piątek, 27 stycznia 2017

Fundamenty - Rozdział XV

Przez niemal pół godziny przeglądali Internet czytając, rozprzestrzeniające się w zawrotnym tempie, informacje o ataku na posła Strzelińskiego. Oczywiście artykuły były pełne niejasności i niedopowiedzeń. To jednak w żaden sposób nie przeszkodziło internautom w wysnuwaniu najbardziej spiskowych teorii. Aby rozładować trochę napięcie, policjanci dla żartów zaczęli czytać komentarze czytelników. Co chwila przewijał się w nich zamach. Rozbieżność pojawiała się w tym, kto go dokonał. Rosjanie. Niemcy. Rząd. A nawet Żydzi. Czachor zastanawiał się, czy ci ludzie naprawdę wierzą w bzdury, które wypisują. Ktoś nawet wspomniał o ataku kosmitów, ale został momentalnie „zakrzyczany” przez elektorat DZ. Ciekawe, czy już to nadają w telewizji? Skoro trafiło na pierwsze pozycje w serwisach, to pewnie tak. Artur rozejrzał się po pokoju. Niestety nie znalazł w nim telewizora.
W progu stanął podinspektor Górski. Opierał się o drewnianą framugę, energicznie kręcąc głową. Komisarz w jego oczach dostrzegł złość. Wściekłość. Nie. Tam było widać po prostu wkurwienie. Naczelnik był po prostu solidnie wkurwiony.

– Panowie – odchrząknął – mówiłem, że mamy burdel. Pomyliłem się. Mamy pierdolony, rozkurwiony w chuja burdel! Wiecie o czym, kurwa, mówię?!
Wszyscy trzej pokiwali głowami. Artur cały czas odnosił jednak wrażenie, że wszystkie te słowa są kierowane wyłącznie do Króla i Wojciechowskiego.
– Za pół godziny będzie tutaj rzecznik – powiedział już nieco spokojniej Górski. –  A chuj wie, kiedy zjedzie się ta cała dzicz. Macie przygotować notatkę, żeby Pietrzak miał co do tych, pierdolonych w chuja, kamer powiedzieć. Rozumiemy się?
Znowu mu przytaknęli.
– Wojciechowski! – przywołał podwładnego wpatrzonego w blat swojego biurka. –  Co masz?
Podkomisarz podniósł na niego wzrok.
– Raczej wykluczyłbym zamach.
– Bez jaj! – krzyknął, uderzając pięścią we framugę.
Przemek zrobił taką minę, jak gdyby nie rozumiał oburzenia podinspektora.
– Szkielet? – zapytał naczelnik.
– Wątpię.
– Wrogowie?
– Na razie brak.
– Żona?
– Ewidentnie coś ukrywa. Myślimy, że kryje syna.
– Tego zboczucha?
– No właśnie. Klaudia znalazła ciekawe rzeczy w jego pokoju.
– Tylko na razie nie piszcie o tym w notatce.
– Najpierw to musimy dorwać sukinsyna.
– Spierdolił?
– Jak to próbowała nam wmówić Strzelińska – w nocy był u kolegi. Tylko ani nazwiska tego kolegi, ani nawet numeru do syna nie mogła nam dać.
– Jak do wieczora się nie znajdzie, to rozpoczniemy oficjalne poszukiwania – stwierdził Górski.
– Pod pretekstem?
– Normalnie, w końcu trzeba upierdolić tego sukinsyna. Jeżeli znaleźliście to gówno, to się tak łatwo nie wywinie.
– Ale to szef załatwi nakaz, ok?
Podinspektor skrzywił się na twarzy.
– Dobra – westchnął z udawaną obojętnością. – Biorę to na siebie. Ja w przeciwieństwie do prokurator Cieślak w dupie mam te wszystkie pierdolone układy i układziki. Chuj, że jest synem posła. Póki co w tym kraju nawet syn posła nie ma prawa tego robić. Normalnie chuja bym mu uciął.
– To by był dopiero zamach – zaśmiał się lekko Przemek.
Górski uśmiechnął się delikatnie.
– Włamanie wykluczyliście, tak? – upewniał się.
– Zamki nienaruszone.
– Czyli na razie stawiamy na syna, ale się z tym nie wychylamy. Co teraz zamierzacie zrobić?
– Poszukać chłopaka – odpowiedział mu Wojciechowski.
– Szukajcie – stwierdził naczelnik, obracając się i wychodząc z pokoju.

