– O
kurwa. – Wojciechowski pokręcił głową, obserwując nadal
siedzącego w sali przesłuchań syna posła Strzelińskiego. –
Młody po nią pojechał, ta? – zwrócił się do stojącego obok z
założonymi rękoma komisarza.
Czachor
przytaknął mu tylko ruchem głowy. Z niedowierzaniem patrzył na
tego młodego człowieka. Ile on mógł mieć lat? Najwyżej
dwadzieścia parę. Co siedziało w jego głowie? Jakim skurwielem
trzeba było być, aby coś takiego robić? Na początku Artur
myślał, że owszem – ma do czynienia z pedofilem, ale takim,
który nie posuwa się do żadnych czynów, z wyjątkiem chorego
fantazjowania i samo zaspokajania się przed roznegliżowanymi
zdjęciami kilkuletnich dzieci, ściągniętych z zagranicznych
serwerów. Mylił się... Ten sukinsyn robił to od co najmniej
dwóch, trzech lat. Krzywdził kogoś, kto nie był niczemu winien.
Niszczył komuś całe życie. Był po prostu jebanym zwyrodnialcem.
Jego tatuś też.
– Co
robimy? Czekamy na nich? – zapytał po chwili ciszy podkomisarz.
Artur
spojrzał na trzymane w ręku zdjęcia, które znalazł na pendrivie.
–
Poczekamy. Uderzymy na dwa fronty. Któreś prędzej czy później i
tak się przyzna.
W tym
momencie dobiegły ich krzyki, dochodzące z końca wąskiego
korytarzyka.
–
Proszę mnie puścić! Co panowie sobie do cholery myślą! Ja tego
tak nie zostawię! O nie! Ja z tym do sądu pójdę!
Dwóch
umundurowanych funkcjonariuszy prowadziło właśnie skutą od tyłu,
awanturującą się i szarpiącą na boki kobietę. Za nimi szedł
Maciek.
– O
proszę! – krzyknęła, kiedy podeszli bliżej Czachora i
Wojciechowskiego. – Wszystko jasne! Policyjne świnie! To jest
skandal! – Wykonywała takie ruchy, jak gdyby chciała się wyrwać
prowadzącym ją policjantom.
–
Tutaj, panie aspirancie?– Jeden z funkcjonariuszy wskazał na białe
drzwi.
–
Tak – przytaknął mu.
– Ja
tego tak nie zostawię! Jeszcze mnie popamiętacie! – wrzeszczała
kobieta, kiedy wprowadzano ją do biura, które wykorzystywano także
jako pokój przesłuchań.
–
Załatwione – odetchnął Król, kiedy zniknęli za drzwiami.
–
Zabraliście dziecko do szpitala? – zapytał komisarz.
–
Ta.
–
Mówiłem, że to jebana suka – rzucił Przemek. – Dobra, jak to
robimy dokładnie?
– My
wracamy do młodego Strzelińskiego, a Maciek – Artur wskazał na
aspiranta.– zajmie się Przybysz.
– Z
chęcią bym sobie teraz porozmawiał z tą piźniętą jędzą. –
Wojciechowski uśmiechnął się krzywo.
–
Ok, to ja zaczynam. – Król naciskał już na klamkę
pomieszczenia, do którego wprowadzono Joannę Przybysz.
Czachor
pokiwał głową na znak, aby wchodził. Kiedy aspirant zniknął za
drzwiami, znów zostali sami. Przez dłuższą chwilę w milczeniu
patrzyli tępym wzrokiem w lustro weneckie.
–
Idziemy? – Podkomisarz spojrzał na Artura.
–
Idziemy – odpowiedział, odrywając wzrok od szyby.
– Ja
zły, ty dobry?
–
Nie. – Pokręcił głową. – Teraz pokażemy skurwielowi, jak
bardzo zła i niedobra jest polska policja.
Wojciechowski
po cichu gwizdnął, a następnie ruszył za nim.
Nim
zdążyli usiąść, komisarz rzucił tonem zawierającym nutę
rozczarowania:
–
Nie dotrzymałeś naszej umowy.
