czwartek, 22 grudnia 2016

Nic o mnie nie wiecie cz. III (pilot)

Popełnił błąd. Miał tego świadomość. Czy żałował? Chyba raczej nie. Na pewno nie tych wszystkich chwil, tych momentów, kiedy byli razem. Inni powiedzieliby, że wyrządzał temu chłopakowi straszną krzywdę. Ale inni nic o nich nie wiedzieli. Kochali się. Był o tym przekonany. Dawał mu to, czego nie potrafił dać nikt inny. Miłość, ciepło, zrozumienie. Tylko oni dwaj potrafili to zrozumieć. Nikt poza nimi. Na pewno nie Jadzia. Tak naprawdę w ich małżeństwie nie układało się już od wielu, wielu lat. Nie umiała zaspokajać jego potrzeb. Nie słuchała go. Czuł się osamotniony. Brakowało mu kogoś. Dlatego cały czas szukał. I w końcu znalazł. Na początku nie mógł w to uwierzyć. Nie chciał w to uwierzyć. Jednak dopiero wtedy odkrył swoją prawdziwą naturę. To czego poszukiwał w zasadzie od młodości. Nie potrafił wrócić do swojego poprzedniego, monotonnego, nieszczęśliwego życia.

Nie wiedział tylko, jak zerwać z tym wszystkim, co wykreował przez lata. Jak miał jej to powiedzieć? Problem niespodziewanie rozwiązał się sam. Zbyt niespodziewanie i zbyt gwałtownie. Zawsze obawiał się reakcji swojej żony. Słusznie. Ale nie było już odwrotu. Trzeba było z tym skończyć raz na zawsze. Nie kochał jej. Nie potrzebował jej. Do tego był na nią teraz wściekły.
Po raz kolejny uderzył pięścią ob drzwi. Następnie przez około piętnaście sekund przytrzymał wciśnięty przycisk dzwonka. I nic. Stał już tutaj od jakichś dwudziestu minut. Zaczynał się denerwować. Nie chciał, aby któryś z sąsiadów się czegoś domyślił. Nie trzeba było być nad wyrost inteligentnym, aby skojarzyć ze sobą kilka wydarzeń minionych dni. Wtedy byłby skończony. Nikt nie mógł się dowiedzieć. Jadzia się nie wygada. Miał pewność. Znał ją. Zawsze do przesady martwiła się opinią innych. Nigdy tego w niej nie lubił. Kto by pomyślał, że kiedyś doceni tę cechę...
Wiedział, że jest w środku. Nie miał zamiaru z nią rozmawiać. Chciał tylko zabrać swoje rzeczy. Niech sobie zdechnie w tym mieszkaniu.
– Jadzia, otwieraj! – krzyknął zniecierpliwiony.   
Dalej nic. Ignorowała go. Jak zawsze. Do tego... Jak ta suka mogła?!
– Otwieraj, kurwa mać! Słyszysz?! Otwieraj! – Kilkukrotnie szarpnął za klamkę.
Na dole usłyszał ruch. Ktoś wszedł do kamienicy. Na chwilę przerwał. Nasłuchiwał. Szli po schodach. Kilka osób. Poczuł nagły przypływ złości. Niech zobaczą. Niech wszyscy zobaczą!
Z całej siły kopnął w drewniane drzwi.
– Otwieraj! Wiem, że tam jesteś! Kurwa! Ty pierdolona suka! – wrzeszczał na cały głos.
– Proszę się cofnąć – rozkazał zdecydowanie czyjś głos.
Odwrócił się zdyszany. Miał rację. Była pierdoloną suką. Stało przed nim dwóch umundurowanych policjantów, czterech zwykłych facetów i jakaś baba.
Przez chwilę przyglądał się im w milczeniu. Nie spodziewałby się tego po niej. Ale zaraz... – zamyślił się. – Sama dała mu znakomitą okazję. Zaraz coś wymyśli. To ona będzie skończona.
– W samą po...
– Pan Grzegorz Dąbrowski? – Przerwał mu najstarszy z mężczyzn.
Nim zdążył odpowiedzieć, funkcjonariusze stanęli po jego obu stronach. Wiedzieli? Poczuł, że nogi robią mu się jak z waty. 
– Tak – odparł niepewnie. – Prosiłbym...
– Jest pan zatrzymany w związku z podejrzeniem popełnienia czynu z artykułu dwieście paragraf jeden kodeksu karnego. Wyprowadźcie go. – Polecił stojącym przy nim mundurowym.
Zanim mężczyzna zdążył w jakikolwiek sposób zareagować, miał już założone kajdanki. Następnie policjanci ciągnąc za sobą skonsternowanego Dąbrowskiego, wyprowadzili go z budynku.
– Policja, proszę otworzyć. – Zajączkowski energicznie wcisnął przycisk dzwonka.
Drzwi momentalnie się otworzyły. Stanęła w nich Jadwiga Dąbrowska, korepetytorka Maćka Wysockiego. Czachor zauważył, że dzisiaj kobieta ma na sobie o wiele schludniejsze ubranie niż wtedy, kiedy z nią rozmawiali po raz pierwszy. Elegancka błękitna bluzka i popielatoszara spódnica znacząco kontrastowały z wysłużonym dresem. Na jej twarzy można było dostrzec wyraźną ulgę.
– Bardzo państwu dziękuję – powiedziała, uśmiechając się do funkcjonariuszy.
– Prokurator wydał nakaz przeszukania pani mieszkania. – Oświadczył dosyć ponurym głosem komisarz, wręczając jej dokument. – Proszę nas wpuścić.
W zaledwie kilka chwil z korepetytorki uleciała cała radość. Z zaniepokojeniem spoglądała na stojących przed nią policjantów. Kiedy dostrzegła dużą, metalową walizkę w ręku jednego z nich, odruchowo się wzdrygnęła.
– Proszę wpuścić nas do mieszkania. – Powtórzył Zajączkowski, widząc, że kobieta ani drgnęła.
Dąbrowska bez słowa przesunęła się, wpuszczając ich do środka. Dopiero teraz, kiedy kolejno obok niej przechodzili, zerknęła na otrzymaną kartkę.
– Moglibyśmy przejść do salonu? – Agnieszka zwróciła się do nauczycielki.
Żona, zatrzymanego przed chwilą mężczyzny, pokiwała niemrawo głową. Ledwo widocznym gestem ręki wskazała im na drzwi do pokoju.
– Proszę jeszcze raz dokładnie opowiedzieć nam, jak przebiegała czwartkowa lekcja z Maćkiem Wysockim. – Zaczęła od razu policjantka, kiedy zajęli miejsca.
Dąbrowska tylko lekko uniosła brwi.
– Pani Jadwigo?
– Przepraszam... – wybąknęła, tępo patrząc w stół. – Ja już wszystko powiedziałam. – Ożywiła się nieco. – Maciek przyszedł jak zawsze piętnaście minut wcześniej, wróciłam ze szkoły, zaczęliśmy lekcję...
– Jest pani pewna, że Maciek przyszedł piętnaście minut wcześniej? – włączył się Zajączkowski.
– No tak... Znaczy, nie wiem, czy równo piętnaście minut. Tak mniej więcej...
– Mhm... – komisarz powoli pokiwał głową.
Zaskoczyli ją tym pytaniem. Raczej się go nie spodziewała. Sądząc po jej zachowaniu, zmierzali w dobrym kierunku.
– Może się państwo, czegoś napijecie? – zapytała znienacka, wstając z fotela.
– Dziękujemy. – Komisarz pokazał dłonią, aby z powrotem usiadła.
– Czyli jest pani pewna, że Maciek przyszedł do pani mieszkania mniej więcej o piętnastej pięć? – Agnieszka uważnie obserwowała jej reakcje.
