czwartek, 15 czerwca 2017

Fundamenty - Rozdział XXXIV

Dwie godzinki i jestem – pomyślał z entuzjazmem, jednocześnie zgłaśniając samochodowe radio. Musiał przyznać, że nawet trochę stęsknił się za Białymstokiem. Tutaj brakowało mu nie tylko kolegów, z którymi w większości znał się już dosyć długo, ale też tego tempa charakterystycznego dla większego miasta. Nie żeby lubił być wzywany na zdarzenia, ale jakoś trudno było mu się odzwyczaić od tego rytmu pracy, kiedy non–stop był w ruchu, kiedy liczył się czas.
W Suwałkach większość czasu, jak do tej pory, spędził za biurkiem, żmudnie przeglądając zgłoszenia o zaginięciach. Wziął udział w kilku przesłuchaniach, nawet zatrzymał dwie osoby. Ale nic poza tym. Wszystko toczyło się powoli, na spokojnie. Nikt nie stał im nad głowami i nie oczekiwał szybkich postępów. W pewnym sensie było aż za wolno i za spokojnie. Wprawdzie działo się tak ze względu na charakter sprawy, ale komisarzowi jednak czegoś brakowało. Tego dreszczyku emocji, ciągłego napięcia. W Białymstoku nie miał czasu na rozmyślanie o swoich problemach. Tam musiał cały czas działać, szukać, jeździć, rozmawiać. Tutaj natomiast, wydawało mu się, że miał zbyt wiele czasu, co sprawiało, że sam zaczynał przytłaczać się różnymi niepotrzebnymi myślami.
Ale nie teraz. Teraz był tylko on, muzyka płynąca z radia i droga, na której musiał się maksymalnie skupić. Innymi rzeczami będzie się martwił kiedy indziej.

– Jest 14.30, pora na fakty – zapowiedział głos prezentera radiowego, a tuż po chwili rozległ się charakterystyczny dżingiel.
Komisarz próbował przypomnieć sobie, kiedy ostatnio słuchał, oglądał albo czytał jakieś wiadomości. Chyba dosyć dawno. Wcześniej, zanim tutaj przyjechał starał się być na bieżąco z informacjami o rzeczach dziejących się na świecie. Teraz jednak to nieco zaniedbał. No cóż, nigdy nie przysłuchiwał się zbytnio wiadomościom w radiu, którego słuchał w samochodzie, a wieczorami miał ciekawsze zajęcia niż oglądanie wieczornych  serwisów. Miał...
– Fakty zaczynamy od pilnej informacji z przed chwili – oznajmił z podekscytowaniem prowadzący. – Po dzisiejszej deklaracji przewodniczącego Rady Europejskiej, że Unia zaostrzy procedery bezpieczeństwa przy przyjmowaniu uchodźców do krajów członkowskich, doszło do serii eksplozji w centrum Brukseli. Łączymy się z naszym korespondentem Tomaszem Rybickim. Tomku, co dzieje się teraz w stolicy Belgii?
– Sytuacja w Brukseli jest dosyć napięta – mówił dosyć szybko, starając się przekazać jak najwięcej. – Z moich informacji wynika, że doszło do eksplozji w różnych częściach miasta, między innymi w okolicach odwiedzanego przez turystów Atomium. Służby wstępnie potwierdzają wersję o zamachu terrorystycznym. Zamknięto ulice w centrum, nie kursuje komunikacja miejska.
– Czy wiemy coś o ofiarach? – pytał prezenter.
– Jak na razie ciężko jest mówić o ofiarach zamachów, ponieważ na miejscu wciąż trwa akcja ratunkowa. Wydarzenia miały najprawdopodobniej najtragiczniejszy przebieg na jednej ze stacji metra, gdzie jeden z zamachowców zdetonował ładunek wybuchowy.
– Czy jest już jakaś reakcja władz Belgii, Unii Europejskiej na dzisiejsze wydarzenia?
– Wciąż czekamy na oficjalne stanowisko. Premier Belgii zapowiedział konferencję prasową na godzinę piętnastą. Tymczasem na ulicach pojawiły się uzbrojone oddziały policji i wojska. Nieoficjalnie mówi się, że Belgia miałaby przyłączyć się do nalotów na terytorium tak zwanego Państwa Islamskiego.
– Dziękuję ci, Tomku. Przenosimy się na Wiejską, gdzie nie milkną komentarze po wydarzeniach z Brukseli. W Sejmie nasza dziennikarka Justyna Dobosz. Justyno, co mówią nasi politycy?
– Przed chwilą rozmawialiśmy z premierem Eugeniuszem Baranem – relacjonowała dziennikarka –  który zapewnił, że nie mamy się czego obawiać.
– Na chwilę obecną – Komisarz usłyszał w radiu głos Barana. – w Polsce nie ma zagrożenia terrorystycznego. Polskie służby współpracują ze służbami krajów Unii Europejskiej, wymieniają się z nimi informacjami. Polacy naprawdę mogą czuć się bezpiecznie.
– O komentarz do słów Eugeniusza Barana poprosiliśmy posła Dobrej Zmiany Piotra Rudnickiego, kandydata tej partii na urząd premiera w przyszłorocznych wyborach.
– Po raz kolejny – mówił Rudnicki przejętym głosem – została obnażona słabość i bezbronność Unii Europejskiej. Pan premier twierdzi, że możemy czuć się bezpiecznie. Jednocześnie, szanowni państwo, zgadza się na przyjęcie islamskich uchodźców do naszego kraju. Polska przez wieki była ostoją chrześcijaństwa i to właśnie stawia nas, jako cel dla terrorystów z Państwa Islamskiego. Natomiast przy dzisiejszym kształcie polityki Unii Europejskiej nie możemy i nie powinniśmy czuć się bezpiecznie.
– Dziękuję Ci, Justyno. Jeżeli pojawią się kolejne informacje o zamachach w Brukseli podamy je w najbliższych faktach. A teraz informacje dla kierowców...
Czachor w tym momencie czuł złość. Ogromną złość. Nienawidził terrorystów. Pomimo, że chrześcijaństwo jest religią, które każe miłować każdego bez wyjątku, do terrorystów żywił ogromną nienawiść. Nie potrafił zrozumieć ludzi, którzy mordują innych w imię jakiś chorych, wybujałych idei. Najbardziej nie mógł znieść tego, że w imię tych popieprzonych idei giną niewinni  ludzie, którzy znaleźli się w złym miejscu o złej porze. To było chyba najstraszniejsze.
Jedziesz sobie spokojnie autobusem, tramwajem, metrem do pracy. Patrzysz przez okno. Słuchasz muzyki. Zastanawiasz się co przyniesie dzień. I w pewnym momencie cię już nie ma. Twoje ciało zostaje  rozerwane na kilka, kilkanaście, a może i na setki czy tysiące kawałków. I nie ma już ani ciebie, ani twoich planów, marzeń. Wszystko przez to, że jechałeś do pracy. Tak, to było najgorsze. Cierpienie niewinnych. Coś czego nie dało się zrozumieć.
Co do uchodźców, komisarz miał mieszane uczucia. Z jednej strony wiedział, że są wśród nich ludzie, którzy rzeczywiście potrzebują pomocy. Z drugiej jednak, miał świadomość, że większość z nich to zwykli nielegalni imigranci, których należało bezwzględnie deportować. Szlag go trafiał, kiedy widział w telewizji młodych mężczyzn ze smartfonami w rękach, których pierwszą rzeczą, jaką robili po zejściu na ląd było szukanie miejsca, gdzie mogliby naładować telefon. To było jeszcze nic. Po chwili pokazywano kanclerz Niemiec podstarzałą Erikę Schultz, która tłumaczyła o konieczności pomocy biednym i bezbronnym uchodźcom oraz o potrzebie wysłania europejskich sił lądowych do Syrii. Tego nie rozumiał zupełnie. Ci tchórze, którzy są młodzi, zdrowi i zdolni do walki, spieprzają z własnego kraju, a żołnierze z Polski i innych krajów członkowskich mają tam jechać i walczyć za nich? To już brzmiało absurdalnie. Artur zawsze we wszystkim starał się szukać złotego środka. W swoich poglądach politycznych nie był ani na lewo, ani na prawo. Był po środku. Uważał, że tak samo należy podejść do kwestii imigrantów z krajów Bliskiego Wschodu. Pomóc, ale nie załatwiać ich sprawy za nich (jeżeli ktoś miałby już to robić, to co najwyżej powinni być to Amerykanie, którzy zdestabilizowali swoimi działaniami przed laty tamtejszy region). Poza tym, w pierwszej kolejności trzeba było myśleć o bezpieczeństwie swoich obywateli.
– Utrudnienia także na krajowej "ósemce". – Głos prezentera przerwał jego przemyślenia.
Tylko nie tutaj, błagam – wzdrygnął się na samą myśl o konieczności stania w korku rozgrzanym samochodem bez nabitej klimatyzacji.
– Na wylocie z Suwałk, w kierunku Białegostoku, doszło do zderzenia dwóch samochodów osobowych – poinformował prowadzący. – Jedna osoba została ranna. W tej chwili ruch w tym miejscu odbywa się wahadłowo.
– Kurwa – Artur zaklął na głos.
Spojrzał na zegarek, a następnie na schowek, w którym wiózł materiał do badań pobrany od siostry Ewy Kwiatkowskiej. Mimo wszystko powinien zdążyć do osiemnastej.
Miał tego nie ruszać. Zostawić to. Oddać akta temu skurwielowi i zapomnieć, że w ogóle o czymś takim słyszał. Ale skoro odwiedził Emilię Zalewską, wytłumaczył o co chodzi, pobrał wymaz, to musiał już to sprawdzić. Mógł ją wprawdzie oszukać. Powiedzieć, że jednak to nie ciało jej siostry zostało znalezione w Bachmatówce, że musi nadal czekać. Ale jeżeli to była właśnie ta sprawa... Musiał to sprawdzić, nie mógł zrobić inaczej.
Nadal nie wszystko do końca rozumiał. Dlaczego mężczyzna z czarnego bmw tak bardzo chciał mu pomóc? Co się za tym wszystkim kryło? Czy fakt, że sprawę prowadzili przed laty Dembowski i Stępień miał tutaj jakieś szczególne znaczenie? Najbardziej obawiał się odpowiedzi na to ostatnie pytanie. Co jeśli jego obecny przełożony z Białegostoku i suwalski komendant celowo nie doprowadzili do wyjaśnienia sprawy zaginięcia Kwiatkowskiej? Jeszcze bardziej martwiła go kolejna niewiadoma – dlaczego mieliby to zrobić.
Zanim zdążył wyjechać za obszar zabudowany już utknął w ciągnącym się korku. Uchylił bardziej szybę, chociaż to i tak nie wiele dało. Było praktycznie bezwietrznie, a temperatura na słońcu wynosiła teraz zapewne w okolicach czterdziestu stopni. Na szczęście płynąca z radia muzyka w jakimś stopniu umiliła mu czas oczekiwania na możliwość przejazdu. Po okołu dwudziestu minutach powolnej jazdy, a w zasadzie toczenia się, dostrzegł migające lampy radiowozów i wozów strażackich.
Patrząc po uszkodzeniach samochodów, które brały udział w wypadku, uznał, że nic poważnego się nie stało. Wyglądało na to, że jeden z pojazdów wyjechał drugiemu z polnej drogi. Kierowca najprawdopodobniej chcąc uniknąć zderzenia wykonał gwałtowny manewr skrętu i  po zahaczeniu o auto, które nie ustąpiło pierwszeństwa, znalazł się w przydrożnym rowie.
Kolor jednego z samochodów wydawał mu się niepokojąco znajomy. Marka i model też. Zastanowił się chwilę. Nie spojrzał na rejestrację. Nie miał pewności, ale coś mu jednak mówiło, żeby się zatrzymać. Zjechał na pobocze. Włączył światła awaryjne i ruszył w kierunku, stojącego przy jednym z radiowozów, policjanta z drogówki.
– Co tutaj się stało? – zapytał, pokazując policyjną legitymację.
Funkcjonariusz przyjrzał się jej uważnie, będąc nieco zdziwionym.
– Nic poważnego, komisarzu – odparł niepewnie.
Czachor zdążył kątem oka rzucić na rejestrację pojazdu. Pamiętał końcówkę. Zgadzała się. To nie mógł być przypadek.
– Do którego szpitala zabrali kobietę z żółtego suzuki?