Przez
twarz Macieja Strzelińskiego przemknęło zdziwienie.
–
Nie rozumiem – odezwał się mecenas Michalski. – Jaka umowa?
–
Pański klient nic panu nie powiedział? – Uśmiechnął się
złośliwie Przemek, kładąc na stole worek z pendrivami.
– Co
to jest? – zapytał zaskoczony adwokat, a następnie popatrzył
pytająco na syna posła.
– No
powiedz, panu mecenasowi, co tam jest. – Podkomisarz posłał
chłopakowi jadowite spojrzenie.
Chłopak
milczał.
– No
powiedz – naciskał Wojciechowski.
–
Panowie, panowie. – Michalski zamachał energicznie rękoma. – O
co tutaj chodzi?
– Te
pendrivy znaleźliśmy w sypialni pańskiego klienta – zaczął
tłumaczyć Czachor. – Ujawniliśmy na nich treści o charakterze
pornografii dziecięcej.
Adwokat
wydał się być nieco zszokowanym. Komisarz domyślał się jednak,
że było to na wpół udawane. Z tego co się orientował, była to
dosyć znana plotka. W zasadzie to prawdziwa historia...
–
Maciek – kontynuował, spoglądając na młodego Strzelińskiego –
obiecał być z nami szczery, w zamian za pewnego rodzaju dyskrecję.
Nie wywiązał się jednak z umowy.
–
Dlaczego?
–
Pamiętasz jak pytałem cię, o co się pokłóciłeś z ojcem? –
zwrócił się do młodzieńca.
Nic
nie odpowiadał. Znowu wbił wzrok w blat stołu.
–
Patrz na pana komisarza – rzucił ostrym tonem Wojciechowski. –
Nie słyszałeś pytania?
Adwokat
posłał Przemkowi pretensjonalne spojrzenie. Ten jednak wydał się
być tym zupełnie nie przejęty.
– No
co jest? – Nie odpuszczał.
–
Odpierz się pan – odezwał się nagle chłopak.
Przemek
spojrzał wyczekująco na Artura.
–
Rozumiem, że nie pamiętasz – zaczął komisarz po chwili ciszy.
– Może to ci pomoże. – Dynamicznym ruchem rozłożył na
stole, przygotowane wcześniej, zdjęcia.
Maciej
Strzeliński zamarł.
–
Zapytam jeszcze raz. – Król wypowiadał powoli każde słowo. –
Czy zna pani posła Krzysztofa Strzelińskiego?
Joanna
Przybysz, której na czas przesłuchania zdjęto kajdanki, patrzyła
teraz wyzywającym wzrokiem na aspiranta. Założyła jedną nogę na
drugą. Usta wydęła w dzióbek, jak gdyby zastanawiała się nad
jakąś ciętą ripostą.
–
Nie – odparła obojętnie, unosząc wzrok do góry.
– Na
pewno?
–
Myślałam, że jest pan nieco bardziej rozgarnięty niż pana
koledzy. Mówię przecież, że nie.
–
Dobrze. Proszę mi zatem opowiedzieć o swoim mężu.
– O
tej świni? – Skrzywiła się. – Po to mnie tutaj przywlekliście
w kajdankach? Wy chyba nie zdajecie sobie sprawy z konsekwencji...
– O
tym porozmawiamy później – przerwał jej stanowczo. – Proszę
opowiedzieć o swoim mężu.
–
Świnia – stwierdziła jednym słowem, a po chwili dodała: –
Pierdolona jebana świnia.
–
Zacznijmy od imienia. – Uśmiechnął się nieco.
–
Karol – odpowiedziała, odwracając wzrok na bok.
–
Nazwisko?
–
Przecież już mówiłam – zaczęła poirytowana – że nie
wzięliśmy rozwodu.
–
Dlaczego?
– Bo
widocznie mi się tak podobało – rzuciła lekceważąco. – Mogę
zapalić? – Zapytała rozdrażniona, rozglądając się po
pomieszaniu.
–
Nie.
– No
tak... – prychnęła.
–
Gdzie wyjechał mąż?
–
Pan jest, przepraszam, idiotą?