– Tak. Dla...
– Kto wpuścił go do mieszkania? – Zadała kolejne pytanie.
Dąbrowska zawahała się. Przez chwilę milczała.
– Mój mąż – odparła cicho.
– Wie pani dlaczego go zatrzymaliśmy? – Kontynuował Zajączkowski.
Tym razem cisza trwała zdecydowanie dłużej. Kobieta kilkukrotnie przełknęła ślinę.
– Tak – wyszeptała.
– Mamy w takim razie rozumieć, że wiedziała pani o... – Przerwał na chwilę, zastanawiając się nad doborem odpowiedniego słowa. – związku pani męża Grzegorza Dąbrowskiego z czternastoletnim Maćkiem Wysockim?
Nauczycielka była bliska płaczu. Jej oczy zaczynały się z lekka zaczerwieniać. Arturowi było jej nawet, o dziwo, trochę żal. Przecież to nie była jej wina, że związała się ze zboczeńcem.
– Mogę was na chwilę prosić? – do salonu zajrzał jeden z techników, prowadzących przeszukanie.
Komisarz szturchnął porozumiewawczo Czachora w ramię. Aspirant wyszedł z pokoju.
– Co tam? – zapytał zamykając za sobą drzwi.
– Zobacz. – Policjant pokazał na spód, trzymanej w ręku figurki aniołka. Widniały na nim wyraźne ślady krwi.
– Myślisz, że to nasze narzędzie? – Starał się mówić jak najciszej, tak aby znajdująca się w sąsiednim pomieszczeniu kobieta nie usłyszała ich rozmowy.
– Sprawdziliśmy testerem. To ludzka krew. A czy można tym komuś przywalić? Sam zobacz. – Podał mu aniołka.
Artur założył rękawiczki. Przedmiot wyrzeźbiono z jakiegoś kamienia. Co ważniejsze, wcale nie był lekki.
– Pożyczę na chwilę. – Wszedł z powrotem do salonu z figurką w ręku.
Starał się dyskretnie obserwować zachowanie Dąbrowskiej. Kiedy zobaczyła aniołka, na jej twarzy pojawił się strach. Wręcz przerażenie. Nawet on był w stanie to dostrzec.
Usiadł obok komisarza.
– Krew?
Aspirant przytaknął. 
Cała trójka wyczekująco patrzyła teraz na korepetytorkę.
– Tt.. tto nnie tak... – wymamrotała.
Kobieta drżała na całym ciele. Nerwowo rozejrzała się dookoła. Po chwili wybuchnęła płaczem.

Tupalski uzupełniał jakieś dokumenty. W ogóle nie zwracał uwagi na znajdujących się w jego gabinecie funkcjonariuszy. Czachor co jakiś czas nieśmiało spoglądał na Agę i Zajączkowskiego. Najwyraźniej byli do tego przyzwyczajeni. Dopiero kiedy nadkomisarz zamaszystym ruchem ręki złożył ostatni podpis, podniósł wzrok znad kartek.
– Czyli jak to było? – zapytał od niechcenia.
– Zatrzymaliśmy dwie osoby – Jadwigę i Grzegorza Dąbrowskich. – Zaczął komisarz. – Kobieta udzielała ofierze korepetycji z matematyki. Jej mąż, od około czterech miesięcy, był w związku z pobitym chłopakiem.
– Pedał? – Naczelnik żywo zainteresował się opowieścią podwładnego.
– Tak. I do tego pedofil. Maciek Wysocki nie miał ukończonych piętnastu lat.
Naczelnik zagwizdał.
– Od jak dawna żonka wiedziała, że jej mąż jest zboczuchem?
– Ze złożonych przez nią wyjaśnień wynika, że dowiedziała się o tym dopiero w dniu, w którym doszło do pobicia. Podejrzewała to od jakiegoś czasu. Kiedy chłopak wyszedł na chwilę do łazienki, wyjęła z jego plecaka telefon. Znalazła w nim podobno sprośne SMS-y, wysłane z numeru jej męża – wyjaśnił.
