wtorek, 24 stycznia 2017

Fundamenty - Rozdział XIII

Aspirant Król zaparkował na chodniku za hondą Przemka. Przez całą drogę był wyraźnie spięty. Jego rozmowa z Czachorem ograniczała się głównie do potakiwania głową albo cichego stwierdzania zestresowanym głosem: "Nie wiem". 
Przeszli przez bramkę obok pilnującego wejścia młodego posterunkowego, który na ich widok zasalutował. Dom posła Strzelińskiego, już z zewnątrz, wyglądał bardzo pokaźnie. Musiał kosztować kupę kasy –  pomyślał Czachor. Tuż obok garażu zobaczył chodzącą w tę i z powrotem prokurator Jolantę Cieślak. Kobieta rozmawiała przez telefon, nerwowo paląc papierosa. Przy drzwiach czekał na nich Wojciechowski.
– No, panowie, mamy niezły burdel –  powiedział na przywitanie. –  Chodźcie.
Weszli za nim do środka. Przedpokój był wyłożony eleganckimi brązowymi kafelkami. Przy ścianie stała duża drewniana szafa. Artur nie miał pewności, ale wydawało mu się, że jest dębowa. Po drugiej stronie stały ustawione, prawie że pod linijkę, eleganckie pantofle i szpilki. Przeszli do  kolejnego pomieszczenia, chyba salonu. Duże okna sprawiały, że pokój wydawał się być przestronny i jasny. Na jednej ze ścian zawieszono płaski pięćdziesięciocalowy telewizor. Na przeciwko niego stała ogromna kanapa z prawdziwej skóry i dwa, wyglądające na bardzo wygodne, fotele. Na wprost nich wisiał ogromny obraz Matki Bożej Częstochowskiej, a tuż obok niego spory, drewniany krzyż z figurą Jezusa. Komisarzowi dom skojarzył się przez moment z dobrze urządzoną plebanią. Zastanawiało go, czy poseł był rzeczywiście przykładnym katolikiem, czy tylko, tak jak większość jego kolegów, takiego udawał.
– To tutaj. – Podkomisarz zatrzymał się przed otwartymi drzwiami.
–  Żona twierdzi, że zaniepokojona, tym, że mąż nie przyszedł na noc do łóżka, zeszła około drugiej w nocy zobaczyć, czy nic się nie stało. Nasz poseł ma podobno kłopoty z sercem, więc nie ma w tym nic dziwnego. Ale –  Popatrzył na nich wymownie. –  dziwne jest już to, że kobieta nic nie słyszała. A przynajmniej tak uważa –  dodał.
– Mąż dostał nożem, a ona niby nic nie słyszała? –  zapytał z niedowierzaniem Maciek.
– Albo nie chciała nic słyszeć –  odpowiedział poważnie Wojciechowski.
– A syn? Mieszka z nimi? –  wtrącił się Czachor.
– Nie wiem –  Przemek wzruszył ramionami. –  Jak po nas zadzwonili, to dyżurny wysłał jakichś małolatów. Mnie powiadomili gdzieś koło szóstej. Kiedy przyjechałem, żony Strzelińskiego już nie było. Syna też –  wyjaśnił.
– Dobra. Chodźmy –  stwierdził komisarz, wskazując ręką pokój.
Na pierwszy rzut oka, pomieszczenie wyglądało na gabinet. Pod oknem stało masywne, ciężkie biurko. Na nim leżał przewrócony ekran komputera. Po podłodze walały się różne papiery, które musiały zostać zrzucone podczas jakiejś kłótni bądź szarpaniny. Pod spodem komisarz zauważył wywrócony na bok komputer stacjonarny z wyraźnym wgnieceniem na obudowie. Ktoś mu musiał dać niezłego kopa –  uznał. Fotel na kółkach stał teraz pod ścianą w kolorze kremowym. Widniały na niej czarne rysy. Wyglądało na to, że mebel został z dużym impetem na nią popchnięty. Na drewnianych panelach widoczne były ślady krwi.