–
Gdzie wyjechał mąż? – powtórzył z naciskiem na każde
wypowiadane słowo.
– Do
Anglii – westchnęła z nieskrywaną irytacją.
–
Gdzie dokładnie?
–
Skąd mam wiedzieć? – obruszyła się.
– A
kochanka męża?
– Co
kochanka?!– zareagowała dosyć agresywnie.
–
Proszę mi o niej opowiedzieć – poprosił, starając się być dla
niej uprzejmym, chociaż tak naprawdę próbował ją właśnie
celowo jeszcze bardziej zdenerwować.
–
Zdzira, pinda, suka, dziwka, kurwa – wyliczała obojętnie. – Coś
jeszcze?
–
Może na początek imię i nazwisko.
Joanna
Przybysz westchnęła ciężko.
–
Przecież mówiłam...
–
Nie wierzę, że nie pamięta pani jak nazywała się kochanka męża
– przerwał jej.
Kobieta
otworzyła usta, ale na tym poprzestała. Chyba nie spodziewała się
takich słów ze strony przesłuchującego ją policjanta. Zresztą,
nie wyglądała na osobę, która pozwalałaby komukolwiek poddawać
w wątpliwość jej twierdzenia.
–
Paulina Wiśniewska. Zgadza się? – Popatrzył na nią uważnie.
Złość i irytacja wydawały mu się tylko maskami na twarzy
kobiety. Tak naprawdę odczuwała teraz strach. Wiedziała, że ma
coś na sumieniu. Król też to wiedział.
–
Może...– Starała się zabrzmieć jak najbardziej obojętnie.
–
Czyim dzieckiem jest Zuzanna Przybysz? – Zaczynał uderzać w coraz
bardziej czułe punkty.
–
Jej – odburknęła.
– Na
pewno?
–
Mogę mieć prośbę?
–
Słucham.
–
Czy mógłby porozmawiać ze mną ktoś... hmm... bardziej
rozgarnięty. Nie żebym coś do pana miała... – mówiła z
udawaną uprzejmością.
–
Nie sądzę – odparł krótko. – Czyli mam rozumieć, że Zuzanna
Przybysz to dziecko pani Wiśniewskiej?
–
Tak – westchnęła po raz kolejny. – Gdzie ona w ogóle teraz
jest?
–
Kto?
–
Zuzia.
–
Zajęliśmy się nią. Proszę się o nią na razie nie niepokoić.
Jest w dobrych rękach – zapewnił. – Dlaczego rodzice Pauliny
Wiśniewskiej nie wiedzieli nic o ciąży? – kontynuował.
– A
skąd ja mam, do jasnej cholery, wiedzieć? Przepraszam, dowiem się
w końcu dlaczego tutaj właściwie jestem?
–
Wszystko w swoim czasie – odpowiedział spokojnie, próbując cały
czas utrzymywać z nią kontakt wzrokowy.
–
Wszystko w swoim czasie... – powtórzyła, przedrzeźniając go. –
Jakim prawem wy mnie tutaj w ogóle trzymacie?! W ogóle to macie
jakiś nakaz? Jakim prawem zakuliście mnie w kajdanki? – pytała
z oburzeniem.
–
Gdyby zachowywała się pani spokojnie, nikt by nie zakładał pani
kajdanek – wytłumaczył Maciek.
– Ja
tego tak nie zostawię – zagroziła.
– Ma
pani takie prawo – odparł obojętnie. – Mąż przysyła pani
pieniądze, tak? – zmienił temat.
–
Chociaż na tyle go stać...
–
Przelewa je pani na konto?
– A
co to pana w ogóle obchodzi?!
Widząc,
że nie zrobiło to wrażenia na aspirancie, odpowiedziała:
–
Przysyła w paczkach.
– Co
robi pani z pieniędzmi?
– No
to już chyba...
–
Chodzi o to, gdzie je pani przechowuje. Wpłaca je pani na konto w
banku?
–
Różnie. Co to ma w ogóle za znaczenie?
Sprawiała
wrażenie zdziwionej, chociaż nie do końca. Chyba zaczynała zdawać
sobie sprawę z tego, że popełniła błąd. I to wcale nie podczas
przesłuchania, a dwa dni wcześniej, kiedy Przemek i Artur
rozmawiali z nią w Bachmatówce.
–
Zapytam po raz kolejny. Czy zna pani posła Krzysztofa
Strzelińskiego?
–
Mówię przecież... – Machnęła ręką. – Nie.
Chyba
już się zorientowała – pomyślał z satysfakcją aspirant. Już
nie była taka odważna, jak przed chwilą.
–
Rozumiem. – Pokiwał powoli głową. – A jego syna Macieja
Strzelińskiego?
–
Nie.
–
Może Pawła Teodorczyka?
–
Nie. O co chodzi?
Maciek,
nie spiesząc się, otworzył leżącą na biurku teczkę i wyciągnął
z niej kartkę papieru. Następnie podsunął ją, siedzącej
naprzeciwko, Joannie Przybysz.
– Co
to? – W jej głosie nie było już słychać arogancji.
–
Wyciąg z konta bankowego posła Strzelińskiego – wyjaśnił. –
Proszę spojrzeć na operacje zakreślone markerem. – Wskazał
palcem jedną z nich.
Kobieta
siedziała, tępo wpatrując się w wydruk. Wiedziała, co na nim
jest. Wiedziała też, co to dla niej oznacza. Teraz prawdopodobnie
myślała nad jakimś sensownym wytłumaczeniem.
–
Chciałaby mi pani coś powiedzieć? – zapytał Król po dłuższej
chwili.
Milczała.
Zmarszczyła czoło. Myślała. Myślała, jakie wyjście z tej
sytuacji będzie dla niej najlepsze. Podniosła wzrok na policjanta.
W jej, dotychczas wyrażających bezczelność i pewność siebie,
oczach pojawiły się łzy.
– To
było jakieś trzy lata temu... – zaczęła tłumaczyć płaczliwym
głosem. – Przychodzili, dzwonili...
–
Kto?
–
Strzeliński i... i... i jego ludzie.
– Po
co?
–
Ggrozili nam... Straszyli, że sppalą mi ddom. – Łkała po cichu.
– Że... że... że tten chłopak... jego syn... że on...
pporwie... Zzzuzię.
–
Dlaczego?
–
Bbbo jja... – zwiesiła głos.
Cała
się trzęsła. Wyglądała żałośnie. Co chwila ocierała policzki
z łez, jeszcze bardziej rozmazując, nałożony w nadmiernej ilości,
tusz do rzęs.
–
Tak? – zachęcił ją do mówienia.
– Bo
jja... – próbowała dokończyć. – Bbo ja... – Maciek upewnił
się, czy ustawiona w rogu pomieszczenia kamera jest włączona. Za
chwilę miały paść decydujące słowa. – Ja widziałam, jak oni
zakopywali te zwłoki – powiedziała na jednym oddechu.
Kurwa
mać – pomyślał ze złością aspirant. Nie o to chodziło...
Chociaż musiał przyznać, że gdyby nie nieścisłości w czasie,
to historyjka Joanny Przybysz byłaby całkiem sensowna.
–
Obbiecali co mmiesiąc przelewać pieniąddze. Miałłam millczeć –
tłumaczyła.
Król
nie odzywał się. Zastanawiał się jak to teraz rozegrać.
–
Jja – mówiła dalej. – Jja koccham Zzzuzię. To nie mmoje
ddziecko, alle jja ją kochham. Nnaprawdę. – Popatrzyła mu prosto
w oczy, wyczekując zrozumienia.
–
Kłamie pani – stwierdził pewnym głosem.
Zapadła
cisza. Kobieta zmarszczyła brwi i spojrzała z nienawiścią na
policjanta. Wyglądała tak, jakby za chwilę miała rozszarpać go
na strzępy. Maciek nawet przez chwilę zaczął obawiać się
reakcji Przybysz. Nie pokazywał tego jednak po sobie.
–
Jak pan śmie?! – wykrzyknęła, jednocześnie wybuchając płaczem.
– Jak pan może?! Jezu... – Zakryła twarz dłońmi, głośno
szlochając.
Odczekał
chwilę. Co teraz powinien zrobić? Chyba trzeba było zrobić
przerwę... Tak.
–
Proszę się nad tym jeszcze zastanowić – powiedział, wstając
od biurka i przechodząc obok niej.
–
Zostań z nią – polecił stojącemu przy drzwiach
funkcjonariuszowi.
Ruszył
w kierunku dystrybutora z wodą. Musiał ochłonąć. Kiedy wracał,
popijając z plastikowego kubka, z pokoju przesłuchań wyszli jego
koledzy.
–
Chujnia – rzucił na jego widok Wojciechowski. – Nasz książę
zamilkł jak, kurwa, zaklęty.
– Co
u ciebie? – zapytał Artur.
–
Kłamie – stwierdził aspirant. – Ale już wie, że wpadła.
Teraz będzie wciskać mi różne historyjki, na przykład o tym, że
pieniądze były w zamian za milczenie w sprawie zwłok zakopanych na
działce obok.
–
Tempa dzida – odezwał się z nieskrywaną złością podkomisarz.
– Jak, kurwa, można coś takiego urządzić dla dzieciaka? Kurwa,
jak? Ja rozumiem, że to nie jej... Ale kurwa! – Pokręcił z
niedowierzaniem głową.
Czachor
też nie rozumiał. Tego nie dało się zrozumieć. To co zrobiła
Przybysz... To co zrobił Strzeliński... Tego nie dało się chyba
nawet opisać słowami. Poczuł wibrujący w kieszeni telefon. SMS.
Od Małgosi. Cholera, nie miał teraz do tego głowy. Jednak chciał.
Był ciekawy. Uważał, że powinien. Odblokował ekran, nieco się
uśmiechając.
Kogo
zatrzymaliście w parku?
Cholera, tylko nie to – pomyślał zestresowany. Zauważył, że
dłonie mu się nieco spociły. Nie mógł jej teraz zbyć. Czuł, że
mógłby wszystko zepsuć. Ale przecież tak nie można... Spojrzał
na Maćka i Wojciechowskiego. Uniósł palec nad dotykową
klawiaturą. Zastanawiał się. Powinien? Nie. Chciał? Tak. Huk, raz
się żyje – uznał w końcu i zaczął pospiesznie redagować
odpowiedź.
M.
Strzeliński. Jest afera. Pote... – zatrzymał
się, a następnie po chwili namysłu wykasował początek ostatniego
zdania i wysłał wiadomość.
Jaka
afera???
Westchnął ciężko.
Teraz
przesłuchujemy. Godzina, dwie, trzy...
OK
:) Niedaleko jest fajna kawiarnia ;)
Adres?
Pułaskiego
32. Daj znać, jak skończycie
OK
:)
:*
Poczuł to przyjemne uczucie. Na chwilę zapomniał o tej całej
cholernej sprawie. Myślał tylko o niej. Nieważne było to, o co go
pytała. Ważne było, że to ONA go pytała. Może potrzebował już
tego wcześniej? Może gdyby miał kogoś, kto by go odciągał od
tych wszystkich śledztw, kiedy wracał z pracy... Może...
– Kolega, patrzę coś rozpromieniał – wyrwał go z zamyślenia
głos Przemka. – Czyżby...
– Może. – Kąciki jego ust mimowolnie powędrowały ku górze.
– No! – Poklepał go po ramieniu. – Tylko pamiętaj, o
tajemnicy śledztwa. – Puścił do niego oczko, a następnie głośno
się zaśmiał: – Żartuję, stary. Nie rób takiej miny. To ty
nas możesz co najwyżej podpierdolić.
Usłyszeli czyjeś kroki. W ich kierunku szła młoda, ubrana w
mundur policjantka.
– Panie aspirancie – odezwała się ciepłym, nieco nieśmiałym
głosem, kiedy się do nich zbliżyła. – Pani sierżant dzwoniła,
że już skończyli w szpitalu.
– I?
– No i... tego... – zawiesiła głos.
– Są ślady wykorzystania? – wtrącił się Czachor.
