Po dwunastej wrócili do samochodu, gdzie czekał na Maciek. Stał oparty o maskę. Widząc ich, wziął łyk wody z trzymanej w ręku półtoralitrowej butelki wody.
– I jak? – zapytał.
– Lipa – odpowiedział bez entuzjazmu Przemek, robiąc przy tym grymas na twarzy i spoglądając w coraz bardziej piekące słońce. – Klimę włączyłeś?
– Ta.
– A u ciebie?
– Wiesz co, rewelacji raczej nie będzie – zaczął. – Ale mam coś. – Wyjął z tylnej kieszeni spodni notatnik, otworzył go i szybko coś przeczytał. – Państwo Wiśniewscy... – Podniósł palec w górę, przyglądając się swoim zapiskom. – od ponad pięciu lat nie wiedzą, co dzieje się z ich córką.
– Niech zgadnę – przerwał mu z rozbawieniem na twarzy Wojciechowski. – Dziewczyna ma na imię... Jak to było, stary? – zwrócił się do Artura.
Nim ten zdążył jednak mu odpowiedzieć, Przemek przypomniał sobie imię dziewczyny.
– Paula! – prawie że wykrzyknął z radością.
Maciek zrobił zdziwioną minę.
– Paulina – doprecyzował. – Skąd wiedziałeś?
Podkomisarz popatrzył z niezadowoleniem w niebo.
– Wsiadaj, młody. – Wskazał na stojący przy drodze samochód. – Tutaj jest za gorąco...– Zawiesił głos. – A na dodatek jesteśmy pod obserwacją. – Uśmiechnął się pod nosem, spoglądając w kierunku domu Joanny Przybysz.
Kiedy wsiedli, Wojciechowski również wyjął swoje notatki i zaczął je przeglądać.
– Byliśmy u takiej wrednej suki. – Zajrzał do notesu. – Joanna Przybysz – przeczytał, przesadnie akcentując. – Mieszka sama z dzieckiem... – Zrobił pauzę. – ale nie swoim. Mężuś podrzucił jej bachora i spierdolił gdzieś daleko z tą twoją Paulą. Cała historia młody. Chociaż... – Popatrzył z uśmiechem na Czachora. – może wredna Aśka zabiła kochankę swojego męża, a ten spierdolił ze strachu – zaśmiał się.
– Zaczekaj. – Czachor zmrużył powieki. – Mówisz, że rodzice nie wiedzą, co dzieje się z ich córką? Nie utrzymują żadnego kontaktu? Nie przysyła paczek, listów?
– No właśnie nie. – Aspirant odwrócił się zza kierownicy. – Rodzice nie wiedzą nic o żadnym romansie. W ogóle nic nie wiedzą. Podobno, któregoś dnia wieczorem zorientowali się, że ich córki nie ma w domu.
– I niby nie wiedzieli o ciąży? – zapytał z niedowierzaniem Przemek.
– Słuchaj, mi powiedzieli, że dziewczyna po prostu pewnego dnia przepadła. Wyparowała.
– Zgłaszali to na policję? – Czachor zadał kolejne pytanie.
– Twierdzą, że tak. Jeszcze nie ruszyliśmy w ogóle zaginięć z okolicy. Trzeba będzie to jak najszybciej przejrzeć – stwierdził. – Tylko, wiecie... – Popatrzył na nich porozumiewawczo. – Dziewczyna spakowała swoje rzeczy, niby nic nikomu nie mówiła, ale sami rozumiecie jak to mogło wyglądać.
– Bo jest pewnie tak, jak mówi ta Przybysz – uznał podkomisarz. – Panienka zawinęła się i spierdoliła z kochasiem...– Zajrzał do notatek. – do Anglii i tyle. Przybysz twierdzi, że regularnie dostaje paczki od mężunia i gra muzyka. Z drugiej strony niezły wariat z niego, dziecko obcej laski żonie zostawić i nawiać– zaśmiał się, kręcąc przy tym głową.
– Czekaj, czekaj... – zaczął Maciek. – To jest dziecko tej Pauli?
– No przecież pytałem cię młody, czy starzy wiedzieli, że była w ciąży. A ty co niby myślałeś?
– No że... Że będąc w ciąży wyjechała, a ten dzieciak to... no... legalny.
– Legalny – Podkomisarz wybuchnął śmiechem. Klepnął Króla w nogę. – Dobre, młody! Dobre! Dobra Zmiana już pewnie tam dla ciebie fotel naczelnika wydziału praworządności w policji szykuje. O kurwa!
