poniedziałek, 24 kwietnia 2017

Fundamenty - Rozdział XXXI

Rozdział może zawierać elementy nieodpowiednie dla osób poniżej 18. roku życia.

Trzymając się za ręce, powoli przemierzali suwalskie uliczki, na których zaczynały zapalać się już latarnie. Powietrze zrobiło się całkiem przyjemne. Oddychał głęboko, co chwila przymykając oczy. Starał się zapomnieć o całym dniu, o tym paskudnym zapachu wódki i papierosów w domu Szymańskiego. Czuł lekki ból w okolicach skroni. Chciało mu się spać. Ale kiedy tylko kątem oka spojrzał w jej stronę... Wszystko inne przestawało istnieć. Była taka piękna. Czuł zapach jej perfum. Pewnie drogich jak cholera. Ale on byłby teraz gotowy jej wszystko kupić. Nawet gdyby musiał na to oszczędzać miesiącami, latami. Zrobiłby wszystko, czego by zapragnęła.
Zbliżali się do bloku, w którym mieszkała. Nie chciał, aby to się kończyło. Chciałby z nią tak spacerować, jak gdyby nie istniało jutro, jak gdyby nie było tych wszystkich rzeczy do zrobienia, spraw do załatwienia. Jak gdyby na świecie byli tylko on i ona. Nikt i nic więcej. 
Zatrzymali się. Stanęła naprzeciwko niego. Patrzyła mu prosto w oczy. 
– To jak? – Uśmiechnęła się czarująco, spoglądając w kierunku apartamentowca. – Wejdziesz, bohaterze?

sobota, 22 kwietnia 2017

Fundamenty - Rozdział XXX

Znalezienie papierosów bez polskich znaków skarbowych, którymi handlował Szymański zajęło im zaledwie chwilę. Tak jak powiedział im mężczyzna, paczki z kontrabandą znajdowały się w piwnicy. Nie były nawet jakoś specjalnie ukryte. Tuż obok nich stały słoiki z przetworami. 
– Kurwa, sporo tego – westchnął Przemek, kiedy po raz kolejny zszedł na dół, aby wynieść kolejny karton. – Mam nadzieję, że to nie jest magazyn.
– Że co? Jaki magazyn? – Zdziwił się Czachor.
– No co? – Popatrzył na niego. – U was nie ma przemytników w Białym?
– No są... Znaczy bardziej w tych przygranicznych powiatach... – Zastanawiał się, o co mogło chodzić podkomisarzowi. – Masz na myśli...
– No, no. – Pokiwał głową. – Na moje oko to może być tak zwany magazyn, a ten Szymański to dystrybutor. Rozumiesz, gość się świetnie nadaje – pijaczek, uzależniony, samotnie wychowujący dzieci, pewnie bezrobotny. 
– Myślisz, że pracuje dla jakiejś... – Nie chciał dać po sobie poznać, że zgłębiał już temat tutejszej przestępczości zorganizowanej. –  Hmm... większej grupy?
– Grupy... – Zaśmiał się pod nosem Wojciechowski. – To żadna tam grupa, stary. To jest normalna mafia. Temu jeżeli trafiliśmy na ich magazyn, to, że tak powiem, mamy przejebane. Nie wiem, jak jest u was w Białym, ale tutaj panuje taka niepisana zasada, że jedni drugim nie wchodzą w drogę. A jak już sobie wejdą...
– To co? – zapytał Czachor.
Dopiero po chwili zorientował się, że chyba nie powinien był zadawać tego pytania. Zaraz wyjdziesz na palanta z wojewódzkiej – zganił sam siebie.
– Jak zaczynałem służbę – odparł bez cienia urazy Przemek. – to którejś nocy spłonęły dwa radiowozy, zaparkowane przed jednym z komisariatów. Niby zwarcie instalacji, niby jeden zajął się od drugiego. Niby przypadek, że tydzień wcześniej patrol drogówki z tego samego komisariatu przy rutynowej kontroli ujebał ciężarówkę pełną szlugów. I powiem ci, że nikt już tego specjalnie nie ruszał. Biegły napisał w papierach co trzeba, sprawa poszła do umorzenia, a wojewódzka dała dwie nowiutkie radiolki. – Spojrzał na, nieco zaskoczonego jego opowieścią, komisarza, a następnie dodał, jak gdyby chciał, aby historia stała się jeszcze bardziej intrygująca:

