span style="font-size: large;">Policjanci wymienili spojrzenia.</span><br />
<span style="font-size: large;">– No cóż... – westchnął Artur. – Masz takie prawo. Zróbmy sobie zatem przerwę.</span><br />
<span style="font-size: large;">Wojciechowski wyłączył kamerę. Pora na plan "B" – uznał komisarz. Spojrzał na chłopaka. Czuł do niego ogromną niechęć. Gdyby tylko mógł...</span><br />
<span style="font-size: large;">Nie wychodzili pokoju. Młody Strzeliński popatrzył na nich pytająco. Czachor uśmiechnął się tajemniczo, kiedy Wojciechowski wstał, aby na moment zniknąć za drzwiami. Po chwili wrócił, kładąc na stół worek z zabezpieczonymi w pokoju chłopaka pendrivami. Ten niemal podskoczył z wrażenia.</span><br />
<span style="font-size: large;">– To nie moje – zaprzeczył kategorycznie.</span><br />
<span style="font-size: large;">– Ale co? – Zaśmiał się Przemek.</span><br />
<span style="font-size: large;">– Te pendrivy. – Cały się teraz trząsł, z trudem wypowiadając pojedyncze słowa.</span><br />
<span style="font-size: large;">– Wydaje mi się, czy jesteś czegoś zdenerwowany? – drażnił się z nim podkomisarz.</span><br />
<span style="font-size: large;">– To nie tak... – odparł po chwili zastanowienia, ciężko dysząc.</span><br />
<span style="font-size: large;">– No ale co? – dopytywał się ze złośliwym uśmieszkiem na twarzy.</span><br />
<span style="font-size: large;">– No te te... – jąkał się.</span><br />
<span style="font-size: large;">– Te pirackie gry?– Bawił się z nim.</span><br />
<span style="font-size: large;">Chłopak wydawał się być nieco zdezorientowanym. Pewnie właśnie rozważał w myślach, czy przypadkiem nie dał się im sprowokować.</span><br />
<span style="font-size: large;">– Maciek – odezwał się Czachor – nikt nie musi o tym wiedzieć. Wystarczy, że my obaj wiemy, co jest na tych pendrivach. Ja cię nawet rozumiem. Te małe dziewczynki są takie rozkoszne, takie słodkie, takie niewinne, prawda? – Patrzył wprost na niego.</span><br />
<span style="font-size: large;">Zauważył, jak Strzeliński bierze coraz głębsze wdechy. Jego źrenice wydawały się poszerzać.</span><br />
<span style="font-size: large;">– Prawda? – powtórzył podkomisarz.</span><br />
<span style="font-size: large;">– Prawda – wydał z siebie coś w rodzaju stęknięcia. – Ale wy to rozumiecie. Rozumiecie, prawda?</span><br />
<span style="font-size: large;">– To zależy – odpowiedział, nie spiesząc się, komisarz. – Możemy zrozumieć, możemy też nie zrozumieć. Zawrzyjmy umowę. – Spojrzał na niego. Udało mu się przykuć jego uwagę. – Zadzwonimy po twojego adwokata. Kiedy przyjedzie, opowiesz nam, co się zdarzyło w twoim domu w nocy z soboty na niedzielę. Jeżeli będziesz z nami w stu procentach szczery, proces za to – Wskazał na leżące na stole pendrivy. – odbędzie się za zamkniętymi drzwiami. Żadnych kamer, żadnej publiczności. Pełna dyskrecja.</span><br />
<span style="font-size: large;">Chłopak zastanowił się chwilę.</span><br />
<span style="font-size: large;">– A nie dałoby się... tak... No wiecie panowie... Tak w ogóle? – Patrzył na nich wyczekująco.</span><br />
<span style="font-size: large;">– Niestety. – Artur pokręcił przecząco głową. – Nie możemy wyrzucić dowodów do kosza. To już niestety trafiło do akt. Ale myślę, że sędzia będzie dla ciebie dość łaskawy, jeśli wypełnisz warunki naszej umowy. Może nawet skończy się na zawiasach. – Po raz kolejny uśmiechnął się do niego mimo całego wstrętu i obrzydzenia, które teraz czuł. </span><br />
<span style="font-size: large;">Bycie miłym dla osób takich, jak ten skurwiel, to było coś okropnego. Miał tylko nadzieję, że nie udało mu się jeszcze nikogo skrzywdzić. Słysząc te jego westchnienie, miał ochotę zepchnąć te jego pierdolone dupsko z krzesła wprost na podłogę, a potem kopnąć kilka razy te skurwysyńskie cielsko, żeby na koniec je opluć. </span><br />
<span style="font-size: large;">– To jak? – Znów wysilił się na uśmiech.</span><br />
<span style="font-size: large;">Chłopak milczał przez dłuższą chwilę. Musiał się intensywnie zastanawiać. Rozważać w tym swoim zakutym łbie wszystkie za i przeciw.</span><br />
<span style="font-size: large;">– Powiem jak było – odparł po cichu.</span><br />
<span style="font-size: large;"><br /></span>
<h3>
<span style="font-size: large;"><a href="http://fundamenty-kulakowski.blogspot.com/2017/02/fundamenty-rozdzia-xix.html" target="_blank">=> Rozdział XIX</a></span></h3>
<div>
<br /></div>
Anonymoushttp://www.blogger.com/profile/17059212973651445750noreply@blogger.com0tag:blogger.com,1999:blog-5401081125946211471.post-5974551682457349552017-01-29T14:33:00.000+01:002017-01-31T16:52:56.834+01:00Fundamenty - Rozdział XVII<span style="font-size: large;"><span class="Apple-tab-span" style="white-space: pre;"> </span>Czachor ze sporym trudem i niemałym oporem przemierzał kolejne metry podziurawionej asfaltowej drogi w okolicach Hańczy. Tak długie zaniedbywanie treningów, zrobiło swoje. Komisarz dyszał teraz ciężko, coraz mniej rytmicznie uderzając stopami o podłoże. Mimo że słońce już prawie zaszło, a we włosach czuł przyjemny wiaterek, był cały spocony. Wręcz cały mokry. Pot lał się z niego strumieniami. Zastanawiał się, czy jest to efekt panującej o tej porze roku temperatury, czy może jednak spadku formy. Wcześniej biegał regularnie. Starał się zdrowo odżywiać. Przerwa sprawiła, że budowanie kondycji, którą wcześniej miał całkiem niezłą, trzeba było chyba zaczynać na nowo. Spojrzał na zegarek z GPS-em, na który odkładał sobie dobre parę miesięcy. Na liczniku miał już jakieś pięć kilometrów. Spojrzał na tętno. Dużo za duże – stwierdził. Bolały go stopy. Czuł, że nie zachowuje prawidłowej, wyprostowanej postawy oraz nie pracuje we właściwy sposób rękoma. Im bardziej zbliżał się do końca, tym było mu trudniej. Przydałaby się jakaś muzyka w uszach – pomyślał, kiedy w końcu minął znak z napisem "Hańcza". W oddali dostrzegł, zbliżającą się ku niemu postać. Nie widział jeszcze dokładnie jej twarzy, ale sylwetka wydała mu się znajoma. Magda, córka Mazurów – zorientował się, kiedy przebiegł kolejne pięćdziesiąt metrów. Wyszła chyba na spacer z psami. Tymi, które "przywitały" go w piątek, kiedy przyjechał do pensjonatu. Przyjrzał się nieco dokładniej dziewczynie. Poprzednio nie miał raczej ku temu okazji, zważywszy na dość krępujące okoliczności, w jakich ją poznał. Była średniego, jak na kobietę – normalnego, wzrostu. Miała ciemniejsze kasztanowe włosy i całkiem ładną twarz. Czarna obcisła bluzeczka z dość sporym dekoltem, którą miała na sobie, uwidaczniającym jej dosyć zgrabne piersi. Niezła – pomyślał komisarz. Nie miał jednak czasu na dłuższą refleksję nad urodą dziewczyny, gdyż usłyszał szczekanie, a po chwili krzyk Magdy:</span><br />
<span style="font-size: large;">– Maks! Bruno!</span><br />
<a name='more'></a><br />
<span style="font-size: large;">Kiedy wyrwany z zamyślenia, oderwał swój wzrok od dekoltu córki właścicieli pensjonatu, zobaczył, biegnące ku niemu, dwa ogromne psiska. Nie miał za bardzo możliwości ani czasu zawrócić i spróbować ucieczki. Ominięcie czworonogów też raczej nie wchodziło w grę. Cholera, czy ci ludzie na wioskach nie słyszeli o smyczach – zdążył jeszcze pomyśleć. W tym momencie zobaczył, że jeden z psów szykuje się do skoku. Momentalnie odskoczył w bok, wpadając do przydrożnego rowu. Przewracając się, poczuł nieprzyjemny ból w prawej kostce.</span><br />
<span style="font-size: large;">– Kurwa mać! – zaklął na głos.</span><br />
<span style="font-size: large;">– Maks! Bruno! – wołała Magda. – Do nogi! Już!</span><br />
<span style="font-size: large;">Czachor podniósł wzrok. Na szczęście psy tylko nad nim stały, merdając ogonami. Nie zapowiadało się, że rzucą się na niego z zębami. Wstając, popatrzył na swoją nogę.</span><br />
<span style="font-size: large;">– Ała... – jęknął cicho.</span><br />
<span style="font-size: large;">– Bardzo pana przepraszam. Naprawdę. Nic się panu nie stało? – zapytała nieco zaniepokojona.</span><br />
<span style="font-size: large;">Spojrzał na nią, nie rozumiejąc w pierwszej chwili, co do niego mówi. Był nieco w szoku. Pokręcił tylko powoli głową i odpowiedział coś niezrozumiałego pod nosem. Następnie, lekko utykając, pobiegł dalej w kierunku pensjonatu.</span><br />
<span style="font-size: large;">Gdy wchodził po schodach, poczuł kłucie w kostce. Kara za patrzenie się tam gdzie nie trzeba – stwierdził z małym rozbawieniem. Potem jednak zrobiło mu się trochę głupio. Pomyślał o Małgosi. Przecież to co wczoraj... Chyba nie powinien już się teraz rozglądać za innymi dziewczynami... A może przesadzał... W zasadzie, to nie wiedział na czym stoi. Dla niego taki pocałunek znaczył bardzo wiele. Ale co jeśli dla niej nie? Jeżeli ona traktuje to jako przelotną znajomość? Nie wiedział. Był na siebie teraz trochę zły. Temu, że tak zaniedbał swoją kondycję. Temu, że się przewrócił. Temu, że nadal nie zorientował się w swojej sytuacji z dziennikarką. Spojrzał na zegarek. Była już prawie dwudziesta pierwsza. Małgosia chyba chciała się dzisiaj z nim umówić. A on? On to najwyraźniej spierdolił. Po prostu spierdolił. Będąc podekscytowanym rozwojem wydarzeń, związanych ze śledztwem w sprawie Strzelińskiego, zachował się nie najlepiej w stosunku do dziewczyny. Ona dała mu tyle informacji, tak mu pomogła... A on ją tak zbył. Tak. Było mu teraz z tego powodu strasznie głupio. Ale nie mógł już chyba nic dzisiaj zrobić. Był zmęczony, a do tego to nie była raczej najlepsza pora na umawianie się. </span><br />
<span style="font-size: large;">Trzeba będzie to naprawić – pomyślał. – Jakoś jej to wynagrodzić. W końcu gdyby nie ona, to stali by nadal w miejscu, będąc pod ciągłym ostrzałem ze wszystkich możliwych stron. Tak. Trzeba było jej to jakoś wynagrodzić.</span><br />
<span style="font-size: large;"><span class="Apple-tab-span" style="white-space: pre;"> </span>Tym razem pamiętał, aby zamknąć drzwi od łazienki. Kiedy wrócił do pokoju, włączył telewizor i rzucił okiem na swój telefon. Miał jedno nieodebrane połączenie. Odruchowo pomyślał o Małgorzacie. Sprawdziwszy, kto do niego dzwonił nieco się rozczarował, ale chyba – przede wszystkim – zaniepokoił. Dembowski. Naczelnik wydziału kryminalnego Komendy Wojewódzkiej, który go tutaj wysłał. Pewnie wiedział, co stało się dzisiaj rano. Na pewno wiedział. Media, ku uciesze członków DZ, rozdmuchały sprawę w zastraszającym tempie. W Białymstoku też mogli mieć już z tym niezły bajzel. Przecież dziennikarze, jeżeli nie dostaną pożądanych informacji w Suwałkach, to następny telefon wykonają do rzecznika Komendy Wojewódzkiej. Chociaż wcale nie chciał, wiedział, że musi oddzwonić.</span><br />
<span style="font-size: large;">– Halo? – odezwał się głos inspektora.</span><br />
<span style="font-size: large;">– Dobry wieczór, panie naczelniku. Czachor z tej strony – przywitał się.</span><br />
<span style="font-size: large;">– O, Artur. Cześć.</span><br />
<span style="font-size: large;">– Dzwonił pan... – zaczął komisarz.</span><br />
<span style="font-size: large;">– Tak, tak – westchnął naczelnik. – Słuchaj, powiedz mi, co tam się u was dzieje? Co to jest z tym posłem? – dopytywał z przejęciem w głosie.</span><br />
<span style="font-size: large;">– Wydaje mi się, że nic takiego – stwierdził Artur. – Dla mnie wygląda to na rodzinną awanturę. Nic więcej.</span><br />
<span style="font-size: large;">– Ale sprawdziliście? Nie żebym wierzył w te wszystkie bzdury, teorie o przeciwnikach politycznych i tak dalej...</span><br />
<span style="font-size: large;">– Tak – zaśmiał się nieco. – Asystent tego Strzelińskiego chciał nas naprowadzić na posła z KD. Na szczęście nic mu nie wyszło z prowokacji. Przycisnęliśmy go trochę i jutro wystawi nam syna ofiary, który akurat dziwnym trafem gdzieś przepadł.</span><br />
<span style="font-size: large;">– Myślisz, że to on?</span><br />
<span style="font-size: large;">– Ojciec leży w ciężkim stanie w szpitalu, wszędzie o tym trąbią, a chłopak zniknął razem z porshe rodziców. Do tego rzeczy, które znaleźliśmy w jego pokoju... – zawiesił głos, zastanawiając się czy powinien o tym wspominać.</span><br />
<span style="font-size: large;">– Jakie rzeczy? – zapytał po chwili ciszy Dembowski.</span><br />
<span style="font-size: large;">– Chłopak to pedofil – odpowiedział komisarz. W słuchawce usłyszał ciche gwizdnięcie inspektora. – Podobno już od dłuższego czasu o tym wiadomo. Wcześniej jednak, to były tylko plotki. Teraz mamy twarde dowody.</span><br />
<span style="font-size: large;">– Kurwa... To ci się trafiło, kurde. Tylko wiesz, z wyczuciem wszystko.</span><br />
<span style="font-size: large;">– Tak, tak. Wszystko załatwimy w miarę po cichu, aczkolwiek aż mnie korci, żeby zrobić z tego aferę.</span><br />
<span style="font-size: large;">– Afera już i tak jest. Ale jeśli jest tak, jak ty mówisz, to nie miałbym nic przeciwko żeby skurwielowi i jego tatusiowi, który pewnie o wszystkim wiedział, jeszcze bardziej dopierdolili w tych telewizjach. Ten Strzeliński, to ma niby być ministrem sprawiedliwości, ta?</span><br />
<span style="font-size: large;">– Aha.</span><br />
<span style="font-size: large;">– Kurwa mać! Ludziom do reszty we łbach się popierdoliło... No ale nic. Trzeba patrzeć perspektywicznie – stwierdził. – Chuj wie, kto za rok będzie rozdawał pieniądze w MSW. A co ze szkieletem? – zmienił temat.</span><br />
<span style="font-size: large;">– Raczej na pewno bez związku z dzisiejszymi wydarzeniami. Chcemy sprawdzić poprzedniego właściciela działki i mamy jedną ciekawą historię w tej Bachmatówce.</span><br />
<span style="font-size: large;">– Co takiego?</span><br />
<span style="font-size: large;">– Obok działki mieszka kobieta, która samotnie wychowuje dziecko. Twierdzi, że jej mąż uciekł z inną kobietą, też z tej samej wioski, do chyba... Jak to było... Do Anglii. A jej zostawił dziecko tej laski.</span><br />
<span style="font-size: large;">– Hoho. Nieźle – zaśmiał się inspektor.</span><br />
<span style="font-size: large;">– Tylko rzecz w tym, że rodzice dziewczyny, którzy mieszkają kilka domów dalej, nic o tym nie wiedzą. Od jakichś pięciu lat nie mają kontaktu z córką. Twierdzą, że pewnego dnia po prostu zniknęła. Zniknęły też jej rzeczy. I co ciekawe, niby nic nie wiedzieli o ciąży.</span><br />