– Kłótnia domowa? –  zapytał Maciek.
– Chuj wie. –  Podkomisarz wzruszył ramionami i popatrzył przez okno.
Było z niego widać, wciąż spacerującą po podjeździe, wyłożonym polbrukiem, panią prokurator. Przemek skrzywił się na jej widok.
– Wiem za to, że ta jędza już robi z tego aferę. Wbiła sobie do tego durnego łba, że to ma związek ze szkieletem i oczywiście to nasza wina, że gość dostał nożem. Jeszcze jak pod szpital zjadą się dziennikarze, to chyba i ona, i ja dostaniemy pierdolca.
– A puściliśmy już coś w eter? –  Zainteresował się Król.
– Ta –  odpowiedział bez przekonania –  na stornie Suwalskiej ma się pojawić info, że poseł miał nieszczęśliwy wypadek. Dzwoniłem do Małgorzatki, obiecała, że się tym zajmie. Ale nie wiem, jak długo to wytrzyma. Zaraz jakaś pielęgniarka się wygada za bonus w postaci zielonego papierka. 
Czachor jakby drgnął na dźwięk imienia dziewczyny, z którą spędził wczorajsze popołudnie. Przemek to zauważył.
– No swoją drogą –  Uśmiechnął się szeroko do komisarza. –  coś czytałem w Suwalskiej na necie –  Położył szczególny nacisk na nazwę gazety, w której pracowała Małgorzata. –  że tam wczoraj w tej twojej Hańczy jakiś policjant miał jakieś przygody nad jeziorem. Zastanawiam się, skąd Małgorzatka tak wszystko dokładnie o tych przygodach wiedziała, bo zdaje się, że to ona pisała artykuł. Teraz już domyślam się, co tak wczoraj o ciebie pytała... –  Zaśmiał się. –  Mój psi węch podpowiada mi jednak, że nasza koleżanka nie napisała wszystkiego. Zdążyliście dojść do pensjonatu, czy gdzieś w krzakach? –  zapytał uśmiechnięty od ucha do ucha.
– Mamy narzędzie zbrodni? –  Czachor zmienił temat.
Uważał, że Przemek wypowiada się czasem zbyt swobodnie. Może i traktował go jak kumpla, ale mimo wszystko był starszy stopniem i przyjechał tu, reprezentując komendę wojewódzką. Takie żarciki były, jego zdaniem, nieodpowiednie, szczególnie na miejscu przestępstwa. 
Wojciechowski uśmiechnął się jeszcze szerzej w głupkowaty sposób, naciągając do granic możliwości mięśnie twarzy, po czym szybko spoważniał.
– Technicy zabezpieczyli nóż–  poinformował. –  Na co to panu wygląda, komisarzu? – zapytał nieco urażony.
Czachor postanowił to zignorować.
– Gdybyśmy nie znaleźli wcześniej na jego działce trupa – zaczął –  to stawiałbym na siedemdziesiąt – osiemdziesiąt procent na kłótnię rodzinną.
– A biorąc pod uwagę, że znaleźliśmy? –  zadał pytanie, już w normalny sposób, Wojciechowski. Najprawdopodobniej zorientował się, że powinien nieco przystopować.
– A biorąc pod uwagę, że znaleźliśmy trupa na jego działce, to nie wiem –  stwierdził komisarz, wzruszając ramionami. –  Być może ma to jakiś związek, ale ciężko powiedzieć.
– Co proponujesz?
– Myślę, że powinniśmy go porządnie sprawdzić. Bilingi, konta bankowe –  wyliczał –  rodzina, przyjaciele, znajomi, wrogowie, powiązania ze światem przestępczym.