– Dobra – zaczął podkomisarz –  pomysły jak dorwać gówniarza?
– Telefon? – zaproponował Maciek.
– Ok. Zaraz się przejdę do Klaudii. Może przypadkiem zabezpieczyli już jakąś komórkę, w której będzie jego numer. Jakieś jeszcze pomysły? Komisarzu? – Obrócił się w stronę Czachora.
– Facebook? Może w międzyczasie wstawił jakiegoś posta? Wtedy spróbujemy dojść po lokalizacji.
– To może zająć więcej czasu, bo będziemy musieli pierdolić się z administratorem – zauważył Przemek. – Ale jak czemuś z telefonem nie wypali, to skorzystamy z Facebooka. Ewentualnie ja się zabiorę za tą Strzelińską – dodał niechętnie. – A ten, jak on, Teodorczyk? Powiedział coś ciekawego?
– Oprócz tego, że to pewnie zamach, to nic – odpowiedział komisarz. – Gość jest nieźle rąbnięty. Twierdzi, że nie dostał się na prawo, bo sfałszowali mu maturę.
– I niech zgadnę, wspaniałomyślny i dobroduszny poseł przyjął go pod swe anielskie skrzydła?
– Dokładnie.
– Kurwa, czego to ludzie teraz nie wymyślą... – Pokręcił głową. –  Ja rozumiem, że polityka to niezły biznes, ale żeby robić z siebie takich idiotów... Ciekawe ile razy ten Teodorczyk musiał zrobić loda dla tego swojego cudownego pana. Nosić teczkę tak wspaniałej osobistości to nie byle posada, wymagająca zapewne wielu poświęceń – zaśmiał się.
Arturowi zadzwonił telefon. Spojrzał na wyświetlacz. Nie miał zapisanego tego numeru. Małgosia? Nie. Ona miała inną końcówkę. Zresztą, ten ktoś dzwonił na służbowy numer. Czachor miał bowiem smartfona z dwiema kartami SIM.
– Artur Czachor, słucham – odebrał, nakazując gestem dłoni, aby Przemek był cicho.
– Dzień dobry, komisarzu. Paweł Teodorczyk z tej strony. – W słuchawce odezwał się przejęty głos asystenta.
Komisarz zamachał ręką, aby dali mu coś do pisania.
– Przejrzałem te wszystkie maile i listy jeszcze raz – kontynuował. – I znalazłem w nich coś niepokojącego. Bardzo niepokojącego. – Jego głos drżał. Czachorowi wydawało się, że gość gra. Dosyć kiepsko gra.
– Tak? – podsunął sobie podaną przez Maćka kartkę i długopis.
– Nigdy nie zwracałem na to uwagi, bo wie pan, mam tego tak dużo. Codziennie piszą do nas Polki i Polacy ze swoimi problemami. Ale duża część tych obrzydliwych gróźb była wysyłana przez jedną i tę samą osobę. Jeden z naszych członków, bardzo dobry informatyk, już ustalił adres IP tej osoby. Zaraz wyślę je panu esemesem.
– Rozumiem. Chciałbym jednak zobaczyć te... Maile, tak?
– Tak. To były maile. Bardzo obraźliwe i pełne nienawiści pod adresem naszego biednego pana posła. – Artur uznał, że gość jest rzeczywiście kiepskim aktorem. Po samym głosie można było rozpoznać, że wygłaszana przez niego mowa jest elementem tandetnego politycznego przedstawienia.
– Przygotuje mi je pan na jutro? – Ciągnął rozmowę mimo to.
– Tak, tak oczywiście – zapewnił pospiesznie. – Jutro będą na pana czekały razem z innymi podobnymi wiadomościami.
– Świetnie. W takim razie czekam na esemesa.
– Dobrze, dobrze. Już zaraz wysyłam. Do usłyszenia, panie komisarzu – zakończył rozmowę.
Przemek spojrzał pytająco na Artura.
– Teodorczyk – wyjaśnił. – Przejrzał jeszcze raz maile i listy, zawierające pogróżki i znalazł powtarzającego się nadawcę. Zaraz ma wysłać IP.
W tym momencie na telefon Czachora przyszła wiadomość tekstowa z tego samego numeru, z którego przed chwilą dzwonił asystent posła Strzelińskiego. Komisarz uznał, że warto go chyba na jakiś czas dodać do kontaktów.
– Masz? – zapytał Wojciechowski.
– Tak.
– Dobra – Klasnął w dłonie wstając z krzesła. – Młody zostaje i pisze notatkę, a my idziemy namierzać synalka i zobaczyć te twoje IP. Chociaż z tym nie liczyłbym na wiele. Pewnie jakiś bezrobotny świr, któremu nudzi się w domu i oskarża wszystkich dookoła o swoje niepowodzenia.
– Pewnie tak – westchnął Czachor.