<span style="font-size: large;">– To małe, zamknięte środowisko, Artur. Nawet jak wiedzieli, to wam nic nie powiedzą. Dobre imię, honor i te sprawy. Rozumiesz?</span><br />
<span style="font-size: large;">– Mhm – przytaknął mu.</span><br />
<span style="font-size: large;">– Ale co, myślisz, że coś z tego może być? Że to tę dziewczynę tam odkopali?</span><br />
<span style="font-size: large;">– Nie wiem. Szczerzę wątpię, ale trzeba to sprawdzić. Na razie i tak nic innego nie mamy.</span><br />
<span style="font-size: large;">– A sprawy zaginięć już przeglądaliście?</span><br />
<span style="font-size: large;">– Nie jeszcze. Jutro, w tym tygodniu, się za to pewnie zabierzemy.</span><br />
<span style="font-size: large;">– No cóż... To owocnej pracy życzę. I z tym Strzelińskim uważaj, żeby jakiejś biedy nie było, dobra?</span><br />
<span style="font-size: large;">– Dobrze, panie naczelniku. – Uśmiechnął się nieco do słuchawki.</span><br />
<span style="font-size: large;">– No, już słyszę ten głos – stwierdził radośnie inspektor. – Nie przeszkadzam. Trzymaj się młody. Cześć.</span><br />
<span style="font-size: large;">Położył się na łóżku, patrząc w ekran smartfona. Powinien do niej napisać? Tylko co? Może przeprosić? Wytłumaczyć się? Nie miał pomysłu, jak to zrobić. Mimo że nie było tak późno, powieki same mu się przymykały. Praca – pomyślał. Dawno już nie czuł tego czegoś. Tej adrenaliny, napięcia, ciągłego zabiegania. To było to, co lubił. Ale to było też to, co go kompletnie wykańczało. Może jednak jutro... – zastanawiał się. Nie dzisiaj... Może po zatrzymaniu i przesłuchaniu syna Strzelińskiego... Wtedy miałby dla niej jakieś newsy. Coś w rodzaju kwiatka i czekoladek na przeprosiny – pomyślał, mimowolnie się uśmiechając. Tak, to był chyba zdecydowanie lepszy pomysł. Wypadałoby ją może też gdzieś jutro zaprosić. Jakaś restauracja czy coś. Tylko gdzie? Nie znał Suwałk... Czuł, że za chwilę zaśnie. Z telewizora docierały do niego, już jakby przez mgłę, dźwięki teledysku z kanału muzycznego. Położył się wygodnie. Zamknął oczy. Zobaczył ją. Tę jej piękną twarz. Ten cudowny uśmiech. Te piękne ciemne oczy. To, co w niej kochał. Kochał?</span><br />
<span style="font-size: large;">Nawet nie zorientował się, kiedy zasnął.</span><br />
<span style="font-size: large;"><br /></span>
<span style="font-size: large;"><span class="Apple-tab-span" style="white-space: pre;"> </span>– Za kilka godzin to będziemy mieli niezły burdel, co? – zagaił Przemek.</span><br />
<span style="font-size: large;">Od pół godziny siedzieli samochodzie, zaparkowanym przy jednym z wejść do parku. Syn Strzelińskiego miał się pojawić o ósmej. Było już dziesięć po. W powietrzu wyczuwalna była nerwowa atmosfera. </span><br />
<span style="font-size: large;">– O ile w ogóle przyjdzie – odparł komisarz.</span><br />
<span style="font-size: large;">– A jak nie przyjdzie, to co robimy? Bardziej tego patałacha ściśniemy?</span><br />
<span style="font-size: large;">– Wątpię, żeby to cokolwiek dało. Więcej raczej dla nas nie zrobi. Przecież nie przyprowadzi go na siłę.</span><br />
<span style="font-size: large;"><span class="Apple-tab-span" style="white-space: pre;"> </span>Udało im się skutecznie zastraszyć Teodorczyka. Być może nie była to poprawna metoda, ale w tej pracy często trzeba było się do takich uciekać. Czachor doskonale to wiedział. Wiedział też jednak, że należy być niezwykle ostrożnym. Asystent nie dość, że od początku wyglądał mu na naiwnego i łatwowiernego, to także na słabego psychicznie. Bardziej rozgarnięty człowiek, po usłyszeniu tak absurdalnych teorii wobec swojej osoby, zapewne zaśmiał by się im w twarz i w najlepszym wypadku wyrzucił ze swojego domu czy biura, a w najgorszym pobiegłby ze wszystkim do mediów. Tak, ludzie dzisiaj mieli do nich większe zaufanie niż do policji. Często zdarzało się, że o jakichś przekrętach, aferach policjanci dowiadywali się z prasy czy telewizji. Dzisiaj nie wysyłało się już donosu do prokuratury, a do redaktora medium mającego szerokie grono odbiorców. Czachor zauważył jednak, że Teodorczyk czuł jeszcze jakiś respekt przed organami ścigania. Potem uznał, że lepszym określeniem byłby "lęk". Zresztą, nie to było teraz najważniejsze. Najważniejsze było to, że zgodził się wystawić chłopaka. Mieli spotkać się w parku. Kiedy tylko syn posła zbliży się do ławki, na której siedział teraz asystent, policjanci go zatrzymają. Komisarz zaczynał się obawiać, że z planu mogą wyjść nici. Wątpił, aby zastraszony mężczyzna ostrzegł w jakiś sposób Macieja Strzelińskiego. Wczoraj Arturowi wydawało się, że jest on na tyle przestraszony perspektywą zostania pedofilem, że nie będzie próbował w żaden sposób utrudniać im pracy. Chłopak jednak mógł wyczuć podstęp albo po prostu ze zwykłej ostrożności zrezygnować z pojawienia się w mieście.</span><br />
<span style="font-size: large;">– Też prawda – westchnął Wojciechowski. – Jeszcze, kurwa, ta odprawa dzisiaj. – Stuknął ze złością w kierownicę. – Już widzę tę jędzę, pierdolącą o delikatności tej pieprzonej sprawy.</span><br />
<span style="font-size: large;">– Mówisz o pani prokurator?</span><br />
<span style="font-size: large;">– Weź, kurwa, jej tak nawet nie nazywaj. Pracowałem z kilkoma prokuratorami, a praca z nią jest najgorszym co mi się w tej robocie przydarzyło. Ciągłe pretensje, narzekania, rozumiesz, kurwa? – Spojrzał na Czachora. – A potem te jej szczerzenie zębów i dumne wypinanie piersi. Wszystko dzięki działaniom i wysiłkom prokuratury – przedrzeźniał ją. – Sre te te te, kurwa.</span><br />
<span style="font-size: large;">Artur po części chyba go rozumiał. Kiedyś też mu się zdarzyło współpracować z dość kłopotliwym prokuratorem. Cały czas chciał ich kontrolować, wszystko wiedzieć, znać ich każdy ruch. Nie można było powiedzieć, że sumiennie wypełniał swoją pracę. Nie można było nawet powiedzieć, że był nadgorliwy. Był po prostu upierdliwy. Cały czas wchodził im w drogę, skutecznie utrudniając prowadzenie śledztwa. Komisarz wiedział, jak to jest wysłuchiwać ciągłego marudzenia i skarg. Kilka razy miał po prostu ochotę powiedzieć gościowi prosto w twarz wszystko to, co o nim myśli. Zawsze jednak starał się unikać spięć z przedstawicielami prokuratury, bez względu na to jak bardzo go irytowali. Wiedział, że nie prowadzi to do niczego dobrego. Zamiast zajmować się sprawą, skupiałby się na toczeniu wojny z kimś, kto – przynajmniej teoretycznie – był jego sprzymierzeńcem. Ciekawiło go, czy między Wojciechowskim a Cieślak dochodziło czasem do jakiejś ostrzejszej wymiany zdań. Obserwując zachowanie i sposób bycia podkomisarza, można było stwierdzić z dużą dozą prawdopodobieństwa, że do takich sytuacji dochodziło i to być może nawet bardzo często. Miał tylko nadzieję, że nie zostanie uwikłany przez żadną ze stron tego, trwającego już chyba od jakiegoś czasu, sporu w żadne gierki czy osobiste rozgrywki. </span><br />
<span style="font-size: large;">– Dwójka, zgłoś się – odezwał się głos Maćka z krótkofalówki leżącej pomiędzy fotelami.</span><br />
<span style="font-size: large;">– Dwójka, zgłaszam się. – Czachor podniósł radio.</span><br />
<span style="font-size: large;">– Przed chwilą na parkingu zaparkowało białe porsche. Numery się zgadzają. Kierowca wysiada. – informował aspirant. – Rusza w stronę parku. To chyba Strzeliński.</span><br />
<span style="font-size: large;">– Dobra, przyjąłem. Idziemy. Bez odbioru.</span><br />
<span style="font-size: large;">– No to mamy naszego ptaszka. – Przemek uśmiechnął się, wysiadając z auta.</span><br />
<span style="font-size: large;">Ruszyli szybkim krokiem parkową alejką w kierunku, gdzie miało odbyć się spotkanie Teodorczyka z synem Strzelińskiego. Czachor poczuł szybsze bicie serca. Denerwował się? Nie powinien. Przecież to była zwykła akcja. Chłopak raczej nie wykręci im żadnego numeru. Nie powinien... Znowu mu się przypomniał ten cholerny blok. Ten pierdolony Kozłowski próbujący coś nieudolnie tłumaczyć. Magda leżąca w kałuży krwi. </span><br />
<span style="font-size: large;">Ale to była inna sprawa – mówił teraz sobie. – To był świr. Ten jest tylko gówniarzowatym desperatem. Co on mógł zrobić? Pewnie co najwyżej spróbuje ucieczki. Ale co jeśli skądś będzie miał broń? Kurwa, Czachor – Próbował uspokoić samego siebie. – Nie myśl, a kurwa, rób.</span><br />
<span style="font-size: large;">Zwolnili. Widzieli Teodorczyka. Siedział, nieco skulony, na ławce. Po przeciwnej stronie dostrzegli, idącego dość szybko i rozglądającego się nerwowo na boki, mężczyznę. Mimo słonecznej pogody miał na sobie, wyglądającą na grubą, szarą bluzę dresową. Na głowę naciągnął kaptur. Desperat – stwierdził z przekonaniem komisarz i może nawet trochę się uspokoił. </span><br />
<span style="font-size: large;">Nie myślał o tym, co robi. Przecież już przez swój ubiór zwracał na siebie uwagę. Do tego te niespokojne ruchy, ciągłe obracanie głowy. Nawet policjant, tuż po szkole, uznałby taką osobę za wysoce podejrzaną i zapewne by ją wylegitymował.</span><br />
<span style="font-size: large;">– Tak, jak się umawialiśmy – rzucił podkomisarz i ruszył do przodu.</span><br />
<span style="font-size: large;">Czachor został z tyłu. W oddali dostrzegł Maćka i towarzyszącego mu funkcjonariusza, również będącego w cywilu. Zatrzymali się w bezpiecznej odległości. Komisarz rozejrzał się wokół siebie. Ścieżka była zabezpieczona. Zostawał tylko trawnik. No cóż, najwyżej odhaczy dzisiejszy trening. Chociaż częściowo.</span><br />
<span style="font-size: large;">Maciej Strzeliński podszedł do Teodorczyka. Asystent wstał. Nawet nie zauważył, idącego w jego kierunku, Wojciechowskiego.</span><br />
<span style="font-size: large;">– Cześć Maciek – wymamrotał przestraszony Teodorczyk.</span><br />
<span style="font-size: large;">Chłopak podniósł wzrok. W tym momencie dostrzegł podkomisarza. Odruchowo zrobił krok w tył i nieco obejrzał się za siebie. Przemek minął Teodorczyka. Zatrzymał się tuż przy synu posła.</span><br />
<span style="font-size: large;">– Maciej Strzeliński? – Patrzył wprost na niego.</span><br />
<span style="font-size: large;">Był przestraszony. Za nim odpowiedział minęło kilka sekund, podczas których nerwowo rozglądał się na boki, jak gdyby szukając drogi ucieczki. Czachor widząc to, położył w wyraźny sposób rękę na kaburze pistoletu. Król i drugi policjant zrobili to samo. Chłopak pewnie to zauważył. Miał zauważyć. Miał zrozumieć, że to nie są żarty, że próba ucieczki może skończyć się dla niego tragicznie.</span><br />
<span style="font-size: large;">– Tak – odpowiedział niepewnie, robiąc kolejny krok w tył.</span><br />
<span style="font-size: large;">Przemek podszedł do przodu, tak aby pozostać z nim w tej samej odległości.</span><br />
<span style="font-size: large;">– Podkomisarz Przemysław Wojciechowski, Komenda Miejska... – Nie dokończył, ponieważ w tym momencie młodzieniec odwrócił się gwałtownie i zaczął biec przed siebie.</span><br />
<span style="font-size: large;">Artur rzucił się do przodu, jak tylko najszybciej potrafił. Wojciechowski zrobił to samo. Zanim jednak któryś z nich zdążył dopaść chłopaka, ten wpadł na dwójkę zabezpieczającą drugi koniec alejki. Maciek wraz z towarzyszącym mu funkcjonariuszem przewrócili młodego Strzelińskiego na ziemię, wyginając ręce do tyłu, a następnie zakładając na nie kajdanki. Przemek wyjął telefon i wybrał jakiś numer. Komisarz podszedł, nieco zdyszany, do leżącego na ziemi chłopaka. Pomagający im policjant właśnie go przeszukiwał. Czachor, patrząc na zatrzymanego, poczuł obrzydzenie. Obrzydzenie i gniew. Skurwiel – pomyślał. W tej chwili miał ochotę splunąć wprost na niego. </span><br />
<span style="font-size: large;">– Na parking z nim – polecił Przemek, chowając telefon do kieszeni.</span><br />
<span style="font-size: large;">Policjanci podnieśli zatrzymanego i poprowadzili go ubitą ścieżką do wyjścia z parku.</span><br />
<span style="font-size: large;">– Kurwa – westchnął podkomisarz, kiedy został z Arturem nieco z tyłu. – Obsrałem się trochę.</span><br />
<span style="font-size: large;">– Ja też – przyznał komisarz. – Ale nie było aż tak źle.</span><br />
<span style="font-size: large;">– W sumie... – Wojciechowski popatrzył po niemalże pustych ławkach, ustawionych wzdłuż alejek. – Nie jest źle. Może nawet przejdzie bez większego echa.</span><br />
<span style="font-size: large;">– Nie będziemy o tym w ogóle informować? – zapytał nieco zdziwiony. Nie miał szacunku do ludzi takich, jak Maciej Strzeliński. Nigdy nie miał nic przeciwko temu, aby wystawiać takich jak on, na pożarcie dziennikarskim hienom.</span><br />
<span style="font-size: large;">– Będziemy. Ale szczegóły zatrzymania i tak dalej... – Skrzywił się nieco. – Po co to komu?</span><br />
<span style="font-size: large;">Po chwili dodał:</span><br />
<span style="font-size: large;">– Rozumiem, stary. Też bym go upierdolił. Jego i tę całą pierdoloną rodzinkę. Dobra Zmiana, kurwa. Pierdolę taką zmianę. Ludzie powinni wiedzieć na kogo, kurwa, głosują. Ale chuj z tym. Wiesz jak, kurwa, jest. Zaraz by się zaczęło, że go brutalnie potraktowaliśmy, byliśmy dla chujka niemili i takie tam. Po cholerę nam to? Wystarczy, że za chwilę usłyszymy, że podłożyliśmy mu te porno i działamy... Jak to było... Na zlecenie, kurwa, polskiego rządu.</span><br />
<span style="font-size: large;"><span class="Apple-tab-span" style="white-space: pre;"> </span>Wyszli na parking. Dwóch umundurowanych funkcjonariuszy właśnie wsadzało Strzelińskiego do radiowozu z włączonymi na dachu migającymi niebieskimi lampami. </span><br />
<span style="font-size: large;">– Na Pułaską, chłopaki – rzucił do nich Przemek.</span><br />
<span style="font-size: large;">Pokiwali głowami i już mieli zamykać drzwi, kiedy za plecami Czachora i Wojciechowskiego pojawił się Teodorczyk. Syn posła, widząc to, zaczął krzyczeć:</span><br />
<span style="font-size: large;">– Ty debilu! Ty, kurwa, kutasie jebany! Wystawiłeś mnie, kurwa! Psom! Kurwa, psom!</span><br />
<span style="font-size: large;">Asystent, będący cały blady na twarzy, stanął w miejscu. Otworzył usta, ale nie wydobyło się z nich ani jedno słowo. Czachor nakazał gestem ręki policjantowi, aby ten nie zamykał drzwi. Z takiego gwałtownego wybuchu złości mogło wyniknąć coś ciekawego. Na przykład przyznanie się do winy.</span><br />
<span style="font-size: large;">– Co się kurwa gapisz?! – wykrzykiwał płaczliwym tonem, wiercąc się na tylnej kanapie radiowozu. – Ojciec cię, kurwa, z roboty wypierdoli! Ty, kurwa, psie jebany! Jesteś psem! Jebanym psem! Rozumiesz, kurwa?! Wystawiłeś mnie dla tych psich kurwów! Ty chujku!</span><br />
<span style="font-size: large;">Komisarz pokiwał głową na znak, że funkcjonariusze mogą już odjeżdżać. Padły słowa, które można było wykorzystać w późniejszych rozmowach z chłopakiem. Kontynuowanie tego widowiska nie miało zatem większego sensu, zważywszy na to, że cały czas z ust syna posła leciały niewybredne epitety i to na dodatek pod adresem policji.</span><br />
<span style="font-size: large;">Zostali sami z Teodorczykiem. Mężczyzna wpatrywał się w nich, jakby oczekiwał jakichś dalszych instrukcji.</span><br />
<span style="font-size: large;">– Dziękujemy – odezwał się po chwili nieco niezręcznej ciszy podkomisarz.</span><br />
<span style="font-size: large;">Asystent wymamrotał coś niezrozumiałego i ruszył niepewnym krokiem do swojego audi, oglądając się jeszcze kilka razy na policjantów.</span><br />
<span style="font-size: large;">– No, stary... – Wojciechowski poklepał Artura po ramieniu. – To teraz się, kurwa, burdel zacznie. Jebany pierdolony burdel...</span><br />
<span style="font-size: large;"><br /></span>
<h3>
<span style="font-size: large;"><a href="http://fundamenty-kulakowski.blogspot.com/2017/01/fundamenty-rozdzia-xviii.html" target="_blank">=> Rozdział XVIII</a></span></h3>
Anonymoushttp://www.blogger.com/profile/17059212973651445750noreply@blogger.com0tag:blogger.com,1999:blog-5401081125946211471.post-3734833227411347592017-01-28T13:17:00.000+01:002017-01-29T14:33:53.057+01:00Fundamenty - Rozdział XVI<span style="font-size: large;"><span class="Apple-tab-span" style="white-space: pre;"> </span>– Dobra, dobra. Super. Dzięki Małgorzatka. Czekam – zakończył rozmowę Wojciechowski.</span><br />
<span style="font-size: large;">Popatrzył na Artura. Czachora zaczynały irytować te durnowate spojrzenia.</span><br />
<span style="font-size: large;">– Brat, informatyk w firmie, która obsługuje pół miasta. Kuzyn, szmuglujący fajki przez granicę. Dilujący kumple z liceum. I Bóg wie, kto jeszcze. Cała Małgorzatka. – Uśmiechnął się szeroko. – Wszystko i o wszystkich. Szkoda, że nie zna żadnego księdza. Pomyśl sobie, ten to dopiero wszystko wie.</span><br />
<span style="font-size: large;">– Ale nie chce się tym dzielić – rzucił komisarz. – Kiedyś chciałem się coś dowiedzieć, to usłyszałem: "Tajemnica spowiedzi" i tyle.</span><br />
<span style="font-size: large;">– Aj... A czy ty jesteś Małgorzatką? Ta dziewczyna wszystkiego się dowie, jak będzie chciała. Zakręci tyłeczkiem raz, i drugi, i wszystko wie. To jest urok osobisty, stary.</span><br />
<span style="font-size: large;">Tego nie można jej odmówić – przyznał w duchu Artur. </span><br />
<span style="font-size: large;">– Ok – westchnął Wojciechowski. – Zgłodniałem. Mamy coś jeszcze do zrobienia?</span><br />
<span style="font-size: large;">– Facebook?</span><br />
<span style="font-size: large;">Przemek zastanowił się przez chwilę.</span><br />
<span style="font-size: large;">– Młody – zwrócił się do Króla – założyłeś już fejsa, żeby do Kaśki zagadać.</span><br />
<span style="font-size: large;">Aspirant popatrzył na niego z wyrzutem. Najwidoczniej jemu też nie podobały się takie żarty podkomisarza.</span><br />
<a name='more'></a><br />
<span style="font-size: large;">– Oj, oj. Jak tak dalej pójdzie, to chyba rzeczywiście nigdy nie zaruchasz. – Pokręcił głową, po czym odwrócił się do Artura: – A ty masz?</span><br />
<span style="font-size: large;">– Nie.</span><br />
<span style="font-size: large;">– Bo to chyba konkretny profil trzeba znaleźć – zastanawiał się – i potem do administratora uderzyć. Kiedyś to robiłem, ale już nie pamiętam. Klaudia ma Facebooka chyba, ale jej nie ma. Na dodatek i tak pewnie tego dzisiaj nie dostaniemy – stwierdził, wstając od biurka. – Jak synalek nie znajdzie się do wieczora, to puszczę info dla drogówki, żeby poszukali limuzyny Strzelińskich. – Zrobił pauzę, jak gdyby zastanawiając się czy o niczym nie zapomniał. – Dobra. Spadamy.</span><br />
<span style="font-size: large;">Kiedy zamykał drzwi, obrócił się z charakterystycznym sobie głupim wyrazem twarzy do Czachora. Artur domyślał się już czego będzie dotyczyła wypowiedź podkomisarza.</span><br />
<span style="font-size: large;">– Małgorzatka też ma fejsbuczka, wiesz? Może jak już tam dzisiaj będziecie...– Uniósł kilkukrotnie brwi, patrząc na policjanta.</span><br />
<span style="font-size: large;">– Nie będziemy – stwierdził sucho komisarz.</span><br />
<span style="font-size: large;">Wojciechowski chyba nieco zdziwiony jego reakcją bez słowa przekręcił klucz w zamku i ruszył do wyjścia.</span><br />
<span style="font-size: large;">Wsiedli do samochodów zaparkowanych za budynkiem komendy. Kiedy wyjechali, ich oczom ukazał się tłum dziennikarzy i operatorów kamer, tłoczących się na dość sporym parkingu. W środku tego tłumu stał policjant, który starał się im coś tłumaczyć. Jego odpowiedzi nie satysfakcjonowały chyba jednak reporterów, bo Czachor nawet siedząc w samochodzie słyszał ich podniesione, podekscytowane głosy zadające kolejne niewygodne pytania. Z trudem udało im się wyjechać, przebijając się pomiędzy tym nieco chaotycznym zgromadzeniem.</span><br />
<span style="font-size: large;">– Niezły bajzel, co? – zagaił, odwożący go, aspirant.</span><br />
<span style="font-size: large;">– W chuj – przytaknął z całą powagą komisarz.</span><br />
<span style="font-size: large;">Rzadko zdarzało mu się przeklinać, ale ta sytuacja, jeśli ją dokładnie przeanalizować, nie wyglądała ciekawie. Wyglądała wprost chujowo. </span><br />
<span style="font-size: large;"><br /></span>
<span style="font-size: large;"><span class="Apple-tab-span" style="white-space: pre;"> </span>Dzisiejszy etap wydał się już nieco trudniejszy niż poprzedni. Wprawdzie większość trasy nadal pozostawała płaska, ale końcówka była dosyć pofałdowana, co ku uciesze Artura, mogło spowodować rozerwanie peletonu. Mimo że do mety pozostawało około pięćdziesięciu kilometrów, widać było niezłą "nerwówkę". Na przodzie co chwila zmieniali się zawodnicy. Wyglądało to tak, jakby każdy z nich chciał prowadzić w peletonie. Słychać było krzyki. Jeden z kolarzy energicznie wymachiwał ręką, zachęcając resztę do zwiększenia tempa. Na trasie zaczynało też lekko popadywać. Zapowiada się ciekawie – stwierdził z entuzjazmem Czachor. W pewnym momencie zawibrował telefon, który wyciszył, kiedy był na mszy w kościele w pobliskim Żukowie, niewielkim miasteczku gminnym. Na wyświetlaczu pojawił się znajomy numer. Małgosia.</span><br />
<span style="font-size: large;">– Tak? – odebrał.</span><br />
<span style="font-size: large;">– Cześć, bohaterze – przywitała się dziewczyna.</span><br />
<span style="font-size: large;">– Cześć,... – Przez chwilę zastanawiał się czy powinien użyć zwrotu typu "kochanie", "księżniczko".</span><br />
<span style="font-size: large;">Uznał, że jest chyba jednak na to za wcześnie. Wprawdzie taki pocałunek, jak ten wczoraj już o czymś świadczył... Ale brakowało mu jakieś formalności, potwierdzenia. Rozmowy. Wzajemnego wyznania uczuć. Może przesadzał... Może to było zbędne. Nie wiedział... W końcu nie miał do czynienia z takimi sytuacjami na co dzień. Nie miał z nimi do czynienia już od wielu, wielu lat...</span><br />
<span style="font-size: large;">– Co robisz? – zapytała.</span><br />
<span style="font-size: large;">– Oglądam telewizję.</span><br />
<span style="font-size: large;">– Meczyk?</span><br />
<span style="font-size: large;">Kolarze przejeżdżali akurat przez jakąś małą francuską miejscowość, w której, pomimo nie najlepszej pogody, zgromadziły się radośnie krzyczące i zagrzewające ich do walki rzesze kibiców. </span><br />
<span style="font-size: large;">– Wyścig kolarski.</span><br />
<span style="font-size: large;">– Tour de France?</span><br />
<span style="font-size: large;">– Mhm – przytaknął. Uznał, że teraz to on powinien zapytać ją o to samo. – A ty?</span><br />
<span style="font-size: large;">– A ja mam coś dla ciebie. Mój brat, który pracuje w firmie, dostarczającej Internet temu waszemu desperatowi, sprawdził jego IP. To ten asystent wam je dał?</span><br />
<span style="font-size: large;">– Tak. A co?</span><br />
<span style="font-size: large;">– I podrzucił je wam, kiedy w mediach pojawiła się informacja o pchnięciu nożem?</span><br />
<span style="font-size: large;">– Aha. – Czachor zaczynał się niepokoić. Podejrzewał, do czego zmierza dziennikarka.</span><br />
<span style="font-size: large;">– Nie wiem co z tym zrobicie, ale na moje oko to jest zwykła prowokacja. Pokazał wam w ogóle te maile?</span><br />
<span style="font-size: large;">– Nie. Jutro mamy po nie pojechać.</span><br />
<span style="font-size: large;">– Bo wiesz co, ten adres IP, który mi daliście prowadzi do biura poselskiego Adamczyka, posła z KD.</span><br />
<span style="font-size: large;">Pierdolony debil – pomyślał ze złością o Teodorczyku komisarz. Jego, jak to on nazywał, mistrz leżał w szpitalu w ciężkim stanie, a ten jełop urządzał jakieś polityczne prowokacje. Co ci ludzie mieli do cholery w głowach?</span><br />
<span style="font-size: large;">– Jesteś pewna? – zapytał z ostrożności.</span><br />
<span style="font-size: large;">– Mhm – potwierdziła.</span><br />
<span style="font-size: large;">– Kurna, co za idiota. – W rozmowach z kobietami zawsze starał powstrzymywać się od przekleństw.</span><br />
<span style="font-size: large;">– To nie wszystko. Gość dzwonił do mojego redakcyjnego kolegi. I zgadnij, co mu powiedział.</span><br />
<span style="font-size: large;">– Że Strzeliński został ugodzony nożem.</span><br />
<span style="font-size: large;">– Dokładnie. Domagał się jeszcze, aby koniecznie napisać, że to zamach na DZ oraz całą ideę demokracji.</span><br />
<span style="font-size: large;">– Palant... No nic – westchnął komisarz. – Dzięki.</span><br />
<span style="font-size: large;">– Spoko, nie ma za co. Co ro...</span><br />
<span style="font-size: large;">– Zrobisz coś jeszcze dla mnie? – przerwał jej niechcący. – Masz Facebooka?</span><br />
<span style="font-size: large;">– Mam. – W jej głosie usłyszał nutę zawodu. Dopiero teraz dotarło do niego, o co chciała zapytać. Miał trochę inne plany na wieczór. Chciał trochę pobiegać. Zadbać w końcu o siebie. Może to i dobrze, że tak wyszło. Nie chciał robić niczego zbyt szybko.</span><br />
<span style="font-size: large;">– Możesz wejść na konto syna posła? Maciej Strzeliński.</span><br />
<span style="font-size: large;">– Zaczekaj chwilę. – W słuchawce usłyszał odgłos palców dziennikarki, szybko uderzających w klawisze.</span><br />
<span style="font-size: large;">– Jest – odezwała się po krótkiej chwili.</span><br />
<span style="font-size: large;">– Zobacz z kiedy jest ostatni post – poprosił Czachor.</span><br />
<span style="font-size: large;">– Hmmm... Sprzed dwóch miesięcy. Zdjęcie. Chyba z tym waszym prowokatorem.</span><br />
<span style="font-size: large;">– Z Teodorczykiem?</span><br />
<span style="font-size: large;">– No jakoś tak.</span><br />
<span style="font-size: large;">– Wyślesz mi je ememesem?</span><br />
<span style="font-size: large;">– Ok. Zaraz podeślę.</span><br />
<span style="font-size: large;">– Dzięki. – Zastanowił się chwilę. – Na razie– Nie chcąc rezygnować ze swoich wcześniejszych planów, postanowił zakończyć rozmowę właśnie w tym miejscu. </span><br />
<span style="font-size: large;">Po chwili telefon ponownie zawibrował. Otworzył wiadomość od Małgosi. Na ekranie pojawiło mu się selfie dwóch, uśmiechniętych od ucha do ucha, mężczyzn. Jednym z nich był bez wątpienia Paweł Teodorczyk. Drugim musiał być Maciej Strzeliński.</span><br />
<span style="font-size: large;">– No to teraz zobaczymy, pajacu... – powiedział sam do siebie.</span><br />
<span style="font-size: large;"><i>Dziękuję :)</i> – Napisał do dziennikarki.</span><br />
<i><span style="font-size: large;">Nmzc :* Co robisz dziś wieczorem ^^?</span></i><br />
<span style="font-size: large;">Zamyślił się przez chwilę. Gdyby nie to, mógłby w zasadzie i pobiegać, i się z nią spotkać. Ale wynikło coś nowego. Coś, co trzeba było jak najszybciej załatwić.</span><br />
<i><span style="font-size: large;">Odezwę się jutro, ok?</span></i><br />
<i><span style="font-size: large;">Ok.</span></i><br />
<span style="font-size: large;"><i>Daj znać, jak się coś wydarzy.</i> – Wysłała po chwili kolejnego esemesa.</span><br />
<i><span style="font-size: large;">OK ;)</span></i><br />
<span style="font-size: large;">Obejrzał etap do końca. Mimo nadziei, jego osobistych jak i komentatorów, peleton prawie zupełnie się nie podzielił na ostatnich kilometrach. Wszyscy czołowi zawodnicy dotarli na metę w tej samej grupie. Pomimo tego, że doszło do pojedynku sprinterów, który tym razem wygrał Peter Sagan – lider klasyfikacji punktowej, całkiem dobre ósme miejsce zajął Polak Michał Kwiatkowski. Czachor był zawsze jego wiernym fanem. W młodym zawodniku podobało mu się jego podejście do kolarstwa, do kolegów z drużyny, do kibiców. Nie był nadętą, zarozumiałą gwiazdą otoczoną barierkami i ochroniarzami. Był zwykłym, prostym, sympatycznym chłopakiem, który wiele osiągnął – w tym mistrzostwo świata. </span><br />
<span style="font-size: large;">Realizator pokazał klasyfikację generalną po trzech etapach. Liderem pozostawał Mark Cavendish, który wraz ze swoją drużyną wygrał pierwszy etap jazdy drużynowej na czas, a na kolejnych dwóch etapach przyjeżdżał w ścisłej czołówce. Kwiatkowski zajmował teraz ósme miejsce ze stratą siedmiu sekund. Będzie dobrze, Kwiatek – stwierdził z entuzjazmem komisarz.</span><br />
<span style="font-size: large;">Pomyślał przez chwilę. Plan był już w zasadzie gotowy. Wystarczyło przedstawić go suwalskim kolegom, a następnie zrealizować. Wybrał numer.</span><br />
<span style="font-size: large;">– Co tam, stary? – W słuchawce odezwał się głos Przemka.</span><br />
<span style="font-size: large;">– Mam pomysł.</span><br />
<span style="font-size: large;"><br /></span>
<span style="font-size: large;"><span class="Apple-tab-span" style="white-space: pre;"> </span>Siedzieli w hondzie civic Wojciechowskiego, obserwując wejście do biura poselskiego posła Strzelińskiego.</span><br />
<span style="font-size: large;">– Jest. – Podkomisarz wskazał parkujące po przeciwnej stronie ulicy audi a4. </span><br />
<span style="font-size: large;">Z samochodu, oglądając się dookoła, wysiadł Paweł Teodorczyk. Umówili się z nim w biurze. Chcieli być z gościem sam na sam, ale woleli nie robić tego na razie na komendzie. Głównie ze względu na delikatny charakter całej tej sprawy.</span><br />
<span style="font-size: large;">– Idziemy. – Czachor otworzył drzwi i ruszył w kierunku biura.</span><br />
<span style="font-size: large;">Weszli do środka, zatrzymując się w czymś w rodzaju poczekalni. Z zewnątrz dochodziły odgłosy krzątaniny.</span><br />
<span style="font-size: large;">– Dobry wieczór! – zawołał komisarz.</span><br />
<span style="font-size: large;">Po chwili w drzwiach jakiegoś pomieszczenia pojawił się przestraszony asystent.</span><br />
<span style="font-size: large;">– To mój kolega – wyjaśnił Artur, wskazując na Wojciechowskiego. – Podkomisarz Przemysław Wojciechowski.</span><br />
<span style="font-size: large;">– Tak, tak... – Tępo pokiwał głową Teodorczyk. – Dobry wieczór. – Wysilił się na niewyraźny uśmiech. – Zapraszam do mojego gabinetu.</span><br />
<span style="font-size: large;">Przeszli do niewielkiego, ale całkiem sympatycznie urządzonego pokoju. Takiego charakteru najprawdopodobniej nadawały mu zadbane zielone kwiaty.</span><br />
<span style="font-size: large;">– O co właściwie chodzi? – zapytał asystent Strzelińskiego, zasiadając za starannie uporządkowanym biurkiem.</span><br />
<span style="font-size: large;">– Myślę, że wie pan, o co nam chodzi. – Czachor spojrzał na niego uważnie.</span><br />
<span style="font-size: large;">Wyraz twarzy Teodorczyka ewidentnie zdradzał strach, chociaż w założeniu miał zapewne wyrażać zdziwienie wizytą policjantów.</span><br />
<span style="font-size: large;">– Dobra, Artur. – Spojrzał na niego Przemek. – Ja myślę, że nie ma co się bawić. Pojedziemy na komendę, spiszemy wszystko, umieścimy w aktach sprawy. No i oczywiście damy to wszystko temu rozkrzyczanemu tłumowi dziennikarzy. – Rzucił spojrzenie w kierunku asystenta. </span><br />
<span style="font-size: large;">– Nadal nie rozumiem... – odezwał się niepewnie.</span><br />
<span style="font-size: large;">– Dobrze, panie Teodorczyk. – Komisarz nieco się do niego uśmiechnął. – Proszę mi pokazać te maile, o których rozmawialiśmy.</span><br />
<span style="font-size: large;">– Eeee... Będą gotowe na jutro. Mówiłem panu przecież.</span><br />
<span style="font-size: large;">Szło całkiem nieźle. Gość już zaczynał tracić równowagę. O to właśnie im chodziło.</span><br />
<span style="font-size: large;">– Ale to przecież chyba nie problem pokazać nam maile na skrzynce – naciskał Czachor. </span><br />
<span style="font-size: large;">Teodorczyk w tym momencie nawet nie starał się udawać zdziwionego. Na jego twarzy malował się strach wymieszany z zażenowaniem.</span><br />
<span style="font-size: large;">– Chyba, że maile miały się napisać dopiero jutro – stwierdził bezceremonialnie, siedzący obok, podkomisarz.</span><br />
<span style="font-size: large;">– To jak, panie Pawle? – dopytywał Artur.</span><br />
<span style="font-size: large;">Asystent wciąż milczał. Co chwila otwierał usta, ale nie wydobywały się z nich żadne słowa.</span><br />
<span style="font-size: large;">– Mówiłem – stwierdził Przemek z nieskrywanym zadowoleniem.</span><br />
<span style="font-size: large;">– Czy pan naprawdę sądził, że my się na to nabierzemy? – zapytał łagodnym tonem Czachor. – Przecież to na kilometr śmierdzi prowokacją.</span><br />
<span style="font-size: large;">– Dalej nie rozumiem o co panom chodzi... – powiedział z udawaną pewnością siebie.</span><br />
<span style="font-size: large;">– Wiesz – Wojciechowski świdrował go wzrokiem. – za utrudnianie śledztwa raczej nikt cię nie posadzi... – Celowo zrobił pauzę. chcąc zaobserwować reakcję mężczyzny. Widząc, że ten zaczyna się niepokoić, dodał: – Ale już na przykład, powiedzmy, planowanie i współudział w próbie zabójstwa...</span><br />
<span style="font-size: large;">Teodorczyk zrobił się blady. Komisarz widział u niego wyraźnie pulsującą tętnicę szyjną. Asystent nerwowo bujał się w fotelu, starając się unikać spojrzeń policjantów.</span><br />
<span style="font-size: large;">– Ale to chyba jeszcze nie wszystko panie podkomisarzu? – Czachor zwrócił się do kolegi.</span><br />
<span style="font-size: large;">– Owszem – odparł nie spuszczając wzroku z asystenta. – Panie Teodorczyk – Uśmiechnął się szeroko, chcąc jeszcze bardziej zdenerwować mężczyznę. – czy w plotki należy wierzyć?</span><br />
<span style="font-size: large;">Mężczyzna milczał.</span><br />
<span style="font-size: large;">– Należy czy nie? – zapytał ostrzejszym tonem podkomisarz. Nie słysząc odpowiedzi powtórzył swoje pytanie: – Panie Teodorczyk, należy wierzyć w plotki czy też nie należy?</span><br />
<span style="font-size: large;">– To, że ktoś kiedyś coś sobie ubzdurał... – zaczął cicho.</span><br />
<span style="font-size: large;">– Nie odpowiada pan na moje pytanie – przerwał mu Przemek.</span><br />
<span style="font-size: large;">– No nie należy – odpowiedział oburzony. – I co? – patrzył pytająco na swoich gości.</span><br />
<span style="font-size: large;">– No właśnie... – zaczął powoli Wojciechowski. – Nie należy. Wie pan, co znaleźliśmy w domu posła Strzelińskiego?</span><br />
<span style="font-size: large;">Nie dał mu nic odpowiedzieć.</span><br />
<span style="font-size: large;">– Głupio tak by było, żeby to wypłynęło tuż przed wyborami... Ale, jak sam nam pan powiedział, w plotki nie należy wierzyć. Co jeśli na tych pendrivach z dziecięcą pornografią – Położył szczególny nacisk na te dwa słowa. – znajdziemy pańskie odciski? Może pan chce po prostu zdyskredytować pana posła....</span><br />
<span style="font-size: large;">– To niedorzeczne... – powiedział prawie niedosłyszalnie.</span><br />
<span style="font-size: large;">– Na razie mniejsza o to. – Uśmiechnął się Czachor. – Sam pan widzi, jak wygląda pańska sytuacja. Chcemy jednak dać panu szansę. Musi coś pan dla nas zrobić.</span><br />
<span style="font-size: large;">– Nie, nie, nie – pokręcił głową. – To jest jakiś absurd, panowie! – zaczął wykrzykiwać, czerwieniąc się przy tym na twarzy.</span><br />
<span style="font-size: large;">Artur wyjął swojego smartfona i włączył zdjęcie z ememesa od Małgosi. Pokazał telefon Teodorczykowi.</span><br />
<span style="font-size: large;">– Zna się pan chyba nieco z synem pana posła, prawda?</span><br />
<span style="font-size: large;">– Nie rozumiem, jakie to ma znaczenie.</span><br />
<span style="font-size: large;">– Otóż uważamy, że to Maciej Strzeliński, syn posła Strzelińskiego, dźgnął swojego ojca nożem. </span><br />
<span style="font-size: large;">– To jest chyba jakiś żart!</span><br />
<span style="font-size: large;">– Być może – ciągnął komisarz. – Ale nawet jeśli, to nie mamy możliwości dać mu się jakoś wytłumaczyć... Bo że tak powiem, chwilowo przepadł.</span><br />
<span style="font-size: large;">– To już jest panów problem. Maciek to dorosły chłopak. Może przebywać, gdzie ma na to ochotę.</span><br />