Rozdział XXXV


Będąc jeszcze pod wpływem silnych emocji, wpadł do poczekalni na SORze. Podbiegł do pierwszej zauważonej pielęgniarki i wyciągając odznakę, zapytał drżącym głosem:
– Komisarz Czachor, policja. Przywieziono do was kobietę z wypadku. Małgorzata Sobczyk. Co z nią?
Kobieta zmierzyła go spokojnym wzrokiem, jak gdyby takie pytania nie robiły na niej najmniejszego wrażenia. Nic w tym dziwnego, musiała na nie zapewne odpowiadać po kilkanaście, a może nawet kilkadziesiąt razy dziennie.
(...)

Czasem nawet pozornie niegroźny wypadek, może przerodzić się w wielką tragedię. Czy tak będzie tym razem? Jak nagłe i niespodziewane wydarzenie wpłynie na życie komisarza? Dowiecie się wkrótce! Bowiem już w lipcu ukaże się e-book "Fundamenty: Tożsamość". 

Jednak bądźcie cały czas czujni! Z końcem czerwca/początkiem lipca pojawi się e-book z nowym opowiadaniem. Będzie szybko, niebezpiecznie i dramatycznie. A to wszystko w scenerii jednego z podlaskich, mogłoby się wydawać spokojnych, miast.  

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Szablon wykonała Shalis dla WioskaSzablonów przy pomocy AlexOloughlinFan, subtlepatterns.