Zeszli na parter, gdzie mieściło się biuro techników. Przemek nacisnął na klamkę i wszedł do środka.
– Klaudii nie ma – odezwał się, siedzący w końcu pomieszczenia starszy, wyłysiały nieco, mężczyzna ze sporą nadwagą. Właśnie zdejmował obudowę komputera zabezpieczonego w gabinecie posła. – Pojechała z powrotem do domu Strzelińskiego. Dopilnować chłopaków –  wyjaśnił.
– Nie szkodzi – stwierdził podkomisarz.
– Ludzie w ogóle nie mają już do niczego szacunku – powiedział sam do siebie, patrząc ze smutkiem na poobijaną jednostkę centralną.
– Panie Zbyszku –  zwrócił się do niego Wojciechowski. –  mamy może jakiś telefon z domu posła?
Mężczyzna podrapał się po głowie, na której gdzieniegdzie sterczały jeszcze siwe włosy. Następnie podszedł do stojących pod ścianą kartonowych pudełek i zaczął szperać.
– Coś chyba było... – rzucił w kierunku policjantów, przerzucając zabezpieczone w foliowych woreczkach przedmioty.
– Jest. – Podał im smartfona, spoglądając wcześniej na naklejkę na przezroczystym opakowaniu. –  Ten znaleźliśmy w gabinecie. Tam gdzie doszło do przestępstwa. Tylko nałóżcie rękawiczki. –  Podsunął im pudełko z lateksowymi rękawiczkami. – Jeszcze nie zdążyliśmy go obejrzeć.
Przemek wyjął telefon. Był włączony. Zaczął przeglądać listę kontaktów. Jak się nazywał ten chłopak? Cholera. Nie mieli chyba jego imienia.
– Artur, ty wiesz jak on ma na imię? Syn Strzelińskiego.
Czachor zastanowił się przez chwilę. Próbował sobie przypomnieć, czy podczas rozmowy z żoną posła padło imię chłopaka.
– Raczej nie – odpowiedział. – Jak rozmawiałem ze Strzelińską, to chyba ani razu nie użyła jego imienia.
– Kurwa... – Pan Zbyszek podniósł na chwilę wzrok słysząc przekleństwo. – Gość ma z milion osób w tym telefonie. Do usranej śmierci będziemy tego szukać. Czekaj. Zadzwonię do tego policjanta, który siedzi w szpitalu. Niech zapyta Strzelińską. – Odłożył telefon posła i sięgając do kieszeni wyszedł z pokoju.
Czachor stał w milczeniu. Obserwował technika, wyciągającego z komputera dysk twardy.
– A pana to już skądś przysłali? – zapytał, nie podnosząc na niego wzroku. –  Z Białego pewnie, co? –  Przyjrzał mu się z delikatnym uśmiechem. – Poważna sprawa w sumie.
– W zasadzie to przyjechałem po co innego, a to tak przy okazji – wyjaśnił komisarz.
– Aaa. To pewnie do tego szkieletu NN, co? Rzeczywiście ktoś coś mówił, że przyślą kogoś z Komendy Wojewódzkiej. Ale zaraz...–  zastanowił się. –  To nie na działce tego Strzelińskiego, ten szkielet wykopali?
– No tak – przytaknął Czachor. –  Ale na razie tego nie łączymy ze sobą – dodał.
– Maciek – powiedział Przemek wchodząc z powrotem do pokoju. – Maciej Strzeliński. – Zaczął na nowo przeszukiwać listę kontaktów.
Po chwili zwrócił się do technika:
– Panie Zbyszku, namierzy mi pan jeden numer?
Popatrzył na niego badawczo.
– No namierzę, namierzę –  Westchnął, biorąc telefon posła do ręki. –  Jak zwykle bez papierka?
– Potraktujmy to jako zagrożenie życia lub zdrowia.