– Mnie tylko dziwi – wtrącił Czachor, kiedy Przemek ucichł – że rodzice nic nie wiedzą. Przecież ten Przybysz wysyła żonie regularnie paczki. A laska siedzi niby cicho. Po co? Z drugiej strony – kontynuował – ta wioska to przecież tylko kilka, góra kilkanaście chałup. Myślicie, że to wszystko utrzymałoby się przez tyle czasu w tajemnicy? Rodzice by się nie dowiedzieli, że uciekła z Przybyszem, który przysyła byłej żonie paczki?
– Nie wiem. – Zamyślił się Wojciechowski. – Wiesz jak to jest. Mała wiocha. Ludziom może jest po prostu wstyd za córkę i wmawiają sobie, że nic nie wiedzą. Ale do czego w zasadzie zmierzasz?
– To pewnie będzie ślepy zaułek – zaczął ostrożnie. – Tak samo jak ze Strzelińskim i poprzednim właścicielem działki. Ale trzeba będzie sprawdzić, co dzieje się z Przybyszem i Wiśniewską. I tak na razie nie mamy chyba innych pomysłów.
– Myślisz, że ten szkielet może należeć do Pauliny Wiśniewskiej? – Żywo zainteresował się Król.
– Bez kitu... – powiedział nieco podekscytowany Wojciechowski. – Widziałeś jaka ta laska jest agresywna, nie? – Popatrzył na Czachora. – Jak się wkurzała, jak o to wszystko pytaliśmy?
– No nie wiem... – Komisarz skrzywił się na twarzy. – Mógł być też inny powód...
– No dobra, ale pomyślcie – ciągnął dalej. – Laska ma niezły temperament. Dowiaduje się o romansie męża z Wiśniewską. Postanawia ukarać kochankę męża, być może również jego samego. Zabija ją i nie do końca trzeźwo myśląc, zakopuje ciało nieopodal swojego domu w nadziei, że nikt go nigdy nie znajdzie. Z domu zabiera rzeczy i pali je chociażby w piecu albo wyrzuca po prostu na śmietnik. Liczy na to, że policja uzna to za ucieczkę z domu. Mąż albo ze strachu spierdala i w obawie przed groźną żoną przysyła co jakiś czas paczkę, albo, co jest bardziej prawdopodobne, podziela los swojej dziewczyny, a paczek i pieniędzy tak naprawdę nie ma. Albo są od kogo innego – dodał.
– W zasadzie wiek się zgadza – przyznał Maciek. – Co o tym sądzisz?– spojrzał na komisarza.
Artur musiał się zastanowić. To brzmiało jednocześnie zbyt ładnie i zbyt nieprawdopodobnie. Nie wyobrażał sobie jakoś zgryźliwej Joanny Przybysz w roli morderczyni męża i jego kochanki. Chociaż... Trzeba było wziąć pod uwagę, że minęło już trochę czasu. Ludzie, wbrew pozorom, zmieniali się. Postanowił jednak, że uspokoi nieco kolegów.
– Szczerze? Nie wiem. Też o tym pomyślałem. Musimy na początek, tak jak już mówiłem, sprawdzić gdzie są i co robią pan Przybysz i Paulina Wiśniewska. Jeżeli rzeczywiście wyjechali do Anglii, to nie powinno być z tym większego problemu. Zresztą, w razie czego, Przybysz powiedziała, że dostaje paczki, więc jest na nich pewnie jakiś adres nadawczy. A jak coś będzie rzeczywiście na rzeczy, to trzeba będzie zacząć od polatania po okolicy z georadarem. Działkę sprawdzaliście?
– Georadarem?– Wojciechowski wydawał się nieco zdziwiony jego pytaniem. – Co, ty... Ale jak uważasz, że powinniśmy, to mów. Coś się załatwi.
– Na razie nie – odparł. – Myślę, że w ogóle nie będzie takiej potrzeby. Jest pewnie tak, jak mówiła ta kobieta. Jeżeli tak, to sprawdzenie tego będzie czystą formalnością.
– No to co? – Podkomisarz klasnął w dłonie i spojrzał na sportowy zegarek, który miał na ręku. – Prawie pierwsza. Nic tu po nas. Weekend, panowie – oznajmił zadowolony.
Maciek wrzucił wsteczny i zaczął zawracać. Artur nieco się zasępił. "Pewnie jest tak, jak mówiła ta kobieta". Jeżeli rzeczywiście tak jest, to jest chujowo – stwierdził.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz