czwartek, 29 grudnia 2016

Fundamenty - Rozdział VI

Maciek zatrzymał kia'ę na podziurawionej drodze, stawiając tylko jedno koło na piaszczystym poboczu pod czyimś płotem. Wysiedli z auta. Przemek wziął głęboki wdech i wyprostował plecy, rozciągając je do tyłu. Czuł jeszcze trochę skutki wczorajszej imprezy. Wypił więcej niż Czachor, ale nie można było powiedzieć, że się schlał. Dzisiaj był jednak raczej małomówny i nie odzywał się zbytnio. Mogło wydawać się to dziwne, zważywszy na fakt, że jeszcze przed kilkoma godzinami buzia mu się nie zamykała.
– To tutaj. –  Król wskazał ręką na rozkopaną działkę.
Podeszli bliżej. Teren nadal był ogrodzony żółtą policyjną taśmą. Można by było teraz o niej powiedzieć, że robiła za ogrodzenie i wyznaczała granice działki. Po prawej znajdował się dosyć ładny i stosunkowo nowy, murowany dom o kremowych ścianach i czerwonej dachówce. Po lewej natomiast rozciągały się nieużytki, a jakieś dwieście metrów dalej zaczynał się już las. Przeszli pod taśmą i podeszli do rozkopanego w nietypowy sposób, jak na budowę, miejsca.
– W czwartek, gdzieś koło piętnastej, robotnicy kopiąc dół pod fundamenty odkopali czaszkę i nas wezwali –  wyjaśnił aspirat. –  Resztę wykopali nasi technicy.

– Przesypaliście wykopaną ziemię przez sito? –  zapytał Czachor.
Maciek pokiwał głową.
– Oprócz tej empe trójki, którą leżała koło nóg, nic nie znaleźliśmy.
Niedobrze –  pomyślał komisarz. Gdyby sprawca zakopał zwłoki razem z portfelem, telefonem albo chociaż dowodem osobistym czy innym plastikowym dokumentem, zidentyfikowanie zwłok nie byłoby dla nich problemem. 
– Do kogo należała ta działka? –  Zadał kolejne pytanie, po czym szybko doprecyzował: –  W sensie, zanim poseł zaczął się tutaj budować.
– Do jakiegoś staruszka, który zmarł kilka lat temu –  odpowiedział mu znudzonym głosem Wojciechowski. –  Uprzedzając kolejne pytanie –  tak, miał rodzinę, ale mieszkają w Australii. Zdaje się, syn, sprzedał działkę Strzelińskiemu chyba... –  Zastanowił się chwilę. –  w zeszłym roku.
– Sprawdzaliście go?
– Kogo? Syna?–  Podkomisarz zaśmiał się nieco ironicznie. –  Facet siedzi w Australii już jakieś piętnaście lat i czasem staremu ojcu paczkę na święta wysłał. Nic podejrzanego, stary. Dziadeczek raczej nie wiedział, że ktoś mu zakopał trupa. Działka stała od niepamiętnych czasów pusta, nieogrodzona, nikt się nią nie interesował. Ciekawe czy gość na stare lata był chociaż świadomy, że jest jej właścicielem.
– Nie mieszkał w okolicy?
– Mieszkał, mieszkał. –  Machnął ręką. –  Jakieś dziesięć, piętnaście kilometrów stąd. Weź spamiętaj nazwy tych wszystkich wioseczek.
– A dziadeczka sprawdziliście? –  Zaryzykował komisarz.
Wojciechowski niemal wybuchnął śmiechem.
– Gość miał z osiemdziesiąt parę lat. Prawie dziewięćdziesiąt. Wątpię, że dałby rady kogoś zabić, a potem jeszcze zakopać na jakieś dwa metry. Do tego z tego co pamiętam, to dziadeczek należał do grupy obywateli wybitnie zasłużonych ojczyźnie, no nie, młody?
– Tak. Był kombatantem. Brał udział w powstaniu warszawskim, tutaj przyjechał gdzieś w pięćdziesiątym którymś.
– Ja bym mimo wszystko –  zaczął ostrożnie Czachor. Nie chciał na samym początku śledztwa narazić się kolegom. –  sprawdził gościa. Może coś ciekawego wypłynie. To mało prawdopodobne, ale skoro nie mamy żadnych obiecujących tropów... – Popatrzył na policjantów, wyczekując odpowiedzi.
– W sumie...–  Zastanowił się Przemek. –  Niby mógł być jakimś starym zboczeńcem albo mafiozą. Ale szczerze? –  Popatrzył na Czachora, jakby uważał go za naiwnego.–  Wątpię.
– A Strzeliński? –  odezwał się Król.
–  Co Strzeliński? –  zapytał zdziwiony Przemek.
– No wiecie... –  zaczął, chyba nie do końca będąc zdecydowanym co chce powiedzieć. –  Może też ma z tym jakiś związek. Na przykład, no nie wiem...–  Zawiesił głos, intensywnie myśląc. –  Specjalnie wykupił tę działkę, bo wiedział o zakopanym szkielecie?
Przemek, nieco zirytowany, pokręcił  głową.
– I zaczął kopać ziemię pod fundamenty? –  zapytał z nieskrywaną ironią.
– No bo może...–  Wyglądało na to, że aspirat gorączkowo poszukuje sposobu, aby wyjść z tej sytuacji z twarzą. –  Może liczył na to, że nie odkopią szkieletu i kiedy postawi tu dom, to nikt nigdy się o tym nie dowie.
Teoria Króla wydawała się Czachorowi raczej nieprawdopodobna. Człowiek, który przymierza się do fotelu ministra miałby ryzykować takie coś przed zbliżającymi się wyborami? Nie znał posła Strzelińskiego, ale wydało mu się, że raczej nie należy do głupich i naiwnych. W przeciwieństwie do jego elektoratu –  pomyślał po chwili z rozbawieniem. Po głowie chodziła mu jednak pewna myśl. Postanowił zaryzykować i dodać trochę otuchy Maćkowi tym, że on też w pewnym sensie o tym pomyślał.
– W zasadzie –  zaczął–   wiem, że to dosyć głupie. Ale tych pajaców zwykły człowiek chyba nigdy nie zrozumie. A co jeżeli gość zrobił to... –  Zawiesił głos, do ostatniej chwili zastanawiając się, czy na pewno warto kontynuować. –  ...dla sławy? No wiecie, chciał zaistnieć, pojawić się w mediach –  dodał szybko. –  Nawet popsioczyć trochę na policję. Może w jakiś sposób dowiedział się o tym, co jest tu zakopane. Może ma z tym jakiś związek. –  Szczerze nie wierzył w swoją teorię. Była wysoce irracjonalna i gdyby, jakimś cudem, okazała się prawdziwa, to poseł Strzeliński wyszedłby w jego oczach na prawdziwego idiotę. 
– Jak dla Cielaka to powtórzycie, to stawiam wam kolejkę. –  Zaśmiał się podkomisarz. Po chwili milczenia dodał: –  Chociaż... –  Przymknął oczy, jak gdyby intensywnie myślał, szukał czegoś w swojej głowie. –  Zakładając, że ten Strzeliński to skończony debil...–  Zawiesił głos, jakby znowu się nad czymś zastanawiał. –  Kurwa, nie wiem. Co ty byś zrobił? –  Zwrócił się do Czachora.
Zaskoczył go tym pytaniem. Sądził raczej, że Wojciechowski ich wyśmieje i najpewniej zakończą stanie w słońcu, które paliło ich w głowy coraz bardziej. 
– Ja...–  Zamyślił się. –  Skoro na razie nie mamy innych punktów zaczepienia, to można by się mu przyjrzeć. Równolegle ze sprawdzeniem dziadeczka. Też nie wydaje mi się, żeby z tego coś było, ale...
– Ale damy coś do żarcia Cielakowi –  rzucił Przemek. –  W poniedziałek chcę już coś mieć. –  Starał się naśladować kobiecy głos mówiąc piskliwym tonem. –  To, kurwa, dostaniesz –  stwierdził z wyczuwalną niechęcią do prokurator, po czym klasnął w dłonie. Na jego twarzy pojawił się uśmiech. –  Dobra, dosyć tego ględzenia. Idziemy na kawkę i herbatkę. 
– Jak to robimy?–  zapytał Maciek.
– Ty młody bierzesz domy po przeciwnej stronie, a ja z Arturem biorę te po tej. –  Wskazał ręką w kierunku rzędu domów ustawionego wzdłuż wąskiej drogi. 

=> Rozdział VII


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Szablon wykonała Shalis dla WioskaSzablonów przy pomocy AlexOloughlinFan, subtlepatterns.