– Już widzę minę Cielaka, jak usłyszy to ostatnie... Czyli potrzebujemy nakazu przekazania bilingów od operatora i zdjęcia tajemnicy bankowej. Młody, idź się tym zajmij –  spojrzał na aspiranta.
Ten skrzywił się nieco i wyszedł z gabinetu.
– Oglądaliście już dom? –  zapytał Artur, kiedy Król opuścił pomieszczenie.
– Ta. Tak pobieżnie, to nic ciekawego –  stwierdził Wojciechowski. –  Mnie najbardziej ciekawi co znajdziemy w szufladach w sypialni tej przykładnej katolickiej rodziny – zarechotał.
Czachor przypomniał sobie wczorajszą rozmowę z Małgosią o synu Strzelińskiego. Postanowił poruszyć ten temat.
– A syn Strzelińskiego?
– Co syn Strzelińskiego?
– No... –  zaczął niepewnie. Nie chciał wracać do tematu spotkania z dziennikarką. –  Słyszałem, że krążą o nim pewne historie.
Przemek znowu uśmiechnął się szeroko, tak ja poprzednio, kiedy próbował dopytać o szczegóły wizyty Małgosi w Hańczy.
– Nie wiem jaką historię ty słyszałeś, ale ja słyszałem, że to pedofil –  powiedział całkiem obojętnie.
– A są jeszcze jakieś historie? –  Zaciekawił się komisarz.
– Hmmm... –  Przemek zaśmiał się pod nosem. –  Ja znam jedną. Ale ile zna Małgorzatka, tego nie wiem. – Puścił do niego oczko. –  Czasem mam wrażenie, że ta dziewczyna zna sekrety całego miasta.
– To prawda, że ojciec płacił jego kolegom za milczenie?
– Cholera wie. Znając typa, to pewnie tak. Pomyśl sobie. Niby porządna rodzina. Co niedzielę w pierwszej ławce w kościele. Papierek na tacę. A tu taka heca. Synuś okazuje się być pedofilem. – Zrobił krótką pauzę. –  Myślisz, że to może mieć jakiś związek? –  zapytał po chwili namysłu.
– Szczerze, to jeżeli nie awantura, to stawiałbym bardziej na to, niż na szkielet.
– W zasadzie... –  Podkomisarz podrapał się po brodzie. –  Dobra. Spadamy czy idziemy grzebać w sypialni? –  uśmiechnął się, wyszczerzając przy tym, miejscami nieco pożółkłe, zęby.
Czachor patrzył na niego, jak gdyby nie usłyszał co tamten mówił.
– Dobra, żartuję przecież, nie? – Kepnął go po ramieniu, kiedy kierował się do drzwi. –  Niech technicy się pośmieją.
Przed wyjściem czekała na nich prokurator Cieślak. Paliła, kolejnego już chyba dzisiaj, papierosa. Na widok policjantów wyjęła go z ust i wypuściła chmurę dymu. Czachor skrzywił się, kiedy poczuł tytoniowy dym.
– Będziesz miał to, o co prosiłeś na poniedziałek –  rzuciła szorstkim tonem w stronę Przemka. –  I radzę ci dobrze –  Wycelowała w niego palcem. –  zrób coś do cholery. Ty wiesz, jak to wygląda?
Nic jej nie odpowiedział. Chyba nieco tym zdziwiona, uśmiechnęła się sztucznie do komisarza.
– Panie komisarzu, proszę ich nauczyć jak się pracuje –  poprosiła teatralnie. –  Ja z nimi ledwo wytrzymuję. Proszę zobaczyć, co się przez nich dzieje.
Czachor zaśmiał się z grzeczności. Kątem oka spojrzał na Przemka. Wyglądał na zdenerwowanego, tak jakby za chwilę miał powiedzieć tej kobiecie prosto w twarz wszystko to, co o niej myśli. Artur wcale mu się nie dziwił.

=> Rozdział XIV

1 komentarz:

Szablon wykonała Shalis dla WioskaSzablonów przy pomocy AlexOloughlinFan, subtlepatterns.