Technik zaśmiał się, a następnie usiadł do komputera stojącego na biurku.
– Chodźcie tutaj – Zaprosił ich gestem, aby stanęli za jego plecami. – Maciek, tak?–  pokazał im ekran smartfona z wyświetlonym imieniem chłopaka i jego numerem telefonu.
– To będzie pewnie ten – stwierdził Przemek.
– Dobra. – Mężczyzna uruchomił jakiś program.
Po chwili na monitorze pojawiła się mapa, podobna do tej z Google Maps. Jednak już na pierwszy rzut oka wyglądała na bardziej szczegółową. Pan Zbyszek wpisał w okienko znajdujące się w górnym rogu ekranu numer telefonu, który chcieli namierzyć. Zatwierdził enterem. Aplikacja rozpoczęła wyszukiwanie. Po chwili na mapie czerwonym kołem został zaznaczony dosyć spory obszar w okolicach Suwałk.
– Wygląda na to – westchnął technik. – że wasz delikwent opuścił już miasto. Dokładność wynosi tutaj niestety jakieś trzy, pięć kilometrów.
Nie na to liczyli. Mieli nadzieję, że program wskaże konkretny punkt na mapie, najlepiej w samych Suwałkach. Obszar trzech, pięciu kilometrów był zdecydowanie zbyt duży, aby dotrzeć do chłopaka. Przemek, będąc nieco rozczarowany, wypuścił powoli powietrze z ust.
– Dupa –  przyznał. – Idziemy szukać go na Facebooku.
Już miał wychodzić, kiedy o czymś sobie przypomniał. Czachor wciąż stał w miejscu, wydobywszy w międzyczasie ze swojej kieszeni telefon.
– A no tak... –  Podkomisarz zatrzymał się tuż przed drzwiami.
– Panie Zbigniewie –  zwrócił się do niego uprzejmie komisarz. –  mam tutaj adres IP. Dałoby się go sprawdzić?
– Dałoby, dałoby. Dawaj.
Podał mu smartfona z włączoną wiadomością od Teodorczyka.
– Wszystko teraz w tych telefonach... – Pokręcił głową mężczyzna.
– Ale pan zobaczy, panie Zbyszku – Uśmiechnął się Przemek. – Jakie to dla nas ułatwienie. Pięćdziesiąt lat temu nie dało się sprawdzić logowań telefonu, a teraz...
– Kiedyś ludzie takich głupot nie robili jak teraz –  odparł całkiem poważnie. –  Żeby pięćdziesiąt lat temu ktoś dygnitarza dźgnął jakiegoś... A teraz co? Pięć latek góra pewnie, co?
– No nie wiem. Prokurator jeszcze nie podjęła decyzji pod co to podciągniemy. Możliwe, że pod usiłowanie zabójstwa.
– Aaaa. –  Machnął ręką. – Teraz to i tak nie to samo co kiedyś. – Włożył papier do stojącej obok monitora drukarki.
– Spokojnie, idą zmiany – zaśmiał się Przemek.
– A co, młody? Wreszcie może porządek jakiś będzie. Tego Barana to już dawno trzeba było wyrzucić. – Podał Czachorowi wydruk.
– Lisowska nie lepsza – powiedział pod nosem Wojciechowski, kiedy wychodzili.
Idąc na górę, Czachor spojrzał na kartkę, którą otrzymał.
– Jaki dostawca? – zapytał podkomisarz.
– Co?
– Jakiego masz tam dostawcę internetu wpisanego?
– LokalNet&TV Ratajczak – przeczytał Czachor.
– No to mamy szczęście. Czyjś brat tam pracuje. –  Uśmiechnął się do Artura tajemniczo.
Komisarz domyślał się, o kogo może chodzić.


=> Rozdział XVI

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Szablon wykonała Shalis dla WioskaSzablonów przy pomocy AlexOloughlinFan, subtlepatterns.