<span style="font-size: large;">– Nie pierdol gościu – wtrącił się Wojciechowski. – Mówiłem już, ile grozi za współudział w próbie zabójstwa?</span><br />
<span style="font-size: large;">– Prosiłbym o nieco więcej kultury. Przypomnę panu, że jest pan funkcjonariuszem publicznym i reprezentuje pan państwo polskie – odpowiedział mu ze złością.</span><br />
<span style="font-size: large;">– I chuj – odparł niczym niezrażony Przemek. – Kolega jest z Białegostoku, wiesz?– Pokazał na Czachora. – Ale Suwałki są trochę mniejsze... Zresztą, ty i ta twoja partia ciągle pierdolicie o tym, jaka policja jest zła. I wiesz co? – Wycelował w niego palcem. – My rzeczywiście tacy jesteśmy. Rozumiesz? Jeżeli będę miał taki kaprys, to wsadzę cię do pierdla nie tylko za próbę zabójstwa, ale i za pedofilię. Do końca życia będziesz już uważany za zboczucha. Myślisz, że to taki problem, żeby udowodnić, że to ty podłożyłeś te porno?</span><br />
<span style="font-size: large;">Czachor spojrzał uważnie na asystenta. W tym momencie był już nieźle przestraszony. Czyli się udało. Teraz trzeba było to tylko wykorzystać.</span><br />
<span style="font-size: large;">– Koledze chodzi o to – zaczął powoli – że chcielibyśmy, aby pomógł nam pan skontaktować się z Maciejem Strzelińskim.</span><br />
<span style="font-size: large;">– Nie wydaje mi się, aby to było możliwe... – stwierdził bardzo niepewnie, będąc skurczonym w swoim fotelu i spoglądając w blat biurka.</span><br />
<span style="font-size: large;">– Mój kolega może czasem bywa rzeczywiście zbyt porywczy. Ale mnie zastanawia, po co pan dzwonił po redakcjach i wręcz chwalił się posiadaniem informacji, o tym co stało się w domu posła.</span><br />
<span style="font-size: large;">– Ludzie powinni wiedzieć o takich rzeczach – odparł nieco pewniej, ale wciąż ze spuszczonym wzrokiem.</span><br />
<span style="font-size: large;">– A co pan powie na to? Namawia pan Macieja Strzelińskiego, aby ten zabił swojego ojca. Być może tak, jak już tutaj wcześniej powiedział kolega, podrzuca pan też do domu państwa Strzelińskich dziecięcą pornografię. Wszystko po to, aby wyeliminować pana posła. Załóżmy, że działał pan na zlecenie, a ten adres IP dał nam tak dla niepoznaki. Dzieli się pan częścią wynagrodzenia od swojego mocodawcy z Maćkiem i oboje znikacie bez śladu.</span><br />
<span style="font-size: large;">– Przecież to się kupy nie trzyma!</span><br />
<span style="font-size: large;">Komisarz to wiedział. Wiedział, że ta teoria jest prawie tak samo absurdalna, jak teoria o zamachu. Ale Teodorczyk był człowiekiem funkcjonującym w świecie absurdów. Nie był indywidualnością. Był raczej tępym sługusem. Krzykaczem, który miał za zadanie rozgłaszać nieprawdopodobne historie, w które sam wierzył. Dlatego właśnie był na nie tak podatne. Do tego strach przed oskarżeniami o pedofilię powodował, że mężczyzna nie myślał wystarczająco racjonalnie.</span><br />
<span style="font-size: large;">– Proszę wziąć też pod uwagę – kontynuował Czachor – że prędzej czy później znajdziemy Maćka Strzelińskiego. I co jeśli powie nam dokładnie to samo? Że to pan go namówił i mu za to zapłacił? Mam wtedy uwierzyć komuś, kto nie chciał nam pomóc? Toż to przecież ewidentnie świadczy przeciwko panu.</span><br />
<span style="font-size: large;">– Zastanów się – odezwał się Wojciechowski. – Pójdziesz siedzieć na długie lata. Kto wie, do jakiej trafisz celi. Powiem ci, że pedofile nie mają łatwego życia w pace. Do tego zero prywatności, zero luksusów, jedna rolka papieru na miesiąc – wyliczał, obserwując coraz większy niepokój na twarzy mężczyzny.</span><br />
<span style="font-size: large;">– To jak? – Uśmiechnął się przyjaźnie po chwili ciszy komisarz.</span><br />
<span style="font-size: large;">– Zrozumcie, że ja nie mogę – wybąknął nieco rozpaczliwym głosem Teodorczyk. – To jest syn mojego pracodawcy. Ja nie mogę się w to wtrącać...</span><br />
<span style="font-size: large;">– Panie Pawle – Zwrócił się do niego Czachor. – to nie było jakieś drobne skaleczenie nożem. Pan poseł mógł umrzeć. W tym przypadku polskie prawo przewiduje ściganie z urzędu. To nie jest wyłącznie sprawa państwa Strzelińskich. Ich syn stwarza realne zagrożenie. Proszę nam pomóc.</span><br />
<span style="font-size: large;">Teodorczyk milczał, intensywnie myśląc nad tym, co powinien zrobić. Chronić dobre imię rodziny posła czy wystawić jego syna policji?</span><br />
<span style="font-size: large;">– Jeżeli łatwiej podejmuje się panu decyzję na komisariacie, to z chęcią tam pana zabiorę – wtrącił Przemek. – Oczywiście w srebrnych bransoletach, żeby się nam pan nigdzie nie zagubił. No i tak jak przystało na prawdziwego gościa, będziemy koniecznie musieli wejść głównym wejściem. Może być z tym trochę problemu, bo ostatnimi czasy plączą się tam cały czas dziennikarze, ale myślę, że jakoś sobie z tym poradzimy. – Uśmiechnął się szeroko do zestresowanego asystenta.</span><br />
<span style="font-size: large;">– Może pan już przestać? – zapytał niemal płaczliwym tonem. </span><br />
<span style="font-size: large;">– Proszę nam tego nie utrudniać – poprosił komisarz. – My naprawdę nie chcemy robić z tego afery. Nam tylko chodzi o dojście do prawdy. Być może syn pana posła nie jest niczemu winny. Wtedy nam to tylko udowodni i będzie po sprawie.</span><br />
<span style="font-size: large;">– W tym kraju proszę pana w więzieniach siedzi mnóstwo niewinnych ludzi. Co jeśli go wam... no tego... wystawię i pójdzie siedzieć za nic. Panowie chyba nie wiedzą jak działają służby specjalne.</span><br />
<span style="font-size: large;">– Tak, tak, tak – odezwał się poirytowany Wojciechowski. – Więzienia są pełne niewinnych. Zobacz, Paweł, wspaniałe miejsce dla ciebie. W końcu ty też przecież nic nie zrobiłeś?</span><br />
<span style="font-size: large;">Teodorczyk z trudem przełknął ślinę. Co chwila spoglądał na boki, jak gdyby szukając sobie drogi ucieczki. Widać było, że się gorączkowo zastanawia nad podjęciem decyzji.</span><br />
<span style="font-size: large;">– Chciałeś zabić posła, Paweł? – naciskał na niego Przemek. – No jak? Po co tak go kryjesz, skoro nie masz z tym nic wspólnego? Masz żonę, Paweł? – Popatrzył na jego obrączkę. – Masz. A dzieci? – Zrobił pauzę, jak gdyby oczekiwał odpowiedzi. – Jak nie masz, to szkoda by było nigdy ich nie mieć, co? A jak masz, to głupio by było, gdyby musiały się całe życie za ciebie wstydzić. Ojciec pedofil. Ojciec morderca. Chcesz tego, Paweł?</span><br />
<span style="font-size: large;">Asystent westchnął ciężko. Spojrzał na nich wzrokiem proszącym o zrozumienie. Po chwili jednak uświadomił sobie, że nie ma większego wyboru. Udało się. Udało się im go osaczyć i zmusić do poddania się.</span><br />
<span style="font-size: large;">– Co mam zrobić? – zapytał zrezygnowany.</span><br />
<span style="font-size: large;"><br /></span>
<h3>
<span style="font-size: large;"><a href="http://fundamenty-kulakowski.blogspot.com/2017/01/fundamenty-rozdzia-xvii.html" target="_blank">=> Rozdział XVII</a></span></h3>
<div>
<span style="font-size: large;"><br /></span></div>
<br />Anonymoushttp://www.blogger.com/profile/17059212973651445750noreply@blogger.com0