wtorek, 18 kwietnia 2017

Fundamenty - Rozdział XXIX

Wyszukując dyskretnie w bazach danych informacji o udaremnionym przemycie, w który miał być zamieszany chłopak Kwiatkowskiej, cały czas myślał o wczorajszym wieczorze. Kiedy szedł do niej na górę miał poważne wątpliwości. Nie wiedział, czy to wszystko ma jakikolwiek sens. Kiedy jednak wracał do samochodu zrozumiał, że tak. To ma sens. Nie potrafił opisać tego, co wczoraj poczuł. Od dłuższego czasu potrzebował akceptacji, zrozumienia, czułości. I wszystko to znalazł w zaledwie kilkanaście dni. Po raz pierwszy, chyba od czasów dzieciństwa, zaczął mówić o swoich uczuciach, zaczął je szczerze okazywać. Nie miał pojęcia, jak do tego wszystkiego doszło. Po prostu – stało się. Miał wrażenie, że w ciągu najbliższych dni nic nie będzie mu w stanie zepsuć dobrego humoru – ani sprośne żarciki rzucane nieustannie przez Przemka, ani chuligańskie incydenty, które od czasu ataku na Frooma, zdarzały się na Tour de France niemal codziennie, ani godziny żmudnego przeglądania zgłoszeń o zaginięciach w dusznym, ciasnym pokoiku, ani nawet ten pieprzony gość z czarnego bmw M Z4 coupe. Cały świat przestał w zasadzie dla niego istnieć. Teraz była tylko Ona.
Znalazł coś, co pasowało do tego, o czym wczoraj opowiadała mu Małgosia. Zimą 2011 roku funkcjonariusze z Wydziału Zabezpieczenia Działań Straży Granicznej zatrzymali na lokalnej drodze podejrzany konwój ciężarówek.

piątek, 14 kwietnia 2017

Fundamenty - Rozdział XXVIII

Rozdział może zawierać elementy nieodpowiednie dla osób poniżej 18. roku życia.

Zaparkował w jednej z uliczek obok osiedla, na którym mieszkała Małgosia. Spojrzał na całkiem wysokie apartamentowce, pomalowane na biało. Jak to się w ogóle stało – myślał, uśmiechając się przy tym pod nosem. – Przecież ta dziewczyna jest z zupełnie innego świata. Studia w Warszawie, pewnie bogaci rodzice. A on? Samotny trzydziestojednoletni policjant z marną pensją, mieszkający w małym mieszkaniu w bloku, pamiętającym jeszcze poprzedni ustrój. Co on jej tak naprawdę mógł zaoferować? Czy oni w ogóle do siebie pasowali? Czy to było w ogóle możliwe? Przez cały ten czas, od momentu kiedy ją poznał, nie mógł zrozumieć, co ona w nim takiego widzi, co ją w nim aż tak pociąga. Przecież jest młoda, piękna, seksowna. Gdyby chciała owinęłaby sobie wokół palca prawie każdego faceta. Dlaczego więc on – ani szczególnie przystojny, ani bogaty? Po co jej ktoś taki? Przyjęło się, że to mężczyzna dużo zarabia, utrzymuje rodzinę. Nie czułby się dobrze, gdy w jego przypadku musiałoby być na odwrót. O czym ty w ogóle myślisz? – przerwał swoje rozmyślania. – Całowałeś się z nią kilka razy, kilka razy poszliście na spacer. Nic więcej. A może po prostu trzeba to zakończyć? – zastanawiał się, wbijając wzrok w kierownicę swojego podstarzałego już nieco forda. Może trzeba oszczędzić jej rozczarowania... Spojrzał na zegarek. Westchnął głęboko. Dochodziła piąta. Nieładnie byłoby się spóźnić –  stwierdził już nieco mniej przygnębiony, wysiadając z samochodu.        
– Jak tam minął dzień? – zapytała, kiedy prowadziła go do salonu.

Amok: Kolejne pięć minut dla obrzydliwego grafomana (recenzja)

© Witold Bączyk / z: filmweb.pl
Z końcem marca na ekranach kin w całej Polsce zawitał film "Amok". Koprodukcja polsko - szwedzko - niemiecka już na długo przed premierą wzbudzała spore kontrowersje. Bowiem scenariusz najnowszego obrazu Kasi Adamik został oparty na prawdziwych wydarzeniach, które rozegrały się kilkanaście lat temu w okolicach Wrocławia. I choć film nie jest w stu procentach autentyczną relacją jednej z najgłośniejszych spraw sądowych we współczesnej Polsce, podczas jego oglądania pojawia się zasadnicze pytanie: Czy twórcy nie przekroczyli pewnej granicy?

czwartek, 13 kwietnia 2017

Fundamenty - Rozdział XXVII

Przez cały dzień był rozkojarzony. Wcale nie z powodu zmęczenia, które udało mu się jakoś zredukować wypijając półlitrową puszkę napoju energetycznego, tylko z racji swoich dzisiejszych planów. Cały czas wyczekiwał na moment, kiedy dyskretnie będzie mógł sprawdzić w bazach danych Emilię Kwiatkowską i Rafała Czerwińskiego. Wciąż wydawało mu się, że spojrzenia kolegów są na nim dzisiaj skupione bardziej niż zwykle. Ale to mu się pewnie tylko wydawało... Jak zresztą wiele innych rzeczy, o których starał się nie myśleć.
Rozejrzał się po pokoju, w którym pracowali. Przemek na chwilę wyszedł, obwieszczając, że wróci za jakieś piętnaście, dwadzieścia minut. Siedzący naprzeciwko Maciek wydawał się być cały pochłonięty przeglądaniem zgłoszeń. To był dobry moment. Czachor, starając się nie okazywać swojego poddenerwowania, rozpoczął wyszukiwanie. 