– Są. – Spuściła nieco głowę.
Jeszcze się wyrobi – uznał komisarz, a następnie uśmiechając
się przyjaźnie, zwrócił się do funkcjonariuszki:
– Dziękujemy.
– Jebany skurwiel – zaklął podkomisarz, kiedy dziewczyna
zniknęła w głębi korytarzyka.
Artur całkowicie się z nim zgadzał. Jak można było coś takiego
robić? Jak można było na takie coś pozwalać? Dobra zmiana –
pomyślał ze złością. Najchętniej zostałby teraz sam na sam ze
Strzelińskimi i Przybysz. Ale nie... Nie wywiną się. W pierdlu
przeżyją koszmar. Sam się o to zatroszczy. Teraz pozostawało ich
tylko do niego wsadzić.
– Wracamy? – Popatrzył po stojących obok kolegach.
– Wracamy – stwierdził Przemek, pewnym krokiem ruszając do
drzwi. – Dojebmy skurwielom.
– Wszystko już wiemy – rzucił w stronę młodego
Strzelińskiego, kiedy tylko wszedł do pomieszczania.
Chłopak nadal milczał. Od czasu, kiedy Czachor pokazał mu zdjęcie,
nie wypowiedział ani jednego słowa. Jego wargi drżały. Był blady
jak ściana. Na czole co chwila pojawiały się wielkie krople potu,
powoli zsuwające się po twarzy. Co jakiś czas nerwowo zerkał na
adwokata, jakby liczył na to, że ten w jakiś niewytłumaczalny
sposób zabierze go z tego miejsca. O niczym takim nie mogło być
mowy. Mieli dowody. Całkiem twarde. Wszystko jednak można było
podważyć. Szczególnie w tego typu sprawach. Szczególnie, kiedy
podejrzanym był syn posła, a sam poseł był w sprawę zamieszany.
– Joanna Przybysz wszystko nam powiedziała – dodał podkomisarz,
gdy zajął miejsce naprzeciwko chłopaka.
– Kłamie – zaprzeczył gwałtownie, po czym prawieże zakrył
sobie dłonią usta. Zatrzymał się w pół ruchu. Zrozumiał, że
popełnił błąd.
– Czyli znasz Joannę Przybysz? – zapytał Artur.
– Nie... – Popatrzył na Michalskiego. Ten jednak, nie do końca
rozumiejąc chyba o co w tym wszystkim chodzi, nie odezwał się ani
słowem. Po wyrazie jego twarzy było widać, że stara się wszystko
dokładnie przeanalizować i ułożyć. – Nie znam – powtórzył
z większą pewnością w głosie.
– To skąd możesz wiedzieć, że kłamie? – zaśmiał się
Przemek.
– Tak...
– Srak – przerwał mu, ignorując kolejne pełne wyrzutu i
zniesmaczenia spojrzenie mecenasa. – Wszystko nam powiedziała,
Maciek. Wszystko wiemy, rozumiesz?
– Panowie – odezwał się w końcu Michalski – proszę zatem o
przedstawienie waszej wersji. W przeciwnym razie nie widzę dalszego
sensu...
– Dobra – zgodził się z obojętnością w głosie
Wojciechowski. – Przyznanie się do winy zawsze by trochę
poprawiło sytuację pańskiego klienta... – Zawiesił głos,
spoglądając na przestraszonego chłopaka w oczekiwaniu na to, że
ten coś powie. Nadal jednak konsekwentnie milczał. – ...ale
widzę, że nie są tym panowie zainteresowani – stwierdził
krótko. – Artur? – zwrócił się do komisarza.
– Pani Joanna Przybysz, mieszkanka Bachmatówki – zaczął, będąc
wywołanym do odpowiedzi – przyznała, że przyjmowała pieniądze
od posła Krzysztofa Strzelińskiego w zamian za możliwość
wykorzystywania seksualnego, znajdującej się pod jej opieką,
Zuzanny Przybysz przez syna pana posła – Macieja Strzelińskiego,
czyli pańskiego klienta.
– Macie panowie na to jakieś dowody?
