piątek, 14 kwietnia 2017

Amok: Kolejne pięć minut dla obrzydliwego grafomana (recenzja)

© Witold Bączyk / z: filmweb.pl
Z końcem marca na ekranach kin w całej Polsce zawitał film "Amok". Koprodukcja polsko - szwedzko - niemiecka już na długo przed premierą wzbudzała spore kontrowersje. Bowiem scenariusz najnowszego obrazu Kasi Adamik został oparty na prawdziwych wydarzeniach, które rozegrały się kilkanaście lat temu w okolicach Wrocławia. I choć film nie jest w stu procentach autentyczną relacją jednej z najgłośniejszych spraw sądowych we współczesnej Polsce, podczas jego oglądania pojawia się zasadnicze pytanie: Czy twórcy nie przekroczyli pewnej granicy?



Zbrodnia doskonała. Z dwoma wyjątkami

O tej sprawie mówiono nie tylko w Polsce, ale i na całym świecie. Był grudzień 2000 roku. Dwóch wędkarzy znajduje nad brzegiem Odry ludzkie zwłoki. Wezwani na miejsce policjanci nie mają żadnych wątpliwości. Doszło do brutalnego morderstwa. Ofiara jest skrępowana. Widoczne są ślady duszenia i uderzeń. Przeprowadzona sekcja wykaże, że młody mężczyzna, który padł ofiarą przestępstwa, przed śmiercią był bity i maltretowany w okrutny sposób. Wkrótce udaje się ustalić tożsamość denata. Jest nim Dariusz J., przedsiębiorca z Wrocławia.

Początkowo śledczy zakładają różne wersje. Tę najbardziej prawdopodobną wydaje się motyw finansowy. Tortury, którym poddano ofiarę przed śmiercią, mogłyby wskazywać na to, że morderca chciał wymusić na przedsiębiorcy jakieś określone działania, np. przepisanie majątku. Brano też pod uwagę motyw osobistej zemsty.

Jednak po roku śledztwo zostaje umorzone. Policjanci utknęli w martwym punkcie. Do sprawy wrócono w 2005 roku. Dopiero wtedy śledczy zainteresowali się, nieodnalezionym do tej pory, telefonem J. Okazuje się, że kilka dni po morderstwie, został sprzedany na portalu aukcyjnym. Właśnie wtedy funkcjonariusze zaczynają interesować się Krystianem Balą. W sieci natrafiają na prowadzonego przez niego bloga, na którym umieszcza fragmenty swojej powieści pt. "Amok". Zawarte w niej szczegóły są w dużym stopniu zbieżne ze sprawą z 2000 roku.

Bala przebywa za granicą. Kiedy tylko w styczniu 2006 r. pojawia się w kraju, zostaje zatrzymany. Okazuje się, że jego była żona, o którą był chorobliwie zazdrosny, znała się przelotnie z wrocławskim przedsiębiorcą. Początkowo autor "Amoku" przyznaje się do winy. Później odwołuje wszystkie zeznania, próbuje symulować chorobę. Jednak trzy lata później zostaje skazany prawomocnym wyrokiem sądu na karę 25 lat więzienia. Co ciekawe, jego książka - która niezwykle zyskała na popularności - nie została ostatecznie włączona do obciążającego pisarza materiału dowodowego.

Bala Cię zdenerwuje. I to bardzo 

Tyle słowem wstępu. Fabuła filmu jest bowiem niemal identyczna, jak opisane powyżej wydarzenia. Z uwagi na dobra osobiste rodziny ofiary, zmieniono tylko niektóre szczegóły m. in. dane osobiste, wykonywany zawód.

Jak podkreślają producenci, film skupia się na losach Krystiana Bali. W rolę pisarza - mordercy wciela się Mateusz Kościukiewicz. Trzeba przyznać, że aktor doskonale odnalazł się w tej kreacji. Filmowy Bala irytuje widza od pierwszej do ostatniej sceny. Poznajemy go jako młodego studenta filozofii, który ma na utrzymaniu żonę (Zofia Wichłacz) i malutkiego synka (Michał Puchacz, Kosma Press). Każdą wolną chwilę poświęca jednak nie rodzinie, a swojej książce. Od samego początku uważa ją za swego rodzaju arcydzieło. Zamknięty godzinami w swoim pokoju, do którego nikogo nie wpuszcza, tworzy makabryczne, bardzo obrazowe sceny. Jest człowiekiem zamkniętym w sobie, ale jednocześnie pewnym swego i zarozumiałym. Nie można mu też odmówić ponadprzeciętnej inteligencji. Wykazuje też niezdrowe zainteresowanie sprawą odnalezionych nad brzegiem rzeki zwłok. Zabiera nawet w to miejsce swojego kilkuletniego syna.

Dziwaczna gra

Najbardziej intrygującym wątkiem filmu Kasi Adamik jest zdecydowanie gra, jaką Bala toczy z komisarzem Jackiem Sokolskim (Łukasz Simlat). Mężczyzna zwodzi policjanta do tego stopnia, że ten popada niemalże w obłęd. Przyznaje się. Za chwilę odwołuje zeznania. Udaje kompletnego wariata. Zjada nawet protokół przesłuchania. W swojej grze sprawnie wykorzystuje media. Komisarz w pewnym momencie sam zaczyna wątpić w jego faktyczną winę, o której był jeszcze nie tak dawno przekonany. Nie wie czy zachowanie Bali, nie jest przypadkiem tylko sposobem na promocję jego własnej książki.

Podobne wrażenie odnosi widz przez cały film. Bala jest jednostką patologiczną. Wszystkie jego działania ukierunkowane są na promocję "Amoku". Sam wykonuje anonimowy telefon, w którym informuje policję o książce. Sam zawiadamia dziennikarzy o swoim aresztowaniu. Przez cały czas znakomicie się bawi. Szyderczy uśmiech jest stałym elementem jego twarzy. Każdy kto wejdzie z nim w jakąś głębszą relację - czy to żona Zosia, czy to komisarz Sokolski - zaczyna wariować, gubić się w otaczającym go świecie. A Bali w to graj.



Tak jak być powinno

Na uwagę zasługuje doskonała konstrukcja scen. Widz ogląda "Amok" w ciągłym napięciu. Nieprzewidywalność i nieliniowość głównego bohatera, pomimo że straszliwie irytuje, jest zdecydowanym autem. Nigdy nie wiemy jak się zachowa, co za chwilę powie. Przyzna się? Nie przyzna się? Skażą go? Uniknie odpowiedzialności? Jest mordercą czy po prostu świrem? To pytania, które towarzyszą widzowi przez niemal cały film. Nic nie jest tutaj jasne.

Kasia Adamik starannie buduje mroczny klimat niedopowiedzeń, niejasności i tajemnic. Szczególnie w pamięć zapadają cytaty z książkowego "Amoku". Grafomańskie, pornograficzne opisy połączone z niezwykłą brutalnością sprawiają, że człowiek odruchowo się wzdryga. Film jest zdecydowanie mocny i wulgarny. I dobrze. Bo inaczej tej historii opowiedzieć by się raczej nie dało. Przynajmniej nie w realistyczny sposób. Cieszy, że mamy swoich polskich reżyserów, którzy nie oszukują widza, nie podkolorowują mrocznej rzeczywistości.

Pytanie, czy warto było tak

Twórcy "Amoku" pokazali Krystiana Balę takim, jakim jest naprawdę. Złym, obrzydzającym, obślizgłym. Wystarczy obejrzeć, dostępne w sieci, wywiady, których udzielał będąc już w więzieniu, żeby zrozumieć, co mam na myśli. To człowiek zdemoralizowany, przekonany o swoim geniuszu. Innych uważa za mniej inteligentnych. Ci którzy krytykują książkę "Amok" (zresztą bardzo słusznie - wystarczy sięgnąć po krótkie fragmenty), nie potrafią - zdaniem Bali - jej zrozumieć.

Film, jako wytwór kultury audiowizualnej, zasługuje jak najbardziej na pochwałę. Nie zanudza, angażuje emocjonalnie widza, nie pozostawia obojętnym. Do tego został świetnie zrealizowany pod względem technicznym. Jednak po wyjściu z sali kinowej ma się mieszane uczucia. Bala, ten prawdziwy, znowu ma swoje pięć minut. Rodzina Dariusza J. na nowo przeżywa swój dramat. O marnej książce wyjątkowego zwyrodnialca znowu zrobiło się głośno. Mam jednak nadzieję, że tylko na krótką chwilę. Bo o takich ludziach i pseudoartystach pamiętać nie warto.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Szablon wykonała Shalis dla WioskaSzablonów przy pomocy AlexOloughlinFan, subtlepatterns.