wtorek, 11 kwietnia 2017

Fundamenty - Rozdział XXVI

Przemek ze znudzeniem wpatrywał się w ekran monitora. Kiedy weszli, podniósł na nich wzrok.
– I jak? – zapytał.
– Szkoda gadać. – Komisarz machnął ręką. – Biedni ludzie.
– Powiedzieliście im?
– Ta – odpowiedział, siadając za biurkiem. – Chyba nawet uwierzyli. – Ziewnął.
Bolała go głowa. Był zmęczony. Do tego było tak piekielnie gorąco. Chciał jak najszybciej wrócić do pensjonatu, nad jezioro, pójść na spacer z Małgosią – znaleźć się gdziekolwiek indziej niż w tym ciasnym, dusznym pokoiku.
– A o dzieciaku powiedzieliście?
– Tak – odezwał się Maciek. – Będą się chyba starać o prawo do opieki.
– Myślicie, że mają jakiekolwiek szanse?
– Kto wie... Nie są jeszcze jakoś bardzo starzy, mają dom... W razie czego rodzice tego Przybysza są zdaję się dosyć dziani. Może nawet jakoś by się dogadali między sobą.
Podkomisarz pokiwał głową.
– Aaa... Słuchaj. – Popatrzył na Artura. – Policjant przyniósł akta. – Wskazał na stos pożółkłych teczek, leżących na jego biurku. – Ale tej twojej nie było. Nie ma takiej sprawy. Musiałeś coś źle zapisać.
Serce zaczęło mu bić mocniej. Nie mógł się pomylić. Sprawdzał ten numer wczoraj co najmniej dziesięć razy. Na pewno dobrze go przepisał. Po co Marcin miałby mu podrzucać fałszywy numer sygnatury? Coś tutaj było nie tak...

niedziela, 9 kwietnia 2017

Fundamenty - Rozdział XXV

Ten dzień nie wyróżniał się niczym szczególnym. Tradycyjnie, już o ósmej zaczęli przeglądanie spraw zaginięć kobiet z ostatnich lat. Czachor na przemian ziewał, na przemian ocierał pot z czoła, który zaczynał ściekać mu do oczu. Cały czas myślał o wczorajszym spotkaniu.
Tak naprawdę to nawet nie wiedział, kim jest ten gość. Nie znał jego imienia, nazwiska. Nic. Poznali się przy jednej ze spraw, związanych ze zorganizowaną przestępczością. Pojawił się wtedy znikąd, pokazał im co i kogo konkretnie mają sprawdzić, a następnie zniknął. Potem spotkali się jeszcze kilka razy. Zawsze w podobnych okolicznościach – przestępczość zorganizowana, późna pora, czarne bmw M Z4 coupe, Czachor i Borowski oraz on – tajemniczy mężczyzna. Przedstawił się jako Marcin. Komisarz był jednak pewien w stu jeden procentach, że nie jest to jego prawdziwe imię. Twierdził, że pracuje dla jednej z "firm". Nigdy jednak nie podał żadnej nazwy, nie pokazał żadnej legitymacji. Komisarz był świadomy, że coś takiego w Polsce funkcjonuje. Te, jak to nazywał Marcin, firmy, które dbają o szeroko rozumiany porządek i bezpieczeństwo w państwie. Podsłuchują, inwigilują, robią co chcą. To wszystko było możliwe. Tylko dlaczego, do jasnej cholery, zainteresował się tą sprawą? – to pytanie nie dawało spokoju Arturowi. Niewątpliwe celem jego wizyty było pozyskanie informacji o Strzelińskim. Tylko po co? Po co? Chcieli go skompromitować, zdyskredytować? Jeśli tak, to Czachor nie miał nic przeciwko temu. Obawiał się jednak, że byłby to zbyt prozaiczny powód. Poseł Strzeliński nie był raczej wpływowym działaczem Dobrej Zmiany, a jedynie marionetką w rękach starych radykałów. Szczególnie niepokoił go fakt, że kilka dni temu już komuś o tym opowiadał. Te wszystkie spotkania z Marcinem... One zaczynały się przecież od... Nie mógł tak myśleć. Przynajmniej nie powinien. To co stało się kilka lat temu, mogło być wyłącznie zbiegiem okoliczności. Mogło być tysiąc innych powodów, dla których ktoś to zrobił. Ale co jeśli...
Szablon wykonała Shalis dla WioskaSzablonów przy pomocy AlexOloughlinFan, subtlepatterns.