– Owszem – odpowiedział ze spokojem w głosie. – Ale to
jeszcze nie wszystko... – Spojrzał na młodego Strzelińskiego,
który był teraz tak przestraszony, że wydawało się, że zaraz
zemdleje. – Pani Przybysz twierdzi, że poseł Strzeliński i
pański klient zastraszali ją i wymusili na niej przyzwalanie na
wykorzystywanie seksualne dziecka, będącego pod jej opieką.
– Dowody? – naciskał mecenas. Na jego twarzy oprócz sporego
zdziwienia także malował się strach. Chyba nawet on, wiedzący
zapewne o skłonnościach syna swojego dawnego kolegi, nie
przypuszczał, że jest on gotowy posunąć się do czegoś takiego.
– Mamy zeznania pani Przybysz, operacje bankowe posła
Strzelińskiego, badania lekarskie Zuzanny Przybysz – poinformował.
– To jeszcze nic nie znaczy – stwierdził z udawaną pewnością
i obojętnością adwokat.
– Być może... – odparł komisarz. – Czekamy jeszcze na
przesłuchanie Zuzanny Przybysz. Dalej twierdzisz, że jej nie znasz?
– Spojrzał na chłopaka.
– Nic nie mów. – Powstrzymał go gestem ręki Michalski. – Nie
będziemy z panami rozmawiać o ich własnych domysłach czy też
wymysłach jakiejś kobiety.
Policjanci popatrzyli po sobie nieco skonsternowani. Nie do końca
tak to sobie wyobrażali. Liczyli, że wspomnienie o zeznaniach
Przybysz, zawierające informację o tym, że była zmuszana przez
Strzelińskich, spowoduje, że chłopak zacznie się bronić przed
tym właśnie zarzutem, a tym samym przyzna do wykorzystywania
dziecka. Niestety Maciej Strzeliński był chyba w zbyt wielkim
szoku. Ktoś odkrył jego tajemnicę. Tajemnicę, którą udawało mu
się skrywać przez kilka, może nawet kilkanaście lat.
– W takim razie – zaczął powoli Artur. – Prokurator jeszcze
dzisiaj przedstawi pańskiemu klientowi zarzut posiadania materiałów
pedofilskich oraz usiłowania zabójstwa ojca – Krzysztofa
Strzelińskiego i najprawdopodobniej skieruje wniosek o
trzymiesięczny areszt – zakończył, wstając od stołu.
Maciek już na nich czekał. Jego nieco zasępiona mina nie
zwiastowała niczego dobrego.
– Dupa – stwierdził. – Cały czas mi ryczała i wymyślała
jaki jestem zły, nieczuły, okrutny i tak dalej... – Machnął
ręką. – A u was?
– To samo – odpowiedział mu Przemek. – Jeszcze ten pierdolony
Michalski. – Pokręcił głową.
Czachor zerknął na telefon. Sam do końca nie wiedział dlaczego.
Mówił sobie, że chciał sprawdzić godzinę. Przez myśl
przemknęło mu również, że być może chciał sprawdzić czy nie
dostał żadnego nowego SMSa od Małgosi.
– Co robimy? – zapytał, chowając smartfona do kieszeni.
Wojciechowski zastanowił się chwilę, drapiąc się po podbródku.
– Młody, próbowałeś blefu, że niby chłopak ją podpierdolił?
– zwrócił się do aspiranta.
– Ta. – Pokiwał smętnie głową.
– Kurwa... Nie ma sensu już ich dzisiaj ruszać.... Gówniarza
wsadzimy na dołek na pewno, z nią się jeszcze zobaczy. Może przez
noc przemyślą sobie to wszystko... Dobra. – Ożywił się nieco.
– Młody, weź się protokołami zajmij, a my do Cielaka pójdziemy
pogadać o nakazach i przesłuchaniu dziewczynki, ok?
– Robi się – westchnął, będąc wyraźnie rozczarowanym i być
może już nieco zmęczonym.
O rany...a ja narzekałam na brak akcji. ;) Super.
OdpowiedzUsuńMówisz - masz! Czytelnik, nasz Pan :D
Usuń