– Podobno?
– Twierdzi, że w przypływie emocji wszystkie je usunęła. Technicy pracują nad ich przywróceniem.
– I zamiast wpierdolić niewiernemu mężowi, który posuwał jej ucznia, pobiła samego ucznia?
Czachor też nie potrafił tego do końca zrozumieć. Kiedy w komputerze Maćka znaleźli wiadomości od Dąbrowskiego, był już niemal pewien, że pobicie ma jakiś związek z wizytami chłopaka na Białówny. Obstawiał bardziej, że to mąż korepetytorki ma coś wspólnego ze sprawą. Jednak kobieta do wszystkiego się przyznała. 
– Nie potrafiła tego wytłumaczyć w żaden logiczny sposób.
– Może kryje męża?
– Wątpię. Jej zeznania są zbyt spójne. Poza tym jeden z sąsiadów widział, jak około szesnastej Dąbrowski, będąc mocno wzburzonym, opuszczał mieszkanie. Pogotowie zostało natomiast wezwane o szesnastej trzydzieści siedem. To niemożliwe, żeby w tych godzinach przez tyle czasu nikt nie zauważył pobitego chłopaka.
– Czyli najpierw wyrzuciła męża, potem wróciła do ucznia i jak gdyby nigdy nic kontynuowała lekcję? – Nie dowierzał Tupalski.
– Właśnie tak. Sama przyznała, że dopiero kiedy Maciek wychodził, poczuła złość. Nie myśląc zbyt wiele chwyciła kamienną figurkę aniołka, dogoniła go przy drzwiach klatki i zadała kilka ciosów w głowę.
Nadkomisarz przez dobrą minutę wpatrywał się w blat biurka.
-Nie wiem, czy prokurator to kupi... – Stwierdził zamyślony. – Ale skoro się przyznała... Dobra, zadzwonię do Lewandowskiego i powiem, że wojewódzka nie musi tego przejmować. Mają tam jakiegoś nowego naczelnika w kryminalnym. Nie dam mu się tak łatwo wykazać. – Uśmiechnął się usatysfakcjonowany.
Aspirant chciał już wychodzić. Zajączkowski jednak go przytrzymał. Artur popatrzył na niego pytająco. 
– Żeby tradycji stało się jeszcze za dość – Kto na to wpadł? Ty czy Aga?
Zajączkowski pokręcił przecząco głową.
– Młody.
Naczelnik zmierzył aspiranta wzrokiem.
– To on zorientował się, że coś jest nie tak z tym dojeżdżaniem Maćka na lekcje i doprowadził nas do Dąbrowskich. – Wtrąciła Łapińska.
Tupalski wyszedł zza biurka. Podszedł do Czachora.
– No, no. – Pokiwał z uznaniem głową, jednocześnie klepiąc go po ramieniu. – Będą z ciebie ludzie.
Artur delikatnie się uśmiechnął. Wcale nie uważał, że rozwiązanie sprawy to jego zasługa. Tak jakoś po prostu wyszło. Agnieszka też na pewno skojarzyłaby to nazwisko z Naszej klasy.
– Ok, sprawę pobicia mamy z głowy, więc możecie zająć się czymś nowym. – Uznał nadkomisarz. – W bloku na Lipowej znaleziono zwłoki jakiejś osiemdziesięcioletniej babci. Zajmijcie się tym.
Aga przewróciła oczama. Zajączkowski westchnął.
– Chodź, młody. – Tym razem to on poklepał go po ramieniu. – Pora, żebyś poznał naszą codzienność. – Zaśmiał się, wychodząc z pomieszczenia.


KONIEC

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Szablon wykonała Shalis dla WioskaSzablonów przy pomocy AlexOloughlinFan, subtlepatterns.